przykro mi, że nie zrozumiała Pani, tego, co napisałem.
To oczywiście tylko moja wina, bo niezrozumienie jest zazwyczaj zasługą niezrozumianego. Powiem jednak, proszę wybaczyć żart, że od razu jak wrzuciłem ten tekst, to zorientowałem się, iż z pominięcia Pani będę miał kłopoty. Ale postanowiłem stawić temu czoła.
Pani Magia
Czytam słowa. Od wczoraj czytam. Czytam już 54 raz i dalej nie wiem, o co tu chodzi. O odrodzenie XIX-wiecznej misji z szablą na ścianie? A co ma do tego materializm? I który materializm? (Mam wrażenie, że wszystkie materializmy świata sprowadzone zostały w tej rozmowie do Marksa & Co.)
Myślę, że to jest tak, że trudno w kilku zdaniach prosto i sensownie wszystko opisać. I nie tylko „wszystko”, ale i wiele fragmentow „wszystkiego”.
Człowiek, zwłaszcza zajmujący się czymś od dłuższego czasu, odwołuje się do własnych skojarzeń, zapominając, że inni ich nie zrozumieją. Nadmierny pośpiech. Normalnie w takich razach pisze się: „jak już o tym pisałem” i daje się przypisy bibliograficzne. Bo nie ma to, jak powoływanie się na samego siebie.
O co chodziło Panu Igle, to on powinien napisać, ale myślę, że o to, że potrzeba jest obywatelskiego zaangażowania w sprawy publiczne i że ktoś powinien się tym zająć. Na przykład On i ja. I Pani zapewne też. I że fajnie by było, aby TXT było miejscem spotkań takich ludzi.
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że Pan Igła posłużył się pojęciem inteligencji, które wywołuje u mnie niechętne uczucia, bo kojarzy mi się ze źródłami bolszewizmu (proszę wybaczyć kolejny skrót myślowy). Stąd zapewne pewne mętniactwo wywodu. Niejaka zawartość wina w organizmie też mogła mieć znaczenie.
Szabla była, dlatego, że polska inteligencja XIX wieczna była poszlachecka. A materializm? No cóż: pisariewszczyzna i jej krytyka u Bieriajewa. Nie wydaje mi się, żeby warto było tutaj przypominać te koncepcje. Proszę to też uznac za nieuprawnione uproszczenie.
Pani Magia
I co ma światopogląd (nawet najbardziej koherentny) do inteligencji, rozumianej jako klasa społeczna? Bo o takiej inteligencji tu jest mowa. A może nie. Może nawet to do mnie nie dotarło.
Kłopot polega chyba na tym, że elementem konstytuującym rosyjską (a w jakiejś mierze – także polską, choć tu idee były zupełnie inne, z Polską, jako ideą, na czele) inteligencję, jako zbiorowość (bo na pewno nie jako klasę – nie ma takiego ujęcia klasy społecznej, które by pasowało do inteligencji), nie była wspólnota bytu i pochodzenia. Dobrze oddaje ten problem, pierwotne wobec inteligencji rosyjskie słowo: разночинцы.
To, co inteligentów łączyło, to wspólnota społecznego zaangażowania. Tak się składa, że w Rosji było to zaangażowanie oparte na naskórkowych interpretacjach marksizmu, okraszonego comtiańskim pozytywizmem i na siłę modernizowanymi ideami słowianofilów. Światopogląd był tutaj podstawowym elementem więziotwórczym. I nie był to, bynajmniej światopogląd koherentny.
Inteligencję można postrzegać, jako całość, tylko z daleka, kiedy nie widać, jak różne mogą być podstawy zaangażowania. Rosyjska inteligencja ciążyła ku marksizmowi, co (powiem – niestety), a przez utożsamienie caratu z państwem, przeciwko państwu, prawu i porządkowi. Zaciążyło (za sprawą obezhołowienia polskiej inteligencji i półwiecznych wpływów sowieckich) na współczesnym, polskim jej definiowaniu i samodefiniowaniu.
Ostatnie lata zniszczyły to pojęcie do imentu…
No bo jak ja mogę być inteligentem, jak nie jestem lewicowy? Ani troszkę nie czytam Gazety Wyborczej, więc nawet nie mogę jej skrytykować. Co ja pocznę, że między jej zwolennikami, a ich lustrzanymi odpowiednikami widzę więcej podobieństw, niż różnic i te podobieństwa mnie martwią?
I napiszę to wprost: nie lubię słowa inteligencja, ale odczuwam potrzebę zaangażowania. Uważam, że jest tu i teraz potrzebna. Ale nie ślepe, przywiązane do jakiejś idei, czy ideologii, ale otwarte na dialog. Dialog wierzących z niewierzącymi, lewaków i prawaków. Ewolucjonistów i kreacjonistów.
Dialog a nie obrzucanie się łajnem.
Powiem jeszcze, że w TXT najbardziej lubię to, co przypomina mi inteligencki obyczaj rosyjski : kuchenne pogwarki. Przy herbacie, albo i przy czym innym.
Najmniej lubię wymuszone pojedynki, które albo są naskórkowe (mimo wysiłku pojedynkowiczów, którego najlepszym przykładem, jest trud pana Nicponia, który zgodził się bronić poglądów, które nie są jego, ale które skłaniają go do zadawania pytań), albo ciągną się w sposób niedopuszczalny dla tej formy komunikacji (co jest konsekwencją tego trudu).
Ja wiem, że poeci romantyczni pojedynkowali się na improwizacje, ale miało to ten sam walor kulturowy, co współczesne pojedynki hiphopowców. Dlatego nic wartościowego z tych pojedynków nie przetrwało.
Pani Magia
Niestety, nawet pójść sobie stąd nie mogę, bo ta opcja przynależy tylko inteligentniejszym. Mogę sobie tylko “pogardłować” pytania stawiając (głupie pewnie) gdyż moja wiedza zdecydowanie odbiega od zupełności.
Nic to! Idę półki odkurzyć (bo przecież nie książki ostatnio przeczytane) i poczekam aż ktoś wyjmie wtyczkę od serwera z kontaktu. I wermutu nie wypiję, też. Kalka. Pętla. Nic to.
No tak. Kto wypina tego wina. Słusznie mnie Pani klapsa. Chyba zbytnio uprościłem. Na swoją obronę powiem tylko, że pytania nigdy nie są głupie. Głupie bywają odpowiedzi. Czasem jest tak, że postawienie pytania jest ważniejsze od odpowiedzi. A pytający zawsze powinien otrzymać odpowiedź. Choćby taką, że się nie wie. Wolę pytania, które powodują, że muszę się przynać do niewiedzy, albo i do błedu, niż rytualne zaklinanie rzeczywistości, choćby szło w stronę, która jest mi bliska.
Musiałem coś źle napisać, bo zupełnej wiedzy, to raczej nie ma. Chodziło mi pewnie o to, że czasem warto może posłuchać tych, co coś wiedzą naprawdę (choćby z racji doświadczenia zawodowego, albo i życiowego), a nie tylko „wydaje im się”.
Proszę też zauważyć, że ten fragment był o tych, którzy moim zdaniem w ogóle niewiele wnoszę do gaduły.
Szło mi o tych, którzy w zapamiętaniu powtarzają to samo po raz kolejny, a wszelkie pod adresem swoich koncepcji uwagi, traktują jako obrazę osobistą i głupotę czystą. Takich, w których ostatnia lektura nie obudziła żadnych pytań, bo każda lektura zawsze dostarcza im jedynie odpowiedzi. Ważnych do następnej lektury, zazwyczaj dobieranej wedle tego samego klucza.
Nigdy bym Pani do tego grona nie zaliczył i jest mi przykro, że tak to Pani odczytała.
