to jest, jak nie przymierzając na Młocinach przed wojną, gdzie się znajdował park rozrywkowy Sto pociech. A w nim karuzel.
Uczepi się Pani czegoś i trzymasz, a kręcisz, jakby to najważniejsze było. I żeby koniecznie na Panine wyszło. A przecież i tak widać, że się w podstawowych kwestiach zgadzamy.
Powiem tak. Nie będę z nazwy wymieniać, bo kwitów twardych nie mam, ale znam kilka fundacji, które powstały dla pozyskania funduszy, a nie dla robienia czegokolwiek sensownego. Jak dla mnie, sensem ich działania wyłącznym jest zmiana stanu zamożności uczestników, natomiast niezmienianie niczego wokół, bo zmienianie czegokolwiek, mogło by uczynić oną Fundację bezprzedmiotową. Model Miś. proszę Pani.
Dlatego swojego procenta daję od lat tej samej instytucji, którą kiedyś zwizytowałem i która mi przysyła sprawozdanie z działalności.
Oczywiście, że wysokie (miejmy nadzieję) kwalifikacje nie oznaczają zaangażowania. Ten model jest uwarunkowany prakseologicznie, a nie aksjologicznie. A wobec zmniejszania zasobów, a co za tym idzie zwiększania się sfery potrzebującej samoorganizacji społecznej, powraca problem zaangażowania.
Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem, co to jest „pożytek społeczny”. Wolę, chyba, w skali makro: „dobro wspólne”, a w skali mikro: „pożytek lokalny”, albo „grupowy”. Ale to semantyka, bez znaczenia. Po prostu, tak mi się o tym myśli.
Samoorganizacja społeczna potrzebuje i aksjologii, i kompetencji. Z kompetencją łatwiej, bo występuje na wolnym rynku do kupienia. Po to są pieniądze.
Gorzej z aksjologią. Pani wydaje się być pesymistyczną minimalistką. Cieszy Panią już to, że ludzie coś robią i że jest z nich pożytek. Mnie też, żeby było to jasno powiedziane.
Ale mimo, że mnie cieszy, to myślę, że można coś więcej.
W tym kraju odwołanie się do tradycji stanowi ogromny kapitał. Jeśli będziemy się od tego odwracać i utożsamiać tradycję i historię z zacofaniem, ciemnotą i ruską agenturą, to co prawda w paru przypadkach trafimy jak raz, ale odsuniemy od aktywności ogromne rzesze ludzi.
Amerykańskie NPO działają w dużej mierze dzięki datkom emerytów. Czemu nie?
Tyle tylko, że dla tych emerytów, taki (przepraszam za skrót myślowy) europejski minimalizm nie jest wystarczający. Zresztą dla mnie też. Ja uważam, że odbudowywanie tkanki społecznej, nie może, a co najmniej nie powinno, przeskakiwać etapu wspólnoty narodowej. Kłopot jedynie w tym, żeby nie wpaść w nacjonalizm. Słyszałem, że dla niektórych iteligentów nacjonalizm i patriotyzm to jest to samo. Dla mnie nie.
Podoba mi się idea, żeby budować patriotyzm, szanować dobra wspólne i samoorganizować się na rzecz dóbr lokalnych, czy grupowych. Że to trudne? Że mochery przyjdą? No ico? Jakby życie było łatwe, to byśmy poumierali nie zauważając, że żyliśmy. Nie zazdroszczę, niewierzącym zwłaszcza.
Co do odpłatności TXT, to może jednak dostrzega Pani pewien problem, który się pojawi, jak zapłaci pięć osób? No chyba, że Panie ma pieniądze za nic (przepraszam, nie mogłem się powstrzymać). To, co? Redakcja ma do Unii wystąpić? A co ona, tej Unii, powie?
Ja bym tego nie chciał i mam nadzieję, że to nie nastąpi. A z dorosłością ma to niewiele wspólnego. Ludzie uważają, że niektóre rzeczy mają być bezpłatne i ktoś, dla nich powinien je robić. A za co, to jest tego kogoś problem.
Co do Pani Staniszkis, to jak kiedyś gaduła zejdzie na Chiny, to opowiem o jednym moim z nią spotkaniu i rozmowie. To, co do zasady, mądra jest kobieta, ale niekoniecznie obdarzona ogólną mocą wyjaśniania rzeczywistości. Jej antybiurokratyzm jest skądinąd lewicowej dość proweniencji, choć francuskiej. Ja wolę antybiurokratyzm anglosaski, a to dla jego praktycznego charakteru.
A słowo patrymonialny niekoniecznie należy pojmować etymologicznie. O takich odniesieniach, jak Panine, to w ogóle, zwłaszcza zaś w moim wieku, myśleć nie wypada.
Jego sens opiera się na odwołaniu do władania i własności. Zwłaszcza ziemi.
Podkreślam swą nieustającą sympatię
PS Przyszło mi na myśl, żeby privatissime zapytać Panią, jako zbliżoną do żywiny (ja jako alergiczny, mam z tym kłopot), czy nie zna Pani jakichś publikacji o prawach zwierząt. Chętnie poważnych i niezatraconych w ideologii. Pytanie jest poważne i jakby Pani coś wiedziała, proszę mi, z łaski swojej, dać znać na priv .
