To było genialne!

To było genialne!

Telefon dzwonił sobie i dzwonił, a ja nie miałem zamiaru go usłyszeć. To przestał. Staroświecki, stacjonarny aparat, bez bajerów nie ma żadnych ikonek „nie odebrane połączenie” . Chcesz sobie ze mną pogadać, to zadzwoń wtedy gdy usłyszę.
Usatysfakcjonowany pies został w ogrodzie i wydeptywał sobie błotniste ścieżynki w mokrym śnieżku nieudolnie usiłującym pokryć trawnik. Schodzenie i wchodzenie o kulach po schodach jest zajęciem upierdliwym. A jeżeli ma się jeszcze przewieszoną przez plecy wiatrówkę i pies człowieka nie tylko pogania, ale i popycha, to jest to już gimnastyka wyczynowa.
Odwiesiłem wiatrówkę lśniącą nowością, na ścianę i hałaśliwy dzwonek telefonu zirytował mnie. Teraz była kolej na poranną kawę, a nie na odbieranie telefonów!
– Słucham…
– No, nareszcie! Dzwonie i dzwonię od godziny… Komórkę masz wyłączoną, a ten stacjonarny… To gdzie byłeś?
– W ogrodzie z psem. Mam psa i psie obowiązki… Czego chcesz Witek?
– Jaki Witek?! Stasiu!
– Co?! Bujasz! Ty jesteś zginięty i jeszcze nie znaleziony! Ty jesteś Witek i znowu robisz mnie w jajo!
– Żadne takie! Wróciłem, na króciutko wprawdzie, ale ze trzy dni posiedzę za swoim biurkiem i wyprostuję tu niektórym kręgosłupy. Pogubili się z tego wszystkiego. No i policji trzeba to i owo powyjaśniać bo gościa posadzili, ale nie bardzo wiedzą za co i dlaczego. Nie wiem czy zrozumieją te wszystkie biznesowe historie z patentami, ale sobie najwyżej jakiegoś biegłego wezmą czy jak? Ale ja nie o tym chciałem. Stary! Ten twój pomysł z blogowaniem i te kawałki o Indonezji i Hawajach… To było genialne! A jeszcze to moje obywatelstwo amerykańskie! Majstersztyk! Każdy kombinator na coś takiego ze strachu by się zes…
Ty wiesz, że gdyby gościa oskarżyć przed sądem amerykańskim, zażądać ekstradycji, to takiemu można wlepić nawet ze sto lat odsiadki! Łatwiej się wyłgać z oskarżenia o morderstwo!
– Mało brakowało, a dołączyłbym osobiście do tej kolekcji nieboszczyków! Gdybyś choć słówkiem bąknął, że może być tak rozrywkowo w poważnej w końcu firmie, to…
– To guzik z tego by wyszło! Łypałbyś podejrzliwym okiem wokoło, w pisaniu twoim luzu żadnego by nie było, ludzie też traktowaliby cię poważnie i bardzo niechętnie.
– Zachwyceni mną, to raczej nie byli…
– Ale mieli tysiąc powodów, żeby takiego pisarczyka lekko sobie ważyć. Nie musieli się tak pilnować. A ten suki… No, taki syn, poszedł na całego… Miał nadzieje, że jak ciebie utrupi, to ja będę musiał przerwać negocjacje w Stanach i wrócić. I obawiał się, że wiesz dużo więcej od Krysi i możesz w kolejnych kawałkach coś ujawnić… Mogło to zaszkodzić mu w jego osobistych interesach. Wiesz, prawo dotyczące patentów i zgłoszeń patentowych w Stanach jest odmienne od europejskiego. Tutaj na przykład programy komputerowe chronią patenty. W Europie prawa autorskie… Są w Stanach na przykład takie firmy, które żyją tylko z tego, że chomikują różne patenty na przykład na programy komputerowe. Mają je i już. I czekają sobie, aż któryś z potentatów, taki IBM albo Microsoft w swoim jakimś dużym programie na przykład nowej wersji Windowsa wykorzysta jakiś elemencik będący patentem takiego chomika. To sprawa ląduje z wielkim hukiem w sądzie. I po odpowiedniej ilości zamieszania i straty czasu dochodzi do ugody najczęściej i IBM woli takiemu chomikowi zapłacić kilkanaście milionów dolców żeby się odczepił i nie psuł opinii na rynku. Takie chomiki nieźle z tego żyją i nie męczę się przy tej robocie.
– Coś tam i się kiedyś obiło o uszy. A twój Fetuson to przecież patenty?
– O właśnie!
– To będziesz chomik?
– Czasem… A czasem będę chronił swoje interesy w świecie za pomocą amerykańskiego rządu.
– No rozumiem. Udało ci się obrzydzić niewczesne pomysły tym wszystkim twoim profesorom i docentom? – A pewnie! W końcu, to ludzie, którzy potrafią liczyć pieniądze. I trzeźwo oceniać swoje szanse. I troszkę jakby spanikowali, że ktoś ich o współudział w brzydkich postępkach posadzić może… – Myślisz, ze teraz, tacy trochę sprowadzeni do parteru, będą nadal tak pożyteczni dla Fetusonu? – Dlaczego nie? Nie ma w tym nic osobistego. Tylko kasa. W końcu są nadal akcjonariuszami. Ale kombinowali rozsądnie.
W Stanach jest łatwiej patentować i jest to mniej kosztowne. Wykalkulowali sobie, że zanim ja tam wejdę, oni, na spółkę z takim chomikiem z konkurencji porobią zgłoszenia tych kilkunastu rzeczy które w Fetusonie były przygotowane. A gdybym ja jeszcze miał na karku twój pogrzeb… W Stanach na takich swoich, świeżych obywateli z pogrzebami na karku niechętnie patrzą…
– Przecież i tak masz dwa pogrzeby!
– Nie ta ranga… Jak ktoś ciekawski wpisze w Gogle nazwisko Krysi, albo tego nieszczęsnego ochroniarza, to zobaczy coś?
– A jak wpisze moje nazwisko to zobaczy… No tak…
– Ty, całkiem zapomniałem po co dzwonię! Zagadałeś mnie. Przelałem resztę kasy za ten kontrakt. Michał podeśle ci jeszcze do podpisania aneks do tej naszej umowy…
– Aneks?
– No, jakąś premię trzeba ci wypłacić za ryzyko i inne takie straty moralne… Materialne też. Garaż masz zdemolowany i autko skasowane… Jak wspomnisz na blogu o mojej hojności to też reklama dla Fetusonu!
– W aneksie wspominasz o moim nosie, ręce w gipsie i rachunku za łatanie psa od weterynarza?
– Jak zajrzysz na swoje konto, to zobaczysz, że o niczym nie zapomniałem! Ty, Rysiek… Prawie wszystko rozumiem z tego twojego bloga i co mi gliny były łaskawe powiedzieć… Powiedz mi, dlaczego Karol tak się uparł, żeby ciebie utrupić i to na cztery różne sposoby? Dziewuchę mu poderwałeś, że tak mu odbiło?
– Pomylił się…
– Że jak?
– Zwyczajnie. Pomylił mnie z kimś innym i wpadł w panikę.
– Żartujesz! Przecież to bystrzak! Profesjonalista… Moi konkurenci w Stanach gówniarzy nie zatrudniają…
– Pamiętasz, przez jakiś czas pracował ze mną taki Janusz… Dość podobni byliśmy. Obaj mieliśmy postury nikczemne, łysinki już zaawansowane, nosy i uszy za duże i trójkątne buźki. W fabryce ludzie nas odróżniali tylko wtedy, gdy jeden obok drugiego stanął…
– Aaa, Bliźniak… No, Na ciebie mówiliśmy Rysiek a na niego Bliźniak Ryska. Bo myliło się… I co z tego?
– Ja byłem leniwy i dość bałaganiarski w robocie, a on ścibuła księgowa, na pamięć wszystkie numery kont znał i księgować wszystko potrafił w pamięci. Najpierw go do NIK-u ściągnęli a potem w jakichś służbach wylądował. Niewątpliwy fachowiec bo został bardzo przyzwoicie zweryfikowany i nawet do Jugosławii się w sposób tajny załapał. Zanim tam pojechał, prywatnie zaopatrzył się w taką podrasowana tetetkę z przedłużoną lufą. Taką maszynkę opisuję w kryminałku pod tytułem „Urodzinowa propozycja”.
– Strasznie długo mędzisz, a ja żadnego związku nie widzę! Gliny by przecież coś bąknęły.
– Przecież on glinom za nic się nie przyzna, że się pomylił! Na imprezie, w sobotę, był już tak wkurzony, że wyskoczył do mnie z pretensjami, że nic mu nie powiedziałem, że byłem w Jugosławii.
– A byłeś?
– Nigdy. Nie uwierzył, bo on w Jugoslwii spotkał gościa, w mundurze, dość podobnego do mnie, właśnie z taką śmieszną, nieregulaminową pukawką w kaburze. Doszedł do wniosku, że doskonale wiem w jakim charakterze on tam przebywał, co robił, dla kogo i że wiem po co on, u ciebie, za kierowcę się najął. Spanikował. Żaden dziw. Janusz był naprawdę najlepszy do węszenia za najgrubszymi przekrętami.
– A co Karol robił w Jugosławii?
– Pewnie to samo co w Fetusonie. Kręcił lody dla jakiejś korporacji za bardzo porządne pieniądze. Miał powód, żeby takiego Janusza się bać.
– A ten Janusz… To co on teraz/?
– Całkiem emeryt. Czasem widuję go na strzelnicy. Ale pamięć ma dobrą. Mailem mu fotkę Karola wysłałem, to potwierdził, ze taki kręcił się pod szyldem jakiejś misji oenzetowskiej…
– Ty, Rysiek… jak on taki dobry w papierkach i od przekrętów… Myślisz, że dałby radę zrobić porządny audyt, tam w Stanach? Wiesz, te ichnie firmy audytorskie… Drogie są i cały czas w robocie oglądają się za siebie, żeby wyniuchać co zleceniodawca chciałby usłyszeć. Przydałby mi się taki…
– No nie wiem… Sam z nim gadaj. Wyślę ci jego telefon mailem. Ja wolę mu niczego nie doradzać. Płacisz porządnie, ale robota dla ciebie jest jednak trochę ryzykowna…
– Wielkie coś! Noga w gipsie! To tak jakbyś się zimą, na zaśnieżonym chodniku poślizgnął!
No, niby racja. Drobiazgi. Noga w gipsie. Parę guzów. Morda trochę poparzona. Trochę jeszcze widać. Ale schodzi. W sumie nic nadzwyczajnego…
Pożytki za to, są nadzwyczajne. Kasa i moja panienka z okienka… Nawet wizualnie dobrana z nas para. Do pary kulawa.. Okna mamy. Chętki też.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Panie Ryszardzie!

Jak zwykle ładne.
Widzę, że ktoś jeszcze dał gwiazdki…

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość