Los nieubłagany


 

Jestem szczęśliwy. Jestem bardzo szczęśliwy – powtarzał słabowitym tenorkiem nowo wybrany przewodniczący SLD. Widać było, że naprawdę rzecz przeżywa. Został oto kolejnym wodzem, po samym Kwaśniewskim, Millerze i… Olejniczaku. Jak nie tai ten ostatni, w wyniku intryg knutych wtedy, kiedy wykopany teraz szef omdlewającego ze szczęścia elekta pracował ciężko dla umocnienia partii.

Wygrana pomillerowskiej orientacji nie jest chyba pełna. Wiceprzewodniczącymi zostali ludzie Kwaśniewskiego lub wręcz pani Piekarska, ostatnia osoba symbolizująca “historyczny sojusz lewicy” postkomunistycznej z postsolidarnościową. A przed nimi…

Aby rozpoznawać niewidzialne, trzeba sięgać do analogii. Alians polityki ze związkami zawodowymi, populizmem ergo, zawsze się u nas kończył źle. Opływający w dostatki związkowi bonzowie, otoczeni wiecznie podnieconymi frustratami, są znakomitymi sojusznikami w przedwyborczych hecach. Zwłaszcza, że ich krzycząca gwardia albo naprawdę jest przekonana o misji jaką pełni albo daje upust swoim obsesjom miotając petardy czy wręcz bijąc pięściami przedstawicieli znienawidzonego kapitału. Ma jakobińską pasję, nieodzowną we wszystkich konwentyklach organizujących masy do działania na własną zgubę.

Po wygranych, dzięki “ludowym” wrzaskunom, wyborach następuje załamanie i szybszy lub wolniejszy marsz ku śmietnikowi historii. Bo albo trzeba rozwalać państwo aby dotrzymać bzdur, które się przed wyborami zapowiadało albo podjąć kolejne działania dla jego poprawy. Wbrew swoim niedawnym, sfanatyzowanym “sojusznikom“. Jedna i druga droga prowadzi do klęski wyborczej w najbliższych wyborach. I utraty znaczenia, dotacji, prestiżu.

Solidarnościowe rządy w latach 89 – 93 były ze związkami skonfliktowane. Bo przeprowadzić musiały bolesne reformy. Ale też doprowadziły do takiego przestawienia gospodarki, że staliśmy się tygrysem Europy. Skutkiem jednak było ideowe wzmocnienie lewicowych ciągot.

Postkomuniści, zdobywając władzę w 1993 roku dzięki atakowi nowej “Solidarności” na poprzedników, mogli spokojnie realizować ideowe szaleństwa swoich opezetzetowskich bonzów. Zadłużenie gospodarki zaczęło sięgać niebezpiecznych granic. Fortuny beneficjantów takiego rządzenia też. PSL dał się wtedy złapać w populistyczną pułapkę tak dalece, że się sam stał czymś w rodzaju związku zawodowego i trafił na margines polityki.

AWS, rządzący po postkomunistach, wybrał pośrednią drogę. Natychmiast po sformowaniu rządu zaczął go zwalczać. Dla następnych wyborów. W destrukcji okazał się jednak znacznie skuteczniejszy, niż w rządzeniu. Jednocześnie gospodarka, zadłużona po czteroleciu postkomunistycznej władzy – Suchocka oddała zrównoważony budżet – zmierzała do krachu. Wskutek tego, dla uniknięcia zapaści trzeba było ją schłodzić. Kosztem ogromnego bezrobocia. AWS zatem zwalczał własny rząd w szczególnie niewygodnej dla niego sytuacji. I trafił do historii, bezpowrotnie.

To dało szansę postkomunistom. Ostatnią chyba. Miller ich poprowadził do sukcesu. I pozbawił wszelkich hamulców. Poprzez triumfalizm. Ogłosił oto, że naród na zawsze ma dość niedowarzonych i dyletanckich rewolucjonistów. Ba, sam w to uwierzył.

Po przegranej w 2005 roku “lewica” jakby przycichła. Jej mało atrakcyjni wodzowie nie sięgali już po krzyki, połajanki. Kolejne wybory, znowu przegrane, uświadomiły chyba jej zwolennikom daremność stawania w poprzek zgubnej dla nich tendencji. Woleli czekać na błędy konkurentów, którzy je mnożyli w miriady.

I oto teraz podjęto nową próbę zwrotu w partii. Znowu skierowania jej w iście związkowy populizm. Jeszcze raz pobredzą o wykluczonych. Jeszcze raz się w pustym lewactwie zewrą. Jeszcze zażądają “neokeynesizmu”. I rozpadną we własnych sprzecznościach.

Tym razem sami za to jednak zapłacą. My tylko budżetową dopłatę dla partii stracimy. Opłaci się.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

I tak oto, Panie Stary,

niebawem będziemy mieli do czynienia z tym, co można było przewidzieć. Jako że nie ma raczej miejsca w Polsce dla dwóch partii o podobnej ideolologii (nie było go dla PO i PiS), tak i nie bedzie dla SLD i PiS. “Lewicowy” elektorat pomaszeruje po części do PiS (tak jak to stało sie z cześcia Samoobrony i LPR), a reszta po prostu się schowa po partiach typu Emerytów i Rencistów, SdPL czy coś w tym rodzaju.

Ciekawi mnie, jak się zachowają związkowcy z OPZZ. A p. Jarosław niewątpliwie się ucieszył. Tylko jak to teraz wytłumaczyć swoim wyborcom? Choć zdaje się, że on im nic nie musi tłumaczyć.

Pozdrawiam serdecznie


Czyli pan Stary wieszczy upadek

SLD?
W sumie jakoś mam wrażenie, że nikt sie tym zbytnio nie zmartwi jakoś specjalnie.
P.S. A trochę z innej beczki zastanawia mnie jak długo jeszcze będzie słowo ,,postkomuniści” byc używane wobec SLD czy ogólnie lewicy, bo przecież ani Napieralski ani Olejniczak i wiele już osób z SLD z komuną nic wspólnego nie miały.
No więc czy to ma byc słówko opisujące czy obelga?
Dla mnie naduzywanie tego słowa trochę osłabia wymowe róznych tekstów.
No czepnąłem się, mogę iść sobie.

Pozdrtówka


>grzesiu

“ani Napieralski ani Olejniczak i wiele już osób z SLD z komuną nic wspólnego nie miały.”

ale ty naiwny jesteś. przecież to są stalinowskie, czerwone kurwy z krwią akowców i dzieci poczętych na rękach. poczytaj salon24 to Ci się oczęta zaspane otworzą na ich potworności.

“Kto pyta wielbłądzi”


Docencie,

wiesz, S 24 wbrew temu co twierdzą jego właściciele reprezentatywnym medium nie jest.
A tych, co ich słowa parafrazujesz/cytujesz, to ani ich teksty reprezentatywne ani wartościowe nie są.
Więc mnie średnio interesują ich rojenia różne.

pzdr


Lorenzo

Nic dodać. Nasza rzeczywista lewica nie jest laicka. I dlatego się uważa za prawicę. Ale związki PiSu z “Solidarnością” też mu muszą zaszkodzić. Myślę, że i on się doczeka rozpadu. Stamtąd elektorat pomaszeruje do nowej lewicy.


Grześ

Z tymi postkomunistami masz rację. Ale SLD niejest moim zdaniem ani lewicową ani liberalną partią. Jest związkiem oportunistów, powtarzających hasła uznawane za przydatne. Trzeba ich więc jakoś nazwać. W systematyce, ze względu na specyfikę przodków najbardziej się w postkomunie plasują. Także ze względu na oportunizm.


Docencie

Olejniczaka i Napieralskiego trudno posądzać o mordowanie akowców. Można natomiast o akceptację takich poczynań ich ideowych protoplastów. Gdyby je bowiem ptępiali, porzuciliby tę “lewicowość”.
Wydaje mi się więc, że za ostro ich potraktowałeś. Ale niechęć, za akceptację też, podzielam.


Sojusz Lewych Dorobkiewiczów...

...z młodymi wilczkami na czele. A w tle stare hieny…

Chyba ich nie lubię, sądząc po zdaniu komentującym.
:)


Panie Stary!

Nie wiem jaki był budżet po rządach Leszka Balcerowicza, niemniej wiem, że jego osiągnięcia, były nie dzięki reformom, a pomimo nie. Leszek Balcerowicz był świetnym szefem banku centralnego i powinien być nim dożywotnio. Natomiast był fatalnym i mit o jego osiągnięciach gospodarczych jest właśnie mitem.

Pozdrawiam


grzesiu, Stary

toż ja se yaya robię. :)

mam w rzyci Napieralskiego i Olejniczaka. obaj są z mojego rocznika i ja znam takich karierowiczów “ezeldowskich”, minimillerków w opakowaniu kwaśniewskim.

miałem paru takich typków na roku. na politologii zresztą... żeby było śmieszniej.

to są, wbrew pozorom i gadkom o polskim Zapatero, ludzie wyprani z jakiejkolwiek ideowości. jakby szatan się objawił to by sobie pentagramy na rękach flamastrem rysowali.

ludzie z pis(s)-u są zaślepieni blaskiem idei swojego wodza, a z drugiej strony młodzi ezeldowcy to cyniczne świnie wychowane na tłustym cycu towarzysza Millera i dokarmiane słodką ręką pijaczyny Kwaśniewskiego

ja myślę że te szumowiny by się doskonale ze sobą dogadały przy podziale tortu

“Kto pyta wielbłądzi”


Jerzy

Obawiam się, że ulegasz propagandzie. I to komunistycznej. To Miller był pierwszym, który Balcerowicza zwalczał. Potem to podchwycili narodowi ekonomiści – wykształceni głównie w wumlach.

To, że Polska, startując z pozycji znacznie gorszych niż Rumunia, Bułgaria i Węgry (nie miały zadłuzonej gospodarki) wylądowała znacznie lepiej, jest zasługą zdrowej ekonomii, którą wprowadziła reforma Balcerowicza. Tak twierdzą najwybitniejsi światowi ekonomiści.

Blacerowicz, to ekonomiczny idiota, lub człowiek stale ulegający pomyłkom – tak twierdzi Lepper i Lech Kaczyński. Jeden gorzej, drugi lepiej wychowany ( w wiekszym pałacu?). Wierzę jednak fachowcom. A nie ludziom miotającym obelgi. I swojemu rozsądkowi. Nie da sie bowiem wypracować gospodarczego sukcesu nie mając zdrowego stosunku do pieniądza. Zwłaszcza w warunkach galopującej inflacji. A w takiej działał Balcerowicz.


Jotesz

Nikt ich nie lubi. Z wyjątkiem rodzin. Coraz bliższych.


obrazek taki

Napieralski Sciska się z Olejniczakiem. Potem zakłada mu łapę na ramię, a Wojtek z uśmiechem szamocze się by wydostać z tego niby przyjacielskiego uścisku. Gdzies w tivi mignęło.

A co za różnica czy Olejniczak czy Napieralski jak z tylnego siedzenia te same stare mety za cugle szarpią.


sajo

rajt… wujek Szmajdzński tak łatwo nie odpuści

“Kto pyta wielbłądzi”


Panie Stary!

Najwyższa inflacja to początek 1990. r., więc czas realizacji planów Leszka Balcerowicza. Usztywnienie kursu dolar pozwolił wyprowadzić z Polski kolosalne pieniądze. A zagraniczne autorytety mogą mieć interes w popieraniu takich poglądów.

Pozdrawiam


Jerzy

To za komunistami powtarzają ludzie nie majacy pojęcia o makroekonomii.

Nasza zadłużona i trapiona inflacją, państwowa gospodarka potrzebowała dewiz aby ruszyć z eksportem czy w ogóle z produkcją. Nie mogła ich pozyskac poprzez kredyt. Uzyskała poprzez kurs walutowy. Zagraniczni inwestorzy kupowali złotówki, podnosząc ich kurs a gospodarka otrzymywała dewizy. Zagraniczni inwestorzy uzyskiwali ogromne przebicie a nasza gospoddarka zarabiała na różnicy kosztów. W tej sytuacji nie tylko się dało uniknąć rumuńskiej zapaści ale jeszcze wypracować potężne rezerwy dewizowe. Około 30 mld dolarów. Jak myślisz, z powietrza się wzięły?

Jerzy, jest dobra zasada, jak się czegoś nie wie, nie słucha się oszołomów. Oni to wykorzystują.

Bez obrazy.
Pozdrawiam serdecznie.


Panie Stary!

Do czasów Leszka Balcerowicza w Polsce był pieniądz. Nazywał się dolar amerykański (USD). Leszek Balcerowicz zrobił to, czego nie udało się komunistom przez 40 lat z okładem. Zlikwidował jedyny pieniądz, jaki posiadaliśmy. Złoty w tej chwili posiada większość cech pieniądza, ale nie jest międzynarodowy, a to jest niezbędne by był pieniądzem.

Zarzucanie, że się człowiek na czymś nie zna w oparciu o własną wiarę, to nie najlepsza droga do porozumienia.

Moje nieudolne propozycje poradzenia sobie z potrzebami państwa w 1989. r. powinny być gdzieś w archiwum małopolskiego komitetu obywatelskiego. Nie jest prawdą, że nikt nie miał wtedy pomysłów. Prawdą jest, że strona społeczna dogadała się z rządową i nie były zainteresowane programem naprawy.

Mnie nie interesują rozważania w kategoriach, budżetu, bo za cienki ze mnie Bolek, by analizować jakąkolwiek ustawę budżetową. Natomiast wiem jakie skutki miała reforma Władysława Grabskiego, który z niczego wykreował złotego, i „reforma” Leszka Balcerowicza, której skutki powyżej…

Wiara góry przenosi, ale nie gwarantuje racji.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość