Kto się boi euro?

Odpowiedź na postawione w tytule pytanie jest moim zdaniem dosyć oczywiste, ten kto źle życzy polskiej gospodarce czyli ten, kto Polsce źle życzy. Podnosił zaś ów będzie dwa zasadnicze argumenty. Pierwszy, że polski złoty, to nasza tradycyjna waluta. Drugi, że pozbywamy się kontroli nad własną walutą, zatem inni nią będą manipulować nas w ten sposób w garści mając. Będzie jeszcze trzeci – wszystko podrożeje. Ten ostatni jest wyjątkowo głupi, bo od przeliczenia jednostek nie może się zmienić wartość. Chyba, że ktoś zechce podnieść cichcem cenę swoich towarów, licząc na niegramotność nabywcy. Tutaj rzeczywiście przeciwnicy euro mają się czego bać. Stan ich umysłów pozwala przypuszczać, że takiej próby doświadczą.
Złoty nie był naszą tradycyjną walutą a był raczej czymś w rodzaju rubla transferowego – przelicznikiem wartości walut obiegowych na naszym rozbiorowym głównie rynku. Po odrodzeniu wprowadzono markę polską a złoty polski, kontestowany zajadle, pojawił się w wyniku reformy Grabskiego. Jego więc tradycja jest znacznie krótsza od tradycji innych walut.
Kontrola nad walutą nie jest niczym innym jak próbowaniem, czynionym na ogół przez dyletantów, wpływania na procesy makroekonomiczne poprzez mnożenie pieniądza. Spada na ogół wtedy jego wartość ale w krótkim czasie, na przykład przed wyborami, społeczeństwo jest ogłupiane wrażeniem dobrobytu. Potem, po upływie pewnego czasu publika, wskutek uruchomionej przypływem gotówki inflacji, płaci ukryty podatek. Zwiększonej bowiem ilości pieniędzy nie towarzyszy wzrost produktów. Po wyczerpaniu zapasów musi więc wystąpić drożyzna. Za tym już krok do bezrobocia. Winę za to zwala się zawsze na jakiś układ.
Kruszec jako waluta, do czasu trudnego pozyskiwania szlachetnych metali, gwarantował gospodarce stabilność cen. Pieniądz można było psuć tylko okrawając jego brzegi. Rzecz łatwa do wykrycia. Próbowali tego zresztą także królowie, psując próbę lub wagę bitych przez siebie monet. Nasze boratynki czy tynfy dowodzą, że fałszerstwem nie tylko złote ale i miedziane monety królewskie mennice psuły. Skutek dla gospodarki i państwa był opłakany. Twierdzi się nawet, że upadek Rzeczypospolitej Obojga Narodów początek wziął od inflacji, pobudzonej przez Jana Kazimierza. Potem, kiedy uruchomiono przemysłowe wydobycie złota, pojawiły się możliwości wywoływania za jego pomocą kryzysów i zaczęto operować walutą papierową, o wartości określanej poprzez kurs w stosunku do wiodących walut.
Panował tedy światowy, nienazwany pieniądz, do którego odwoływały się wartości innych pieniędzy. Na ogół miernikiem stałym były waluty najpotężniejszych państw, Wielkiej Brytanii, USA. Przejście na euro prowadzi do uniknięcia takiego pośrednictwa, Euro staje się teraz potężną walutą, do której się inne odwołują. Możemy oczywiście zachować złotego ale wtedy za każdą operację prowadzoną poza granicą państwa będziemy musieli zapłacić dodatkowo. Płacimy zresztą dodatkowo. Dla gospodarki są to rocznie potężne koszta. Dla nas samych też.
Dlatego przejście na Euro prowadzi natychmiast do ograniczenia kosztów gospodarowania. Najważniejsze zaś, że zabezpiecza nas przed szaleńcami, którzy na przykład instalując stolarza na stanowisku prezesa narodowego banku będą mogli wymuszać na nim obniżanie wartości naszych zarobków, oszczędności, pracy. Duży rynek i wielki obszar, na którym panuje euro gra też taką rolę jaką niegdyś spełniało trudne pozyskiwanie kruszców. Nawet lepiej ją spełnia. Euro uniezależnia nas też od negatywnego oddziaływania wielkiego rynku na naszą walutę, na którym to mamy towary tak i tak a pieniądze za to chcemy odmienne.
Oczywiście, na początku, w ciągu kilku tygodni od wprowadzenia euro wielu nieuczciwych sprzedawców przeliczy swoje ceny tak aby na tym zarobić. Najbardziej się to objawia w krajach licznych a duchem ubogich cwaniaków. Włosi zdaje się najbardziej to odczuli. Po niedługim jednak czasie konkurencja przywraca właściwe proporcje a klienci troskliwie pamiętają tych, którzy ich chcieli wykiwać. Także pseudopatrioci, szczególnie promoskiewskiej proweniencji będą u nas wykrzykiwać o Targowicy. Jak poprzednio przeciw NATO lub unijnej akcesji. To są konieczne koszta. Ale wiedza o tym kto jest kim też ma swoją cenę.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

