Sobota integracyjna I

Sobota integracyjna

Wczoraj przed południem, duchowo byłem nastawiony na imprezę, ale entuzjazmem nie tryskałem. Nie te lata. Gdy jestem przyzwoicie najedzony, to nie tylko alkohol mnie usypia, ale i w pół kubka kawy potrafię się zdrzemnąć!
A dzisiaj? Łeb rozbity, cudowny ekspresik zatruty i zarekwirowany przez policję, Trup ochroniarza… Skąd tu entuzjazm do imprezy wykrzesać, skoro nawet blask honorarium jakoś zmętniał i zszarzał! Przecież mogło być tak, że kawkę ja sam bym łyknął! Czyli mam fart! Ten fart najlepiej widać, gdy sobie w lustrze swój nos oglądam i guza. Siniak na nim jest też dekoracyjny – na samym czubeczku czerwony i jakby strupek z zadrapania a wkoło siniak piękny. Poprzednią notkę już wrzuciłem na blogi. A Stasiu nic! Zero reakcji! Coś nie tak. Krysia do Witka też już dzwoniła? Pewnie tak. W końcu to vice.
A Michał wczoraj, z samego ranka, tak ni z gruszki ni z pietruszki: „To będziemy mieli taki prywatny wieczór autorski, co?”
Też coś! Księgowy, to mógłby coś o kasie jakiejś ekstra, albo czymś takim… Odchamiać się chce na imprezie integracyjnej!
Teraz będzie miał odchamianie!
A potem, przy garażu, Karol…
– Wiesz, dobrze, że na tym blogu pozmieniałeś wszystkie imiona i nazwy… Nikt spoza firmy nie pokapuje się… To ten co się pokapował i mnie chciał załatwić z firmy był?
Tylko glinom i prokuratorowi trzeba będzie wszystko tłumaczyć! Oni na pewno będą chcieli się „pokapować” we wszystkim!
Wystrojona balangowo Krysia spóźniła się. Zdążyłem spokojnie zjeść lunch, odpić kawę.
Krysia wjechała na parking zajazdu dobrze po pierwszej…
– Herbaty bym się napiła… Bardzo proszę, Heniu…
Heniu, ten młodziutki kelner, co miał babcię, szefową kuchni, błyskawicznie przyniósł porcelanowy czajnik z herbatą i dwie filiżanki. W piciu herbaty należy towarzyszyć? Miałem w brzuchu już kawę. Teraz herbata, to zaraz będę leciał sikać! No to będę!
– Skąd ci przyszła do głowy ta narzędziownia, przekładnie…
Krysia zrobiła się ciekawska w dziwnym kierunku. Wydawać by się mogło, że powinna pytać o wczorajsze przygody… Ale, niech tam!
– Kumpla takiego mam. Rzeczywiście ma fabryczkę… No, sporą fabrykę takich. I też mu z żonami rożnie wychodzi. A w ogóle, to mam takie przebłyski czuja, prawie jasnowidzenia… Nawet w moim debiutanckim opowiadanku, w „Starej sztuczce’, to wyszło. Pierwowzorem jednej z bohaterek jest moja koleżanka z podstawówki, której nie widziałem przez jakieś pół wieku. W opowiadaniu zrobiłem ją fachowcem od analiz chemicznych i kryminalistycznych. Po publikacji, na dorocznym spotkaniu „naszej klasy’ zadała mi podejrzliwe pytanie – skąd niby wiedziałem, że ona po maturze, to najpierw zrobiła szkołę laborantów chemicznych a dopiero potem ekonomię… Byłem skromny i powiedziałem, że czysty przypadek i zwyczajnie, samo się zgadło…
– Uwierzyła?
– Pewnie tak, jak ty…
– A te nazwy? Fetuson, Byrcza?
– Też zwyczajnie. Jakoś mi przyszła do głowy Bircza… Fajna dziura, za młodych lat, byłem tam w okolicy… No ale przecież nie będę narażał się na głupie procesy z lokalnymi patriotami. Jak literkę zmieniłem, to Google żadnej wiochy nie pokazało. Fetus, to z angielskiego chyba, a może i z łaciny, którą też znam z widzenia, taki niedorozwinięty płód. Dodałem końcówkę, ładniej brzmi i nic nie znaczy… Nikt się nie obrazi…
– Aha…
– Mówiłaś, że impreza zaczyna się w południe…
– Od południa można tam już czegoś się napić, jak ktoś jest spragniony. Małe przekąski też już są. Ale obiad podają dopiero o siedemnastej, więc nie ma potrzeby urządzania wyścigów… Stres przed odpytywaniem autora?
– Stres? A zamierzacie robić mi jakiś egzamin? Integrować się mieliśmy, a nie podgryzać… A powód do stresu mamy chyba ciut większego kalibru. Mogło tak być, że autora by wam wczoraj w plastikowym worku wynieśli… To wasze odpytywanie potraktuję rozrywkowo.
Wzdrygnęła się.
– To ty nas troszkę podgryzasz, przecież… Myślisz, że to wszystko wczoraj, to dlatego? Przez to co na blogu piszesz?
– Na razie nie napisałem tam niczego takiego… Chyba, ze chodzi o to, co mógłbym napisać… Zupełnie nie wiem co mógłbym.
– Nie jestem pewna… Ale zupełnie nie widzę w tym żadnej reklamy dla firmy.
– Przecież sama wiesz co Stasiu mi zlecił… I gdyby coś mu się nie spodobało na blogu, to pewnie by mnie spławił. Albo interweniował o zmianę. Pewnie już czytałaś mój kontrakt. A w każdym razie Michał go czytał na pewno, bo płaci za wszystko bez słowa. Stasiu może, w każdym momencie, przerwać moją obecność w Fetusonie wypłacając mi całość honorarium… To znaczy, tylko on, osobiście, ma prawo podjąć taką decyzję. Pewnie dlatego tak pasowała mu moja propozycja prowadzenia bloga. Internet jest teraz wszędzie…
– No właśnie… To tak wygląda, jakbyś mu donosił o wszystkim co się tu dzieje…
– Dotychczas nie działo się nic niezwyczajnego. Chyba, że ta impreza integracyjna, to miał być jakiś tajny zupełnie konwentykiel przeciwko szefowi?! No! To byłby dopiero temat! Samo by się napisało!
Jakoś słabo podzielała moje opinie, moja piękna asystentka.. Można nawet powiedzieć, że była wyraźnie zdegustowana.
– To pojedziemy już. Pewnie reszta już się tam zjawiła.
– Witek też? Już wie co się stało?
– Wie. Trochę później zjedzie… Przy takiej pogodzie nie mógł z samolotu skorzystać…
Akurat za nim to mało tęskniłem. Jak by nie było, pod nieobecność Stasia, on za szefa tu robi. Nie przepadałem za widokiem szefów w dniach roboczych, więc tym bardziej nie tęskniłem do ich widoku w czasie wolnym od pracy i z założenia, rozrywkowym. Ale w takiej sytuacji? Jakoś wygodniej mieć wtedy, koło siebie jakiegokolwiek szefa… Taki, z urzędu powinien zadbać, aby składniki kawy integracyjnej były mało szkodliwe… O drzwiach walących gości po łbie już nie wspomnę…
– A inni? Co wiedzą?
– Że Wisłocki nie żyje…
– Ten ochroniarz, to Wisłocki?
– Ty naprawdę nie zapamiętujesz nazwisk? Wczoraj z piętnaście razy tym nazwiskiem każdy obracał!
– Mózg mam do pamiętania rzeczy, których nie należy zapisywać. A nazwiska do takich, rzadko należą. To co wiedzą?
– Aha… No, że to, prawdopodobnie, była próba otrucia ciebie… A Wisłocki, to przypadek…
– Niemiłe… Niektórzy mogą pomyśleć, że zginął przeze mnie. I jakaś racja w tym jest.
– Nie bardzo dało się to ukryć… Policja zawiadomiła rodzinę, a Halina musiała zająć się jego rodziną… Opieka psychologa, zabezpieczenie materialne, w końcu to w czasie pełnienia obowiązków służbowych…
– Halina to pani dyrektor od zasobów, Semirowska?
– To zapamiętałeś?!
– Bo na papierze było. No, nie patrz się tak! Mam prawo być takie dziwadło!

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Panie Ryszardzie!

Potrafi Pan trzymać w napięciu i serwować odcinki, które nie posuwają akcji nawet o krok. Niby tyle tekstu, a akcja stoi. :)

Pozdrawiam


tempo akcji

Tempo akcji jest takie jak w normalnym życiu emeryta. Co jakiś czas trzeba sobie przysiąść i pomyśleć co dalej. Podobno najbardziej ożywia akcje świeży trup. Ale tych odcinków już troszkę jest, to gdyby tak statystycznie po jednym nieboszczyku na każdy kawałek, to nie wiem czy kluczowej kadry Fetusonu by starczyło.


Subskrybuj zawartość