Na marginesie konstytucji

Na marginesie konstytucji. Długaśne będzie.

Od czasu do czasu, różni rozsądni ludzie próbują wywołać jakąś szerszą dyskusję na temat konstytucji. Naszej.
To ja mam parę prywatnych uwag. Zupełnie prywatnych. I ogłaszam je zupełnie interesownie. Jako mój zupełnie prywatny interes. Jestem zdania, że konstytucja nasza, tak jak amerykańska w swojej drugiej poprawce, powinna dać mi prawo posiadania broni i nikt, nic, żaden urzędas nie mógłby mnie tego prawa pozbawić.
Konstytucja powinna mi dać prawo obrony wszelkimi środkami, własnej skóry, swojej rodziny, miru domowego, bez dywagowania czy było to bardziej czy mniej konieczne. Konstytucja powinna dawać mi prawo, jeżeli ja uznam to za konieczne, do noszenia broni przy sobie. Nawet z takiego powodu, że boję się ciemności, albo pijaków. Albo ćpunów. Albo przekupnych glin. Albo Arabów, Chińczyków, rosyjskiej mafii, ufo i duchów. I teściowej też się boję. A najbardziej boję się każdego kolejnego naszego rządu, który zawsze wie lepiej, co jest dla mnie dobre, a co nie.
Tyle, że do tej dobrości to gusta mamy różne. Znaczy, w upodobaniach, z rządem, się różnimy.
A tak, przy okazji, warto byłoby troszkę zastanowić się jak to dawniej było z tym posiadaniem broni przez obywateli… I to nie w tej mitycznej Ameryce, co Indian i grzechotniki różne miała i koniokradów… Albo Caponów różnych. Jak to dawniej w starej Europie bywało, za królów różnych i cesarzy.
Ano tak bywało, że czasy niespokojne, zbóje na gościńcach, chłopstwo albo i szlachta się burzy przeciwko koronowanym głowom. czasem nawet je ucina… A to Karolowi w Anglii, a to Ludwikowi wraz z rodzinką w kulturalnej Francji… I co? A nic! Żadnemu królowi, żadnemu cesarzowi, żadnemu policjantowi nie przychodzi do głowy taka głupota, żeby zajmować się czymś takim, czy obywatel ma pistolet lub strzelbę, czy nie. Chce mieć, to niech se ma. Nie chce mieć, bo proch i kulki kosztują, to niech sobie nie ma. Jak ma strzelawkę i ustrzeli kogoś bez dania racji, albo dla rabunku na gościńcu, to go złapiemy i obwiesimy. Albo nie złapiemy.
Gdzie tu jaki problem? I jakoś w tamtych czasach ludziska tak sobie, dla rozrywki, wzajemnie nie wybijały rodzin. Strzelaniny w knajpach to wymyślili reżyserzy westernów. Zazwyczaj jak się idzie do knajpy, to bardziej od pukawki, wskazane jest mieć jakiś grosz przy duszy.
A przez cały wiek dziewiętnasty, gdy Europa miała już za sobą miłe wspomnienia w rewolucji francuskiej i potem z wojen napoleońskich, nigdzie nikomu nie przychodziły do głowy takie dziwactwa jak rejestracja broni i wydawanie jakichkolwiek pozwoleń. O dziwo nawet nasi zaborcy, jakoś Polakom niczym nie utrudniali kupowania sobie strzelb różnych. Od połowy dziewiętnastego wieku, w miarę rozwoju produkcji maszynowej, tania broń sportowa na amunicję Floberta, za grosze, dostępna była w każdym żelaznym sklepie. Nawet broń myśliwska, śrutowa i kulowa, składana była z fabrycznie produkowanych części i raczej zdobiona przez rusznikarzy niż konstruowana. Trzeba było mieć kasę, mniejszą lub większą, żeby sobie strzelawkę kupić, a nie jakieś zezwolenie. Od połowy dziewiętnastego wieku upowszechniły się w Europie jako broń do samoobrony, rewolwery. najpierw kapiszonowe, potem Lefaucheux i wreszcie masówka w groszowych cenach – rożnego rodzaju buldogi, weldogi i inne takie. Powszechnie dostępne w sklepach z żelastwem. Za grosze. Aż dziw, że się ludziska nie powystrzelali nawzajem.
Bo ludziska, same z się, to są raczej rozsądne w tym względzie. I z natury rzeczy, raczej niechętne do strzelania do kogokolwiek tak sobie. Bo przecież ten sąsiad, nawet paskudny, to też mógł sobie taki rewolwerek kupić w sklepie i kto wie? Jak nie trafię go za pierwszym razem, to on może mnie trafić? No! Może być nie fajnie. Tak normalny człowiek kombinuje, zanim wyceluje do sąsiada. (A jak nienormalny to i kołkiem z płotu łeb mi rozwali)
Rządy różne i króle takie, dobrze muszą się nakombinować i nawciskać kitu, żeby ludzi namówić do wzajemnego strzelania do siebie. A w obecnych czasach, to na taka imprezę to trzeba znaleźć sobie zawodowców i jeszcze im pensje płacić, żeby chcieli do innych postrzelać. A jaka awantura jest w sejmie i TV, gdy któregoś z tych zawodowców naszych, jakaś kulka trafi! Albo na minę wlezie.. .No zawodowiec to on jest! Ale on przecież nie po to na tą wojnę do Afganistanu się wybrał, żeby od razu do niego strzelali!
No to, skoro nawet zawodowcy tak niechętni są do strzelania, to po jaka cholerę te wszystkie zezwolenia?! Lipa jest jakaś w tym wszystkim. Totalna ściema!
Może ja mam takie wykoślawione spojrzenie na historię. Ale coś mnie się zdaje, ze te wszystkie rządy, co wymyślały zezwolenia na broń i inne zakazy w tym względzie to na ten światły pomysł wpadły w Europie niemalże jednocześnie! Oświeciło ich, czy co?
Tak krótko po rewolucji październikowej chyba… Tej w Rosji i tych pomniejszych, w innych krajach. Jakoś rządy różnych stron i kolorów tropnęły się, że jak kilka milionów ludzi ma pukawki w rękach, to nie daj boże jakieś Rady Robotnicze i Żołnierskie mogą powstać i rządowi każdemu powiedzieć won! Nawet takiemu słusznemu ideowo i politycznie! To tak na wszelki wypadek, pukawki mają być tylko w ręku rządu! I to rząd pokaże ręcznie tego, do kogo należy strzelać! Rząd wie lepiej!
A ja przecież nic nie mam do tego Omara z Afganistanu? Nawet jak on jest talib albo inszy mułła. .I do Siergieja z Petersburga tez nic nie mam. No wódkę razem piliśmy. Głowa potem bolała. Ale żeby od razu do niego strzelać? I do Jurgena z Minden, też nic nie mam. No, głowę miał wyraźnie słabszą niż Siergiej. Ale to też nie jest powód do odstrzelenia gościa. Nawet jak się jakiemuś kolejnemu ministrowi, albo premierowi tak uwidzi, to niech sam sobie kupi strzelawkę i sam strzela! O! Do swojego kontrministra po drugiej stronie granicy. Mniej kulek potrzeba. I tak jeden na jeden, to każda wojna tańsza by była. Choć nie przypuszczam, żeby jakąś wojnę udało się wtedy zrobić.
Bo jak tak patrzę sobie, na taki jeden bardzo cywilizowany kraj europejski, co się Szwajcaria nazywa… No, tam każdy dorosły facet to nie tylko że ma prawo mieć broń ale wręcz taki ma obowiązek! I to nie jakieś tam kabekaesy na wrony, ale takie porządne, wojskowe na duże kulki. Facet był w wojsku, to do rezerwy wyganiają go razem z jego pukawką i mundurem i całym majdanem jaki może unieść. A pistolety różniste, to tak po dwa każdy prywatnie kupuje i trzyma sobie w domciu. Łatwiej to w kieszeni nosić na co dzień. niż taskać się z normalnym karabinem. I jakoś nie słyszałem żeby te górale nawzajem się powystrzelali… Ogólna opinia jest taka, że dobrze sobie tam w tych górach radzą i nie przeszkadza im nawet, że gadają w trzech językach. I rząd mają jakiś dziwaczny. Bo temu rządowi jak przyjdzie do głowy zmienić, na przykład kierunek ruchu wkoło rynku w jakimś ichnim Fikusdorfie, to referendum muszą ogłaszać. I to referendum jest ważniejsze niż pomysł rządowy. I nie pozabijali się z tym wszystkim? Dziwne. I podobno od sześciuset lat nikt na nich nie napadł! A byłoby co tam skubnąć! Choć z drugiej strony, temu to już dziwić się nie można. No, jakbym sobie te szwajcarskie obyczaje do naszego kraju przyłożył. Tak na oko, to ile jest u nas takich całkiem dorosłych z dowodami osobistymi i zdatnych do czegoś chłopów? Będzie z pięć, albo sześć milionów? A pewnie! A i niektóre dziewczyny są całkiem do rzeczy! No to jakby po szafach te pięć milionów luf, z kulkami pod ręką stale było…. No! Putin to ilu by swoich do kupy zmobilizował? Ze trzy, cztery miliony? I co z tego? Zaryzykowaliby chłopaki wejść do kraiku gdzie z każdego okna wystaje lufa albo dwie? Trochę wódki z Ruskimi wypiłem. i nawet po pijaku to oni są dość przytomne. A już Niemcy to całkiem! Oni w szkołach swoich od pierwszej klasy, młodzieży podawaliby aktualny stan liczbowy luf i amunicji w każdej wsi polskiej! I nareszcie zbrojeniówka przestałaby płakać z powodu braku zamówień.
A ja miałbym porozwieszane na ścianie wszystkie co bardziej fikuśne strzelawki. Małe i większe. Nówki i takie prawie że zabytkowe. Mam jeszcze trochę miejsca na ścianach w pokoju kominkowym. I co? Ruszyłby mnie ktoś? Nawet mój osobisty rząd, ze trzy razy by się zastanowił czy zachcieć coś ode mnie. A już ościenne wszystkie rządy to omijałyby mnie szerokim łukiem.
Coś pięknego!

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Heh..

No jasne.
I tylko jedne pytanie?
A występowałeś pan o jakie pukawkie?
Tak, na bumagie?


re: Na marginesie konstytucji

A przymierzałem się w klubie. Chcialem sobie kupić margolina i karabinek wostok za śmieszne pieniądze. Ale to każą zrobić najpierw idiotyczne badania za osiem stów! To wolałem za to kupić używanego colta navy .36. Żadnego papierka na to nie potrzeba. Proch jest, kulki są, kapiszonów nie brakuje. Sześć strzałów prawie tak szybko jak Doc Holiday. No i kulki z mojego colta robią dziury porządniejsze niż sportowa .22 I nikogo nie muszę prosić o żadne tam łaski. Nie lubię się klaniać. A jeszcze bardziej, nie lubię “załatwiać”, gdy nie muszę.


Autor, ciekawie napisane

znaczy fajnym stylem, acz co do meritum, to nie zgadzam się zupełnie.

Zresztą polecam mój tekst i ciekawszą jeszcze dyskusje pod nim o prawie do posiadania broni:

http://tekstowisko.com/tecumseh/58338.html

Pozdrawiam bezbronnie i pacyfistycznie:)

Rozbrojony grześ

:)


Grzesiowi

Miły Grzesiu. Znam twój tekst, rozumiem argumentację. Jest wolność i demokracja, a moja wrodzona tolerancja każe mi dopuszczać istnienie innych poglądów niz moje ulubione, własne. Prawdę mówiąc, to bardziej mi zależy na moim prywatnym, indywidualnym prawie, (niechby to nawet był przywilej osobisty przywiązany do nazwiska), niż na tym, zeby wszyscy inni wkolo ustawiali się po pukawki w sklepach z bronią. Ja od małego taki byłem, że nie uznawałem w żaden sposób, założenia, że jakiś tam pan w Warszawie, albo w Moskwie, albo w Waszyngtonie, albo w Watykanie, wie lepiej co dla mnie dobre. A jak już ktoryś z tych panów powołuje się, że robi mi kuku, ale to ze szczerego serca, w interesie moim i ogólnospolecznym, wogóle, to dla ludzkości całej, to ja dostaję dreszczy. A potem rozumek mój malutki rusza do przodu i deilkatnie, te światłe projekty uszczęśliwiania mnie, omijam. Najczęściej skutecznie. I wyrażam zgodę, żeby płacic za to cenę, podstawiając własny tyłek do kopniaków, w razie potrzeby. No, jestem taki strasznie egoistyczny indywidualista i juz!


Zaintrygował mnie pan

tym coltem?
Ile to kosztuje?
Rozumiem, że jest te ustrojstwo na naboje robione samemu w papierowej tutce i odpalane kapiszonem?


Ryszardzie Katarzyński,

ja mam wrażenie, że tu osobista wolność nie jest na tyle istotna.
Znaczy koszty wprowadzeniatego prawa byłyby wyższe niz korzyści.

Znaczy byłbym w stanie zakceptować posiadanie broni w domu, acz jesli przy uzyciu tej broni ktoś kogoś zastrzeli, to właściciel powinien odpowiadać także.

Ogólnie podejrzewam, że prawo takie spowodowałoby więcej zła niż dobra.

No ale jak wiadomo ja żem pacyfista:)

Pozadrawiam.


Zaintrygowanemu Igle

Colt Navy, replika, ktorą ja się posluguje na strzelnicy to rewolwer kapiszonowy, szesciostrzalowy, z lufą o długości 7,5 cala, kaliber .36 (ok.9,5 mm) Do późniejszych modeli były uzywane scalone naboje Burnside’a ( w jednej “tutce” proch i pocisk. Kapiszon nadal zakładalo się po zewnetrznej stronie komory. Tak pokazane to jest w dziewietnastowiecznych katalogach handlowych. Ja swoją armatę ładuję tradycyjnie. W kazdą komore sypię najpierw proch, 0,8 g, przybijam, potem sypie przybitke – kasze mannę – tyle co prochu, przybijam, potem na to klae kulę i też przybijam. Tak sześć razy. Potem zakladam sześć kapiszonów. I jestem gotów do zrobienia sześciu powaznych dziur. Fabrycznie nowy rewolwer, w zalezności od wytwórcy repliki, kosztuje od 1050 do 1600 pln. Mozna kupić nawet przez internet Uzywany, za pół ceny. Kule i kapiszony również do kupienia przez internet. Kupno prochu do broni czarnoprochowej, to w Polsce już troszkę sztuka. Niby oficjalnie tego zrobić się nie da. Ale na stzrelnicach calego kraju, tacy wariaci jak ja, ciąglke maja czym strzelać. Polak potrafi.


Grzesiowi - skutki i sankcje

Wprowadzenie prawa do posiadania broni w zaden sposób nie zdejmuje odpowiedzialności z człowieka za umyslne zabójstwo czy spowodowanie czyjejś, nawet przypadkowej śmierci czy kalectwa. Takich cudów nie było ani w pieknej Ameryce ani nigdzie na świecie. Ale przeciwnicy prawa do posiadania broni ( prawa, nie obowiązku) delikatnie w swojej argumentacji sugerują, że prawo do,posiadania broni jest równoznaczne z rocznym przydziałem prawa do odstrzału pięciu nielubianych sasiadów albo szwagrow. Nawet w USA i Szwajcarii tez, prawo określa miejsca i sytuacje gdzie posiadanie broni przy sobie jest wykluczone. Na przykład porty lotnicze i same samoloty. Pomiętam z dawnych czasów tabliczki w naszych środkach komunikacji “Zabrania sie przewozić broń nabitą...” W każdym kraju, jeżeli na skutek niestarannego przechowywania broni lub amunicji narażę inną osobę na jakikolwiek uszczerbek, odpowiadam za ten uszczerbek. Jeżeli jadąc samochodem zabiję kogoś na szosie, to za to odpowiadam! I nie ma tu nic do rzeczy czy miałem tytuł i prawo do posiadania samochodu. Odpowiadam zawsze za skutki swojego działania lub zaniedbania. Piszę o tym swoim codziennym językiem, bo prawnikiem nie jestem. Może to i lepiej.


Panie Ryszardzie, no to to ja wiem,

ale i tak uważam, że powszechny dostęp do broni będzie skutkował wiekszą ilością wypadków, postrzeleń, zranień a także przypadków śmiertelnych.
I może jestem dziwny, ale ja bym się czuł mniej bezpiecznie w kraju, gdzie każdy na ulicy może nosić broń.
Bo sambym jej nie nosił.

Pozdrawiam ciągle jednak pacyfistycznie:)


Subskrybuj zawartość