acha...

... to ja na to powiem.... NA DRZEWO! Jewropa to syf i takoż jej wszawa waluta. (Bez obelg jednak, bo tu nie salon.) ----------------- triarius

Szanowny Panie Stary

Prosze odnotowac moja wizytę. Jestem dziś juz zbyt zmęczony, a Panski tekst zasluguje na uważna lekturę. Jeśli Pan pozwoli, odniosę do niego jutro.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Stary

Polski złoty nie wywodzi się z II RP tylko z I.
Była to polska nazwa złotego dukata. A potem przeszła na monetę srebrną dzielącą się na 30 groszy.
Co do afery Tynfa, który oficjalnie na rozkaz królewski fałszował monetę to fakt że to zła sparawa porównywalna do wielkiej inflacji po I wojnie.
Tyle ze europa wstrząśnieta była wtedy cała inflacją biorącą się z napływu srebra i złota z hiszpańskich kolonii. Ceny w ciągu 100 lat wzrosły kilkakrotnie.

Co do zalet euro, to przede wszystkim obniża on ryzyko kursowe w eksporcie i imporcie i obniża koszty pieniądza.

Sugerowanie, że polityczny prezes banku narodowego może zepsuć monetę, bierze sie z twojej niechęci do pisowskiego prezesa. Nie jest prawdziwe.

A to że moczarowski łajdaki podwieszone pod Rydzykiem brechaja mordą, no to od tego jest agentura wpływu i robi to co robi.

Igła – Kozak wolny


Triarius

Taki masz pogląd. Nic nie poradzę. Zwróć tylko uwagę, czy na pewno racjonalny i czy na pewno Twój.


Lorenzo

Miło mi. Będę wdzięczny za uwagi.


Igła

Masz rację. Złoty był czymś w rodzaju odnośnika. Także masz rację, że napływ hiszpańskiego kruszcu kolonialnego wstrząsnął systemem monetarnym początków nowożytności. Podobnie, jak upadek starożytnej nomizmy w jedenastym wieku przyspieszył spadek politycznego znaczenia Bizancjum.
Nie sugerowałem psucia monety przez pisowskiego prezesa. Ciekawe, jak Ci się to skojarzyło. Faktem natomiast jest, że Lepper dodruk pieniędzy wprost zapowiadał a zmniejszenie dewizowych rezerw zapowiadał PiS podobnie jak sięganie po rezerwę rewaluacyjną – co jest już dowodem kompletnego braku elementarnej wiedzy o czymkolwiek. Tak, że się takiemu skojarzeniu trudno jednak dziwić.


Stary

A jak sadzisz, czy juz nasza gospodarka jest w stanie udzwignac wprowadzenie Euro? Inwestycji ciagle w Polsce malo. A zwykly zjadacz chleba woli narazie zlote. Bo wlasne. Jak funty w Anglii.


Borsuk

Strefa euro nie dopuszcza do siebie zadłużonych gospodarek. Grozi im inflacja a i koszta obsługi ich długu je dławią. Dopóki więc nie zniesiemy deficytu budżetowego i nie spłacimy należności, oni nas tam nie przyjmą. Kiedy już jednak tam wejdziemy, to wtedy nasza gospodarka otrzyma następny, silny impuls wzrostowy. Samo posiadanie takiej waluty jest magnesem dla inwestycji.
Polacy wolą złotego bo nasz. Euro też będzie nasze. Polacy są globtroterami. Podobnie jak teraz sobie wysoko cenią zniesienie kontroli granicznej to w przyszłości z zadowoleniem skonstatują, że podróże zagraniczne potaniały. Porównaj tylko kursy kupna i sprzedaży euro a łatwo ocenisz jak jego niewprowadzenie obciąża naszą gospodarkę.
Zwróć przy tym uwagę na fakt, że różnice kursowe przestaną już wpływać na opłacalność eksportu.


Stary & Borsuk

Jakie oprocentowanie kredytów w złotych i w eu?

Tak naprawdę to my utrzymujemy deficyty innych państw ( oczywiście w jakimś promilu ) bo to one lokują u nas nadmiar eu i otrzymują wyższe odsetki a my w zamian płacimy drożej za kredyt.
Oczywiście różnice nie są duże ale 1-2 pkt. % plus efekt skal,i to razem daje sumy idące w setki mln eu/zł jeżeli nie w mld rocznie.

Igła – Kozak wolny


Igła

My mamy wydatki większe od dochodów. Emitujemy więc z jednej strony pusty pieniądz, to z drugiej go musimy wyższymi stopami chamować. Przez to nie tylko stopy kredytów ale i wkładów są większe. W ten sposób na ochotnika się godzimy wywalać część dochodu nie tylko na utrzymanie cen ale i na karmienie spekulantów. To jest jednak koszt zaniechania reformy finansów państwa. Bardzoś to bystrze zauważył.
Spekulacja jednak nie jest powiązana z lokowaniem zagranicznego euro w bankach. Tam działa rynek, pieniądze chodzą po takich kursach jakie wynikają ze stóp procentowych. Wkłady spekulacyjne krążą po giełdzie. One też są rynkowe ale w każdej chwili, kiedy się zmieni koniunktura mogą wyjechać i wtedy pogłębią kryzys. Dlatego niezrównoważona gospodarka jest słaba i odstrasza inwestorów rzeczywistych.
Niestety, do strefy euro nas z takim garbem nie wezmą. Zadłużyliśmy się osobiście, osobiście musimy spłacić. Wtedy, mając zdrowe finanse przejdziemy do euro i już ich się zepsuć nie da oraz my sami nie popadniemy w długi. Dlatego też gospodarka otrzyma drugi impuls wzrostowy. Nie tylko zmaleją koszta ale wzrośnie zaufanie. Pierwszego nawet PiSowi jego nabzdyczonymi krzykami i uchwalaniem kolejnych ograniczeń nie udało się stłamsić. Drugi, bez dyletanckich obstrukcji (mam nadzieję) będzie nie mniej silny.


Stary

Tu nie chodzi o giełdę.
Tu chodzi o papiery państwowe.

O obligacje i bony skarbowe.

Są oprocentowane wyżej niż w strefie euro a stosunkowo bezpieczne.
Dlatego miedzynarodofa finansjera dość chętnie je kupuje.
A my płacimy im wyższe odsetki. Czyli ich karmimy.

Po wejściu do eu widełki się zmniejszą.

