Jeśli posługujesz się takimi samymi środkami to jaka jest różnica między agresywnym ateistą, a agresywnym katolikiem Arturem?
dokładnie taka sama jak miedzy agresywnym napastnikiem a odpowiadającym agresja napadniętym
Ok, rozumiem. To samo, za to samo tak?
Argument rodzinny jest jakimś argumentem, ale cokolwiek pozamerytorycznym :)
z mojej perspektywy to juz tak lekko nie wyglada ;))
Nikt nie obiecywał, że będzie lekko :))
no nie wiem. Ja wychodze z zalożenia, że Boga można nie uslyszeć i przez całe życie i ma sie to nijak do szukania/pragnienia usłyszenia Go.
Można Boga nie usłyszeć przez całe życie, ale ma się to bardzo mocno do szukania i pragnienia usłyszenia Go. Jeśli ktoś bardzo chce i szuka, nasłuchuje, uważnie patrzy, uważnie żyje to Go usłyszy. Nie ma opcji. Niektórzy mają farta i On ich sam znajduje poklepując po ramieniu, albo kopiąc w tyłek niekiedy. Jeśli można Jego istnienie wymóżdżyć to tym bardziej można Go usłyszeć. Tylko trzeba umić słuchać
A może zwyczajnie jest tak, że każdy ma swoją ścieżkę znajdowania Go? Może właśnie po to ileś tych dróg jest i wcale nie są rozłączne tylko stanowią wybór?
nie mówię, że nie. Ale co to jest za ścieżka, którą idą (idą w ogóle jakąś ścieżką?) ci o których pisze?
Idą Artur, każdy idzie. To, że nam się niektóre z tych ścieżek nie podobają, albo budzą odrazę, albo kompletnie się z nimi nie zgadzamy, nie odbiera tym ścieżkom ich ścieżkowatości. Jaka ona jest w przypadku tych, o których piszesz to ja nie wiem. Mnie się wydaje kolczasta cokolwiek i straszliwie hałaśliwa, ponieważ jednak sama jestem daleka od porządku, ciszy i spokoju to już się może przymknę.
Kolesie bredzący o potworze spaghetti, krasnoludkach i nabijający się z Jezuska to są właśnie ludzie, którzy walczą sprowadzając sprawy skomplikowane do absurdu. Widać muszą walczyć, po coś to im jest. Ciebie denerwują?
wiesz dlaczego (min.) lubię z toba gadac? Bo wszystko mi wskazuje na to, że z ciebie jest bardzo porządna babeczka, do tego pokładająca w ludziach sporo ufności. Moim zdaniem nieuzasadnionej. Ale bije z tego jakieś ciepło i jest w tym sporo kobiecości, co mnie ujmuje zwyczajnie. Zupełnie poważnie to napisałem.
To miłe :) Z tą ufnością nieuzasadnioną masz całkowitą rację, bezwzględnie. Przestałam z tym walczyć co nie zmienia faktu, że to trochę tak, jakby żyć będąc wystawionym do okładania kijem.
Tutaj to ja się nie zgadzam. Prymitywizm to brak środków, choćby intelektualnych, czasem poznawczych, czasem emocjonalnych do poznania czegoś, zgłębienia, zajęcia się.
jak zwał tak zwał- jest to prymitywizm tak czy siak
Tak.
Intelektualny leń może te środki mieć, ale nie chce mu się. Wyłącza jakiś obszar ze swojego życia, bo albo go to coś nie interesi, albo tyłka z fotela ruszyć mu się nie chce. Najczęściej potem dorobi do tego stosowną filozofię, a naprawdę uczciwy powie, że mu się nie chciało.
jasne, Kościół taka postawę uznaje za grzeszną. Wiesz, marnowanie daru bożego i te sprawy. Ja takimi ludźmi w pewien sposób pogardzam tak samo, jak pogardzam tymi, którzy otrzymali od rodziców majątek i go rozpieprzyli fundując swoim dzieciom dziadowskie życie.
Mnie jest bardziej żal tych zmarnowanych darów i talentów, ale znowu sama kilka zmarnotrawiłam w pocie czoła więc nie będę się czepiać. Dziwne rzeczy robimy czasem ze swoim życiem, cholera, ale to już inny temat raczej.
