Ja się nie domagałem ustawowej definicji. Ja pytałem o definicję Twoją, żebym wiedział o czym rozmawiam. Ale OK, rozumiem że Ty przyjmujesz wykładnię ustawową.
Ja się z nią zgadzam, z jednym zastrzeżeniam: te fragmenty są bardzo niejednoznaczne: naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność w tym seksualną [...] wywołujące cierpienia i krzywdy moralne.
Bo jeśli ja powiem, że rodzicielski klaps nie godzi w te zapisy, to zapewne prychniesz z oburzenia. Jeśli jednak ja znów przypomnę, że przymusowe mycie głowy narusza przynajmniej nietykalność cielsną, to ledwie wzruszysz ramionami, że gruba przesada.
W granicach owej przesady tkwi clou problemu.
Otóż jak dla mnie te zapisy są niejednoznaczne celowo — po to, by używać ich z rozwagą. Szanse na rozwagę daje sąd, gdzie są biegli, świadkowie i obrońcy. Gorzej gdy ocenę zostawia się pojedynczemu urzędnikowi.
O tym, że jestem otwarcie przeciwny dodaniu art.96a i dlaczego — mówiliśmy.
Cieszę się, że doszliśmy do zrozumienia, że jego wprowadzenie nie jest z mojego punktu widzenia zmianą kosmetyczną.
Piszesz, że klaps nie jest przemocą, ale z drugiej strony piszesz, że odpowiednie stosowanie karcenia fizycznego jest dla Twoich dzieci pożyteczne.
Czy mogę to rozumieć w ten sposób, że przyznałbyś rodzicom prawo do czegoś więcej niż klaps?
Gretchen. Znów jestem zdziwiony pytaniem, na które przecież już udzielałem odpowiedzi. Ale OK, encore, jeszczio raz:
1. Klaps jest karceniem fizycznym. Nie jest “przemocą w rodzinie”. Najprędzej nazwałbym go w kontekście naszej rozmowy “środkiem przymusu bezpośredniego”.
Więc nie piszę z jednej strony i z drugiej strony. Jestem wciąż po tej samej stronie.
2. Sam nie stosuję i nie przewiduję stosowania mocniejszych środków karcenia, ale wobec mnie używano pasa i nie uważam tego za godne potępienia. Nie byłem tą drogą krzywdzony.
Jestem ciekawa gdzie Ty ustawiasz poprzeczkę przemocy. Ile rodzic może wobec dziecka, żeby nikt nie miał prawa interweniować?
Za niedopuszczalne uważam wszelkie narzędzia, oraz oczywiście ciosy pięścią. To w zadnym razie nie karcenie, a bicie. Nadużycie przemocy. Osobiście za niedopuszczalne uznałbym także policzkowanie dzieci, jako upokarzające. Ale np. Francuzi tę metodę stosowali do niedawna powszechnie.
Interweniować ludzie powinni zawsze, gdy czują się zaniepokojeni.
Podam przykład z autopsji:
Jakiś czas temu pod wieczór, kasjerka na stacji benzynowej wyprowadziła mnie z równowagi. Za dużo policzyła, potem kasując transakcję zabrała mi kwit na myjnię i zgubiła itd.
Wkurzyłem się ostro i opisując sytuację żonie, w samochodzie, krzyczałem. Gdy poszedłem po raz kolejny do kiosku stacji, uderzyłem w złości ręką w blaszaną budę (sam się zdziwiłem ile huku to robi).
Pod moją nieobecność podszedł do niej gość też czekający w kolejce do myjni i zapytał, czy nie potrzebuje pomocy. Grzecznie, ale jednoznacznie wybadał, czy moja żona nie jest ofiarą przemocy. I OK. Dobrze. Niech żadna kobieta nie będzie tłuczona gdy wszyscy będą udawać, że nie widzą.
Ale gdybym w tej samej sytuacji został prewencyjnie skuty i aresztowany — to byłaby przesada.
Czyż nie?
Gretchen
Napisałeś, że podasz mi swoje dane żebym mogła wszcząć odpowiednie procedury. Ja?
Nie jestem pracownikiem socjalnym, ani policjantką, z czego się cieszę.
Pisząc o procedurach, miałem na myśli, że wiesz kogo należy skutecznie zawiadomić.
Nie znam się na prawie, ale zdaje się jest obowiązek złożenia doniesienia, gdy się wie o popełnieniu przestępstwa, czyż nie? No to Ty już wiesz. Dane do wypełnienia obywatelskiego obowiązku będziesz mieć. Czemu Cię stawiam w takiej sytuacji? Bo popierasz te zapisy. No, za takim popieraniem jakieś konsekwencje idą.
Rozumiesz Gretchen: jeśli jesteś za karaniem złodziei, a ja Ci powiem, że kradnę i nie zamierzam przestać, to nie bardzo masz wyjście, nie?