Inna sprawą jest pewna autonomia, bo ona zostanie, w kształtowaniu krajowych finansów przez NBP bo przecież on nie zniknie. Przyznaje, że prawie nic na ten temat nie wiem.
Igła – Kozak wolny


Igla

Obligacje są stuprocentowo bezpieczne i muszą być oprocentowane tak, aby były dla kupujacego bardziej atrakcyjne jak inne sposoby inwestowania – przy uwzględnieniu stopy ryzyka. Im bardziej się państwo musi zadłużyć, tym wyższą stopę zwrotu musi obiecać. Państwo, które wydaje więcej niż zarabia, czyli państwo zadłużone, biorąc w banku kredyt (sprzedając mu obligacje) konkuruje z obywatelem. Państwo bowiem, przychodząc do banku i biorąc od niego 30 mld złotych rocznie na nawet 16%, taki czas też był, powoduje, że Igła, chcący piętnaście tysięcy możliwie nisko, musi zapłacić dwadzieścia procent (po balcerowiczowym zduszeniu inflacji znacznie mniej, po skrzypkowym jej podkręceniu już nieco mniej mniej) jeżeli w ogóle z nim będą gadać.
Bank zaś państwowe obligacje puszcza na giełdę i kupujący kalkuluje rynkową cenę, jaką chce za to dać. To państwo ustala z komercyjnymi bankami ile zapłaci za pożyczkę a banki do tego swoją marżę dostają z giełdy. Igła zaś, przepędzony z banku bo go na odsetki nie stać i w ogóle jest detalistą, idzie swoją drogą chwaląc Skrzypka a narzekając na Balcerowicza. Sobie na pohybel – ale taki już jest.
Może też Igła sprzedać obligacje, jeżeli je przedtem na giełdzie nabył. Albo jak doszedł już czas ich wykupu może je w banku sprzedać po cenie zawierającej oprocentowanie. Bank dostanie z budżetu zwrot. Ale tymczasem jego pieniądze dawno na siebie zarobiły. Niezależnie od tego, czy obligacje były polskie, czy tajskie. Tylko Polska albo Tajlandia aby je spłacić musiała podnieść podatki lub ograniczyć dotacje. Jeżeli pieniądze wydała na autostrady, zyskała. Jak je rozdała udającym biedaków pijaczkom, to straciła. Ale pijaczki ją za to pochwalą a Balcerowicza ogłoszą tym, który musi łodyś.
Dobry zwyczaj, nie pożyczaj – tak jest w każdym przytomnie zarządzanym państwie napisane na parlamencie.


Stary

Mylisz i plączesz.
I niepotrzebnie jeszcze Balcerowicza w to wpisujesz.

To o czym ja pisałem tyczy rynku hurtowego, międzybankowego oraz przetargów MF, także z udziałem podmiotów zagranicznych..
Giełda jest rynkiem wtórnym, gdzie i ja i ty możemy se swoje pare tysięcy kupić/sprzedać.

