Strata

Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju. (Koh 3, 1-9)

Wszyscy mówili, że będzie padać. A tu od rana świeci słońce. Idziemy na cmentarz, dzieciaki biegają od grobu do grobu, sylabizują nazwiska. Nie szukamy żadnego konkretnego. Jesteśmy w tym mieście pierwszym pokoleniem więc na dłużej zatrzymujemy się przy krzyżach żołnierzy, nad grobami dzieci sprzed 70-80 lat, tam gdzie dłużej od nas tutejsi chodzą rzadko albo wcale.

Słońce sprawia, że zaduma nie jest naznaczona ciężarem smutku nie do zniesienia. Łatwiej przychodzi myślenie o tym, co nieuchronne.

Nieuchronne czyli przede mną. Przede mną? To się dzieje, jestem w tym zanurzony. Ciągle kogoś lub coś tracę. Stale coś nowego zyskuję. Żyję w permanentnej przemianie z uczuciem ciągłej straty kolejnych szans i przyjaźni, równocześnie z nadzieją na nowe.

Żyjąc tracimy życie – jak spuentowała Maria Janion. To życie, można by dodać.
Czy podobnie jest w chwili śmierci? Wierzę (bo skąd wiedza!), że tak.

Wczoraj zwolnili mnie z pracy. Po siedmiu latach. Dość nagle. Zostałem z toną wspomnień, znajomych, projektów, pomysłów…

Mam poczucie, że coś bezpowrotnie się skończyło. Nigdy już się nie powtórzy. Nie w tym miejscu, nie z tymi ludźmi. Mam głębokie poczucie straty. Nie, nie chodzi o lęk przed bezrobociem. To mi nie grozi. Póki miałem perspektywę dalszej pracy w tej firmie nie myślałem o upływającym czasie. Teraz, kiedy zamknąłem ten rozdział, te siedem lat, widzę wyraźniej, że nasza droga ma swój początek i koniec…

Każdego dnia coś tracimy.
By zyskać na nowo.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Lubię tego Koheleta

a nowy rodział po 7 latach…

nie jest to pewnie łatwe, dlatego nic mądrego nie doradzę,

powodzenia, dasz radę

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Ano rację masz,

(dodam, że jak zwykle:))
Apropos tej straty, to problem się pojawia jak masz poczucie, że tylko tracisz, nic nie zyskujesz.
To wtedy niefajnie jest.

A co do bycia na cmentarzu, dziwne, ale ja się dzisiaj na cmentarzu miast byc zadumanym to byłem roześmiany raczej,tak w sumie wyszło, że w kilku momentach rozmawiając z rodzicam nie mogłem powstryzmać śmiechu.
Ale to nie było mam wrażenie, nieodpowiednie, było pozytywne właściwie.
W ogóle dzisiejszy ten dzień to jakiś taki krotochwilny był.
(Mam nadzieję, ze mnie nikt nie zlinczuje, ale ja właściwie smętny jestem całyuy czas, więc chyba można wybaczyć)

A no i życzę zysku, znaczy pracy nowej.

A i jeszcze taki mały prezencik i dodatek do tekstu.Słuchasz 2TM2,3?
Polecam ostatnią płytkę, ten utwór i jeszcze świetny jest “Kiedy Izrael był dziecięciem”:


RafałB

ja miałem podobnie – po 7 latach nagle zwolniony… ze względu na zaszłosci na które firma wpływu nie miała…. .

Coś się skończyło – coś fajnego.

A teraz zaczęłło się nowe. Zupełnie nowe…. .

Życzę rychłego nowego. Dobrego nowego!

:-))


Maxie

Kohelet zaskakuje, mnie przynajmniej.
Trochę dalej, w tym samym rozdziale jest wers 15:

To, co jest, już było,
a to, co ma być kiedyś, już jest;
Bóg przywraca to, co przeminęło.

Można nad tym medytować i medytować...

Dzięki
Pozdr


Grzesiu

Nie jest źle. Coś zyskałem, na pewno nową motywację. A inne “zyski” pewnie czekają tuż za rogiem :)

Dzięki za prezent! Tymoteusza nie słucham regularnie, ale w te klimaty od czasu do czasu wchodzę.
Koncert w Toruniu był?

Pozdr


Poldku

Tak, nowego mi trzeba :) Teraz to czuję bardziej.

Dzięki serdeczne
Pozdr


Rafale,

nie wiem, gdzie był koncert, wiem, że pól roku temu grali koncertową, zresztą napisałem wtedy tekst o tym i nie tylko o tym, ale ja byłem u siebie na prowincji na koncercie, z Toruniem nie mam nic wspólnego.

No a zysków życzę, tak się składa, że w sumie ja też będę niedługo musiał szukac pracy i może się zdarzyć, że ostatni rok pracy mojej tam gdzie pracuję lub w mniejszym zakresie znacznym będzie dalej, więc też nowego muszę szukać.

Ale to dopiero pewnie na wiosnę.

pzdr


Rafale

Bardzo to deterministycznie zabrzmiało. Skoro wszytko jest wyznaczone i na wszytko nawet wyznaczona została konkretna godzina – to nic tylko polożyć sie i czekac, w końcu i tak nam sie przytrafi to, co zapisane i ustalone.

Nie podoba mi się taki świat. Albo inaczej – to nie mój świat. Mój świat to chaos w naszych dłoniach. I czy coś tracę? Przecież jestem w każdej przeżytej zamkniętej chwili, a ta chwila na zawsze pozostaje we mnie.

Pozdrawiam.


Rafał

Z innej tradycji:

Łatwo utrzymać
co trwa w spoczynku.
Łatwo wziąć w rachubę,
czego jeszcze nie ma.
Co kruche,
łatwo złamać.
Co niewyraźne – zamazać
Działaj, zanim cokolwiek powstanie;
rządź, zanim wkradnie się chaos.
Najpotężniejsze z drzew wyrasta z małego pędu;
największa budowla powstaje z garstki ziemi;
najdalsza podróż zaczyna się z pierwszym krokiem.
Kto działa, niszczy;
kto trzyma się czegoś kurczowo, traci.

Mędrcy tedy niczego nie tworząc,
niczego też i nie niszczą.
Niczego nie trzymając się kurczowo,
niczego nie tracą.

Tak więc działanie człowieka
może zawieść tuż przed zakończeniem.
Z równą troskliwością podchodź do końca
jak do początku
a wtedy nic złego się nie stanie.

Pragnieniem mędrca jest przeto nie pragnąć niczego,
nie ceni on dóbr trudnych do zdobycia.
Uczy się nie uczyć,
unika szaleństw innych,
dostosowuje się
do natury wszelkich bytów,
nie śmiąc działać wbrew niej.

Tao Te Ching

Thomas Cleary, Istota Tao, Dom Wydawniczy Rebis Poznań 2000

Ale wytłuszczenia moje!

Pozdrawiam Cię ciepło choć zima.


Pani Gretchen

No masz ci los!

Ostatnie dwa wieczory poświęciłem na uważne czytanie Tybetańskiej Księgi Umarłych. Uważne, bo to jest dla mnie całkiem nowy tekst (w sensie języka) i dlatego wymagający skupienia. Ale nie o tym chciałem, nieważne.

Przeczytałem fragment podany przez Panią i od razu nadeszło wspomnienie o jednej ze wskazówek, której Księga udziela człowiekowi (a właściwie jego duchowi) celem wyzwolenia się z “bar-do”:

“Szlachetny synu, nie lgnij do przedmiotów twych pragnień ani do przyjemności! Nie pożądaj ich! (...) Porzuć w myśli wszelkie pożądania i namiętności! Po zniknięciu zjaw przyjemności i cierpień i ukazaniu się zjaw równowagi ducha, z niezachwianym umysłem, nie rozmyślając, wstępuj spokojnie w sferę mahamudry. To bardzo ważne!”

Uśmiechnąłem się w zamyśleniu do wskazówek, które człowiekowi za życia i po życiu pokazują jedną drogę.

Pozdrawiam.

(cytat pochodzi z Tybetańskiej Księgi Umarłych; Wydawnictwo A, wyd. VI poprawione, 2007, str. 94)


Panie Kaziku

A widzi Pan, dlatego ja uważam, że nie ma przypadków.

Za cytat Panu dziękuję.

Żebysz to jeszcze było łatwiejsze choć odrobinę!

No, ale nikt nie obiecywał, że łatwo będzie.

Prawda?

Pozdrawiam Pana


....

Porzuć w myśli wszelkie pożądania i namiętności! Po zniknięciu zjaw przyjemności i cierpień i ukazaniu się zjaw równowagi ducha, z niezachwianym umysłem, nie rozmyślając, wstępuj spokojnie w sferę mahamudry. To bardzo ważne!”

jjjj…asne.. .

************************
nie wiem co napisac dziś.


Poldku

A co masz na myśli pisząc to jjjj…asne.. . ?

Zaciekawiłam się szczerze.


Panie Kazimierzu

Na porzucenie przyjemności i pożądań, to bedę miał całą wieczność – czymkolwiek ona nie będzie. Może gdybym był urodził się Tybetańczykiem… Choć Ci, ktorych poznałem, dość emocjonalnie żyją i wieloma namiętnościami się kierują.
Księga więc jest chyba jednak księga, a życie życiem. Ale – nie czytałem, nie wiem.

Pozdrawiam.


Pani Gretchen

No nikt nie obiecywał, że łatwo będzie. Nikt, cholera!

Miło, że się Pani “poczęstowała” cytatem.

Pozdrawiam.


Panie Poldku

To “jjjasne” to dlatego, że ja tu cytowałem Księgę obcą Panu kulturowo, czy jak?

Proszę się nie przejmować to tylko jedna z wielu ksiąg.

Pzdrawiam.


Panie Griszqu

Czy ja Pana do czegoś namawiam? No proszę Pana – nie!
Czy cytując ten fragment zasugerowałem, że sam się do tych wskazówek stosuję? No proszę Pana – nie sugerowałem! Jakże bym mógł? – jeszcze żyję.
Nawet Tybetańczykiem nie jestem, zdaje się.
:)

“Bigosu” chyba narobiłem tym cytatem. Przepraszam.

Pozdrawiam.


Panie Kaziku

Powiem więcej jeszcze: ma być trudno.

No, niestety.

Pozdrawiam serdecznie Pana :)


Pani Gretchen

Pani to potrafi człowiekowi nawet “brzytwę” zabrać.
No i czego by się tu teraz chwycić? :)

Pozdrawiam serdecznie rozglądając się za czymś do chwycenia się.


Panie Kaziku

Aaa tam, co ja tu mam do zabierania.

Nie mogę się doczekać odpowiedzi Poldka za to. Czekam i czekam.

I się Pan nie przejmuje zamieszaniem, ludzie sami sobie robią zawsze najskuteczniejsze.

Tego się trzymajmy, zamiast tej brzytwy.

Pozdrawiam :)


Panie Kazimierzu

Ależ ja nie posądzam Pana o to. Po prostu przeczytałem sobie cytacik i odniosłem go do siebie. W końcu nie miałem chyba go czytać po to, by rozgryazć jego uroki stylistyczne i poprawność gramatyczna? ;-))))

Czy Pan tym Tybetańczykiem nie jest – to cholera Pana wie. Może się tylko Panu zdaje, że Pan nie jest? Mnie się na ten przykład wiele rzeczy wydaje na własny temat, a otem okazuje sie, że jedynie właśnie “wydaje mi się”.

Pozdrawiam Pana, skupiony na przyjemnościach.


Pani Gretchen

No dobrze, to ja też poczekam razem z Panią nic nie mieszając. No może prawie nic, bo jeszcze panu Griszqowi winien jestem parę słów.

Tymczasem pozdrawiam.


Panie Griszqu

Powinienem być może zarechotać, bo skoro odniósł to Pan do siebie to Pan się znajduje w “bard-do”. A raczej Pańska dusza/duch/ciało umysłowe znajdują się w międzybycie/przestrzeni pośredniej/pomiędzy dwoma światami. No to jak? :)

Jak Pan już chce coś do siebie brać, to niech Pan zabiera cytat pani Gretchen, bo on się do żywych odnosi. W Księdze zawarte są wskazówki dla przyszłych – ale jednak – “umarlaków”.

Kurcze, znowu namieszałem. :)

Może się choć trochę zrehabilituję pozdrawiając Pana żywotnie?


Panie Kaziku

Niech sobie Pan rechota i niech to Panu na zdrowie wyjdzie. Jak to Panu żywotność poprawi, to może skupi sie Pan na książkach dla żywych, a nie dla zdechlakow. Po co Panu tamte drugie potrzebne? ;-))))
Kubusia Puchatka czytać, Przygody Mikołajka. Albo coś Pratcheta. Czy jak mu tam.

A gdzie jest mój duch, to ja czasem rzeczywiscie nie wiem…


Panie Griszqu

Szanowny Gospodarz napisał poważny tekst na poważny temat a Pan tu, z przeproszeniem, jakimiś czarownicami od faceta na “P” mnie straszysz.

Ja się, proszę Pana, wystarczająco wystraszyłem, kiedy przeczytałem, że jeden z pretendentów do fotela Prezydenta Kraju Zamorskiego, jest założycielem (oraz kandydatem na rzeczony fotel z ramienia) partii Wampirów, Czarownic i Pogan.
Tak, tak, proszę Pana. Jest taki kandydat i jest taka partia w tym dziwnym Zamorskim Kraju.
(W tym miejscu to właściwie powinienem przerobić werset z Księgi Koheleta “czas płaczu i czas śmiechu” na “czas płaczu ze śmiechu” ale nie przerobię bo chyba nie wypada.)

A Mikołajek, proszę Pana, to jak najbardziej. A Kubuś to jeszcze bardziej od najbardziej. “No bo co w końcu, kurcze blade!”

Pozdrawiam serdecznie zamykając za sobą drzwi, zanim Pan Gospodarz się ostatecznie zdenerwuje.


Subskrybuj zawartość