Z Panią, Pani Magio,
to jest, jak nie przymierzając na Młocinach przed wojną, gdzie się znajdował park rozrywkowy Sto pociech. A w nim karuzel.
Uczepi się Pani czegoś i trzymasz, a kręcisz, jakby to najważniejsze było. I żeby koniecznie na Panine wyszło. A przecież i tak widać, że się w podstawowych kwestiach zgadzamy.
Powiem tak. Nie będę z nazwy wymieniać, bo kwitów twardych nie mam, ale znam kilka fundacji, które powstały dla pozyskania funduszy, a nie dla robienia czegokolwiek sensownego. Jak dla mnie, sensem ich działania wyłącznym jest zmiana stanu zamożności uczestników, natomiast niezmienianie niczego wokół, bo zmienianie czegokolwiek, mogło by uczynić oną Fundację bezprzedmiotową. Model Miś. proszę Pani.
Dlatego swojego procenta daję od lat tej samej instytucji, którą kiedyś zwizytowałem i która mi przysyła sprawozdanie z działalności.
Oczywiście, że wysokie (miejmy nadzieję) kwalifikacje nie oznaczają zaangażowania. Ten model jest uwarunkowany prakseologicznie, a nie aksjologicznie. A wobec zmniejszania zasobów, a co za tym idzie zwiększania się sfery potrzebującej samoorganizacji społecznej, powraca problem zaangażowania.
Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem, co to jest „pożytek społeczny”. Wolę, chyba, w skali makro: „dobro wspólne”, a w skali mikro: „pożytek lokalny”, albo „grupowy”. Ale to semantyka, bez znaczenia. Po prostu, tak mi się o tym myśli.
Samoorganizacja społeczna potrzebuje i aksjologii, i kompetencji. Z kompetencją łatwiej, bo występuje na wolnym rynku do kupienia. Po to są pieniądze.
Gorzej z aksjologią. Pani wydaje się być pesymistyczną minimalistką. Cieszy Panią już to, że ludzie coś robią i że jest z nich pożytek. Mnie też, żeby było to jasno powiedziane.
Ale mimo, że mnie cieszy, to myślę, że można coś więcej.
W tym kraju odwołanie się do tradycji stanowi ogromny kapitał. Jeśli będziemy się od tego odwracać i utożsamiać tradycję i historię z zacofaniem, ciemnotą i ruską agenturą, to co prawda w paru przypadkach trafimy jak raz, ale odsuniemy od aktywności ogromne rzesze ludzi.
Amerykańskie NPO działają w dużej mierze dzięki datkom emerytów. Czemu nie?
Tyle tylko, że dla tych emerytów, taki (przepraszam za skrót myślowy) europejski minimalizm nie jest wystarczający. Zresztą dla mnie też. Ja uważam, że odbudowywanie tkanki społecznej, nie może, a co najmniej nie powinno, przeskakiwać etapu wspólnoty narodowej. Kłopot jedynie w tym, żeby nie wpaść w nacjonalizm. Słyszałem, że dla niektórych iteligentów nacjonalizm i patriotyzm to jest to samo. Dla mnie nie.
Podoba mi się idea, żeby budować patriotyzm, szanować dobra wspólne i samoorganizować się na rzecz dóbr lokalnych, czy grupowych. Że to trudne? Że mochery przyjdą? No ico? Jakby życie było łatwe, to byśmy poumierali nie zauważając, że żyliśmy. Nie zazdroszczę, niewierzącym zwłaszcza.
Co do odpłatności TXT, to może jednak dostrzega Pani pewien problem, który się pojawi, jak zapłaci pięć osób? No chyba, że Panie ma pieniądze za nic (przepraszam, nie mogłem się powstrzymać). To, co? Redakcja ma do Unii wystąpić? A co ona, tej Unii, powie?
Ja bym tego nie chciał i mam nadzieję, że to nie nastąpi. A z dorosłością ma to niewiele wspólnego. Ludzie uważają, że niektóre rzeczy mają być bezpłatne i ktoś, dla nich powinien je robić. A za co, to jest tego kogoś problem.
Co do Pani Staniszkis, to jak kiedyś gaduła zejdzie na Chiny, to opowiem o jednym moim z nią spotkaniu i rozmowie. To, co do zasady, mądra jest kobieta, ale niekoniecznie obdarzona ogólną mocą wyjaśniania rzeczywistości. Jej antybiurokratyzm jest skądinąd lewicowej dość proweniencji, choć francuskiej. Ja wolę antybiurokratyzm anglosaski, a to dla jego praktycznego charakteru.
A słowo patrymonialny niekoniecznie należy pojmować etymologicznie. O takich odniesieniach, jak Panine, to w ogóle, zwłaszcza zaś w moim wieku, myśleć nie wypada.
Jego sens opiera się na odwołaniu do władania i własności. Zwłaszcza ziemi.
Podkreślam swą nieustającą sympatię
PS Przyszło mi na myśl, żeby privatissime zapytać Panią, jako zbliżoną do żywiny (ja jako alergiczny, mam z tym kłopot), czy nie zna Pani jakichś publikacji o prawach zwierząt. Chętnie poważnych i niezatraconych w ideologii. Pytanie jest poważne i jakby Pani coś wiedziała, proszę mi, z łaski swojej, dać znać na priv .
yayco -- 11.02.2008 - 20:39