Igła – Kozak wolnyż


Igła

Pieniądz nie ma narodowości. Nabywca też. Obligacje państwo sprzedaje bankowi komercyjnemu. Takiemu, który da za nie najwięcej, czyli zażyczy sobie najmniej odsetek. Bankowi lub funduszowi lub konsorcjum banków. Banki, kupiwszy obligacje mogą je albo trzymać do czasu ich wykupu albo je sprzedać na giełdzie po cenie rynkowej. Wtedy obligacje podlegają rynkowej grze. Państwo musi je w określonym czasie wykupić po cenie, na jaką się umówiło z tym, komu je sprzedało. Kupi je od tego, który jest w momencie sprzedaży ich właścicielem. Niezależnie od tego czy ów jest Polakiem, Chinczykiem, czy – Boże uchowaj – Żydem. Ten na tym zarobi różnicę między tym co sam dał za obligację a co państwo w momencie jej wypuszczenia obiecało. Zarabia na tym ten, kto pozyskane tak pieniądze mądrze zainwestował. Moze to być państwo, bank, fundusz czy ktokolwiek.
Państwo, wypuszczając obligacje, pozyskało gotówkę, która nie ma pokrycia w towarze. Jeżeli pieniądze na rynek wypuści, ryzykuje inflację. Szczególnie, kiedy już balansuje na krawędzi. Dlatego najlepiej jest przeczekać bessę i nie zadłużać się – wystarczy wtedy ograniczyć państwowe inwestycje – autostrady, mosty, czołgi itp. Także dotacje – to właśnie zrobił był Balcerowicz. Jeżeli się pieniądze wydaje na wsparcie biednych, czyli nie ma się żadnych widoków na ich zwrot w formie dywidend od inwestycji lub późniejszych oszczędności, to ryzyko inflacji jest znacznie większe. Dlatego nie produkuje się biednych. Czyli nie ogranicza się przemysłu. Dlatego nie pożycza się od obywateli – obligacje są tym właśnie – potem nie trzeba będzie podnosić podatków aby je oddać czyli ograniczać zysków, czyli oszczędności, czyli inwestycji – oszczędności tylko mogą być inwestowane.
Dlatego dług publiczny, dający chwilowy aplauz politycznych zwolenników, jest w istocie nieszczęściem. Bo poźniej niezawodnie wyprodukuje bezrobotnych z ograbianego podatkami przemysłu. Więcej, spowoduje konieczność uprzedzającego nazywania przemysłowców oligarchami, zagranicznym kapitałem czy czymś takim aby skutecznie od siebie odsunąc słuszne oskarżenie o to, że się biedaków wyprodukowało. Jeżeli się to robi dostatecznie głośno, to z jednej strony biedacy pokornie wierzą, że dobry pan chce im dać ale brzydki kapitalista zabiera, z drugiej strony zagraniczny kapitał się wynosi, bo się boi. I kryzys jest w pełni. To jest właśnie powód mojej niechęci do wszelkich populistów, wyzyskują głupotę i nieuświadomienie prostaczków, w dodatku lżąc tych, którzy by mogli kłopot zażegnać ale też i przed “ludem pracującym miast i wsi” lipę ujawnić.
Stąd stereotypy, które jeszcze komuniści wymyślili – obcy kapitał, Żydzi, krwiopijcy. Komuniści, którzy zniszczywszy narodowy majątek zawarty w organizacji pracy i ludziach a nie zasobach maszynach czy gotówce – to są rzeczy do nabycia lub sprowadzenia – wmawiają, że krzywe fabryki, które po nich pozostały sa narodowym majątkiem a rzekomi antykomuniści ten stereotyp powielając zdobywają w Polsce zwolenników. Te durne, przynoszące straty fabryki trzeba było sprywatyzować aby nie dokładać do ich produkcji.
Zobacz, co jest z nadal państwowym górnictwem. Wpakowano mnóstwo pieniędzy aby w nie zainwestować bez nadziei zwrotu i ponownnie uruchomić zamierające wydobycie. Zgodzono się na postulaty związkowe aby nie likwidować nierentownych kopalń. Skutkiem tego było wypracowanie niewielkich zysków ale i utrzymanie chorych warunków, przede wszystkim niepotrzebnego fedrunku. Skutek – niskie płace, jako alternatywa bezrobocia. Teraz górnicy strajkują aby na rządzie wymusić kolejne dotacje, bo uważają, że zimą skuteczniej zagrożą bezpieczeństwu energetycznemu państwa. A kto się cieszy? Balcerowicz? Międzynarodowy Fundusz Walutowy? Bank Światowy? Kto na garnuszek weźmie górników, którzy stracą pracę na ochotnika albo na ochotnika uniemożliwią kopalniom funkcjonowanie pozbawiając je strajkiem przychodu.


Nie chce mi sie czytać tego elaboratu, zwłaszcza, że...

...czytałem takich o euro sporo. Nie sądzę, aby było tu cos nowego.

Zaś co do pytania tytułowego – ja sie boje euro, bo nie chce za chleb zamiast dwa złote płacić jedno euro. Niech pan sprawdzi w tabeli kursów, ile takie zaokrąglenie wynosi.

Po prostu


Szanowny Mirasie

Po pierwsze witam Cię serdecznie w TxT.

A po drugie, problem nie jest w tym ile będziesz placil w euro za chleb (który teraz kosztuje juz troche więcej niz 2 zl), ale w tym, ile bedziesz tych euro zarabial.

