Gretchen w Publicznej Służbie: Zebranie


 

Jak trafiłam na to zebranie ja, nie posiadająca należnej funkcji, pominę. To sprawa skomplikowana i łącząca w sobie wiele wątków, w tym dominujący ekonomiczny.
Chociaż nie, dominujące jest moje lenistwo i nadnormatywna potrzeba snu, który to sen jest w moim życiu wartością najwyższą.

Jako leniwa i miłująca sen, postawiona przed wyborem czy iść na zebranie o pierwszej godzinie popołudniowej, czy wstać o siódmej godzinie przedpołudniowej i jechać do mazowieckiej wioski, by mówić nastolatkom o szkodliwości picia alkoholu, wybrałam to pierwsze.

Najpierw gruchnęła wiadomość, że będzie to szkolenie w sprawie faktur.

Jakich faktur – pytam przytomnie, nie mogąc sobie przypomnieć byśmy jakieś wystawiali.

Nie wiem – odpowiada moja zwierzchniczka, która pojedzie do wioski.

Jak Ona nie wie, to ja tym bardziej mam prawo nie wiedzieć – myślę zastanawiając się kto może wiedzieć.

Wczoraj okazało się, że prawdopodobnie to nie będzie o fakturach, ale o czym będzie też nie wiadomo.

Dobrze. Idę. Ostatecznie nie wszystko trzeba wiedzieć.

Poszłam.

Wchodzę i siadam. Jestem najmłodsza, patrzą na mnie nieufnie, że nie wiadomo skąd przyszła taka. Ale ja nic.

Rozglądam się pogodnie.

W trzeciej minucie zawrzało jak w czajniku.

Od października każda poradnia czy też przychodnia (to są dwie różne instytucje formalnie, naprawdę) ma zapotrzebowywać znaczki pocztowe we własnym zakresie oraz samodzielnie, na własną rękę pocztę wysyłać.

A kto to ma robić? – pojawia się pytanie z sali

Intendent – odpowiada przedstawicielka dyrekcji

Nie mamy intendentów – odpowiada ktoś z sali

No, to pewnie pielegniarka – mowi pielegniarka

Oczywiście – mówi ktoś inny (zapewne pielegniarka) – od lekarza nikt nie ośmieli się oczekiwać, że będzie stał w kolejce na poczcie

Lekarz jest od przyjmowania pacjentów – odparowuje siedząca obok mnie pani doktor

Na chwilę utonęłam w świecie wewnętrznych rozważań, kto u nas będzie ganiał na pocztę skoro u nas ani intendenta, ani pielęgniarki, a naszą panią doktor pomińmy z założenia.

Kiedy wszyscy wzięli oddech, księgowa skorzystała z sytuacji i mówi, że już zaraz paski będą przychodzić w nowych kopertach, do tego zamkniętych i z okienkiem….

Och, u nas już były, bardzo ładne – wybrzmiał zachwycony głos z sali.

Znaczki… nowe koperty… zebranie zarządu firmy pocztowej…

Nagle jednak wszystko się zmienia.

Pojawia się ŻMIJA.

Werbalnie się pojawia, nie faktycznie.

Co? – pyta siędząca obok pani doktor

Żmija – odpowiadam ze spokojem, choć nie wiem skąd on się we mnie bierze

Jaka żmija?

No nie wiem, mówią żmija

Okazuje się, że ŻMIJA to “Zdrowie, mama i ja” taki program dla kobiet w ciąży.

Ja już nie chcę dociekać, skąd ten skrót, ale pani doktor…

Powinno być ZMIJA, a nie ŻMIJA – chichocze

Po tym, znowu smutny temat – odpływ pacjentów się rejestruje. Więc trzeba działać, działać, działać. Rynek idzie do przodu i zostaniemy daleko w tyle.

Starsi ludzie przy nas zostają, młodzi wybierają Służbę Niepubliczną.

To się zadziwiłam.

Na to odzywa się jeden lekarz, że tacy starsi pacjenci to lepsi są, bo cierpiwi, a młodzi ludzie teraz są nadpobudliwi a przez to nerwowi. Starsza osoba w kolejce cierpliwie czeka, nie to co taki młody szałaput, co to by nie wiadomo czego chciał. Na ten przykład weźmy, przyjęcia przez lekarza…

No mili Państwo…

Gdybym miała opisać wszystkie poruszane sprawy to każdy, nawet najbardziej zacięty czytelnik by się odchwycił... Daruję więc.

Wrażliwy czytelnik nie wytrzyma napięcia.

Podbudliwy (jak ten młody) się zdenerwuje.

Na co to komu?

Ale jeszcze to! jeszcze to! – krzyczy mi coś w duszy…

Nie mogąc się powstrzymać, pozwolę sobie…

Otóż w Publicznej Służbie są zawodowe związki, zapewne nie mające nic wspólnego z Leonem.

I te oto związki wyraziły zgodę na przedłużenie czasu pracy, jednocześnie nie wyrażając swej łaskawej, na wypłacenie pracownikom premii.

Okropnie mnie uniosło. Okropnie. Bo ja chcę premii, domagam się. Zasługuję.

Już miałam się odezwać...

Nie było kiedy.

Okazało się natomiast, że czas pracy wydłuża się do 19.00 (dziewiętnastej, zero zero), a my (u nas, w przychodni, która powinna się nazywać poradnią, albo też wręcz odwrotnie) pracujemy do 20.00 (dwudziestej, zero zero).

Sytuacja mnie przerosła. Już nie umiałam tego ogarnąć. Dlaczego nie pojechałam rozmawiać z młodzieżą o szkodliwości picia? No dlaczego?

Wyszłam.

Z procedurami epidemiologicznymi w ręku.

Będziemy się starać o certyfiakt ISO.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Pani Gretchen,

Dawno się tak z rana nie obśmiałem. Aż mi ten śmiech uwiązł, bo się zorientowałem, że się z własnych podatków śmieję. Oraz z cudzego nieszczęścia.

Brzydka myśl mnie naszła, że czasem już może lepiej się śmiać z cudzego niż płakać nad wląsnym? Odgoniłem brzydką myśl.

Bardzo mnie Pani ujęła pochwalą wieku starszego. Choć niby to nie Pani pogląd, ale ładnie, że Pani zacytowała.

Co zaś do odpływu pacjentów, to ja sądzę, że jest to problem szerszy. Podobno turystów się też coraz mniej notuje, a to dla silnego złotego i związanych z tym kosztów własnych. W Pani branży to może mieć istotne znaczenie, choć jak wyjrzę przez okno, to tego odpływu pod monopolowym nie widzę. Ale to może jest nasze praskie przywiązanie do tradycji. Za wszelką cenę.

Czy ten odpływ, proszę mi wyjaśnić, bo nie zrozumiałem, to jest, że tak powiem ostateczny, czy też jakiś inny. Bo jak jakiś inny, to ja bym się nie przejmował. Struktura zachorowań się, co najwyżej zmieni, wraz ze strukturą spożycia. A Pracownicy służby się przekwalifikują, co im będzie łatwiej, bo i tak w kolejce na pocztę będą stać i się nudzić. No.

Tak mi przyszło z rana.

Pozdrawiam, premii Pani najszczerzej życząc, jak nie w pieniądzach to chociaż w naturze

PS Jednego tylko nie zrozumiałem fragmentu z tym Leonem i syndykatami. O jakiego Leona się Pani rozchodzi? Jako, że już raz pracowałem kilka lat w firmie, co miała to ISO, to cierpliwy jestem i na odpowiedź mogę poczekać, aż się Pani obudzi.


Pani Gretchen

Wszyscy twierdzą, że lepiej zarabia się w prywatnej firmie.
I wogóle jest lepiej, jak wszystko prywatne.

Czy pani jest komunistką?
Przecież jest Prywatna Służba.


Panie Yayco

Leon Zawodowiec. Tak mi się kołacze, nie związkowiec, no ale żeby się upewnić idę zlustrować rzeczony fragment raz jeszcze…

po minucie która wydała się pół

tak chodzi o to że związki zawodowe to nie jest tożsame z zawodowstwem ile z zawodem w znacznie utopione nadzieje lub wyuczoną profesją

ładnie się wymądrzam od rana…

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

ja o związkach nic nie wiem.

