Zacznijmy do tego nieradzenia sobie. Pani mi przypisuje pogląd, którego ani nie wyraziłem, ani nie podzielam.
Ja w ogóle nie podejmuję się rozważania skąd się bierze uzależnienie i jaka jest w tym rola uzależnionego. A już zwłaszcza z Panią o tym nie zamierzam dyskutować.
Ja cały czas (wyciągając wciąż przykład Casha) porównuję. Tych, którym się udało i tych, którym się nie udało.
I ubolewam, że dla popkultury ciekawsi są Ci co im się nie udało. Widzę w tym swoistą radochę, że ktoś miał wszystko , a i tak nie lepiej skończył niż wujek Stefan, w którym się wódka w drugie święto zapaliła.
Proszę zauważyć, że cały przemysł budowany wokół celebrities tak naprawdę nastawiony jest na poszukiwanie nieszczęścia. Małego (bo komuś, za przeproszeniem, pierś się wypsła), albo dużego – że proszę taki znany ktoś, a ma chorobę nieuleczalną. Czy Diana byłaby tak popularna, gdyby miała z tym sklepikarzem troje dzieci? Jakoś nie wydaje mi się.
Kultura amerykańska, napędzana dążeniem do sukcesu jest troszkę inna. Może to tłumaczy marzenie o tym, że Elvis nie umarł. Nie wiem, nie znam się.
Co zaś do języka migowego, to mogłoby to być dla jednych szczęściem, a dla Pani koszmarem, gdyby się Pani nauczyła. Po prostu to środowisko zawsze było szczególnie podatne na chorobę alkoholową. Nie mam, od lat, kontaktu z młodzieżą, ale obawiam się, że inne uzależniacze też się mają nieźle.
Terapia w tym środowisku nie jest przesadnie rozwinięta, obawiam się.
Ale jakby Pani w to weszła, to już by Pani na nic innego czasu nie miała. Dla nich bym tego chccial, ale czy dla Pani?
Pani Gretchen,
trochę się chyba wątki pomieszały.
Spróbuję naprostować.
Zacznijmy do tego nieradzenia sobie. Pani mi przypisuje pogląd, którego ani nie wyraziłem, ani nie podzielam.
Ja w ogóle nie podejmuję się rozważania skąd się bierze uzależnienie i jaka jest w tym rola uzależnionego. A już zwłaszcza z Panią o tym nie zamierzam dyskutować.
Ja cały czas (wyciągając wciąż przykład Casha) porównuję. Tych, którym się udało i tych, którym się nie udało.
I ubolewam, że dla popkultury ciekawsi są Ci co im się nie udało. Widzę w tym swoistą radochę, że ktoś miał wszystko , a i tak nie lepiej skończył niż wujek Stefan, w którym się wódka w drugie święto zapaliła.
Proszę zauważyć, że cały przemysł budowany wokół celebrities tak naprawdę nastawiony jest na poszukiwanie nieszczęścia. Małego (bo komuś, za przeproszeniem, pierś się wypsła), albo dużego – że proszę taki znany ktoś, a ma chorobę nieuleczalną. Czy Diana byłaby tak popularna, gdyby miała z tym sklepikarzem troje dzieci? Jakoś nie wydaje mi się.
Kultura amerykańska, napędzana dążeniem do sukcesu jest troszkę inna. Może to tłumaczy marzenie o tym, że Elvis nie umarł. Nie wiem, nie znam się.
Co zaś do języka migowego, to mogłoby to być dla jednych szczęściem, a dla Pani koszmarem, gdyby się Pani nauczyła. Po prostu to środowisko zawsze było szczególnie podatne na chorobę alkoholową. Nie mam, od lat, kontaktu z młodzieżą, ale obawiam się, że inne uzależniacze też się mają nieźle.
Terapia w tym środowisku nie jest przesadnie rozwinięta, obawiam się.
Ale jakby Pani w to weszła, to już by Pani na nic innego czasu nie miała. Dla nich bym tego chccial, ale czy dla Pani?
Nie wiem i nie wiedząc – pozdrawiam
yayco -- 12.10.2008 - 22:35