Jest to problem który zaprząta moje myśli od bardzo dawna!
Mam niejasne wrażenie,że ostatnim czlowiekiem który definiował jakoś polską rację stanu był śp. Jan Sobieski.
Później już, o polskim bycie raczej, niż racji stanu decydowano gdzie indziej. Długi okres niewoli wykształcił w Polakach warunkowy odruch antypaństwowy, który utrzymuje się do dzisiaj. Swoista schizofrenia każe traktować Polakowi państwo jako twór obcy i nieprzyjazny, i jednocześnie zajmować wobec niego postawę roszczeniową, z przekonaniem, że posiada worek, ale dzielić się nie chce.
Stąd wzięła się polityka przetrwania, która jest kontynuacją zaściankowego myślenia czasów saskich. Aby do przodu.
| nie ma czegoś takiego jak polska racja stanu. Instynktowna niechęć wobec sąsiadów to nie jest fundament do dalekosięznego planowania polityki zewnętrznej. A o tym chyba mówimy. Bezpieczeńsatwo kraju. Militarne, energetyczne i choć to brzmi kuriozalnie: kulturowe. Aby to zapewnić, trzeba zdefiniowć zagrożenia, ocenić zasób posiadanych środków i budowac sojusze w oparciu o staranną analizę możliwości. A rozmawiać językiem dyplomacji.
Nic takiego nie dostrzegam. Jeżeli czasem udaje się coś zrobić, to raczej dla innych, ze szkodą dla nas samych. W myśl idei “Za wolność Waszą i naszą” W takiej kolejności. Jeżeli to są działania nieprzemyślane, to na częśźć drugą często nie srtarcza czasu i możliwości.
W innych krajach tę kolejność odwracają.
Theodore Roosevelt (ur. 27 października 1858 w Nowym Jorku, zm. 6 stycznia 1919 w Oyster Bay), znany był ze swoich bon motów, dobrze oddających jego widzenie polityki. Trzeba przyznać, że jego rozwinięcie słynnego „Kija i marchewki” Monroe’a, jest doskonałym przedstawieniem sposobu porozumiewania się w dyplomacji :
„W polityce (…) należy przemawiać łagodnie, trzymając za plecami tęgi kij. Jeżeli mamy w garści lichą gałązkę, starajmy się na rozmówcy wywrzeć wrażenie, że w istocie trzymamy tam coś innego. Arogancja i agresywny brak grzeczności to broń pyszałków i głupców”
Czy nie można tego celnego spostrzeżenia zastosować dla oceny naszych poczynań dyplomatycznych?
Jak przemawiał w Tbilisi Ojciec Narodu, i co miał za plecami?
A przecież jest to z założenia pierwszy i najważniejszy dyplomata w każdej ojczyźnie.
Szanowny Sąsiedzie!
Jest to problem który zaprząta moje myśli od bardzo dawna!
Mam niejasne wrażenie,że ostatnim czlowiekiem który definiował jakoś polską rację stanu był śp. Jan Sobieski.
Później już, o polskim bycie raczej, niż racji stanu decydowano gdzie indziej. Długi okres niewoli wykształcił w Polakach warunkowy odruch antypaństwowy, który utrzymuje się do dzisiaj. Swoista schizofrenia każe traktować Polakowi państwo jako twór obcy i nieprzyjazny, i jednocześnie zajmować wobec niego postawę roszczeniową, z przekonaniem, że posiada worek, ale dzielić się nie chce.
Stąd wzięła się polityka przetrwania, która jest kontynuacją zaściankowego myślenia czasów saskich. Aby do przodu.
| nie ma czegoś takiego jak polska racja stanu. Instynktowna niechęć wobec sąsiadów to nie jest fundament do dalekosięznego planowania polityki zewnętrznej. A o tym chyba mówimy. Bezpieczeńsatwo kraju. Militarne, energetyczne i choć to brzmi kuriozalnie: kulturowe. Aby to zapewnić, trzeba zdefiniowć zagrożenia, ocenić zasób posiadanych środków i budowac sojusze w oparciu o staranną analizę możliwości. A rozmawiać językiem dyplomacji.
Nic takiego nie dostrzegam. Jeżeli czasem udaje się coś zrobić, to raczej dla innych, ze szkodą dla nas samych. W myśl idei “Za wolność Waszą i naszą” W takiej kolejności. Jeżeli to są działania nieprzemyślane, to na częśźć drugą często nie srtarcza czasu i możliwości.
W innych krajach tę kolejność odwracają.
Theodore Roosevelt (ur. 27 października 1858 w Nowym Jorku, zm. 6 stycznia 1919 w Oyster Bay), znany był ze swoich bon motów, dobrze oddających jego widzenie polityki. Trzeba przyznać, że jego rozwinięcie słynnego „Kija i marchewki” Monroe’a, jest doskonałym przedstawieniem sposobu porozumiewania się w dyplomacji :
„W polityce (…) należy przemawiać łagodnie, trzymając za plecami tęgi kij. Jeżeli mamy w garści lichą gałązkę, starajmy się na rozmówcy wywrzeć wrażenie, że w istocie trzymamy tam coś innego. Arogancja i agresywny brak grzeczności to broń pyszałków i głupców”
Czy nie można tego celnego spostrzeżenia zastosować dla oceny naszych poczynań dyplomatycznych?
Jak przemawiał w Tbilisi Ojciec Narodu, i co miał za plecami?
A przecież jest to z założenia pierwszy i najważniejszy dyplomata w każdej ojczyźnie.
Pozdrawiam serdecznie
tarantula
tarantula -- 27.08.2008 - 17:05