Dzień trzeci II

Dzień trzeci II
Chyba najwyższy czas zabrać się za tworzenie tego wiekopomnego dzieła, za które to mi tak dobrze i niespodziewanie płacą. Dobrze byłoby zabić kogoś na początek. Są dwie możliwości. Zabić kogoś, kogo lubię, albo wręcz przeciwnie… Dobrze wypadają też tajemnicze i niezrozumiale zniknięcia… Trzeba sobie naszkicować trochę takich obrazków, żeby było co układać…Jak puzzle. Jak będą jakieś kontury i kilka elementów o zdecydowanych barwach, to puste miejsca czymś chyba da się wypełnić? A tak! Stasiu musi wypaść korzystnie. Pod względem finansowym i w ogóle ‘pozłociście”. O produktach i patentach też trzeba będzie zaznaczyć…
To co najpierw? Zaginięcie? Może jakieś egzotyczne? Skąd w takiej Byrczy jakaś egzotyka? .Szaro, buro i ponuro! Pustkowie, że aż nudno! Stasiu to ma dobrze! Pewnie teraz o jakieś Hawaje zaczepia. Tutaj wygląda jakby nawet ku zimie się miało. Tam ma do kupy: pozłocisty luksus i egzotykę w jednym. Właściwie to Stasiu mógłby się gdzieś zawieruszyć! Z tej odległości, to kto odróżni czy porwany, czy na przykład poszedł w tango z jakąś vahiną i mu tam dobrze?

“- Indonezja ma swoje uroki, prawda Stasiu?
Reprezentacyjny jachcik należący do OIL Industry woził ich pomiędzy wysepkami, do których na pewno nie dało się żadnym sposobem przybić bo były to zwyczajne, sterczące wprost z morza pionowe, skalne urwiska obrośnięte zielskiem we wszystkich odcieniach zieleni.
– Doceniam twoje zaangażowanie, Momsen, jako pełnomocnika Fetusonu w tym kącie świata. I odporność na ten cholerny klimat Ty się nigdy nie pocisz?
-Już wypociłem wszystko co miałem, przez te lata. Ale za takie pieniądze, jak tutaj, to mogę zrezygnować z pocenia się na następne dwadzieścia lat
– Jeżeli ten twój sułtan czy inny radża…
– Zwyczajnie, prezes zarządu…
– Niech ci będzie. Jeżeli prezes zarządu, pan Sutarho, rzeczywiście klepnie ten kontrakt, to siedzisz tu przez następne dwadzieścia lat i pilnujesz warunków umowy. Będziesz miał okazję nie pocić się do woli. Właściwie, dlaczego nie lecieliśmy do pana Sutarho helikopterem, jak ludzie? Szybciej by było…
– Firma chciała zrobić ci przyjemność i dać okazję do podziwiania uroków kraju… …
– Niech ci będzie, Momsen! Te twoje skandynawskie pomysły…
– Nieźle na nich zarabiasz, jak dotąd… – Starczy tej wycieczki. Zawróć tą łódkę do portu. Podziękujesz gospodarzom za wszystko. Możesz skłamać, że byłem zachwycony. Złapię jakąś taksówkę i będę w hotelu Jednego gościa tam spotkałem i akurat będę maił trochę czasu ekstra, na pogadanie.… Jak już jestem w tym kącie świata to szkoda czasu na samo podziwianie widoków. Żadnego z tego zysku.
* * *
Michał był zaaferowany. – Od wczoraj nie mam żadnego kontaktu z Szefem. Momsen też nie odbiera telefonów i nie odpowiada na maile. Sam podejmiesz decyzję, Wiktor?
Młode pokolenie podrapało się po grzbiecie nosa. Całkiem jak Stasiu za dawnych lat, gdy kombinował coś skomplikowanego. – Dużo mamy czasu? – Właściwie wcale… W poniedziałek trzeba przelać pieniądze. – A jeżeli potem wycofamy się? – Umownie będzie nas to kosztowało 10%. Ale nikt nawet nie bierze pod uwagę takiej możliwości. – To zapłać! Słuchaj… Ten Momsen ma tam jakiś personel… Spróbuj złapać jakiś kontakt… Ktoś w jego biurze powinien cos wiedzieć. I ty lepiej mówisz po angielsku… – Zadzwonię do domu Momsena. Jego żona powinna coś wiedzieć… A telefon odbierze choćby ktoś ze służby. Bo przecież w weekendy biuro Momsena jest zamknięte… – Racja… I ta różnica czasu… – Pamiętam.
Tak sobie pomyślałem, że dobrze jest nie mieć takiego Fetusonu na karku, kosztownych decyzji do podejmowania i obawy, że Stasiu, gdy wróci to się zbiesi… Ale nie powiedziałem tego na głos. Po co chłopaków frustrować? To ma być integracyjna popijawa w mieszanym towarzystwie. Podobno fiskus te integracje to chce uczestnikom doliczać do podstawy opodatkowania! Cholera! To ja też będę musiał to wypitować? – Wygląda na to, że Stasiu urwał się ze sznurka i dobrze się bawi – zagadałam towarzysko do Janeczki, cud blondyny, prawdopodobnie żony Michała. Janeczka popatrzała na mnie swoimi siwymi, wielkimi oczami, których tęczówki miały dużo zielonych kropeczek na tej siwiźnie. Uśmiechnęła się przy tym radośnie. Nie wiem, dlaczego. – To będzie troszkę zabawy w firmie! Szef robi wszystkim takie siurpryzy, od czasu do czasu. Uważa, że chłopaki powinni umieć sobie radzić sami w każdej sytuacji. – Myślisz, że to takie coś? Trening menedżerski? – Jasne! Nalej mi lepiej tych bąbelków. Tych słodkich i różowych. Wiem, że to ohydna podróba, ale co zrobić? Lubię to tak samo jak tradycyjną, czerwoną oranżadę!… – Podróba, nie podróba, ale we łbie po tym szumi tak samo, jak po oryginale. – Pewnie! To kwestia ilości tego co jest w butli poza bąbelkami. Ty, Rysiek… Ty naprawdę pamiętasz takie historyczne czasy za Bieruta, Stalina i Gomułki? – Jak ci powiem ,że tak, to weźmiesz mnie za starego grzyba… – No, tak źle to jeszcze nie wyglądasz. Musiało być wtedy fajnie… – Niby dlaczego? – No, można było jeździć sobie gdzie się chce autostopem za darmochę, za jakieś kwitki, biwakować na dziko, byle gdzie… – A, w tym sensie… No rzeczywiście… Za tamtych czasów milicja, rząd, nie pilnowali tak strasznie każdego przeciętnego człowieka…Bo i po co by im to było? Przeciętny człowiek to kombinował, jak wystać w kolejce tańszy kawałek mięsa, gdzie kupić satyny, na fartuch do szkoły dla dzieciaka i trampki na WF. Podsłuchiwać, też można było niewielu, bo telefony były dobrem rzadkim. I ci, którzy je mieli, to przeważnie byli po stronie rządu, albo jeżeli już nie, to i tak rząd wszystko o nich z góry wiedział. – No, ale ten obrazek tamtych czasów, jaki namalowałeś w „Czwórce”, to trochę przerażający… – Czytałaś? Dlaczego przerażający? Wcale nie bardziej niż to co się na co dzień dzieje na całym świecie… W końcu to w Ameryce, a nie u nas zastrzelono prezydenta i do paru innych strzelano też z różnym skutkiem. W Północnej Irlandii latami wybuchały bomby i lała się krew po obu stronach. Za tamtych czasów wojna w Algierii, jakby nie było, stanowiącej część zamorską Francji superdemokratycznej, też sporo krwi kosztowała. Na de Gaulle’a urządzono kilka zamachów. Potem rewolta OAS, została stłumiona krwawo, bez żadnego oglądania się na demokrację i prawa człowieka.… W szkołach o tym może nie uczą, ale w bibliotekach stoją na półkach różne ksiązki, to można sobie poczytać… – Strasznie trzeźwo gadacie!
Krysia wcięła się z boku, z własnym pełnym kieliszkiem i półmiskiem pełnym zakąsek w niczym nie przypominających dietetycznej, codziennej zieleniny. – Nareszcie widzę, że coś jesz – zauważyłem – dbasz o linię tylko w dni robocze? – Taki model diety stosuję. Mój osobisty wynalazek. A ty, Janeczka nie dawaj się nabierać na te jego intelektualne dywagacje. On ma taki sposób na podrywkę. Udaje przed każdą, że może być jej pradziadkiem, rozmiękcza ją intelektualnie i alkoholowo, a potem okazuje się, że jest tak samo macho jak każdy młodziak! – Sprawdziłaś?!
Janeczka była zaciekawiona, prawie poważnie. Krysia wzruszyła ramionami w sposób wieloznaczny. W końcu mogła coś tam wiedzieć jako moja asystentka, nie? A Janeczka… No! Ale jak ona jest Michała, nawet jak nie zona, ale jego, to przecież taki Michał księgowy się zeźli i mi z kasą pokręci! Te buchaltery, to różane rzeczy potrafią! Sprawdzić, Rysiu! Najpierw sprawdzić! Nie integrować się całkiem na oślep! – Też pracujesz w Fetusonie, Janeczka? Jako co? Jak mam wszystkich obsmarować to wiedzieć warto…
Ale fajny pretekst do takiego uściślania pozycji przeciwnika! – Można powiedzieć, że też pracuję… Dla Fetusonu. Pilotuję taki jeden projekt technologiczny… Fetuson daje mi swoje laboratoria i pieniążki na przygotowanie sprawy do opatentowania. A poza tym wykładam jeszcze na politechnice… A ty myślałeś że kim jestem? Zaraz zgadnę! Że jestem dziewczyną, albo żoną Michała?! Cały czas na niego zerkasz, czy nie patrzy w naszą stronę! Nie bądź głupi! Możesz mnie podrywać!”

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

re: Dzień trzeci II

W oryginalnym zapisie od “Indonezja ma swoje uroki…” do końca notki wszystko jest kursywą. Tu mi nie wyszlo i sie na tym całkiem nie znam. To komettuję sam siebie jako starożytny zabytek


Panie Ryszardzie

marrysk

Tu mi nie wyszlo i sie na tym całkiem nie znam.

Te wszystkie bajerki literkowe nie są trudne :)
Kursywę robi się przy pomocy takiego znaczka _ na początku i końcu, np: dorcia blee

a tu link przydatny
http://tekstowisko.com/filter/tips

Mam go od Grzesia, któremu raz jeszcze dziękuję i podaję dalej :)


Podrywaj, Rysiu, podrywaj :)

Oprócz trupa czy porwania romans musi być koniecznie!
Najlepiej taki dla zysku, ze zdradą na koniec, jak już on/ona coś cennego wykradnie :D
Pozdrawiam serdecznie i melduję, że czytam wszystko co Pan pisze :)


kursywa

Na czymś wyróbuję


romans

Niby cały czas próbuję romansować, ale dość kiepsko mi to wychodzi. jakiś przeterminowany jestem, czy co? To chyba kogoś innego w romans jakiś wpuszczę?


Subskrybuj zawartość