Myślisz, że każdy ateista jest jednocześnie racjonalistą? Teraz mi to przyszło do głowy. Nie wiem, muszę się zastanowić, bo w pierwszym odruchu wydało mi się, że niekoniecznie.
oczywiście, że nie jest. Ten “racjonalizm” to specyficzna quasireligia skorelowana z ateizmem. Natomiast ten ateizm najpopularniejszy to zwykła ignorancja.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale myślę że często ludzie ustawiają sobie rozmaite sprawy w swoim życiu na zasadzie negatywnegopunktu odniesienia. To coś jak: określam siebie przez negację tego, czemu się przeciwstawiam. Tak może być z agresywnymi ateistami. Nie wierzą w Boga, nie pasuje im w związku z tym żadna religia. I można by powiedzieć coś,co już padało w tej naszej rozmowie, że luz. Niech sobie żyją. Oni jednak nie chcą uznać, że luz ponieważ ich działanie jest działaniem anty, jest najczęściej skoncentrowane na tym, że ja taki NIEjestem. Nie wiem jaki jestem, ale z pewnością NIETAKI. Wtedy to jest właśnie ta quasireligia.
Co do tej agresji to już arundati. roy pisała wcześniej, że ją to spotkało więc widać się zdarza.
oczywiście, rózne nieprzyjemne rzeczy się zdarzają na świecie. Bywa, że komus na łeb spadnie meteoryt albo walnie w kogos piorun. Ale to sa przypadki tak nieliczne, że pomijalne. Nie rozumiem więc dlaczego akurat z takich przypadków jak ten wskazany przez arundati próbuje sie robic normę do zwalczania
Bo dla agresywnego ateisty to jest właśnie to czym się karmi jego anty .
To gadanie o zabieraniu religii i co z tego miałoby wyniknąć jest faktycznie jakieś słabowate… Zupełnie jakby wierzący nic w życiu nie robili tylko zajmowali się wierzeniem.
wpadnij kiedys na salonik na blog Wyrusa to zobaczysz cuda wianki. Niejaki nameste zupełnie na powaznie twierdził cos podobnego wyliczając ile to godzin ludziska spędzają w kościołach bezproduktywnie mamrocząc pod nosami modlitwy a mogliby sie np. angielskiego w tym czasie nauczyć. I to jest ponoć jeden z tych najmędrszych na lewicy. W sumie to dobra nasza, skoro to jest ICH Olimp
Czytam wyrusa bardzo często, ale komentarze bardziej wybiórczo chyba. Niesłusznie. To może być ciekawe doświadczenie. Ostatnio i tak wyrus najbardziej walczy z justowaniem tekstu, co w jego wydaniu dostarcza mi rozrywki niezwykłej :))
No dobrze walczą. Walczą głównie słowem, umówmy się choć nie chcę w ten sposób tej walki bagatelizować. Walczą i co? Tak było jest i będzie.
czy będzie to niekoniecznie. W historii juz parę razy tak to wygladało, że najpierw były słowne ataki, później te ataki sie przekształcały w agresje jak najbardziej fizyczną a po jakimś czasie przychodziła Św. Inkwizycja i brała cale to bractwo za mordę. OK, ostatnim razem (w. XX) nie było chrześcijańskiej kontry- czyli wszystko przed nami
Ludzie najbardziej waleczni są w słowie i anonimowo. Wiem coś o tym. O ile już mają się ujawnić to pokornieją, cichną, nie to mieli na myśli. Blogosfera jest karykaturą życia w pewien sposób. I tego się trzymajmy. W realu tego nie ma przecież. Nie w takim stopniu.
Każda ze stron uważa, że ta druga jej się w coś wpieprza. Jedni drugim trochę jednak włażą ze swoją jedyna prawdziwą wizją świata, nie?
jasne, bo świat jest jeden i za mały dla wszystkich.
Jest całkowicie dla wszystkich wystarczający. Trochę więcej optymizmu jak słowo daję.
Oczywiście każda uważa, że ta jej wizja to jest właśnie TA.
jasne to zupełnie naturalne i w sumie zdrowe. Ja nie mam nic przeciwko ścieraniu się wartości. Ale WARTOŚCI, na Boga a nie jakichś podsrywajek. Podsrywaczami pogardzam.
Pod tym zdaniem podpisuję się bez zastrzeżeń.
Z tego nie ma wyjścia. Podsrywki są podsrywkami, plugastwa plugastwami i ja nie twierdzę, że najlepszą reakcją jest brak reakcji.
Twierdzę, że najgorszą reakcją jest walka.
a jaka jest lepsza? Pytam, bo zawsze mi sie wydawalo, że jak ktoś kogos atakuje, to najwięcej sensu ma dowalenie atakującemu tak, żeby wpełzł na powrót pod kamień spod którego wylazł
Jaka jest lepsza? Pilnowanie swojej drogi. Równowaga, spokój. To nie jest oczywiście tak, że ja jestem niespotykanie spokojną osobą. Ooooooj nie jestem. Takie jednak mam spostrzeżnie, że jak pilnuję tego co ja mam do pilnowania i uda mi się opanować waleczny zapał to większość cudzej agresji gaśnie szybciej niż mogłaby się naprawdę rozpalić. Atakujący wraca pod swój kamień.
Artur
Jeśli posługujesz się takimi samymi środkami to jaka jest różnica między agresywnym ateistą, a agresywnym katolikiem Arturem?
dokładnie taka sama jak miedzy agresywnym napastnikiem a odpowiadającym agresja napadniętym
Ok, rozumiem. To samo, za to samo tak?
Argument rodzinny jest jakimś argumentem, ale cokolwiek pozamerytorycznym :)
z mojej perspektywy to juz tak lekko nie wyglada ;))
Nikt nie obiecywał, że będzie lekko :))
no nie wiem. Ja wychodze z zalożenia, że Boga można nie uslyszeć i przez całe życie i ma sie to nijak do szukania/pragnienia usłyszenia Go.
Można Boga nie usłyszeć przez całe życie, ale ma się to bardzo mocno do szukania i pragnienia usłyszenia Go. Jeśli ktoś bardzo chce i szuka, nasłuchuje, uważnie patrzy, uważnie żyje to Go usłyszy. Nie ma opcji.
Niektórzy mają farta i On ich sam znajduje poklepując po ramieniu, albo kopiąc w tyłek niekiedy.
Jeśli można Jego istnienie wymóżdżyć to tym bardziej można Go usłyszeć. Tylko trzeba umić słuchać
A może zwyczajnie jest tak, że każdy ma swoją ścieżkę znajdowania Go? Może właśnie po to ileś tych dróg jest i wcale nie są rozłączne tylko stanowią wybór?
nie mówię, że nie. Ale co to jest za ścieżka, którą idą (idą w ogóle jakąś ścieżką?) ci o których pisze?
Idą Artur, każdy idzie. To, że nam się niektóre z tych ścieżek nie podobają, albo budzą odrazę, albo kompletnie się z nimi nie zgadzamy, nie odbiera tym ścieżkom ich ścieżkowatości.
Jaka ona jest w przypadku tych, o których piszesz to ja nie wiem. Mnie się wydaje kolczasta cokolwiek i straszliwie hałaśliwa, ponieważ jednak sama jestem daleka od porządku, ciszy i spokoju to już się może przymknę.
Kolesie bredzący o potworze spaghetti, krasnoludkach i nabijający się z Jezuska to są właśnie ludzie, którzy walczą sprowadzając sprawy skomplikowane do absurdu. Widać muszą walczyć, po coś to im jest. Ciebie denerwują?
wiesz dlaczego (min.) lubię z toba gadac? Bo wszystko mi wskazuje na to, że z ciebie jest bardzo porządna babeczka, do tego pokładająca w ludziach sporo ufności. Moim zdaniem nieuzasadnionej. Ale bije z tego jakieś ciepło i jest w tym sporo kobiecości, co mnie ujmuje zwyczajnie. Zupełnie poważnie to napisałem.
To miłe :)
Z tą ufnością nieuzasadnioną masz całkowitą rację, bezwzględnie. Przestałam z tym walczyć co nie zmienia faktu, że to trochę tak, jakby żyć będąc wystawionym do okładania kijem.
Tutaj to ja się nie zgadzam. Prymitywizm to brak środków, choćby intelektualnych, czasem poznawczych, czasem emocjonalnych do poznania czegoś, zgłębienia, zajęcia się.
jak zwał tak zwał- jest to prymitywizm tak czy siak
Tak.
Intelektualny leń może te środki mieć, ale nie chce mu się. Wyłącza jakiś obszar ze swojego życia, bo albo go to coś nie interesi, albo tyłka z fotela ruszyć mu się nie chce. Najczęściej potem dorobi do tego stosowną filozofię, a naprawdę uczciwy powie, że mu się nie chciało.
jasne, Kościół taka postawę uznaje za grzeszną. Wiesz, marnowanie daru bożego i te sprawy. Ja takimi ludźmi w pewien sposób pogardzam tak samo, jak pogardzam tymi, którzy otrzymali od rodziców majątek i go rozpieprzyli fundując swoim dzieciom dziadowskie życie.
Mnie jest bardziej żal tych zmarnowanych darów i talentów, ale znowu sama kilka zmarnotrawiłam w pocie czoła więc nie będę się czepiać.
Dziwne rzeczy robimy czasem ze swoim życiem, cholera, ale to już inny temat raczej.
Myślisz, że każdy ateista jest jednocześnie racjonalistą? Teraz mi to przyszło do głowy. Nie wiem, muszę się zastanowić, bo w pierwszym odruchu wydało mi się, że niekoniecznie.
oczywiście, że nie jest. Ten “racjonalizm” to specyficzna quasireligia skorelowana z ateizmem. Natomiast ten ateizm najpopularniejszy to zwykła ignorancja.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale myślę że często ludzie ustawiają sobie rozmaite sprawy w swoim życiu na zasadzie negatywnego punktu odniesienia. To coś jak: określam siebie przez negację tego, czemu się przeciwstawiam.
