Dziś uprawiam prywatę

No! Podkusiło mnie wczoraj! Znowu zająłem się jakimiś “publicznymi” sprawami, a nie własnym interesem. Jakieś skrzywienie umysłowe… A miałem zajmować się promowaniem “Życiorysów niepoprawnych” i przygotowaniem do spotkań autorskich! Czyli moim własnym interesem!
Wedle mojego pomysłu wrzucę tą notkę równocześnie na “tekstowisko.com” i moje prywatne śmietnisko “na-emeryturze.blog.onet.pl”. Jakoś w dziwny sposób, ci co zaglądają na mój prywatny blog, tekstowisko omijają szerokim łukiem. Pojęcia nie mam – dlaczego? I pewnie jest też na odwrót.
Pisanie “Życiorysów…” zaczęło się jakoś tak, od tego fragmentu. Od końca. Dwa lata temu? Zobaczyłem taką scenkę... W wyobraźni… Choć znałem przecież, i tego szefa, i tego dogonionego na schodach… Wiedziałem jaki będzie temat
rozmowy. I mogłem sobie dośpiewać skutek.

“Szef dogonił mnie na schodach, co mogło oznaczać zupełną ruinę moich planów na popołudnie.
– Nie uciekaj, Grzesiu. Muszę z tobą pogadać…
– Może jutro… Umówiłem się…
– A co mnie to obchodzi?
Poszedłem za nim. Zdziwiło mnie troszkę, że nie prowadzi mnie do swojego gabinetu oficjalnego, z wielkim biurkiem i stołem konferencyjnym, wielkości, mniej więcej, kortu tenisowego. Weszliśmy do prywatnego gabineciku. Z kanapą, barkiem, zamiast biurka – antyczny sekretarzyk, stoliczek i trzy fotele. I wejście do prywatnej łazienki. I dyskretne drugie wyjście na awaryjną, techniczną, klatkę schodową.
– Siadaj.
Zapowiadało się nieciekawie. Wolne popołudnie można było definitywnie skreślić. Ale to nie oznaczało, że nie mogę rozsiąść się wygodnie.
– Jak już mamy gadać, to zrób mi kawy. Taki duży kubas. Z cukrem i mlekiem. Coś mi się należy. Chciałem ci przypomnieć, że jestem w tym budynku od osiemnastu godzin bez przerwy. Jak nie dostanę zaraz kawy to ci usnę…
– Pieprzysz, Grzesiu. Spałeś dobre cztery godziny! Masz takie schowanko w kapciorze u Karolci. I wstałeś punktualnie o czasie. O pierwszej, na przeciwko, „U Matejka”, zaczynają podawać obiady. A ciebie, wchodzącego do
środka, widziałem przez okno równiutko pięć po. Ale i tak cię lubię.
– No to się cieszę.
Kawę dostałem błyskawicznie. Ekspres szefa, był naprawdę ekspresowy. I przestałem się cieszyć, bo obok kubka wylądowała kartka papieru pod tytułem: „Oświadczenie lustracyjne… ble, ble, ble,…”
Interesowała mnie tylko kawa, co dałem do zrozumienia szefowi każdym ze swoich baaardzo oszczędnych ruchów.
– Miałeś to wypełnić i podpisać w zeszłym tygodniu… – zauważył łagodnie – Rozumiem, że brak czasu. Chcę ci pomóc to nadrobić.
Miałem już w brzuchu pół kubka kawy i wystarczającą ilość energii żeby podjąć temat.
– Ile lat mnie znasz, Kaziu?
– Trzydzieści?
– Coś koło tego. Jak to podpiszę, to dasz mi za to jakąś podwyżkę?
– Nie wydziwiaj. Dobrze wiesz, że jeżeli nie podpiszesz, to będziemy musieli się rozstać. Tak jak z innymi. Mimo tych trzydziestu lat.
– No to przygotuj rozwiązanie umowy i po bólu – wzruszyłem ramionami.
– Żartujesz!
– A niby co tu jest do śmiechu? Zwyczajnie pójdę na emeryturę. To mało zabawna okoliczność. Chyba, że przy okazji człowiek się uchla i trochę narozrabia.
Nie pytasz, dlaczego nie chcę podpisać?
– No, dobra. Dlaczego?
– Bo nie wiem, co mam tam powpisywać!
– Normalnie. To co wszyscy. Mogę ci nawet pokazać jak ja to powypełniałem!
– Nic nie rozumiesz, szefie. Wiesz, że urodziłem się w czasie wojny, taki rocznik, 43…”

