Jakże ja się cieszę, że Pan jest. I, że Pan to napisał.
Była w tej dyskusji taka jedna krótka chwila kiedy już prawie udało się rozmawiać o tym co można zrobić, żeby zdefiniowaną sytuację zacząć zmieniać.
Krótkie chwile są jak komety – szybko znikają.
Mam takie wrażenie, że najpierw trzeba się przebijać przez argumenty, czy coś co jest, to może nie istnieje. Potem, że jednak ewentualnie istnieje, ale…
Trochę czasu zajmuje wyjaśnienie, że autorka nie jest ochrypłym od walki przeciwnikiem mężczyzn.
Jeszcze trochę wyjaśnianie, że nikogo personalnie nie atakuję.
A problem leży i puchnie.
Ja też jestem dość naiwna Panie Lorenzo… Ale podobnie jak Pan nie wierzę, że by można było cokolwiek zmienić inaczej, niż tylko przez jednostkowe działania, które zsumowane, dadzą całkiem pokaźną liczbę ludzi dobrze wychowanych , czy jak to nazwiemy.
Do tego jednak potrzeba, żeby uznać, że problem, zjawisko istnieje, bo dopiero jak to uznamy to może ktoś zacznie pierwszy, a potem ktoś jeszcze.
Nie twierdzę, że nie ma takich, którzy już zaczęli. Chciałabym jedynie, żeby było ich więcej.
Panie Lorenzo
Jakże ja się cieszę, że Pan jest. I, że Pan to napisał.
Była w tej dyskusji taka jedna krótka chwila kiedy już prawie udało się rozmawiać o tym co można zrobić, żeby zdefiniowaną sytuację zacząć zmieniać.
Krótkie chwile są jak komety – szybko znikają.
Mam takie wrażenie, że najpierw trzeba się przebijać przez argumenty, czy coś co jest, to może nie istnieje. Potem, że jednak ewentualnie istnieje, ale…
Trochę czasu zajmuje wyjaśnienie, że autorka nie jest ochrypłym od walki przeciwnikiem mężczyzn.
Jeszcze trochę wyjaśnianie, że nikogo personalnie nie atakuję.
A problem leży i puchnie.
Ja też jestem dość naiwna Panie Lorenzo… Ale podobnie jak Pan nie wierzę, że by można było cokolwiek zmienić inaczej, niż tylko przez jednostkowe działania, które zsumowane, dadzą całkiem pokaźną liczbę ludzi dobrze wychowanych , czy jak to nazwiemy.
Do tego jednak potrzeba, żeby uznać, że problem, zjawisko istnieje, bo dopiero jak to uznamy to może ktoś zacznie pierwszy, a potem ktoś jeszcze.
Nie twierdzę, że nie ma takich, którzy już zaczęli. Chciałabym jedynie, żeby było ich więcej.
Jeszcze raz Panu dziękuję...
Gretchen -- 25.11.2008 - 12:42