W twojej jest odpowiedzialność, wspólne próby ratowania czegoś, miłość i wiara itd
I w takiej rzeczywistości pewnie, że zdradę można wybaczyć, że zło jakieś można wybaczyć, nawet i wspólnie z nałogiem walczyć i jakieś incydenty też.
I że nie ma sensu rozwalać czegokolwiek, bo to pójśćie na łatwiznę.
Tyle że ja piszę o innej rzeczywistości, niby ekstremalnej, ale bardzo częstej: takiej w której wspólne sa nie wina czy odpowiedzialność a ewentualnie siniaki, w której jest przemoc, krew, agresja i wyzwiska, w której dzieciaki się chowają w kiblu przed ojcem.
W której jedna osoba sppierdala swoim dzieciom życie na zawsze, a druga nie odchodząc to akceptuje i de facto więc zatwierdza, daje przyzwolenie.
W tej rzeczyistości np. ponad 30 letni facet wstydzi się zaprosic do domu jakąkolwiek dziewczynę, bo jak do domu, w którym jest wyklinający, wiecznie pijany, agresywny ojciec.
Piszesz o odpowiedzialności, jak atu odpowiedzialność, jak np. dzieciak przez całe życie widział ojca tylko pijanego, dlaczego każesz byc odpowiedzialny jednej osobie, a inna może bezkarnie czynić zło.
Sorry, ale mam wrażenie, że ty widzisz fajną rzeczywistość, w której ludzie nawet jak popełniają błędy, to starają się je naprawić.
Nie widzisz zaś ofiar i nie widzisz sprawców, nie widzisz tego, że niektórzy ludzie (choćby z powodu wieloletniego nałogu) prawie nie dadzą się zmienić, nie widzisz tego, że są psychopaci i socjopaci i też są mężami i ojcami.
Mówisz seperacja?
Tyle że moim zdaniem takie chujowe życie, jakie mają niektóre osoby, ma prawo się skończyć, one też mają prawo do szczęscia, do odcięcia się, do wyrzucenia ze swojego życia de facto agresora i przestępcy.
Choćby do tego, by nie nosić jego nazwiska. (czego separacja nie daje)
Mają prawo być wolne.
Piszesz o sakramencie i świętości małżeńsdtwa, tyle że w takich rodzinach nie ma świętości, są za to bluzgi, wyzwiska, agresja, siniaki.
Jaka kurde świętość?
Jaki skarament?
Wiesz, sa sytuacje w których tkwienie jest czyms złym i tyle.
Dlaczego ktoś ma się poświęcać i pozwalać jeszcze by zło ten drugi czynił dzieciom?
W imię czego kobieta ma opiekować się alkoholikiem i degeneratem, zajmowac się nim, dawać się okradać, dawać się bić, widzieć, jak niszczy ją i życie jej najbliższyhc (dzieci)
W imię tego, że 20 lat temu zawartli sakrament?
Sory, ale przecież ten sakrament jest od dawna martwy i nie zauważając tego po prostu przejawiasz hipokryzję i gadasz o pozorach.
I nie pisz, że można to razem naprawić, czasem nie można.
I jedyną pretensję jaką można mieć do ofiar przemocy, to moim zdaniem, że robią to za późno.
Za późno odchodzą, za póxno mówią nie, za późno zauważają, że one mają godność, a dzieci mają prawdo do zwykłego życia.
I dlatego, że za późno to robią, konsekwencje najczęściej są dla następnych pokoleń nieodwaracalne.
Znam ze 3 osoby z takich rodzin i trochę widzę, jak to na nich rzutuje.
Poldku, sorry, ale mam wrażenie, że gadamy
o dwu różnych rzeczywistościach.
W twojej jest odpowiedzialność, wspólne próby ratowania czegoś, miłość i wiara itd
I w takiej rzeczywistości pewnie, że zdradę można wybaczyć, że zło jakieś można wybaczyć, nawet i wspólnie z nałogiem walczyć i jakieś incydenty też.
I że nie ma sensu rozwalać czegokolwiek, bo to pójśćie na łatwiznę.
Tyle że ja piszę o innej rzeczywistości, niby ekstremalnej, ale bardzo częstej: takiej w której wspólne sa nie wina czy odpowiedzialność a ewentualnie siniaki, w której jest przemoc, krew, agresja i wyzwiska, w której dzieciaki się chowają w kiblu przed ojcem.
W której jedna osoba sppierdala swoim dzieciom życie na zawsze, a druga nie odchodząc to akceptuje i de facto więc zatwierdza, daje przyzwolenie.
W tej rzeczyistości np. ponad 30 letni facet wstydzi się zaprosic do domu jakąkolwiek dziewczynę, bo jak do domu, w którym jest wyklinający, wiecznie pijany, agresywny ojciec.
Piszesz o odpowiedzialności, jak atu odpowiedzialność, jak np. dzieciak przez całe życie widział ojca tylko pijanego, dlaczego każesz byc odpowiedzialny jednej osobie, a inna może bezkarnie czynić zło.
Sorry, ale mam wrażenie, że ty widzisz fajną rzeczywistość, w której ludzie nawet jak popełniają błędy, to starają się je naprawić.
Nie widzisz zaś ofiar i nie widzisz sprawców, nie widzisz tego, że niektórzy ludzie (choćby z powodu wieloletniego nałogu) prawie nie dadzą się zmienić, nie widzisz tego, że są psychopaci i socjopaci i też są mężami i ojcami.
Mówisz seperacja?
Tyle że moim zdaniem takie chujowe życie, jakie mają niektóre osoby, ma prawo się skończyć, one też mają prawo do szczęscia, do odcięcia się, do wyrzucenia ze swojego życia de facto agresora i przestępcy.
Choćby do tego, by nie nosić jego nazwiska. (czego separacja nie daje)
Mają prawo być wolne.
Piszesz o sakramencie i świętości małżeńsdtwa, tyle że w takich rodzinach nie ma świętości, są za to bluzgi, wyzwiska, agresja, siniaki.
Jaka kurde świętość?
Jaki skarament?
Wiesz, sa sytuacje w których tkwienie jest czyms złym i tyle.
Dlaczego ktoś ma się poświęcać i pozwalać jeszcze by zło ten drugi czynił dzieciom?
W imię czego kobieta ma opiekować się alkoholikiem i degeneratem, zajmowac się nim, dawać się okradać, dawać się bić, widzieć, jak niszczy ją i życie jej najbliższyhc (dzieci)
W imię tego, że 20 lat temu zawartli sakrament?
Sory, ale przecież ten sakrament jest od dawna martwy i nie zauważając tego po prostu przejawiasz hipokryzję i gadasz o pozorach.
I nie pisz, że można to razem naprawić, czasem nie można.
I jedyną pretensję jaką można mieć do ofiar przemocy, to moim zdaniem, że robią to za późno.
Za późno odchodzą, za póxno mówią nie, za późno zauważają, że one mają godność, a dzieci mają prawdo do zwykłego życia.
I dlatego, że za późno to robią, konsekwencje najczęściej są dla następnych pokoleń nieodwaracalne.
Znam ze 3 osoby z takich rodzin i trochę widzę, jak to na nich rzutuje.
grześ -- 15.12.2009 - 20:12