Droga Pani Magio,
przykro mi, że nie zrozumiała Pani, tego, co napisałem.
To oczywiście tylko moja wina, bo niezrozumienie jest zazwyczaj zasługą niezrozumianego. Powiem jednak, proszę wybaczyć żart, że od razu jak wrzuciłem ten tekst, to zorientowałem się, iż z pominięcia Pani będę miał kłopoty. Ale postanowiłem stawić temu czoła.
Czytam słowa. Od wczoraj czytam. Czytam już 54 raz i dalej nie wiem, o co tu chodzi. O odrodzenie XIX-wiecznej misji z szablą na ścianie? A co ma do tego materializm? I który materializm? (Mam wrażenie, że wszystkie materializmy świata sprowadzone zostały w tej rozmowie do Marksa & Co.)
Myślę, że to jest tak, że trudno w kilku zdaniach prosto i sensownie wszystko opisać. I nie tylko „wszystko”, ale i wiele fragmentow „wszystkiego”.
Człowiek, zwłaszcza zajmujący się czymś od dłuższego czasu, odwołuje się do własnych skojarzeń, zapominając, że inni ich nie zrozumieją. Nadmierny pośpiech. Normalnie w takich razach pisze się: „jak już o tym pisałem” i daje się przypisy bibliograficzne. Bo nie ma to, jak powoływanie się na samego siebie.
O co chodziło Panu Igle, to on powinien napisać, ale myślę, że o to, że potrzeba jest obywatelskiego zaangażowania w sprawy publiczne i że ktoś powinien się tym zająć. Na przykład On i ja. I Pani zapewne też. I że fajnie by było, aby TXT było miejscem spotkań takich ludzi.
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że Pan Igła posłużył się pojęciem inteligencji, które wywołuje u mnie niechętne uczucia, bo kojarzy mi się ze źródłami bolszewizmu (proszę wybaczyć kolejny skrót myślowy). Stąd zapewne pewne mętniactwo wywodu. Niejaka zawartość wina w organizmie też mogła mieć znaczenie.
Szabla była, dlatego, że polska inteligencja XIX wieczna była poszlachecka. A materializm? No cóż: pisariewszczyzna i jej krytyka u Bieriajewa. Nie wydaje mi się, żeby warto było tutaj przypominać te koncepcje. Proszę to też uznac za nieuprawnione uproszczenie.
I co ma światopogląd (nawet najbardziej koherentny) do inteligencji, rozumianej jako klasa społeczna? Bo o takiej inteligencji tu jest mowa. A może nie. Może nawet to do mnie nie dotarło.
Kłopot polega chyba na tym, że elementem konstytuującym rosyjską (a w jakiejś mierze – także polską, choć tu idee były zupełnie inne, z Polską, jako ideą, na czele) inteligencję, jako zbiorowość (bo na pewno nie jako klasę – nie ma takiego ujęcia klasy społecznej, które by pasowało do inteligencji), nie była wspólnota bytu i pochodzenia. Dobrze oddaje ten problem, pierwotne wobec inteligencji rosyjskie słowo: разночинцы.
To, co inteligentów łączyło, to wspólnota społecznego zaangażowania. Tak się składa, że w Rosji było to zaangażowanie oparte na naskórkowych interpretacjach marksizmu, okraszonego comtiańskim pozytywizmem i na siłę modernizowanymi ideami słowianofilów. Światopogląd był tutaj podstawowym elementem więziotwórczym. I nie był to, bynajmniej światopogląd koherentny.
Inteligencję można postrzegać, jako całość, tylko z daleka, kiedy nie widać, jak różne mogą być podstawy zaangażowania. Rosyjska inteligencja ciążyła ku marksizmowi, co (powiem – niestety), a przez utożsamienie caratu z państwem, przeciwko państwu, prawu i porządkowi. Zaciążyło (za sprawą obezhołowienia polskiej inteligencji i półwiecznych wpływów sowieckich) na współczesnym, polskim jej definiowaniu i samodefiniowaniu.
Ostatnie lata zniszczyły to pojęcie do imentu…
No bo jak ja mogę być inteligentem, jak nie jestem lewicowy? Ani troszkę nie czytam Gazety Wyborczej, więc nawet nie mogę jej skrytykować. Co ja pocznę, że między jej zwolennikami, a ich lustrzanymi odpowiednikami widzę więcej podobieństw, niż różnic i te podobieństwa mnie martwią?
I napiszę to wprost: nie lubię słowa inteligencja, ale odczuwam potrzebę zaangażowania. Uważam, że jest tu i teraz potrzebna. Ale nie ślepe, przywiązane do jakiejś idei, czy ideologii, ale otwarte na dialog. Dialog wierzących z niewierzącymi, lewaków i prawaków. Ewolucjonistów i kreacjonistów.
Dialog a nie obrzucanie się łajnem.
Powiem jeszcze, że w TXT najbardziej lubię to, co przypomina mi inteligencki obyczaj rosyjski : kuchenne pogwarki. Przy herbacie, albo i przy czym innym.
Najmniej lubię wymuszone pojedynki, które albo są naskórkowe (mimo wysiłku pojedynkowiczów, którego najlepszym przykładem, jest trud pana Nicponia, który zgodził się bronić poglądów, które nie są jego, ale które skłaniają go do zadawania pytań), albo ciągną się w sposób niedopuszczalny dla tej formy komunikacji (co jest konsekwencją tego trudu).
Ja wiem, że poeci romantyczni pojedynkowali się na improwizacje, ale miało to ten sam walor kulturowy, co współczesne pojedynki hiphopowców. Dlatego nic wartościowego z tych pojedynków nie przetrwało.
Niestety, nawet pójść sobie stąd nie mogę, bo ta opcja przynależy tylko inteligentniejszym. Mogę sobie tylko “pogardłować” pytania stawiając (głupie pewnie) gdyż moja wiedza zdecydowanie odbiega od zupełności.
Nic to! Idę półki odkurzyć (bo przecież nie książki ostatnio przeczytane) i poczekam aż ktoś wyjmie wtyczkę od serwera z kontaktu. I wermutu nie wypiję, też. Kalka. Pętla. Nic to.
No tak. Kto wypina tego wina. Słusznie mnie Pani klapsa. Chyba zbytnio uprościłem. Na swoją obronę powiem tylko, że pytania nigdy nie są głupie. Głupie bywają odpowiedzi. Czasem jest tak, że postawienie pytania jest ważniejsze od odpowiedzi. A pytający zawsze powinien otrzymać odpowiedź. Choćby taką, że się nie wie. Wolę pytania, które powodują, że muszę się przynać do niewiedzy, albo i do błedu, niż rytualne zaklinanie rzeczywistości, choćby szło w stronę, która jest mi bliska.
Musiałem coś źle napisać, bo zupełnej wiedzy, to raczej nie ma. Chodziło mi pewnie o to, że czasem warto może posłuchać tych, co coś wiedzą naprawdę (choćby z racji doświadczenia zawodowego, albo i życiowego), a nie tylko „wydaje im się”.
Proszę też zauważyć, że ten fragment był o tych, którzy moim zdaniem w ogóle niewiele wnoszę do gaduły.
Szło mi o tych, którzy w zapamiętaniu powtarzają to samo po raz kolejny, a wszelkie pod adresem swoich koncepcji uwagi, traktują jako obrazę osobistą i głupotę czystą. Takich, w których ostatnia lektura nie obudziła żadnych pytań, bo każda lektura zawsze dostarcza im jedynie odpowiedzi. Ważnych do następnej lektury, zazwyczaj dobieranej wedle tego samego klucza.
Nigdy bym Pani do tego grona nie zaliczył i jest mi przykro, że tak to Pani odczytała.
Pozdrawiam.
yayco -- 11.02.2008 - 11:17