Gretchen - meritum
Ja się nie domagałem ustawowej definicji. Ja pytałem o definicję Twoją, żebym wiedział o czym rozmawiam. Ale OK, rozumiem że Ty przyjmujesz wykładnię ustawową.
Ja się z nią zgadzam, z jednym zastrzeżeniam: te fragmenty są bardzo niejednoznaczne: naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność w tym seksualną [...] wywołujące cierpienia i krzywdy moralne.
Bo jeśli ja powiem, że rodzicielski klaps nie godzi w te zapisy, to zapewne prychniesz z oburzenia. Jeśli jednak ja znów przypomnę, że przymusowe mycie głowy narusza przynajmniej nietykalność cielsną, to ledwie wzruszysz ramionami, że gruba przesada.
W granicach owej przesady tkwi clou problemu.
Otóż jak dla mnie te zapisy są niejednoznaczne celowo — po to, by używać ich z rozwagą. Szanse na rozwagę daje sąd, gdzie są biegli, świadkowie i obrońcy. Gorzej gdy ocenę zostawia się pojedynczemu urzędnikowi.
O tym, że jestem otwarcie przeciwny dodaniu art.96a i dlaczego — mówiliśmy.
Cieszę się, że doszliśmy do zrozumienia, że jego wprowadzenie nie jest z mojego punktu widzenia zmianą kosmetyczną.
Piszesz, że klaps nie jest przemocą, ale z drugiej strony piszesz, że odpowiednie stosowanie karcenia fizycznego jest dla Twoich dzieci pożyteczne.
Czy mogę to rozumieć w ten sposób, że przyznałbyś rodzicom prawo do czegoś więcej niż klaps?
Gretchen. Znów jestem zdziwiony pytaniem, na które przecież już udzielałem odpowiedzi. Ale OK, encore, jeszczio raz:
1. Klaps jest karceniem fizycznym. Nie jest “przemocą w rodzinie”. Najprędzej nazwałbym go w kontekście naszej rozmowy “środkiem przymusu bezpośredniego”.
Więc nie piszę z jednej strony i z drugiej strony. Jestem wciąż po tej samej stronie.
2. Sam nie stosuję i nie przewiduję stosowania mocniejszych środków karcenia, ale wobec mnie używano pasa i nie uważam tego za godne potępienia. Nie byłem tą drogą krzywdzony.
Jestem ciekawa gdzie Ty ustawiasz poprzeczkę przemocy. Ile rodzic może wobec dziecka, żeby nikt nie miał prawa interweniować?
Za niedopuszczalne uważam wszelkie narzędzia, oraz oczywiście ciosy pięścią. To w zadnym razie nie karcenie, a bicie. Nadużycie przemocy. Osobiście za niedopuszczalne uznałbym także policzkowanie dzieci, jako upokarzające. Ale np. Francuzi tę metodę stosowali do niedawna powszechnie.
Interweniować ludzie powinni zawsze, gdy czują się zaniepokojeni.
Podam przykład z autopsji:
Jakiś czas temu pod wieczór, kasjerka na stacji benzynowej wyprowadziła mnie z równowagi. Za dużo policzyła, potem kasując transakcję zabrała mi kwit na myjnię i zgubiła itd.
Wkurzyłem się ostro i opisując sytuację żonie, w samochodzie, krzyczałem. Gdy poszedłem po raz kolejny do kiosku stacji, uderzyłem w złości ręką w blaszaną budę (sam się zdziwiłem ile huku to robi).
Pod moją nieobecność podszedł do niej gość też czekający w kolejce do myjni i zapytał, czy nie potrzebuje pomocy. Grzecznie, ale jednoznacznie wybadał, czy moja żona nie jest ofiarą przemocy. I OK. Dobrze. Niech żadna kobieta nie będzie tłuczona gdy wszyscy będą udawać, że nie widzą.
Ale gdybym w tej samej sytuacji został prewencyjnie skuty i aresztowany — to byłaby przesada.
Czyż nie?
Napisałeś, że podasz mi swoje dane żebym mogła wszcząć odpowiednie procedury. Ja?
Nie jestem pracownikiem socjalnym, ani policjantką, z czego się cieszę.
Pisząc o procedurach, miałem na myśli, że wiesz kogo należy skutecznie zawiadomić.
Nie znam się na prawie, ale zdaje się jest obowiązek złożenia doniesienia, gdy się wie o popełnieniu przestępstwa, czyż nie? No to Ty już wiesz. Dane do wypełnienia obywatelskiego obowiązku będziesz mieć. Czemu Cię stawiam w takiej sytuacji? Bo popierasz te zapisy. No, za takim popieraniem jakieś konsekwencje idą.
Rozumiesz Gretchen: jeśli jesteś za karaniem złodziei, a ja Ci powiem, że kradnę i nie zamierzam przestać, to nie bardzo masz wyjście, nie?
odys -- 06.03.2009 - 00:28