Tak może być z agresywnymi ateistami. Nie wierzą w Boga, nie pasuje im w związku z tym żadna religia. I można by powiedzieć coś, co już padało w tej naszej rozmowie, że luz. Niech sobie żyją.
Oni jednak nie chcą uznać, że luz ponieważ ich działanie jest działaniem anty, jest najczęściej skoncentrowane na tym, że ja taki NIE jestem. Nie wiem jaki jestem, ale z pewnością NIE TAKI.
Wtedy to jest właśnie ta quasireligia.
Co do tej agresji to już arundati. roy pisała wcześniej, że ją to spotkało więc widać się zdarza.
oczywiście, rózne nieprzyjemne rzeczy się zdarzają na świecie. Bywa, że komus na łeb spadnie meteoryt albo walnie w kogos piorun. Ale to sa przypadki tak nieliczne, że pomijalne. Nie rozumiem więc dlaczego akurat z takich przypadków jak ten wskazany przez arundati próbuje sie robic normę do zwalczania
Bo dla agresywnego ateisty to jest właśnie to czym się karmi jego anty .
To gadanie o zabieraniu religii i co z tego miałoby wyniknąć jest faktycznie jakieś słabowate… Zupełnie jakby wierzący nic w życiu nie robili tylko zajmowali się wierzeniem.
wpadnij kiedys na salonik na blog Wyrusa to zobaczysz cuda wianki. Niejaki nameste zupełnie na powaznie twierdził cos podobnego wyliczając ile to godzin ludziska spędzają w kościołach bezproduktywnie mamrocząc pod nosami modlitwy a mogliby sie np. angielskiego w tym czasie nauczyć. I to jest ponoć jeden z tych najmędrszych na lewicy. W sumie to dobra nasza, skoro to jest ICH Olimp
Czytam wyrusa bardzo często, ale komentarze bardziej wybiórczo chyba. Niesłusznie. To może być ciekawe doświadczenie.
Ostatnio i tak wyrus najbardziej walczy z justowaniem tekstu, co w jego wydaniu dostarcza mi rozrywki niezwykłej :))
No dobrze walczą. Walczą głównie słowem, umówmy się choć nie chcę w ten sposób tej walki bagatelizować. Walczą i co? Tak było jest i będzie.
czy będzie to niekoniecznie. W historii juz parę razy tak to wygladało, że najpierw były słowne ataki, później te ataki sie przekształcały w agresje jak najbardziej fizyczną a po jakimś czasie przychodziła Św. Inkwizycja i brała cale to bractwo za mordę. OK, ostatnim razem (w. XX) nie było chrześcijańskiej kontry- czyli wszystko przed nami
Ludzie najbardziej waleczni są w słowie i anonimowo. Wiem coś o tym. O ile już mają się ujawnić to pokornieją, cichną, nie to mieli na myśli. Blogosfera jest karykaturą życia w pewien sposób. I tego się trzymajmy. W realu tego nie ma przecież. Nie w takim stopniu.
Każda ze stron uważa, że ta druga jej się w coś wpieprza. Jedni drugim trochę jednak włażą ze swoją jedyna prawdziwą wizją świata, nie?
jasne, bo świat jest jeden i za mały dla wszystkich.
Jest całkowicie dla wszystkich wystarczający. Trochę więcej optymizmu jak słowo daję.
Oczywiście każda uważa, że ta jej wizja to jest właśnie TA.
jasne to zupełnie naturalne i w sumie zdrowe. Ja nie mam nic przeciwko ścieraniu się wartości. Ale WARTOŚCI, na Boga a nie jakichś podsrywajek. Podsrywaczami pogardzam.
Pod tym zdaniem podpisuję się bez zastrzeżeń.
Z tego nie ma wyjścia. Podsrywki są podsrywkami, plugastwa plugastwami i ja nie twierdzę, że najlepszą reakcją jest brak reakcji.
Twierdzę, że najgorszą reakcją jest walka.
a jaka jest lepsza? Pytam, bo zawsze mi sie wydawalo, że jak ktoś kogos atakuje, to najwięcej sensu ma dowalenie atakującemu tak, żeby wpełzł na powrót pod kamień spod którego wylazł
Jaka jest lepsza? Pilnowanie swojej drogi. Równowaga, spokój.
To nie jest oczywiście tak, że ja jestem niespotykanie spokojną osobą. Ooooooj nie jestem. Takie jednak mam spostrzeżnie, że jak pilnuję tego co ja mam do pilnowania i uda mi się opanować waleczny zapał to większość cudzej agresji gaśnie szybciej niż mogłaby się naprawdę rozpalić. Atakujący wraca pod swój kamień.
Ponowne pozdrowionka.
Gretchen -- 15.01.2009 - 18:20