straszny z Pana bałaganiarz (proszę się nie uśmiechać z aż tak widocznym samozadowoleniem).
Po pierwsze nie idzie mi nawet o samo narzekanie, choć faktycznie naród nasz jest narzekaący i ma to zagwarantowane prawnie. Nie wiem czy już o tym pisałem, ale najwyżej się powtórzę, że najsilniej chronionym prawem obywatelskim jest w Polsce prawo do skarżenia się na władze. Nie można go nawet w czasie wojny ograniczyć. To w Konstytucji jest zapisane. Miedzy innymi dlatego mam ją za durną, tę konstytucję.
Nota bene proszę zauważyć, że chwalcy konstytucji też zazwyczaj za główny argument mają, że ona jest. Przypomina to faceta, co mając pieniądze na samochód wciąż jeździ Syrenką, bo ona jeszcze jeździ.
Ja zresztą też narzekam. Na różne rzeczy. teraz na przykład plecy mnie bolą.
Problem jest, w czym innym. W absolutyzacji przeszłości. Czy nie drażnią Pana ludzie, nawet w pana wieku, którzy w swoich gustach muzycznych, literackich (jeśli takie szczęśliwie mają) kinematograficznych wciąż są w wieku z którego Pan wyrósł?
Czy nie drażnią Pana dyskusje o postępie w jakiejś dziedzinie stosowanej (medycyna, budowanie silników, albo translatory komputerowe), gdzie jedynym argumentem jest to,że jak innowacji nie było, to było lepiej.
Ockham proponował nożyczki, a nie walec drogowy.
Edukacja, ma Pan rację, jest jedynie fragmentem procesu socjalizacji. Socjalizacja się zmienia, także instytucjonalnie. Zmienia się też jeśli idzie o narzędzia.
Ostatnio czytałem na blogu pewnej niewidzialnej Pani (macham do Pani i proszę pozdrowić męża), że Dickensa źle się czyta z monitora.
Nie wiem jak się czyta Dickensa z monitora, ale jechałem kiedyś tramwajem obok młodzieńca, co się gapił na swojego ipoda. Jako ciekawskie zajrzałem i zorientowałem się, że czyta sobie, ni mniej ni więcej, ale… Dürrenmatta.
Taką śmieszną historię, w której występuje korporacja, w której jest sekcja Dział atomowych i szczypiec porodowych.
Myśłę, że dla większości współpasażerów był to zwykły nastolatek, ogłupiający się muzyką (bo jednocześnie czegoś słuchał).
A ja myślelem, żem durak, bo wydawało mi się, że takich rzeczy się już nie czyta. Sam wpadęłm w głową do akwarium.
Ja wolę papier, ale myślę, że moje wolę, jest mniej ekologiczne.
Uważam, że nauczyciela narzekający na uczniów, wystawiają sobie, a nie uczniom świadectwo.
Co zaś do kabaretów, to prawie bym się z Panem zgodził, gdyby nie to, że dla mnie to nie są i nie były kabarety.
Lubię dobrą literaturę i nie przeszkadza mi jak jest zaśpiewana albo śmieszna
Ale otoczony wyznawcami Jacka Kaczmarskiego, chętnie zapytam, czy słuchali Kelusa. A chwalców trójkowych magazynów spytam, czy słyszeli o Salonie niezależnych.
Czasem słyszeli. I to jest dobre.
Mnie też brakuje we współczesnej polskiej piosence poezji. Ale to przychodzi i odchodzi.
Myślę, że wróci, więc nie łkam po nocach. Najwyzej ucze się czeskiego.
Panie Grzesiu,
straszny z Pana bałaganiarz (proszę się nie uśmiechać z aż tak widocznym samozadowoleniem).
Po pierwsze nie idzie mi nawet o samo narzekanie, choć faktycznie naród nasz jest narzekaący i ma to zagwarantowane prawnie. Nie wiem czy już o tym pisałem, ale najwyżej się powtórzę, że najsilniej chronionym prawem obywatelskim jest w Polsce prawo do skarżenia się na władze. Nie można go nawet w czasie wojny ograniczyć. To w Konstytucji jest zapisane. Miedzy innymi dlatego mam ją za durną, tę konstytucję.
Nota bene proszę zauważyć, że chwalcy konstytucji też zazwyczaj za główny argument mają, że ona jest. Przypomina to faceta, co mając pieniądze na samochód wciąż jeździ Syrenką, bo ona jeszcze jeździ.
Ja zresztą też narzekam. Na różne rzeczy. teraz na przykład plecy mnie bolą.
Problem jest, w czym innym. W absolutyzacji przeszłości. Czy nie drażnią Pana ludzie, nawet w pana wieku, którzy w swoich gustach muzycznych, literackich (jeśli takie szczęśliwie mają) kinematograficznych wciąż są w wieku z którego Pan wyrósł?
Czy nie drażnią Pana dyskusje o postępie w jakiejś dziedzinie stosowanej (medycyna, budowanie silników, albo translatory komputerowe), gdzie jedynym argumentem jest to,że jak innowacji nie było, to było lepiej.
Ockham proponował nożyczki, a nie walec drogowy.
Edukacja, ma Pan rację, jest jedynie fragmentem procesu socjalizacji. Socjalizacja się zmienia, także instytucjonalnie. Zmienia się też jeśli idzie o narzędzia.
Ostatnio czytałem na blogu pewnej niewidzialnej Pani (macham do Pani i proszę pozdrowić męża), że Dickensa źle się czyta z monitora.
Nie wiem jak się czyta Dickensa z monitora, ale jechałem kiedyś tramwajem obok młodzieńca, co się gapił na swojego ipoda. Jako ciekawskie zajrzałem i zorientowałem się, że czyta sobie, ni mniej ni więcej, ale… Dürrenmatta.
Taką śmieszną historię, w której występuje korporacja, w której jest sekcja Dział atomowych i szczypiec porodowych.
Myśłę, że dla większości współpasażerów był to zwykły nastolatek, ogłupiający się muzyką (bo jednocześnie czegoś słuchał).
A ja myślelem, żem durak, bo wydawało mi się, że takich rzeczy się już nie czyta. Sam wpadęłm w głową do akwarium.
Ja wolę papier, ale myślę, że moje wolę, jest mniej ekologiczne.
Uważam, że nauczyciela narzekający na uczniów, wystawiają sobie, a nie uczniom świadectwo.
Co zaś do kabaretów, to prawie bym się z Panem zgodził, gdyby nie to, że dla mnie to nie są i nie były kabarety.
Lubię dobrą literaturę i nie przeszkadza mi jak jest zaśpiewana albo śmieszna
Ale otoczony wyznawcami Jacka Kaczmarskiego, chętnie zapytam, czy słuchali Kelusa. A chwalców trójkowych magazynów spytam, czy słyszeli o Salonie niezależnych.
Czasem słyszeli. I to jest dobre.
Mnie też brakuje we współczesnej polskiej piosence poezji. Ale to przychodzi i odchodzi.
Myślę, że wróci, więc nie łkam po nocach. Najwyzej ucze się czeskiego.
Pozdrawiam
yayco -- 31.10.2008 - 14:43