oraz od dawna pracownik korporacji różnorakich (tfu!) nie mogę przyznać Panu racji w stu procentach.
Ale poczynił Pan wiele bardzo celnych uwag merytorycznych a niektóre wręcz przezabawne, bo błyskotliwie komentujące skład Drużyny Merlota.
Powinny się pojawić modele dualne. Na przykład stary mizogin (uosabiany w fantastycznych utworach przez krasnoluda) i młoda dziewuszka (elfy są niezłe). Wiadomo od początku, że się pobiorą (zaprzyjaźnią prawdziwie męską przyjaźnią), ale jak narracja siada, to zawsze można się skoncentrować na ich sporach i przepychankach. Coraz bardziej dobrotliwych i przypominających grę wstępną.
A tu już jest bardziej poważnie i bardzo celnie:
Istotą narracji, opartej na drużynie jest quest. Innymi słowy: trzeba mieć, co najmniej mapę, a najlepiej dobrze wytyczony cel. Bo sama drużyna nic nie znaczy, jeśli nie wie, do czego dąży. Chodzi w kółko i pokrzykuje. Aż się zmęczy i usiądzie.
Jakimś cudem autorom udaje się przekonać czytelników, że zespól różnych jednostek może się zgodzić w kwestiach zasadniczych. Że wystarczy powiedzieć: Zbawcie Polskę!, a będzie to znaczyło to samo dla chama i dla poety, dla mizogina i kobiety wolnej, dla tchórza i dla bezmózgiego osiłka.
To samo dla lewaka i naziola, których łączy tylko dominujące w nich poczucie nienawiści do odmieńców. Odmiennie (można nawet powiedzieć, że odwrotnie) zdefiniowanych. To samo dla działacza lokalnego i przesiedleńca. To samo dla kogoś, kto przeczytał jedną książkę i dla kogoś, kto więcej zapomniał, niż inni zdążyli się nauczyć. To samo dla zwolennika prawnego nadzoru życia społecznego i zwolennika wolności osobistej. Tak samo dla zwolennika wolnego rynku i zwolennika ochrony grup zagrożonych wykluczeniem społecznym.
A tu jeszcze jeden fragment, który jednak ma rację bytu o tyle, o ile mówimy o Rzeczach Naprawdę Wielkich. A przecież są też Rzeczy Naprawdę Ważne, które nie aspirują do Naprawdę Wielkich.
Bo nie ma takiej potrzeby. Dobro Rzeczypospolitej nie opiera się na dogadaniu się bieli z czernią. Kształt rzeczywistości opisują napięcia i sposoby ich rozładowywania, a nie zmyślone porozumienia, odgórnie kreowane pospolite ruszenia, szarwarki i odgórnie organizowane tłoki (jak ktoś ma wątpliwości to niech sobie czyta – czyny społeczne.
Twierdzę, że Drużyna może powstać i może dobrze działać. I nie są to tylko czcze teorie speców od HR czy cóś tam. Widziałem w praniu, że działa.
Ale jeszcze raz powtórzę Pana uwagi są celne, bo odnoszą się bardziej do skali makro-makro.
Jako stary harcerz...
oraz od dawna pracownik korporacji różnorakich (tfu!) nie mogę przyznać Panu racji w stu procentach.
Ale poczynił Pan wiele bardzo celnych uwag merytorycznych a niektóre wręcz przezabawne, bo błyskotliwie komentujące skład Drużyny Merlota.
Powinny się pojawić modele dualne. Na przykład stary mizogin (uosabiany w fantastycznych utworach przez krasnoluda) i młoda dziewuszka (elfy są niezłe). Wiadomo od początku, że się pobiorą (zaprzyjaźnią prawdziwie męską przyjaźnią), ale jak narracja siada, to zawsze można się skoncentrować na ich sporach i przepychankach. Coraz bardziej dobrotliwych i przypominających grę wstępną.
A tu już jest bardziej poważnie i bardzo celnie:
Istotą narracji, opartej na drużynie jest quest. Innymi słowy: trzeba mieć, co najmniej mapę, a najlepiej dobrze wytyczony cel. Bo sama drużyna nic nie znaczy, jeśli nie wie, do czego dąży. Chodzi w kółko i pokrzykuje. Aż się zmęczy i usiądzie.
Jakimś cudem autorom udaje się przekonać czytelników, że zespól różnych jednostek może się zgodzić w kwestiach zasadniczych. Że wystarczy powiedzieć: Zbawcie Polskę!, a będzie to znaczyło to samo dla chama i dla poety, dla mizogina i kobiety wolnej, dla tchórza i dla bezmózgiego osiłka.
To samo dla lewaka i naziola, których łączy tylko dominujące w nich poczucie nienawiści do odmieńców. Odmiennie (można nawet powiedzieć, że odwrotnie) zdefiniowanych. To samo dla działacza lokalnego i przesiedleńca. To samo dla kogoś, kto przeczytał jedną książkę i dla kogoś, kto więcej zapomniał, niż inni zdążyli się nauczyć. To samo dla zwolennika prawnego nadzoru życia społecznego i zwolennika wolności osobistej. Tak samo dla zwolennika wolnego rynku i zwolennika ochrony grup zagrożonych wykluczeniem społecznym.
A tu jeszcze jeden fragment, który jednak ma rację bytu o tyle, o ile mówimy o Rzeczach Naprawdę Wielkich. A przecież są też Rzeczy Naprawdę Ważne, które nie aspirują do Naprawdę Wielkich.
Bo nie ma takiej potrzeby. Dobro Rzeczypospolitej nie opiera się na dogadaniu się bieli z czernią. Kształt rzeczywistości opisują napięcia i sposoby ich rozładowywania, a nie zmyślone porozumienia, odgórnie kreowane pospolite ruszenia, szarwarki i odgórnie organizowane tłoki (jak ktoś ma wątpliwości to niech sobie czyta – czyny społeczne.
Twierdzę, że Drużyna może powstać i może dobrze działać. I nie są to tylko czcze teorie speców od HR czy cóś tam. Widziałem w praniu, że działa.
Ale jeszcze raz powtórzę Pana uwagi są celne, bo odnoszą się bardziej do skali makro-makro.
Pozdr
RafalB -- 21.12.2008 - 13:40