Piszesz dość podobnie do Dariusza Rosiaka z dzisiejszej Rzepy. On ujął rzecz tak: Klapsy wymierzamy, gdy wpadamy w furię i nie kontrolujemy się – nie znam żadnego normalnego człowieka, który uderzyłby swoje dziecko na spokojnie.
Otóż, proszę sobie spróbować to wyobrazić, są tacy ludzie. Ja znam jednego z pewnością: mój ojciec. Jak daleko sięgam pamięcią – karcił mnie i moje rodzeństwo zawsze na spokojnie, poprzedzając lanie dialogiem który można by porównać do rozprawy sądowej. Z miejscem na obronę i przyznanie się do winy. A przede wszystkim na zrozumienie błędu. Dodać sprawiedliwie trzeba, że akurat mama odpowiada precyzyjnie opisowi p. Rosiaka. Gdy wpadła w furię, można było od niej oberwać dowolnym przedmiotem z tych pod ręką. Tyle, że nigdy bym tych jej zachowań nie nazwał karceniem. Ani nawet wychowywaniem. Emocje akurat w tej dziedzinie są wyłącznie szkodliwe.
Gdy mowa o krzywdzie, muszę wspomnieć, że i wtedy i dziś, po latach, nie chowam żadnej urazy wobec ojca i jego wymiaru sprawiedliwości. Ale pomimo (niełatwego) zrozumienia i wybaczenia, tkwią we mnie boleśnie okrutne, choć zwyczajnie głupio rzucane na wiatr słowa mojej matki. I wiem, że nie jestem w tym wyjątkowy.
Przed błędami rodziców, którzy nie umieją panować nad swoimi emocjami nie uchroni żadna ustawa; a nawet całodobowy nadzór policyjny. Za to penalizacja rozumnego i odpowiedzialnego karcenia może być niepowetowaną stratą — dla dzieci.
Jeszcze poruszę jeden aspekt z definicji przemocy:
Gama zamierzonych działań człowieka mających na celu kontrolowanie i podporządkowanie drugiej osoby jest bardzo szeroka. Widziałem rodziny, podporządkowane i kontrolowane samodzierżawnie przez jedną osobę, bez jakiegokolwiek uderzenia, bez podnoszenia głosu nawet. Widziałem rodziny, w których taką osobą była babka, lub matka. Widziałem i takie, w których pozycję króla zdobywało dziecko.
W tych rodzinach byli ludzie zniewoleni, złamani, skrzywdzeni.
To przemoc?
Jaki na to paragraf?
Z drugiej strony — proszę mi wytłumaczyć, jak może funkcjonować rodzina bez kontrolowania i podporządkowania potomków rodzicom?
Demokracja?
A co z ustawową odpowiedzialnością rodziców za dzieci?
Jakże odpowiadać mam za jakąkolwiek dziedzinę, której nie kontroluję?
O właściwym rozumieniu karcenia i odróżnieniu go od bicia — wspominam na samym początku swojego tekstu; bardzo dobrze napisał o tym także jerzy Maciejowski. Polecam.
Bo niestety, odbieram kolejne perory zwolenników ustawowego ściagnia rodziców za karcenie fizyczne dzieci, jako atak na słomianego luda.
Szanowna Gretchen
Piszesz dość podobnie do Dariusza Rosiaka z dzisiejszej Rzepy. On ujął rzecz tak: Klapsy wymierzamy, gdy wpadamy w furię i nie kontrolujemy się – nie znam żadnego normalnego człowieka, który uderzyłby swoje dziecko na spokojnie.
Otóż, proszę sobie spróbować to wyobrazić, są tacy ludzie. Ja znam jednego z pewnością: mój ojciec. Jak daleko sięgam pamięcią – karcił mnie i moje rodzeństwo zawsze na spokojnie, poprzedzając lanie dialogiem który można by porównać do rozprawy sądowej. Z miejscem na obronę i przyznanie się do winy. A przede wszystkim na zrozumienie błędu. Dodać sprawiedliwie trzeba, że akurat mama odpowiada precyzyjnie opisowi p. Rosiaka. Gdy wpadła w furię, można było od niej oberwać dowolnym przedmiotem z tych pod ręką. Tyle, że nigdy bym tych jej zachowań nie nazwał karceniem. Ani nawet wychowywaniem. Emocje akurat w tej dziedzinie są wyłącznie szkodliwe.
Gdy mowa o krzywdzie, muszę wspomnieć, że i wtedy i dziś, po latach, nie chowam żadnej urazy wobec ojca i jego wymiaru sprawiedliwości. Ale pomimo (niełatwego) zrozumienia i wybaczenia, tkwią we mnie boleśnie okrutne, choć zwyczajnie głupio rzucane na wiatr słowa mojej matki. I wiem, że nie jestem w tym wyjątkowy.
Przed błędami rodziców, którzy nie umieją panować nad swoimi emocjami nie uchroni żadna ustawa; a nawet całodobowy nadzór policyjny. Za to penalizacja rozumnego i odpowiedzialnego karcenia może być niepowetowaną stratą — dla dzieci.
Jeszcze poruszę jeden aspekt z definicji przemocy:
Gama zamierzonych działań człowieka mających na celu kontrolowanie i podporządkowanie drugiej osoby jest bardzo szeroka. Widziałem rodziny, podporządkowane i kontrolowane samodzierżawnie przez jedną osobę, bez jakiegokolwiek uderzenia, bez podnoszenia głosu nawet. Widziałem rodziny, w których taką osobą była babka, lub matka. Widziałem i takie, w których pozycję króla zdobywało dziecko.
W tych rodzinach byli ludzie zniewoleni, złamani, skrzywdzeni.
To przemoc?
Jaki na to paragraf?
Z drugiej strony — proszę mi wytłumaczyć, jak może funkcjonować rodzina bez kontrolowania i podporządkowania potomków rodzicom?
Demokracja?
A co z ustawową odpowiedzialnością rodziców za dzieci?
Jakże odpowiadać mam za jakąkolwiek dziedzinę, której nie kontroluję?
O właściwym rozumieniu karcenia i odróżnieniu go od bicia — wspominam na samym początku swojego tekstu; bardzo dobrze napisał o tym także jerzy Maciejowski. Polecam.
Bo niestety, odbieram kolejne perory zwolenników ustawowego ściagnia rodziców za karcenie fizyczne dzieci, jako atak na słomianego luda.
odys -- 05.06.2008 - 08:34