A dla informacji – większość firm dzialających w im,porcie i eksporcie od dawna już (tzn co najmniej od roku) zawiera kontrakty na bazie euro. Jedynie w paliwach (tzw. czystych czyli bez dodatków bio) dziala sie jeszcze w oparciu o dolara, oczywiście tylko przy zakupie. Przy biokomponentach stosuje sie także przeliczeniowy zamiennik w euro. Gaz (LPG) – z zachodu w euro, ze wschodu różnie, spotkalem się już z cenami w euro (z Bialorusi).

To że po przejściu na euro ceny sie zaokrągla w górę jest wynikiem dzialania sprzedających, a nie rządowych dyrektyw.

Pozdrawiam Cię serdecznie


Lorenzo, chcesz powiedzieć, że moja pensja zostanie zaokrąglona.

...podobnie do ceny.

Tak zabawne propagandy euro jeszcze nie słyszałem.

Po prostu


Panie Lorenco

Skrobnij na ten temat dłuższą notkę ( jeśli zechcesz ??).
Ja teraz nie mogę, ino krótkie wypady robie.
Ale rano spróbuję jeszcze Staremu coś napisać, bo mam wrażenie, że ( generalnie) mając racje trochę z dziwnych przesłanek ją wywodzi.

Igła – Kozak wolny


Mnie problem z wprowadzeniem Euro w Polsce...

nieco przypomina otwieranie walizki z zamkiem szyfrowym.
Wszystkie trzy kółeczka muszą być na swoim miejscu, by się udało.
A są to:
– spełnienie kryteriów z Maastricht (inflacja, deficyt itp.)
– wewnętrzna gotowość gospodarki (choćby jako takie zabezpieczenie przed mogącą nastąpić inflacją)
– nastawienie społeczeństwa

W mijającym roku byliśmy bliscy spełnienia tylko pierwszego warunku.
Niestety, obawiam się, że to pierwsze kółeczko (kryterium z Maastricht) zaczyna się powoli przekręcać w niewłaściwą stronę. Gdy z deficytem zaczyna się dziać w miarę dobrze, to inflacja rośnie jak na drożdżach,

Drugi warunek widać jak na dłoni obserwując inflację w krajach nadbałtyckich. Wszystkie one mają waluty sztywno związane z Euro (o ile pamiętam, Łotwa miała łata powiązanego z dolarem, ale chyba to zmienili). Wzrost gospodarczy i zwiększona siła nabywcza przełożyły się wprost na dwucyfrową inflację, której nie można było skompensować wzrostem kursu waluty wobec €.
W Polsce, około dziesięcioprocentowe umocnienie złotego wobec Euro w pewnym stopniu zamortyzowało nam choćby wzrost cen ropy. Krótko mówiąc – żywność podrożała tak, jak wszędzie, ale przynajmniej staniały dobra importowane (chińszczyzna, samochody, elektronika itp.). W krajach, które mają waluty sztywno związane z Euro, ten skok cen był bardziej drastyczny. Tak więc chyba dobrze, żeśmy nie zamrozili kursu rok temu… Wtedy wzrost cen chleba również by zrzucono na Euro.

Naturalnie, umacnianie złotego nie może trwać bez końca – wydaje mi się, że obecny kurs jest optymalny do jego “zamrożenia” i wejścia do “europoczekalni” już 2008. Czyli drugie kółeczko jest prawie na miejscu.

No i wreszcie trzecie. Kaczyńscy i inni eurosceptycy robili wszystko, by ludzi nastraszyć Unią i Euro. Z Unią życie zweryfikowało te strachy bardzo szybko. Mam nadzieję, że i z Euro będzie podobnie.

Co do podwyżek związanych bezpośrednio z wprowadzeniem €.
Powiem krótko – nie wierzę w jakieś masowe zjawisko.
Pewnie, że hipermarkety tak pokombinują, by ostatnią cyfrą zawsze była dziewiątka, ale większość rzeczy, za które płacimy (energia, gaz, paliwo, czynsze, raty kredytów) zostanie przeliczona bez żadnych dodatków.

