Film mnie ruszył. Choćby dlatego właśnie, że nie było w nim ani trochę Charlize Theron. Bez mrugania okiem i mówienia – halo, to ja. Tylko gruba i brzydka. Dlatego napisałem o przełomie. Ale mam wrażenie, że bez charakteryzacji i tych dodatkowch kiliogramów, Theron mogłaby mieć problem. Choć – może przesadzam. Nie wiem…
Ale porównaj ją choćby z możliwościami adaptacyjnymi do roli Daniela Day Lewisa. Albo Tima Rotha. Raya Liotty. Czy chociażby Edwarda Nortona (ale co do tego ostatniego to ja mam słabość). Ci goście się “wcielają”. Są diametralnie różni w swoich kreacjach. Symaptyczni, obrzydliwi, zgubieni, źli, dobrzy… I robią to bez charakteryzacji.
Doc
Film mnie ruszył. Choćby dlatego właśnie, że nie było w nim ani trochę Charlize Theron. Bez mrugania okiem i mówienia – halo, to ja. Tylko gruba i brzydka. Dlatego napisałem o przełomie. Ale mam wrażenie, że bez charakteryzacji i tych dodatkowch kiliogramów, Theron mogłaby mieć problem. Choć – może przesadzam. Nie wiem…
Ale porównaj ją choćby z możliwościami adaptacyjnymi do roli Daniela Day Lewisa. Albo Tima Rotha. Raya Liotty. Czy chociażby Edwarda Nortona (ale co do tego ostatniego to ja mam słabość). Ci goście się “wcielają”. Są diametralnie różni w swoich kreacjach. Symaptyczni, obrzydliwi, zgubieni, źli, dobrzy… I robią to bez charakteryzacji.
Griszeq -- 07.11.2008 - 13:27