Może zacznijmy od tego, że zawsze rozkład małżeństwa i rozwód jest totalną klęską dla wszystkich których wymieniłaś.
Druga ostotna rzecz. Małżeństwo wogóle nie ma sensu bez Miłości.
Po trzecie, trzeba zadać sobie pytanie co to znaczy Kochać w znaczeniu przysięgi małżeńskiej – jakiego rodzaju to miłość. Bo to szczególny przypadek slubować komuś wierność, uczciwość, i trwanie na dobre i na złe do konca życia, co nie?
Po czwarte, czy ta przysiega ma wogóle sens a nie jest jakims anachronizmem? Dla mnie ma sens.
Po piąte osoby chcące ją wypełniać powinni się poważnie odpowiedzieć na powyższe pytania i zadecydować w piątym czy chcą i jak chcą to urzeczywistnić. I że nie jest to łatwe.
Ty przywołujesz patologie przeciwko nierozerwalności Małłżenstwa. Ja traktuję ten związek w perwpektywie religijnej – a więc konkretnej. Ty traktujesz je w zupełnie innej perspektywie. Nasze punkty widzenia są więc zupełnie różne.
W związku z tym, sądzę, że moje argumenty do Ciebie nie trafią. Nie trafią gdyż małżeństwo sakramentalne ma swoje uwarunkowanie religijne, teologiczne i Ewangeliczne.
Nie da się więc krytykować tej perspektywy odrywając samą instytucję małżeństwa(brzydkie okreslenie) od jej korzeni Biblijnych.
Piszesz o rekolekcjach… No fajnie, to teraz spróbuj sobie wyobrazić taką rodzinę na tych rekolekcjach (jak mieliby się tam znaleźć, to już kwestia odrębna):
Udział w rekolekcjach nie jest przymusowy ale jest dla chcących. Więc wyobrażam sobie, takie osoby które chcą z nich skorzystać. Czy uważasz, że rekolekcji potrzebują tylko Ci z ekstremum na które się powołujesz? Czy uważasz, że powinno się rekolekcie proponować w takich przypadkach jak podałaś w swoim poscie – podając spektakularny przyklad? Ja tak nie uważam. Uważam, że nie. Wysmiałaś mnie – dzięki za przenikliwość i zorientowanie w temacie uzdrawianiu relacji małżeńskich. :-)))
Nie rób ze mnie idioty, takiego który uważa, że alkoholika bijącego żonę nalezy wysłać na rekolekcje. Jego najpierw trzeba wysłać na detox i terapię dla alkoholików… . A więc zastosować standardową procedurę leczenie ludzi od uzależnień.
Mówisz o patologiach. Ja odpowiadam, że należy pomagać trudnym małżeństwom. W sposób adekwatny. Inny sposób dla tych którzy są świadomi i chcą rozwijać swoje małzeństwo a w inny trudnym przypadkom, jeszcze inaczej w najtrudniejszych. Lecz pary muszą chcieć. Wbrew woli niczego się nie zrobi.
Rekolekcje i inne elementy służą pomocą dla małżeństw chcących coś zmienić, ulepszyć, rozwijać się – wtedy gdy obydwoje chcą tego. Nawet wtedy gdy osoby nie wiedzą co mają począć z takimi gagatkami jak opisałaś.
Natomiast Ty z Grzesiem przywołujesz ekstremum. To extremum to poważne przypadki które kwalifikują się na terapie.. . Rozwód czy nierozwód nie będzie w takich przypadkach żadnym lakarstwem ani antidotum na patologię jaką przywołujesz.
O odbudowaniu relacji może być mowa, gdy osoby wrócą do normy.. – a wrócą? Tego nikt nie wie. Trzeba im próbować pomóc? Będziemy zgodni, że tak.
Ja zadałem konkretne pytanie: czy cudzołóstwo osoby która zdradza jest alibi dla cudzołóstwa osoby zdradzonej. Nie otrzymałem odpowiedzi.
Jest wiele przypadków gdzie osoby zdradzone żyją same, wychowując dzieci z wyboru. Gdyż autentycznie kochają i są wierne. Może to głupie dla Ciebie ale dla mnie nie. Szanuję te osoby.
Mój brat, ma psychicznie chorą żonę, która zataiła te chorobę przed nim przed ślubem. tę chorobę zataiła przed nim jej rodzina. Gdyby zechciał Kościół potwierdziłby mu nieważność zawarcia małżeństwa wskutek ukrycia ważnej okoliczności co do predyspozycji danej osoby do zycia w rodzinie i wychowywania dzieci.
I co? Mój brat ja kocha. Nie chce unieważnienia chce z nią żyć i żyje. Prawo byłoby mu pomocą a dla niego prawo nie jest potrzebne.. . A On nie chce unieważnienia. Powiesz o nim niewolnik albo głupiec? WYśmieje Cię. :-)))
Czy miłość istnieje? Czy to tylko mrzonka dla zakochanych?
W istocie małżeństwa sakramentalnego jest odpowiedzialność również za zbawienie drugiej osoby. Kolejny warunek nieistotny dla nieKatolików. Rozumiem to.
To o czym piszesz to nie jest miłość, to jest niewolnictwo. Przykład na to, jak piękna zasada przeistacza się w jakiś koszmar, który jak bagno wciąga coraz głębiej.
Przysięga małżeńska nie jest dla niewolników ale wolnych. W pełni wolnych gdyż inaczej byłaby nieważna. To o czym pisze jest dla prawdziwie kochających. Kochający to niewolnik w pewnym sensie – zgadzam się.
Wydaje się, że żyjesz w jakiejś różowej bańce, przez którą nie przebijają się ludzkie dramaty. Masz jedną, bardzo zasadniczą i sztywną odpowiedź.
Patologie związane z rodzinami dotykaja małżeństw również sakramentalnych i tak samo wymagają pomocy jak i niesakramentalne.
Jeśli zaś patologie się pojawiają – te ekstremalne, to nie z dnia na dzień. Więc powiedzmy otwarcie, że jeśli ktoś nie dba o swoje małżeństwo: swoją żonę, męża to sobie funduje schody.
Czy to zatem wina Kościoła, ze ktoś nie dba o swoje małżeństwo? Jeśli ktoś zyje w “bańce” to ten, który uważa, że można sobie ślubować a potem “się zobaczy”.
ON – uzależniony od alkoholu, stosujący bardzo ostrą przemoc. Właśnie kończy się trzeci miesiąc jego alkoholowego ciągu (widziałeś kiedyś takiego człowieka? Masz jakieś wyobrażenie co się z nim dzieje w sensie psychicznym i fizycznym?).
Wczoraj, dzień przed rekolekcjami, wkroczył w drzwi, by następnie rozpętać awanturę, w czasie której bił swoją żonę tak, że złamał jej obie ręce, zmasakrował twarz, a krew lała się to tu to tam.
Jaki ma z tym związek to czy powinno się być wiernym przysiędze małżeńskiej i niewolnictwem o którym napisałaś wyżej? Czy z nierozerwalności wynika, że ona ma mu na to pozwolić? Wolne żarty. Ona ma chronić siebie i swoją rodzinę przed nim, jesli sprawy doszły za daleko. Z nierozerwalności małzeństwa wynika jej uległość? Wbrew preciwnie. Ma zrobić wszystko aby ochronić siebie, swoje dzieci i jego przed nim samym. To wynika z przysięgi małżeńskiej. Gdyż ślub miłości to nie “tiutu” ale odpowiedzialnośc za drugiego. Również za niego.
Nie będę odnosił się do akapitów “ONA” , “CÓRKA” gdyż odpowiedź na akapit “ON” zawiera odpowiedź.
Na myśl przychodzi mi dwa stwierdzenia. Pamiętasz naszą dyskusję o dopuszczalności skrobanki? Ja się upierałem, że skrobanka nie jest żadnym zabiegiem terapeutycznym dla zgwałconej kobiety.
Podobnie tutaj. Rozwód nie uleczy alkoholika, nie uleczy krzywdy żony, a także skutków na psychice córki.
Tym osobom potrzebna natychmiastowa pomoc terapeutyczna a nie rozwód. Ona może jeśli zechce być mu wierna jesli go kocha. Jeśli jest osobą głęboko wierzącą nie będzie żyć w cudzołóstwie z innym mężczyzną. Są w Kościele wspólnoty takich osób. Z jednego powodu. Para małżeństwa wychodzi z Kościoła w trójkę. Z Jezusem. Gdy odchodzi mąż, zostają dwoje a nie jedno.. – i to jest subtelna różnica.
Owszem, możesz powiedzieć, że to bańka różowa. Możesz. Ale Ty jesteś Byddystką, więc nie zrozumiesz tego. Dla Jezusowego człowieka nie istnieje tylko teraxniejszość. Ale istnieje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Konkretna. Jest to inna perspektywa życia.
Bo Miłość nie ustaje i istnieje konkretnie a nie pojawia się i znika. Można nią żyć a można jedynie się na niej ślizgnąć dopóki nie ma zobowiązań.. . Przybiera różne formy w zależności od sytuacji. Nawet wzywa policję wysyła na przymusowy odwyk by chronić siebie i dzieci przed agresorem.
Pozdrawiam!
************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Gretchen
Może zacznijmy od tego, że zawsze rozkład małżeństwa i rozwód jest totalną klęską dla wszystkich których wymieniłaś.
Druga ostotna rzecz. Małżeństwo wogóle nie ma sensu bez Miłości.
Po trzecie, trzeba zadać sobie pytanie co to znaczy Kochać w znaczeniu przysięgi małżeńskiej – jakiego rodzaju to miłość. Bo to szczególny przypadek slubować komuś wierność, uczciwość, i trwanie na dobre i na złe do konca życia, co nie?
Po czwarte, czy ta przysiega ma wogóle sens a nie jest jakims anachronizmem? Dla mnie ma sens.
Po piąte osoby chcące ją wypełniać powinni się poważnie odpowiedzieć na powyższe pytania i zadecydować w piątym czy chcą i jak chcą to urzeczywistnić. I że nie jest to łatwe.
Ty przywołujesz patologie przeciwko nierozerwalności Małłżenstwa. Ja traktuję ten związek w perwpektywie religijnej – a więc konkretnej. Ty traktujesz je w zupełnie innej perspektywie. Nasze punkty widzenia są więc zupełnie różne.
W związku z tym, sądzę, że moje argumenty do Ciebie nie trafią. Nie trafią gdyż małżeństwo sakramentalne ma swoje uwarunkowanie religijne, teologiczne i Ewangeliczne.
Nie da się więc krytykować tej perspektywy odrywając samą instytucję małżeństwa(brzydkie okreslenie) od jej korzeni Biblijnych.
Piszesz o rekolekcjach… No fajnie, to teraz spróbuj sobie wyobrazić taką rodzinę na tych rekolekcjach (jak mieliby się tam znaleźć, to już kwestia odrębna):
Udział w rekolekcjach nie jest przymusowy ale jest dla chcących. Więc wyobrażam sobie, takie osoby które chcą z nich skorzystać. Czy uważasz, że rekolekcji potrzebują tylko Ci z ekstremum na które się powołujesz? Czy uważasz, że powinno się rekolekcie proponować w takich przypadkach jak podałaś w swoim poscie – podając spektakularny przyklad? Ja tak nie uważam. Uważam, że nie. Wysmiałaś mnie – dzięki za przenikliwość i zorientowanie w temacie uzdrawianiu relacji małżeńskich. :-)))
Nie rób ze mnie idioty, takiego który uważa, że alkoholika bijącego żonę nalezy wysłać na rekolekcje. Jego najpierw trzeba wysłać na detox i terapię dla alkoholików… . A więc zastosować standardową procedurę leczenie ludzi od uzależnień.
Mówisz o patologiach. Ja odpowiadam, że należy pomagać trudnym małżeństwom. W sposób adekwatny. Inny sposób dla tych którzy są świadomi i chcą rozwijać swoje małzeństwo a w inny trudnym przypadkom, jeszcze inaczej w najtrudniejszych. Lecz pary muszą chcieć. Wbrew woli niczego się nie zrobi.
Rekolekcje i inne elementy służą pomocą dla małżeństw chcących coś zmienić, ulepszyć, rozwijać się – wtedy gdy obydwoje chcą tego. Nawet wtedy gdy osoby nie wiedzą co mają począć z takimi gagatkami jak opisałaś.
Natomiast Ty z Grzesiem przywołujesz ekstremum. To extremum to poważne przypadki które kwalifikują się na terapie.. . Rozwód czy nierozwód nie będzie w takich przypadkach żadnym lakarstwem ani antidotum na patologię jaką przywołujesz.
O odbudowaniu relacji może być mowa, gdy osoby wrócą do normy.. – a wrócą? Tego nikt nie wie. Trzeba im próbować pomóc? Będziemy zgodni, że tak.
Ja zadałem konkretne pytanie: czy cudzołóstwo osoby która zdradza jest alibi dla cudzołóstwa osoby zdradzonej. Nie otrzymałem odpowiedzi.
Jest wiele przypadków gdzie osoby zdradzone żyją same, wychowując dzieci z wyboru. Gdyż autentycznie kochają i są wierne. Może to głupie dla Ciebie ale dla mnie nie. Szanuję te osoby.
Mój brat, ma psychicznie chorą żonę, która zataiła te chorobę przed nim przed ślubem. tę chorobę zataiła przed nim jej rodzina. Gdyby zechciał Kościół potwierdziłby mu nieważność zawarcia małżeństwa wskutek ukrycia ważnej okoliczności co do predyspozycji danej osoby do zycia w rodzinie i wychowywania dzieci.
I co? Mój brat ja kocha. Nie chce unieważnienia chce z nią żyć i żyje. Prawo byłoby mu pomocą a dla niego prawo nie jest potrzebne.. . A On nie chce unieważnienia. Powiesz o nim niewolnik albo głupiec? WYśmieje Cię. :-)))
Czy miłość istnieje? Czy to tylko mrzonka dla zakochanych?
W istocie małżeństwa sakramentalnego jest odpowiedzialność również za zbawienie drugiej osoby. Kolejny warunek nieistotny dla nieKatolików. Rozumiem to.
To o czym piszesz to nie jest miłość, to jest niewolnictwo. Przykład na to, jak piękna zasada przeistacza się w jakiś koszmar, który jak bagno wciąga coraz głębiej.
Przysięga małżeńska nie jest dla niewolników ale wolnych. W pełni wolnych gdyż inaczej byłaby nieważna. To o czym pisze jest dla prawdziwie kochających. Kochający to niewolnik w pewnym sensie – zgadzam się.
Wydaje się, że żyjesz w jakiejś różowej bańce, przez którą nie przebijają się ludzkie dramaty. Masz jedną, bardzo zasadniczą i sztywną odpowiedź.
Patologie związane z rodzinami dotykaja małżeństw również sakramentalnych i tak samo wymagają pomocy jak i niesakramentalne.
Jeśli zaś patologie się pojawiają – te ekstremalne, to nie z dnia na dzień. Więc powiedzmy otwarcie, że jeśli ktoś nie dba o swoje małżeństwo: swoją żonę, męża to sobie funduje schody.
Czy to zatem wina Kościoła, ze ktoś nie dba o swoje małżeństwo? Jeśli ktoś zyje w “bańce” to ten, który uważa, że można sobie ślubować a potem “się zobaczy”.
ON – uzależniony od alkoholu, stosujący bardzo ostrą przemoc. Właśnie kończy się trzeci miesiąc jego alkoholowego ciągu (widziałeś kiedyś takiego człowieka? Masz jakieś wyobrażenie co się z nim dzieje w sensie psychicznym i fizycznym?).
Wczoraj, dzień przed rekolekcjami, wkroczył w drzwi, by następnie rozpętać awanturę, w czasie której bił swoją żonę tak, że złamał jej obie ręce, zmasakrował twarz, a krew lała się to tu to tam.
Jaki ma z tym związek to czy powinno się być wiernym przysiędze małżeńskiej i niewolnictwem o którym napisałaś wyżej? Czy z nierozerwalności wynika, że ona ma mu na to pozwolić? Wolne żarty. Ona ma chronić siebie i swoją rodzinę przed nim, jesli sprawy doszły za daleko. Z nierozerwalności małzeństwa wynika jej uległość? Wbrew preciwnie. Ma zrobić wszystko aby ochronić siebie, swoje dzieci i jego przed nim samym. To wynika z przysięgi małżeńskiej. Gdyż ślub miłości to nie “tiutu” ale odpowiedzialnośc za drugiego. Również za niego.
Nie będę odnosił się do akapitów “ONA” , “CÓRKA” gdyż odpowiedź na akapit “ON” zawiera odpowiedź.
Na myśl przychodzi mi dwa stwierdzenia. Pamiętasz naszą dyskusję o dopuszczalności skrobanki? Ja się upierałem, że skrobanka nie jest żadnym zabiegiem terapeutycznym dla zgwałconej kobiety.
Podobnie tutaj. Rozwód nie uleczy alkoholika, nie uleczy krzywdy żony, a także skutków na psychice córki.
Tym osobom potrzebna natychmiastowa pomoc terapeutyczna a nie rozwód. Ona może jeśli zechce być mu wierna jesli go kocha. Jeśli jest osobą głęboko wierzącą nie będzie żyć w cudzołóstwie z innym mężczyzną. Są w Kościele wspólnoty takich osób. Z jednego powodu. Para małżeństwa wychodzi z Kościoła w trójkę. Z Jezusem. Gdy odchodzi mąż, zostają dwoje a nie jedno.. – i to jest subtelna różnica.
Owszem, możesz powiedzieć, że to bańka różowa. Możesz. Ale Ty jesteś Byddystką, więc nie zrozumiesz tego. Dla Jezusowego człowieka nie istnieje tylko teraxniejszość. Ale istnieje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Konkretna. Jest to inna perspektywa życia.
Bo Miłość nie ustaje i istnieje konkretnie a nie pojawia się i znika. Można nią żyć a można jedynie się na niej ślizgnąć dopóki nie ma zobowiązań.. . Przybiera różne formy w zależności od sytuacji. Nawet wzywa policję wysyła na przymusowy odwyk by chronić siebie i dzieci przed agresorem.
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 16.12.2009 - 08:30W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .