czy Pani aby nie idealizuje nazbyt tych ludzi?
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem dlaczego mam się fascynować tym, że ktoś sobie ze sobą nie poradził.
Pewna, bardzo mi bliska osoba sama wyszła z nałogu. Z picia konkretnie. Ale za późno.
Zmarła w wieku 53 lat. Dziś wiem, że to bardzo niewiele jest.
Ten człowiek był samotny w swoim nałogu podwójnie, bo całe życie przeżył w świecie ciszy.
Dużo o nim dziś myślę, bo jutro będą jego imieniny, a ja nie pojadę na grób, bo nie dam rady. Więc myślę. I modlę się.
I myślę, że pewnie ma Pani trochę racji, że nie wiemy o czym marzyli i co czuli. Nie wiemy nawet, czy.
Wiemy natomiast, że nie dali rady.
Myśle, że to nie przemawia na ich rzecz.
I żeby była jasność: nie osądzam i nie oskarżam. Na pewno nie dziś i nie jutro.
Po prostu dziwi mnie budowanie pomników (niekoniecznie z kamienia i spiżu) tym, którzy nie dali sobie rady sami ze sobą.
Śmierdzi mi to jakoś dążeniem do usprawiedliwiania samych siebie, bo przecież skoro tak wielcy byli słabi, to czegóż wymagać od nas maluczkich?
Współczuję im, a jeszcze bardziej ich bliskim, jeśli takich nie utracili po drodze.
Ale nie widzę żadnego nimbu.
Jakoś tak.
Pozdrawiam
Pani Gretchen,
czy Pani aby nie idealizuje nazbyt tych ludzi?
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem dlaczego mam się fascynować tym, że ktoś sobie ze sobą nie poradził.
Pewna, bardzo mi bliska osoba sama wyszła z nałogu. Z picia konkretnie. Ale za późno.
Zmarła w wieku 53 lat. Dziś wiem, że to bardzo niewiele jest.
Ten człowiek był samotny w swoim nałogu podwójnie, bo całe życie przeżył w świecie ciszy.
Dużo o nim dziś myślę, bo jutro będą jego imieniny, a ja nie pojadę na grób, bo nie dam rady. Więc myślę. I modlę się.
I myślę, że pewnie ma Pani trochę racji, że nie wiemy o czym marzyli i co czuli. Nie wiemy nawet, czy.
Wiemy natomiast, że nie dali rady.
Myśle, że to nie przemawia na ich rzecz.
I żeby była jasność: nie osądzam i nie oskarżam. Na pewno nie dziś i nie jutro.
Po prostu dziwi mnie budowanie pomników (niekoniecznie z kamienia i spiżu) tym, którzy nie dali sobie rady sami ze sobą.
Śmierdzi mi to jakoś dążeniem do usprawiedliwiania samych siebie, bo przecież skoro tak wielcy byli słabi, to czegóż wymagać od nas maluczkich?
Współczuję im, a jeszcze bardziej ich bliskim, jeśli takich nie utracili po drodze.
Ale nie widzę żadnego nimbu.
Jakoś tak.
Pozdrawiam
yayco -- 12.10.2008 - 21:24