a śmiem twierdzić, iż tępy nie jestem. Zbyt sobie Panią cenię, by pominąc te Pani słowa milczeniem, bo byłoby to zaprzeczeniem mojego szacunku.
Stwierdza Pani, że coraz mniej sensu ma rozmowa. Potem serwuje Pani “Najlepiej albo się nie odzywać wcale, albo tylko i wyłącznie chwalić i się zgadzać.” Więc czemu Pani w ogóle zabiera głos? Bo do tej pory miałem wrażenie, że coś Pani chce od siebie przekazać, sprowokować do rozmowy właśnie. I to na odpowiednim poziomie. W tym celu to Pani dobierała sobie rozmówców (ku ich zapewne i mojej satysfakcji).
Tacy, co zamiast wymieniać argumenty, będą się obrażać, istnieli i istnieć będą. Ale chyba Pani nie o nich idzie? Więc…?
Podobnie jak Grześ nie jestem obrażalski. Staram się zrozumieć powody, dla których moi adwersarze zachowują się tak, a nie inaczej, używają takich, a nie innych argumentów. I rozmawiać z nimi dopóki to możliwe, a temat nie jest jeszcze wyczerpany. Natomiast gdy nie mam nic do powiedzenia, to siedzę sobie cicho, nie robiąc z tego powodu większego problemu. Po prostu tak się zdarza.
Mogę natomiast być czasami urażony (ale już na mój własny użytek), gdy widzę, że moje argumenty czy inicjatywy nie osiągają celu. Upatruję tu jednak sporo mojej winy: że moje argumenty były zbyt słabe, że inicjatywa za wczesna lub za późna, że źle odczytałem intencje etc. I staram się ewentualnie coś zmienić w swoim postępowaniu. Nie przyjmuję natomiast z góry założenia, że nie ma sensu. W postępowaniu człowieka sens jest zawsze. Problemem jest jak go odczytają (i czy w ogóle) inni.
Czegoś nie rozumiem, Pani Delilah,
a śmiem twierdzić, iż tępy nie jestem. Zbyt sobie Panią cenię, by pominąc te Pani słowa milczeniem, bo byłoby to zaprzeczeniem mojego szacunku.
Stwierdza Pani, że coraz mniej sensu ma rozmowa. Potem serwuje Pani “Najlepiej albo się nie odzywać wcale, albo tylko i wyłącznie chwalić i się zgadzać.” Więc czemu Pani w ogóle zabiera głos? Bo do tej pory miałem wrażenie, że coś Pani chce od siebie przekazać, sprowokować do rozmowy właśnie. I to na odpowiednim poziomie. W tym celu to Pani dobierała sobie rozmówców (ku ich zapewne i mojej satysfakcji).
Tacy, co zamiast wymieniać argumenty, będą się obrażać, istnieli i istnieć będą. Ale chyba Pani nie o nich idzie? Więc…?
Podobnie jak Grześ nie jestem obrażalski. Staram się zrozumieć powody, dla których moi adwersarze zachowują się tak, a nie inaczej, używają takich, a nie innych argumentów. I rozmawiać z nimi dopóki to możliwe, a temat nie jest jeszcze wyczerpany. Natomiast gdy nie mam nic do powiedzenia, to siedzę sobie cicho, nie robiąc z tego powodu większego problemu. Po prostu tak się zdarza.
Mogę natomiast być czasami urażony (ale już na mój własny użytek), gdy widzę, że moje argumenty czy inicjatywy nie osiągają celu. Upatruję tu jednak sporo mojej winy: że moje argumenty były zbyt słabe, że inicjatywa za wczesna lub za późna, że źle odczytałem intencje etc. I staram się ewentualnie coś zmienić w swoim postępowaniu. Nie przyjmuję natomiast z góry założenia, że nie ma sensu. W postępowaniu człowieka sens jest zawsze. Problemem jest jak go odczytają (i czy w ogóle) inni.
Pozdrawiam Panią serdecznie
Lorenzo -- 26.05.2008 - 11:02