I tak, prawdę mówiąc, odejmując 1% od ceny każdego towaru, który przyjechał z Eurolandu (a co, banki sprzedają Euro bez prowizji?), obniżając sobie o tenże 1% raty wszystkich zawartych w Euro kredytów, uzyskamy drobne oszczędności, które zostaną nam zabrane przez nieuczciwie zaokrąglających sprzedawców.

Wracając do trzech kółeczek – boję się, że taka okazja, jaka była pod koniec 2007 może się nieprędko powtórzyć. Mam żal do Tuska za zaniedbanie tej sprawy.


Miras

To najłatwiej. Nie czytam, nie wiem. Przynajmniej uczciwie postawione. Argument z chlebem też jasny. Tylko dlaczego nie dwa euro za chleb? Dramatyczniej brzmi.


Oszust1

Generalnie racja. Zakładasz zdaje się tylko, że kursem złotego można administracyjnie manipulować. Ale może się mylę.


Lorenzo

Metale też wiszą na dolarze.
Jacek Jarecki


Stary

To, że NBP może wpływać (w ograniczonym zakresie) na kurs złotego, podejmując interwencję na rynku walutowym, jest jasne.
Czy jest to działanie administracyjne? Chyba nie – od rządu NBP, póki co, nie zależy. Przynajmniej konstytucyjnie.
Ale nie o tym pisałem.

Wzmocnienie się kursu złotego nie wynikało z żadnej interwencji (na szczęście!), tylko z wielu innych przyczyn, nad którymi się teraz głowią najtęższe ekonomiczne głowy.
Z polskiego punktu widzenia korzystne byłoby wejście do ERM2 z jak najwyższym kursem złotego (to moja opinia, eksporterzy myślą inaczej). Wtedy dystans w dochodach przeciętnego Kowalskiego od przeciętnego Schmidta byłby nieco mniejszy. Jak również różnica w cenie bochenka chleba, czy litra benzyny.

Tyle tylko, że kiedyś napływ inwestycji i emigracyjnych pieniędzy przestanie wzmacniać złotego. I wtedy może być nieciekawie – duża inflacja zostanie spotęgowana spadającym złotym…

Dalej uważam, że 1.1.2008 byłby optymalnym momentem “zakotwiczenia” złotego w ERM2. Obym się mylił na naszą korzyść.


Szanowny Mirasie

Nie bardzo rozumiem z ta propagandą. Tak sie po prostu stalo we wszystkich krajach, w jakich euro wprowadzano – sprzedający zaokrąglili ceny w górę. I kupujacy sie trochę denerwowali. I trylko o to mi w tym momencie chodzilo.

No i oczywiscie o to, żeby sila nabywcza zlotego zostala przeniesiona w tych samych proporcjach na wprowadzane euro. Ale to juz zależeć będzie od sily naszej gospodarki.

A co do zaokrąglania Twojej pensji, to oczywiście Ci życzę, by zostala nie tylko zaokrąglona w góre, ale i solidnie zaokrąglona. Tylko jak wszystkim zaokrąglą, to… sam wiesz, co może być dalej.

Pozdrawiam serdecznie


Oszust 1

Przepraszam. Myślałem, że nie o otwartym rynku mówisz.
Z resztą się zgadzam ale. Nie mamy jeszcze zrównoważonego bilansu płatniczego. Jak się deficyt budżetowy zmniejszy do wymaganych granic, wtedy. Dlatego 1 sierpnia 2008 jest jeszcze niestety za wczesny.


Technicznie rzecz ujmując...

Za 2007 rok możemy być bliscy spełnienia kryteriów konwergencji z Maastricht:
http://en.wikipedia.org/wiki/Convergence_criteria

Myślę, że deficyt za 2007 będzie niższy od 3% PKB.

Za rok może nam uciec inflacja i dług publiczny…
Ano zobaczymy.


Oszust 1

Dzięki za źródło.
Masz rację.
Nie wiem na co czekamy.


Subskrybuj zawartość