"Gorąc"


 

Zmiany klimatyczne, obserwowane rzekomo w ostatnich latach spowodowali podobno ludzie. Przede wszystkim Chińczycy i Hindusi, swój gwałtowny rozwój osiągający dzięki niewspółmiernie wielkiemu zintensyfikowaniu emisji gazów cieplarnianych. Konkretnie dwutlenku węgla. I to powoduje, że promieniowanie podczerwone, przedostawszy się od słońca na Ziemię nie opuszcza już atmosfery, rozgrzewając ją do tego stopnia, że topnieją podbiegunowe lodowce. Ich zaś stopnienie uniemożliwi schładzanie wód prądów morskich, które przenoszą ciepło od równika ku biegunom. To spowoduje silne ochłodzenie obszarów podbiegunowych i powrót tam epoki lodowej z jednoczesnym intensywnym rozgrzaniem stref przyrównikowych i ich pustynnieniem. Jak nigdzie nie będzie warunków dla rozwoju flory, to i fauna wyginie. A my, fauna jednak, też.

I dzięki takiemu strachowi całe rzesze ludzi mają zajęcie. Naukowcy, bo mogą snuć dowolne teorie. Publicyści, bo je mogą dowolnie wykrzywiać. Szaleńcy, bo mogą dowolnie protestować. A korzystać mogą Poznaniacy. Bo światowa konferencja klimatyczna uczyniła ich miasto czymś w rodzaju Sztokholmu, dzięki czemu mogą wyprodukować i sprzedać znacznie więcej wyrobów konsumpcyjnych. Mnożąc oczywiście emisje i pogłębiając problem. My zaś wszyscy w Polsce, zamiast się tym ekscytować zajmujemy się wydziwianiem, że lepperoidy się znowu w sejmie za łby wzięły i kolejne sobie świństwa robią.

A problem, jak większość wypływających z ogólnoświatowej mody, jest chyba wydumany. Od trzeciorzędu obserwuje się stopniowy wzrost ciepłoty Ziemi. Wchodzi ona w kolejny swój cykl, z których każdy poprzedni charakteryzował się silnym rozwojem flory i fauny pozostawiając po sobie ogromne złoża węgla lub jego związków. Po ich zakończeniu rzeczywiście następowały okresy suche, jałowe, po których Ziemia wchodziła w kolejny cykl rozwoju. Rzecz rozgrywała się bez pośpiechu, jeżeli tempo zmian odniesiemy do długości naszego życia. Jeden cykl obejmował parę setek milionów lat. Ziemia przeżyła ich trzy – o ile jeszcze dobrze pamiętam. Teraz do maksymalnych temperatur mamy jeszcze ładnych kilkanaście stopni, czyli parę setek tysięcy lat.

Rzeczywiście, w czwartorzędzie wahania temperatur były bardziej kapryśne i ich skoki oraz naprzemienne zlodowacenia odbywały się znacznie częściej. Ostatnie było jeszcze dziesięć tysięcy lat temu. Następne więc chyba nie wcześniej, jak za kolejnych kilka dziesiątków tysięcy lat.

Zmianom klimatycznym najprawdopodobniej towarzyszą przesunięcia skorupy ziemskiej i związane z tym katastrofalne zalewy lądów przez wytrącone z równowagi wody mórz i oceanów. I gwałtowne wymieranie szczególnie podatnych gatunków fauny. Stąd zapewne obecna aktywność przezorniejszych jej okazów ćwiczących, póki co, wspinanie się na wielkie kominy. Niby dla zapobieżenia zmianom klimatycznym. W rzeczywistości jednak, dla zdobycia stosownej ruchliwości na wypadek katastrofy.

Za wcześnie chyba. Szkoda czasu i atłasu.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

+

Fajne:)


Dymitr

Dzięki.


Szanowny Panie Stary

Co ja Panu będę jako tekstowiskowy strachulec pisal:-))

Pozdrawiam serdecznie milej soboty życząc


Lorenzo

Dzięki. Wzajem dobrej soboty i niedzieli życzę.


Subskrybuj zawartość