Immunitet


 

Były minister sprawiedliwości ma stanąć przed prokuratorem aby ten mógł mu postawić zarzuty. Podczas tego ma się prokurator zorientować, co były szef resortu ma na ich odparcie. Jeżeli się ich należycie wytłumaczyć nie uda, sprawa trafi do sądu, który ustali, czy prawo zostało złamane, czy nie.

Pan minister Zbigniew Ziobro, o którym tu mowa, w długim i emocjonalnym wystąpieniu przedstawił swój pogląd sejmowi, który miał zadecydować o uchyleniu lub pozostawieniu mu immunitetu. Przede wszystkim mówił o politycznym charakterze przyszłego oskarżenia, które go spotyka z powodu jego niezłomnej postawy wobec korupcji wszechstronnie panującej w Polsce. Wobec przestępczości kryminalnej i gospodarczej. Za to, że w sposób istotny za jego rządów zarówno korupcja jak i przestępczość zmalały.

Niecność zaś mniemanych politycznych inicjatorów stawiania mu zarzutów uzasadnił także tym, że większość głosujących w zakładach karnych więźniów wybrała PO. Poza tym proweniencją wielu prominentnych członków tej partii. Nie dodał jaką ale z kontekstu wynikało, że nikczemną.

Czyn zaś, który ma być dowodem, że były minister rzekomo złamał prawo – udostępnienie tajnych akt osobom do ich poznania nieuprawnionym – był niezbędny aby się członek BBNu i szef wówczas rządzącej partii mógł zorientować w szczegółach największej afery korupcyjnej i aby dzięki temu podjął działania zmierzające do usunięcia możliwości oszukiwania państwa w opisany w aktach sposób. Poza tym zaś wolno było ministrowi udostępniać akta śledztwa, bo był przełożonym polskich prokuratorów. A prokurator takie prawo ma.

Komentarze po jego wystąpieniu były po stronie PiSu nie mniej emocjonalne. Wybijał się tu Jarosław Kaczyński, twierdzący, że Platforma demonstrowała strach, jaki elity w wyniku prawdy w wystąpieniu obrończym opanował. Platforma reagowała spokojniej. Poseł Sebastian Karpiniuk podnosił polityczny charakter i nieadekwatność wypowiedzi do zarzutów. Przede wszystkim zupełne zignorowanie ówczesnego premiera w informowaniu o problemie przerastającym kompetencje ministra. Poseł Chlebowski zaś przypomniał, że jeżeli przychylność więźniów ma przesądzać o platformerskiej niechęci do prawa, to w zakładach psychiatrycznych wszyscy pensjonariusze głosowali za PiSem. Premier orzekł, że sprawa go nie zajmuje zupełnie. Dotyczy wymiaru sprawiedliwości i to on ma niezawiśle rzecz oceniać.

Nie wiem, czy udostępnianie politykom akt w opisywany przez media sposób, to metoda na ograniczanie przestępczości. Szczególnie gospodarczej. Wydaje się, że politycy powinni się od wymiaru sprawiedliwości trzymać możliwie daleko. Dlatego też pewnym niepokojem napawają słabe postępy prac nad rozdzieleniem funkcji prokuratora generalnego i stanowiska ministra sprawiedliwości. I stosunek do planowanej ustawy jest według mnie miernikiem natężenia chęci upolityczniania aparatu ścigania.

Ale o tym, czy były minister postąpił słusznie, zadecyduje sąd. I wtedy dopiero będzie można mówić o ewentualnej kompromitacji prokuratury.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

A jaki to ma

wpływ na naszą codzienność, pracę, bezpieczeństwo i jakość życia?

Żadne.

I tyle mnie też obchodzi awantura wokół Ziobry.


Igła

Amen

prezes,traktor,redaktor


Igła & Max

Macie rację. Ale siedząc w samochodzie wysłuchałem zarówno “filipinki” jak i komentarzy. Miały ładunek komizmu nie do pominięcia.


Stary

Wysłuchałem przemówienia posła Ziobry po raz kolejny zdumiewając się kondycją i kuriozalnym poziomem poprzedniego rządu. Dwóch stygmatycznych premierów i taki oto minister sprawiedliwości na dokładkę. Może i to byloby komiczne, nie przeczę, taki aspekt istnieje, ale przede wszystkim bylo niezwykle groźne. I groźnym być nie przestało. Że zarzut jakikolwiek, nieważne jakiej wagi i znaczenia, i czy jest zasadny, czy nie, odbierany jest jako polityczna nagonka, to juz nic dziwnego i nie szokuje. Wszyscy przecież od lewa do prawa tak czynią. Ale może nie aż tak beszczelnie.
Co do określenia przemówienia(?) Zoibry mianem “filipinka” chcę natomiast stanowczo zaprotestować. Sprawę owego miana rozszyfrowałem już czas jakiś temu i powtórzę tu mój komentarz w ktorym rzecz starałem sie wytłumaczyć:
“...Przemysław Edgar (.....) Znakomity słowotworca, bardzo aktywny liwgwistycznie, ma już miejsce w historii zapewnione, a jego “filipinka” jest literacką perełką.
Szyderstwa z tego, niby to uparcie forowanego przejęzyczenia, były krzywdzącymi kalumniami. Udało mi się dociec prawdy:
Banalne, niby to grzmiące, ale rozwlekłe przemowy, wywodzone od Demostenesa, to były już dla P.E.Gosiewskiego przestarzałe formy wypowiedzi, nie przystające do wymogów nowoczesnej komunikacji społecznej.
Natomiast lapidarna, zwarta wypowiedź o ogromnym ładunku emocjonalnym,
ta wlasnie “filipinka”, przesądzi o przyszłym kształcie parlamentarnych debat.
Wywiedziona została od potocznej nazwy grantu ręcznego ET-40 produkowanego w arsenałach Armii Krajowej. Jego konstruktor, Edward Tymoszko miał okupacyjny pseudonim ““Filip”
Autor nazwy tego określenia nigdy się o jego etymologii nie wypowiadał. Ale to czlowiek nadludzkiej wrecz skromności.
Chociaż taki intelektualny tytan.”
/Ach, ten genialny Przemysław Edgar!
29.07.08/

P.S. Kury dalej się niosą, krowy dają mleko, politycy się błaźnią, świat się toczy po staremu, pies ze Zbyniem tańcował!

Serdeczne pozdrowienia

tarantula


Tarantula

Nic dodać.

Dzięki za wsparcie.

A “filipinka”, znakomita.

Chociaż oryginał miał pono dużą liczbę niewypałów. Ale psychologiczne oddziaływanie ogromne.

Pozdrawiam serdecznie.


Subskrybuj zawartość