Nawet znaczek wiadomego Związku nosiłem tylko dwa razy (oba w czerwcu 1989 roku) bo tak wyszło z obowiązku obywatelskiego.

Ale składki opłacam jeno w Towarzystwie, co mnie pozycjonuje odmiennie.

Więc może taki Leon to jakiś ważny jest związkowiec, a ja nic nie wiem.

Pozdrawiam

PS Patrz Pan na tego Igłę. Uczulam Pana na niego, bo chyba go coś z rana boli. Na Służbę wyrzeka i ludzi pracujących brzydkim słowem na k… traktuje. Ciekawy nam to tutaj dzień zapowiada, ciekawy…


Pani Yayco

zapytam tak: słówko o zawodowstwie można prosić?

Nie żeby nachalnie, ale to ciekawy wątek jest w kontekscie związków, to zawodowstwo.

Sa na ten przykład zawodowi związkowcy.

hi, hi, no smieję się bo takiego jednego via teść poznałem. Znaczy z jego opowiadań.

Na notkę się może nie nadaje ale dwa słowa wtrącę jak chwilke znajdę

A cały ambaras z Leonem polega na tym, że Szanowna Gretchen (niewątpliwie zasługująca na premię) pomieszała umiejętnie kilka wątków (nie jako zarzut)

pozdrawiam amatorsko poniekąd

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

na zdrowy rozum biorąc, to autorka jeszcze śpi, więc nie hałasując można parę spraw pozałatwiać...

Zawodowstwo? Już przed wojną w jednej warszawskiej balladzie pojawiło się piękne określenie: bezrobotny zawodowy. Z tymi związkowcami to, po trosze, tak samo.

W S. znałem miłego faceta, który był sobie przyzwoitym robotnikiem, z czwórką dzieci (z najstarszym sie kumplowałem) i trochę bidował. Do czasu jak został Przewodniczącym Zakładowej Rady. Dodam, dla porządku, że to dawno było i za czasów CRZZ, którego to skrótu wyjaśniał nie będę, aby nie ułatwiać.

Jak tym przewodniczącym został, to z trochę w pióra obrósł, ale też jakby cnotę zachował. Do partii był nienależący, a w kręgach decyzyjnych był.

Warto dodać,że miał mocną głowę, więc kontaktu z klasą pracującą nie utracił bynajmniej.

I nawet późniejsze przetrwał zawirowania, wciąż swoją pozycję wzmacniając.

W 1980 całą organizację związkową do Solidarności zapisał, a potem analogicznie (choć już nie cała) do wroniego związku przeniósł. I nawet ze stanowiska ustąpil, ale wybrali go nazat’.

W międzyczasie dzieci wykształcił i siebie nawet, bo zaocznie maturę uczynił i studia w płockiej, za przeproszeniem, filii politechniki. Mówił, że w zasadzie robota ta sama, bo trzeba wiedzieć tylko tyle, kiedy i z kim się napić.

Dodam, że miał dostęp do niereglamentowanej benzyny i lekkiego materiału budowlanego.

A po 1989 został radnym bezpartyjnym. I chyba jest nim do dnia dzisiejszego, bo go wszyscy w S. lubią i uważają. I prawie każdy z nim pił. Ja też, choć z innego tytułu.

Jak widać można wiele osiągnąć, jeśli się przejdzie na zawodowstwo.

Pozdrawiam się z Panem


Panie Yayco

Co ja napiszę poważny tekst o, dajmy na to sprawach szerszej natury, to Pan się obśmiewasz. Sama nie wiem czy to dobrze.

Może ja powinnam tylko smutne, jesienne piosenki zapodawać?

Mniejsza, są ważniejsze kwestie do poruszenia.

Mnie to proszę Pana zawsze bardzo śmieszy jak mi ludzie wyjeżdżają z czymś takim jako te podatki. Zupełnie jak ja bym ich nie płaciła, proszę Pana.

Proszę pomyśleć o mojej trudnej sytuacji, bo jak iść za Pana tokiem myślenia to ja co zarobię to w podatkach oddam, to mi w pensji wypłacą, to w podatkach oddam…

Jakbym własny ogon zjadała proszę Pana, ale ktoś się jeszcze dosiadł.

Problem odpływu pacjentów był zagadką. Jedną z hipotez wyjaśniających przedstawiłam w tekście.

Druga była naturalna, że zgony. No, ale to tak sobie pogdybaliśmy gdyż nikt tego nie zbadał.

To, co zbadane zostało dokładnie to jaki procent normy wyrobiony został przez poszczególne peozety, a także specjalistykę, w której ja robię.

Nasz dzielny zespół proszę Szanownego wyrobił ponad sto procent normy i uzyskał należną pochwałę. Słowną.

I tutaj kolejna ciekawa rzecz, ponieważ u nasz żadnego odpływu nie widać. Raczej płyną i płyną.

A co ja poradzę, że w gruźlicy z przeproszeniem, odpływają?

Albo w stomatologii? No jak się leczy proszę Pana tylko jedynki i dwójki to przecież wiadomo, że ludzie mają jeszcze pozostałe zęby i gdzieś je leczyć muszą, jak potrzebują.

To co, dwa razy mają chodzić z sentymentu do strarych czasów?

Natomiast jest nadzieja. Jest.

Okazało się bowiem, że o ile na razie obserwuje się odpływ, to coraz więcej ŻMIJ się pojawia.

Sprawę Leona ładnie Panu Max wyłożył, to przemilczę.

Pozdrawiam Pana porannie


Panie Igło

Pan to ma pomysły.

Ja i komunistka.

Phi!

To jest kwestia innego rodzaju.

Po pierwsze primo Publiczna Służba to tyllko jedno z miejsc, w których pracuję.
Jak tak sobie teraz myślę to obstawiam wszystkie sektory ...

Bo Służba Publiczna to raz, prywatny “biznes” (ha ha ha, nawet w cudzysłowiu mnie śmieszy) to dwa, i organizacje pozarządowe to trzy. A! I jeszcze piszę sobie.

Ja nie jestem komunistką Panie Igło, ja jestem stuknięta.

I to niby jest to samo, ale pozornie.

Mój świr jest inny.

Każdy wariat o sobie tak powie, cholera.

Ale z komunizmem nie łączy mnie nic. Nawet wspomnienia.

Pozdrawiam Pana, a za oknem deszcz…


Maxie

No bardzo, ale bardzo Ci dziękuję.

Po pierwsze za wyjaśnienie Panu Yayco kwestii Leona.

A po drugie za postulowanie premii dla mnie.

Za to drugie dziękuję Ci nawet bardziej, nie wiedzieć czemu :)


Hm,

no wybór był trudny, choc obstawiam, że z młodzieżą te pogadanki mogły być równie ciekawe acz nie wiem czy tak absurdlane właściwie.

W ogóle to sobie przypominam różne zebrania w których uczestniczyłem i co mnie najbardziej zastanawia, ż enp. na takich spotkaniach Koła Naukowego na studiach siedziało się 3 godziny, choć wszystko można byłop obgadać właściwie w 15 min, no, ale edukacja tyż publiczna była:)

Nie wspomnię już o szkoleniach niektórychw pracy (choć akurat na większości się dużo nauczyłem), ale najbardziej mnie nużyły dyskusje różne, na których niektórzy mają problemy takie, że ktoś, kogo uczą dzień dobry im nie mówi albo nie powie do nich ,,pani magister”.

Hm, ja się wtedy załapałem,że zupełnie nie mam takich problemów.
Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale ułatwia mi zycie właściwie chyba:)

Pozdrawiam, publiczną służbę wykonując dziś w domu, bo rok pracy rozpoczął się dla mnie tak, że mam ten dzień wolny.
No nie licząc podwójnych wieczornych korepetycji i przygotowania zajęć z 4 przedmiotów na jutro.


Pani Gretchen,

o ile to miał być poważny tekst, to ja przepraszam. Mam inny rytm dobowy i rankiem (dla Szanownej Pani – w środku nocy) myślę jakoś inaczej. Chyba.

Może Pani by poważne teksty jakoś oznaczała? Kirem na przykład żałobnym? No.

Za jesienne piosenki dziękuje, chyba że chce Pani abym napisał kolejny odcinek gier i zabaw...

Z tymi podatkami, to ma Pani rację. Przepraszam za niewczesne żarty, ale ja sam na budżetowym jestem garnuszku (no dobra – co do zasady, ale tak, czy inaczej to co mi płacą to pochodzi po trosze z przymusowych, po trosze zaś z dobrowolnych składek).

Ale ja bym się temu nie dziwił, bo w systemie, gdzie publiczne fundusze są częściej tracone niż spożytkowane, reakcje na wysokie (też – o tyle, o ile) podatki nie mogą dziwić. A nikt nie musi zaraz wiedzieć, że Pani pracuje na sześciu posadach i jeszcze dorabia, pisząc przez sen.

Naród widzi kobietę dobrze utrzymaną, pławiącą się w braku lęku o dzień następny, to sobie przenosi i uogólnia. Sama sobie Pani winna. Jakby się Pani trochę zapuściła, to by zaraz Pani ktoś współczuł. Z dystansu.

Odpływ pacjentów może być też z tego, że ludzie się wzięli za robotę. To by była wersja optymistyczna.

A że Pani Zepsuł wyrobił i otrzymał, to mnie jakoś nie cieszy. Jakoś mi się to przekłada na poziom bezpieczeństwa na ulicach wieczorową porą. I na chodnikach też.

Za ŻMIJAmi natomiast, to ja bardzo jestem. Ja już sam za stary jestem, ale każdą formę nacisku na przyrost popieram. I naciskam, a nawet namolnie przypominam. Każda kobieta w ciąży, to większa szansa na moje przetrwanie w starości.

To teraz już trochę byłem poważniejszy? Tak będzie dobrze?

Pozdrawiam surowo

PS Z Leonem to jest tak, że oprócz jednego Leona, z którym mi się już od dzisiaj ma wszystko kojarzyć aż do czerwca, to jeszcze taka piosenka mi po głowie chodzi, gdzie w refrenie była fraza _On się przysięgnął, być może to Leon, lecz w każdym bądź razie nie on”. Jakoś mi to spasowało.


Grzesiu

Wiem z przekazu, że te spotkania we wioskach tchną podobnym absurdem.

Klasa trzynastolatków.

Pytanie: kto z was nie pił alkoholu?

Nic.

No dobrze, to kto pił?

Wszystkie ręce w górze.

Koszmar jakiś to jest.

Już wolę zebrania, choć jednak większa potrzeba jest gadania z młodymi.

Koszmar.


...

Human Bazooka


Panie Yayco

Namyślę się jak oznaczać teksty.

Może jakieś odnajdę specjalne oznaczenia.

Jak Muzycznik to wykrzywiona nutka, jak gadki z Gretchen to zasłona miłosierdzia, jak tekst poważny to ten kir, przez Pana proponowany.

A o ile tekst będzie zabawny… To co?

hi hi

Co do tego co naród widzi. Naród, jak to naród, widzi niewiele i niechętnie spogląda. Ja się mogę zapuścić, by sobie popularności przysporzyć. To jest wygodne i nie wymaga zbyt duzych nakładów.

Może zresztą i tak już zapuszczona jestem?

Nie wiadomo.

Pan się za ŻMIJAMI wstawia, rozumiem i popieram ktoś musi, a i argument emerytalny do mnie przemówił.

Jeszcze jedna jest rzecz ciekawa. Pan mówi o poczuciu bezpieczeństwa…

Ja ich wszystkich jakoś tam znam, zatem się nie boję. No tak mam.

Czasem się uśmieję sama z siebie, że osoba, która dla jednych jest zagrożeniem bezpieczeństwa, dla mnie jest jedynie potencjalnym pacjentem.

Perspektywa patrzenia Panie Yayco, zmienia wszystko.

Mam znajomą, która w więzieniu pracuje. Tak się czasem zastanawiam czego ona mogłaby się bać, i czy się boi.

Bo nie każdy zaraz ma tak jak ja.

Usłyszałam kiedyś od swojego pacjenta, że w zaprzyjaźnionej dzielnicy pijący ostro po krzakach panowie, darzą mnie szacunkiem, bo coś od innego usłyszeli.

To ja się bezpiecznie czuję.

Jestem częścią dziwnego świata Panie Yayco, sam Pan przyzna.

Pozdrawiam Pana nocnie bardzo


Pani Gretchen

nic nie będę przyznawał. Za rano jest na przyznawanie się. I na do datek wściekły jestem, bo skończyło mi się dobre, a zaczęło straszne.

Kaganek mnie w ręce parzy.

Co do oznaczeń, to dobrze Pani kombinuje, moim zdaniem.

Jak się prowadzi tak urozmaiconego bloga, to system wyraźnych piktogramów nie zawadzi. I tak się, od czasu do czasu, trafi jakiś zabłąkany blast from the past.

Martwi mnie Pani surowa ocena narodu i skłonność do bezrefleksyjnego zapuszczenia się. Ja trochę żartowałem, choć nieumiejętnie, jak zwykle.

Ja nie jestem za zapuszczonymi kobietami, jak się zastanowić. A za ŻMIJAmi jestem. Tu pragnę propagandowo zauważyć, że kobieta spodziewająca się, też wywołuje współczucie u narodu. To może pójdziemy na kompromis – Pani nadal będzie zadbana, a o empatię zadba inaczej?

Co do poczucia bezpieczeństwa, to argumenty Pani odwołują się do tzw. empirii potocznej, która jest nienaukowa per se. Mam osobliwe wrażenie, że zawsze się może trafić wieczorową porą jakiś chuligan przyjezdny, który dopiero za czas jakiś dowie się, że Pani była porządną kobietą. Proszę wybaczyć czarne barwy, ale właśnie uświadomiłem sobie, że jutro muszę wstać o szóstej rano.

Pozdrawiam wyczerpująco


Panie Yayco

Od tego wstawania w środku to nocy to Panu się wszystko pomieszało już chyba.

I wścieka się Pan od parzącego kaganka.

Pomysł z oznaczaniem tekstów żywo się w mojej głowie rozwija muszę przyznać, lecz to co mnie powstrzymuje to taki drobiazg, że element zaskoczenia (?) zostałby zredukowany u czytelnika.

Jeśli idzie o to poczucie bezpieczeństwa to ma Pan rację, czasem o tym myślę.

Natomiast przywołana przeze mnie anegdotka jest jedną z moich ulubionych do opowiadania, podczas proszonych obiadów i innych uroczystości.

Inna sprawa, że wyobrażenie tej sytuacji niezmiennie śmieszy mnie odkąd się o niej dowiedziałam.

Ale, byłabym zapomniała!

Otóż dostałam wczoraj pasek w owianej legendą już niemal kopercie z okienkiem!

No… No… Naprawdę eleganckie cacko.

W okienku istotnie widać moje imię i nazwisko.

No… No…

Do tej pory nie otworzyłam, bo mi żal kopertę rozedrzeć.

Pozdrawiam Pana, dołączając wyrazy zrozumienia, dla męki wstawania o szóstej


Zupełnie nic nie rozumiem Pani Gretchen,

najpierw mnie Pani ruga, że mi się pomieszało, a potem sie Pani ze mną zgadza.

To komu się pomieszało?

Pozdrawiam zaciekawiony


Zachichotałam,

esejek nadal w rzeczywistości potencjalnej.

Nie szkodzi, w żyłach mam taurynę zamiast krwi.

Alkohol piję od dwunastego roku życia. Suwałki, ach, Suwałki…

I popacz, co ze mnie wyrosło :)

Mam zaprzyjaźnionego menela Orzeszka. Wielbi mnie, chwalić Pana platonicznie (“nic sie nie bój, wolę starsze kobity”).

pozdrawiam z wnętrza nocy


Subskrybuj zawartość