Tak się zaczęła ta moje przygoda z “Życiorysami niepoprawnymi”. Cofanie się wstecz historii, grzebanie w starych archiwaliach rodzinnych i papierzyskach po przyjaciołach. Odkrywanie na nowo opowieści zapomnianych, a czasem dopiero teraz odkrytych. Zaskakujących często mnie samego.
Znalazł się ktoś zainteresowany tymi opowieściami. I w tym miesiącu “Życiorysy…” ukazały się w postaci elektronicznej w wydawnictwie www.goneta.net
To się przechwalam!

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Ryszrdzie!

Fajnie się czyta, choć broni Pan złej sprawy.

Pozdrawiam


Panu Jerzemu

Z czego Pan wnosi, że bronię? A skąd Pan wie, że “sprawa jest zla”? Bo użyłem osławionego (dobrze czy źle) slówka? Przecież to celowo, prowokujaco wybrany fragment. Ale przyjemność mi Pan sprawił stwierdzeniem, że fajnie się czyta. To tylko ksiązka. A taka powinna dawać się czytać.


Panie Ryszrdzie!

Jest to wyraźne poparcie postawy takich ludzi jak Bronisław Geremek, który był gotów łamać prawo, byle nie przyznać się do współpracy.

Natomiast napisane jest dobrze i przez to bardziej szkodliwe.

Pozdrawiam


Nadal Panu Jerzemu

Nietrafione porównanie, moim zdaniem. Geremek to polityk i nie skladał rezygnacji. Tu uczestnikiem sceny jest, na pewno, nie polityk, a ktoś, kto nie zamierza składać takiego oświadczenia i konsekwentnie rezygnuje ze swojej pozycji. Nie łamie, ani nie zamierza łamać prawa. Niestety, tak działają osławione słowa – wytrychy. Jak gdzieś pada slówko lustracja, to wszyscy wkoło, od razu dzielą się na tych, co stali tam gdzie stało ZOMO i tych z AK. Używanie takich czarno-białych schematów w ocenach jest dobre w propagandzie. Ale nijak ma się do rzeczywistości. Rzeczywistość jest zawsze kolorowa, czasem zabawna, czasem obrzydliwa, ale nigdy nudna i czarno biała jak druk w urzędowej propagandowce. Ale w jednym ma pan rację, na pewno. Polityk, osoba publiczna, oficjalnie deklarująca, że nie podporządkuje się prawu, jest obrazkiem szkodliwym. Ale za to baardzo popularnym. Nie tylko w Polsce. I nie tylko w polityce. W Kościele też. Zwyczajne zjawisko. Ludzie, którym udalo sie różnymi sposobami, a czasem dzieki młynom historii, wdrapać się na świecznik społeczny, zaczynają uważać, że skoro oni stanowia prawo, to sami są prawem i tylko im przysługuje ocena skąd dokąd, to prawo, ich samych dotyczy. Ktoś kiedyś powiedział, że każda władza demoralizuje. A władza absolutna, demoralizuje absolutnie! ( Kto wie, czy po raz pierwszy nie uslyszałem tego sformulowania na jakimś wystąpieniu profesora Geremka?) Na szczęście, książeczka moja nie jest o politykach. I ja sam również, polityków omijałem szerokim łukiem.


Panie Ryszrdzie!

Niestety nie tylko Pan omija polityków. To jest brudna robota i dlatego powinni nią zajmować się przyzwoici ludzie. Niestety, większość zostawia ją bydlakom zwanym politykami i mamy to co mamy…

Co do porównania, to tak mi się skojarzyło. Nic na to nie poradzę.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość