Przegrać walkę z rakiem


 

To zdanie pojawia się kiedy człowiek, chory na raka, umiera.
Zupełnie jakby tylko z nowotworem walczył, albo tylko nowotwór wygrywał. Nikt nie pisze i nie mówi przegrał z sercem, mózgiem, ale zawsze to przegrał musi zaistnieć w kontekście raka.
Czy dlatego, że wciąż ta choroba ludzi przeraża tak bardzo?
Czy dlatego, że kojarzy się z walką bardziej niż inne przewlekłe choroby?
Dlatego, że często umiera się długo czy dlatego, że rak w świadomości ogólnej to już umieranie?
Jeżeli tak, to sama diagnoza rozpoczynałaby proces odchodzenia a reszta pozostawała kwestią czasu, nie będąc życiem w pełni. To dość okropna choroba, bywa bezlitosna, podstępna i wrednie się leczy, ale nie równa się śmierci.

Odeszła, czy odszedł, po przegranej walce z rakiem… I jakoś nie ma znaczenia ile czasu chorował. Czy dziesięć lat życia z tą chorobą można uznać za przegraną? Zupełnie jakby istniała gwarancja, że zdrowy żyłby dłużej.
Diagnoza jest tylko diagnozą, lecz także początkiem czegoś, co wiąże się z radykalnymi zmianami, ale czy w przypadku cukrzycy albo choroby wieńcowej nie jest tak samo? Choroba to ciąg zmian, bez względu na jej rodzaj.
Życie jest prozaiczne i realnie nowotwór to wejście w świat leczenia, które ma szanse nie zabić. Zmaganie się z ze skutkami ubocznymi i uporczywe próby zminimalizowania ich nasilenia. To być może jest walka o życie i przeżycie, ale raczej nie wyłącznie specyficzna dla tej choroby.
Człowiek chory stara się o zdrowie, tak jest skonstruowany najczęściej. Zmaga się, stara, robi co w jego mocy, zdaje się na lekarzy konwencjonalnych,uzdrowicieli, sięga po różne metody. Jak każdy chory człowiek.

Jest coś irytującego w informacji o przegranej walce z rakiem, wypowiadanej na cmentarnym przydechu. Jest jak orzekanie, że kolejny raz się nie udało wygrać a tego nikt nie wie, bo śmierć nie jest dowodem przegranej. Ludzie chorują i wracają do zdrowia, chorują i umierają, są zdrowi i umierają.
Ludzie umierają i raczej nie dlatego, że z czymś przegrywają.
Być może mówienie o przegranej, w tym kontekście, wydaje mi się zwyczajnie obraźliwe dla tych wszystkich, którzy odeszli z powodu raka. Jestem ciekawa co by odpowiedzieli, gdyby mogli jeszcze coś powiedzieć.

Nikt nie chce być uznany za przegranego, takie stwierdzenia wobec nieżyjących nie są uczciwe. Za to są łatwe i nośne. Skupiają w litości, iluzorycznym współczuciu i od razu możemy poczuć się lepsi i rozumniejsi, bo oni nie staną w swojej obronie.

Średnia ocena
(głosy: 9)

komentarze

Pani G.!

Gdyby nie jakiś drobny zgrzyt, dałbym pięć gwiazdek.

Pozdrawiam


Dobre!

Zwłaszcza w kontekście cukrzycy…


A ja

po prostu pozdrawiam.


Witaj Gretchen

Każda śmierć to indywidualny przypadek, ale jeśli chodzi o raka to wyszłam z beznadziejności myślenia o tej chorobie o poznaniu prawdziwych historii ludzi którzy go pokonali metodami często naturalnej obrony organizmu, nie jest więc wyrokiem, pozdrawiam serdecznie.


Właśnie o tym też myślałam.

Dlaczego (jeśli już muszą) nie podają, że zmarł (przegrał?) na nerki, żołądek, kolano, jelito.
Chyba proste: o przekaz chodzi.
Umarł.
No dobra. I co?

Ale “Przegrał walkę z rakiem” znaczy, że nie umarł ot tak sobie prozaicznie. Coś się przed tą śmiercią działo: walczył.
NIc tak nie ożywia gazety jak trup na pierwszej stronie.
Ta maksyma dotyczy wszystkich mediów.


Hm,

a to nie jest taka jedna z fraz-wytrychów, bezmyślnie używana, bez głębszego namysłu?

Kiedyś o kilku takich zdaniach pisałem

Pozdrawiam.


Dla mnie git

Tak trzymaj Młoda:)


Panie Jerzy!

Jaki zgrzyt?
Z ciekawości pytam.


Joteszu

Dziękuję.


Foxxie

To ja też tak po prostu pozdrawiam. :)


Aniu

Ja też wyszłam z myślenia o raku jako czymś zupełnie beznadziejnym, chociaż znam osobiście i te smutne historie. Każdy zna.

O naturalnych metodach leczenia nowotwórów mogłaby poopowiadać Magia, ale nie wiem czy zechce. Ja wiem tylko trochę, od niej zresztą.

Pozdrowienia Aniu :)


Dorciu

Nic tak nie ożywia jak trup – ładnie to ujęłaś.

Jednym z aspektów jest ciekawość: skoro umarł ktoś znany/popularny/rozpoznawalny, to każdy chce wiedzieć na co. Każdy nie zawsze się dowie, ale najczęściej się dowie.
Jak już na raka, to potem na jakiego raka, czego raka.
Tak się zaspokaja ludzką ciekawość – cudzą chorobą i śmiercią.

Drugi aspekt to debilizm medialny, inaczej można go określić żerowaniem na ludzkim strachu.
Wielu ludzi chorujących stara się wykorzystać swoją rozpoznawalność, żeby dać innym nadzieję, przekazać optymizm, zdjąć grozę. A tu guzik, bo przegrał .
Walczył dzielnie, ale niestety (tu głowy się pochylają, głos staje się cichszy) nie udało się... To taka straszna choroba… Itd.

I jest jeszcze jedna sprawa. Nikt nie widzi, że w tym zdaniu jest, choćby potencjalnie, jakiś rodzaj osądu?


Grzesiu

Bardzo być może, że tak jest, ale to wcale nie znaczy, że należy to tak sobie łykać.

Pod Twoim, zalinkowanym tekstem Igła napisał *Język jest narzędziem.
Szablą dla mistrza, pałką dla durnia.* – no właśnie…
Słowa mają znaczenie, wgryzają się w świadomość, budują skojarzenia, są pomostem między ludźmi.
Albo budują mur.


Gretchen

Śmierć na skutek nowotworu jest o tyle trudna i koajrząca się z przegraną – wg mnie – że jest to proces, w którym bardzo mocno zdajemy sobie sprawę, że może zakończyć się śmiercią. Ta świadomość jest mocnym doswiadczeniem.

W przypadku innych śmierci jest to mniej bolesne, mam tu na myśli śmierć “nagłą”. Natomiast nowotworowa śmierć jest jakby świadomym umieraniem.. – jeśli się nie uda uleczyć.

W mojej rodzinie dwie osoby wygrały z rakiem. Jedna, po przejściu wyczerpującego leczenia była w beznadziejnym stanie. Wylądowała w hospicjum na “dożycie”, by do 3 miesięcy umrzeć.
Obecnie jest radosną, wyleczoną z komórek rakowych emerytką cieszącą się zdrowiem i wnukami.

Druga osoba miała raka piersi, po amputacji jednej piersi i chemioterapii komórki rakowe się “rozpłynęły”. Już pięc lat jest ok.

Przegrała zaś jedna osoba. Od diagnozy do śmierci upłynęło niecałe pół roku.. .

W śmierci powodowaną chorobą, tym co dodaje dramaturgii i mocnych przeżyć jest cierpienie przez które przechodzi zarówno osoba chora jak i cała rodzina i znajomi. Można powiedzieć, że przez proces umierania osoby chorej nieuleczalnie przechodzi zarówno osoba chora jak i cała jej rodzina i przyjaciele jej.
Bardzo ważne jest aby umieć ten proces przejść w sposób dobry.. . Są takie smierci które są budujące oraz proces ich przeżywania jest integrujący i wyzwalający w pewnym sensie dla wszystkich którzy ją przeżywają. Są też takie śmierci z których nic dobrego nie wynika a ich wspomnienie budzi strach i grozę oraz traumę.. .

Trzeba umieć umierać.. , i chyba dotyczy nie tylko chorych na nieuleczalne choroby ale wszystkich śmiertelników( mnie piszącego też) – kilka minut pisania komentarza przybliżyło mnie do niej.. .

Pozdrawiam.
************************
Kopię tunel.. .


Nephesh

Tajest! :)

Przy okazji Cię przywitam tradycyjnie: chlebem, solą i czerwonym dywanem. :))


Poldku

“jest to proces, w którym bardzo mocno zdajemy sobie sprawę, że może zakończyć się śmiercią” – czy nie jest to przypadkiem jedna z możliwych definicji życia? Tyle, że trzeba z niej wykreślić słowo może .

Nie byłabym taka prędka w ocenianiu, jaki rodzaj śmierci jest mniej, czy bardziej bolesny… Łatwo się pisze, z pewnością.

Nic z tego, co napisałeś o chorowaniu na raka, nie jest specyficzne dla tej choroby. To samo można napisać o chorych na każdą przewlekłą i ciężką chorobę, o ich rodzinach, znajomych.
Kiedy choroba jest potencjalnie śmiertelna ludziom może towarzyszyć strach.

Robisz dokładnie to, co napisałam w tekście: powielasz pewne zdania i jakby zamiennie stosujesz określenie śmierć nowotworowa z chorobą nowotworową. Wpisujesz się w ten chór zautomatyzowanych w myśleniu?
Masz w rodzinie osoby, które wyzdrowiały i piszesz o nieuleczalności nowotworu?

“Są takie smierci które są budujące oraz proces ich przeżywania jest integrujący i wyzwalający w pewnym sensie dla wszystkich którzy ją przeżywają. Są też takie śmierci z których nic dobrego nie wynika a ich wspomnienie budzi strach i grozę oraz traumę...” – te dwa zdania mną wstrząsnęły.
Ty chcesz oceniać jak ludzie sobie radzą z doświadczaniem śmierci? Chcesz to jakoś zważyć, zmierzyć, pogrupować?
W moim przekonaniu radzą sobie tak, jak potrafią.

Nie wszystko kończy się tak, jak byśmy sobie tego życzyli, ale czy to oznacza przegraną?
Dla mnie nie.


Gretchen

Nie zmieniłbym z Twojej odpowiedzi Poldkowi jednego słowa.

Pozdrowienia raz jeszcze.


Foxxie

To bardzo miłe.
Dziękuję.

:)


Gretchen

Gretchen

_
Ty chcesz oceniać jak ludzie sobie radzą z doświadczaniem śmierci? Chcesz to jakoś zważyć, zmierzyć, pogrupować?
W moim przekonaniu radzą sobie tak, jak potrafią.

Nie wszystko kończy się tak, jak byśmy sobie tego życzyli, ale czy to oznacza przegraną?
Dla mnie nie.

Pewnie, że radzą sobie jak potrafią, a jest jakieś inne wyjście? Ale raszą sobie różnie – nie prawdaż?

Dla mnie śmierć nie musi oznaczać przegranej. Choć czasem może – na to wskazuje proza życia. I oczywiście, że nie zawsze wszystko kończy się jakbyśmy sobie tego życzyli. Pełna zgoda.
Zaś inne części mojego komentarza to moje doświadczenia i refleksje. NIe odbieram prawa i roszczę sobie takowego to tego, aby moje spojzenie miało rangę jakiejś wyższości lub niższosci wobec innych spojżeń. Ot poprostu napisałem co myślę na temat który piszesz.

Pozdrawiam.

p.s.
Dwa przypadki nowotworowe w rodzinie które zakończyły się pozytywnie są malutka wysepką na morzu śmierci wskutek tej choroby.. .
Pierwszy przypadek jest niewytłumaczalny wobec medycyny, dlaczego komórki rakowe zniknęły – osoba była już w stanie w jakim nie było cienia nadziei.
Drugi przypadek, rozpoznany w porę i podjeto leczenie które zakończyło się dobrze.
Trzeci przypadek wykryty we wczesnym stadiów ale medycyna była bezradna.. .

Czy z tych trzech przypadków wynika, ze nowotwór jest wyleczalny? Mam ogromne watpliwości. I gdyby okazało się, że wykryto u mnie komórki rakowe, pomyśłałbym najpierw o tym, że stoję w perspektywie być może bliskiej śmierci. Pomimo podjęcia wszelkich kroków medycznych zrobiłbym wszystko aby pozałatwiać wszelkie sprawy związane z konsekwencjami finansowymi, spadkowymi mojego ewentualnego odejścia. W sytuacji wykrycia nowotworu wszystko się może zdażyć ale największe jest większe jest prawdopoobieństwo śmierci niż wyleczenia.

************************
Kopię tunel.. .


Poldku

Tak, radzą sobie różnie, ale to Ty piszesz (skrócę Twoje zdanie, żeby wyraźniej było widać):

“Są takie smierci które są budujące [...] Są też takie śmierci z których nic dobrego nie wynika” – rozumiem, że to jest refleksja, bez cienia wyższościowej oceny?

Od lat lekarze trąbią i bębnią, że rak nie jest wyrokiem a Ty swoje.
“Większe jest prawdopoobieństwo śmierci niż wyleczenia” – to zbyt daleko idąca generalizacja z Twojej strony. Powtarzanie takich opinii jest szkodliwe, bo straszy.

Leczenie, to konwencjonalne, rozwija się – pojawiają się nowe leki. Wiedza idzie do przodu. Ponadto jest jeszcze wiele innych sposobów leczenia, po które ludzie sięgają z dobrym skutkiem.
To ciężka i niebezpieczna dla życia choroba, ale diagnoza nie jest wyrokiem śmierci.

Oczywiście wielu ludzi umiera w jej wyniku a ja się nie zgadzam na nazywanie ich przegranymi – o tym postanowiłam napisać.


Pani G.!

To nie jest jakieś konkretne miejsce. To jest raczej ogólne wrażenie jakiegoś niedopasowania poszczególnych zdań. Tak jakby czegoś brakowało…

Przy czym nie jest to pretensja, tylko wrażenie, więc trudno ująć to w słowa. Rozrywkowe może być to, że pisząc swój komentarz zaadresowałem go do rzekomej autorki (te wrażenia) pani Dorci i dopiero ponowne spojrzenie na tekst uświadomiło mi błąd. Być może nie ma się czymś przejmować, bo jakość moich wrażeń pozostawia wiele do życzenia.

Przy okazji. W sporze pomiędzy Panią a panem Staszkiem, jestem po Pani stronie, choć wydaje mi się Pani zbyt surowa dla niego. Być może te ukryte oceny wyszły mu przypadkiem i nie miał takiej intencji. Czasem zawieramy w przekazie więcej niż byśmy chcieli…

Pozdrawiam


Gretchen

Gretchen

Tak, radzą sobie różnie, ale to Ty piszesz (skrócę Twoje zdanie, żeby wyraźniej było widać):

“Są takie smierci które są budujące [...] Są też takie śmierci z których nic dobrego nie wynika” – rozumiem, że to jest refleksja, bez cienia wyższościowej oceny?

Tak, są takie śmierci z których nic dobrego nie wynika, gdyż ludzie nie zawsze są w stanie ją zaakceptować i przyjąć oraz ułożyć sobie życie na nowo – to miałem na myśli. Natomiast są takie które są budujące, gdy człowiek umierający odchodzi nie jako przegrany ale wygrany. Czy są inne przypadki? Pewnie tak, jest także tak, że umiera człowiek i nie ma komu go pochować a potem zapalić znicza na grobie.. – to jeszcze inne przypadki. Z tych innych są jeszcze takie, że zabija się dzieci po niżej 9 miesięcy życia i ich ciała utylizuje się z odpadami biologicznymi. Mam świadomość złożoności przypadków śmierci. Opisałem dwa, a Ty masz pretensję, że je zawężam do dwu. Nie dokonuję podziału ale opisuję dwa przypadki – czy mogę? Dziękuję za zgodę.

Od lat lekarze trąbią i bębnią, że rak nie jest wyrokiem a Ty swoje.

Powiedz to np. Panu Igle, który nie tak dawno rozstał się z synem Michałem, który zapadł na białaczkę szpikową.

I nie sądzę, abym kogoś tutaj na forum przestraszył. Rak to nie grypa lub choroba przewlekła ale bardzo poważna choroba z bardzo poważnymi możliwymi skutkami – co potwierdza życie. Obecne najczęstsze przyczyny śmierci to: zawał serca i nowotwory – zapytaj jakąkolwiek firmę ubezpieczeniową sprzedającą polisy na życie, jakie kryteria z wywiadu medycznego wiążą się z podwyżką składki a jakie uniemożliwaiają ubezpieczenie się na życie. Jeśli masz polise na życie, to wiesz o czym mówię. Jeśli nie, zapytaj kogoś kto ma, a przekonasz się, że są tam pytania o nowotwory, zawały w najbliższej rodzinie, wagę, ciśnienie, itp.

Uważam także, że ludzie powinni być świadomi skutków choroby nowotworowej i wieńcowej, gdyż może wtedy zwrócą uwagę na swój tryb życia, dietę oraz częste badania chociażby mammograficzne(kobiety). Pozostawianie tego “samopas” może spowodować sytuację w której nic nie da się już zrobić. Nie rozumiem więc dlaczego wmawiać chcesz tutaj na forum, że nowotwór jest wyleczalny. Owszem, im wcześniej wykryty, tym większe szanse na wyleczenie. Im później tym mniejsze. Trzeba pisać prawdę a nie koloryzować rzeczywistość i udawać, że diagnoza nowotworu to taka sama sytuacja jak innej uleczalnej choroby.
Nie twierdzę, że nowotwór nie jest wyleczalny – podałem nawet przykład z mojej rodziny gdzie dwie osoby przeżyły. Jedna wskutek chemioterapii, druga w okolicznościach niewyjaśnialnych dla medycyny( medycyna była bezradna i nie dawała cienia szansy ), trzecia osoba nie miała żadnej szansy – nowotwór złośliwy któremu medycyna nie mogła zaradzić. Taka jest rzeczywistość bez koloryzowania.

Straszę? Nie, opisuję rzeczywistość z jaką ja akurat się zetknąłem. Może Twoje doświadczenie jest inne – nie neguję go, nawet jestem otwarty aby go potraktować jak swoje. Dlaczego mam negować to, czego kto inny akurat doświadczył. Ale nie oceniaj proszę mojego doświadczenia i nie nazywaj go straszeniem.

Pozdrawiam.

************************
Kopię tunel.. .


.

No, Poldek, teraz to dałeś do pieca. Ale już się nie odzywam, nie czuję się kompetentna.

Co do wrażenia, to akurat mam inne, dobra i zwięzła notka. Co do meritum, to najpierw się rozpanoszyła fraza “walka z rakiem” (wystarczy zerknąć w gugle, ile tego), a jeśli walka, to nie ma siły, muszą być zwycięzcy i przegrani.

A, o: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11050068,Jerzy_Stuhr_o_w...


Poldek,

Dlaczego mam wrażenie, że Twoje komentarze od jakiegoś czasu są dziwnie prowokujące, jakby przekorne.
Mam dziwne wrażenie, że jakąś grę tu prowadzisz.
Popraw mnie, jeśli się mylę, ale nie mogę oprzeć się temu wrażeniu.

PS: użyć 3 razy słowo “wrażenie” – bezcenne.


Gretchen

Dziękuję za mądry i pełen empatii tekst. Dziękuję za stawianie dobrych pytań i zwrócenie uwagi na pewne słowa. Szczególnie na słowo “walka”, występujące tak często zestawieniu z wieloma chorobami (walka z nowotworami, walka z chorobami serca, walka z AIDS, itd.) ale też w związkach typu “walka z narkotykami”, “walka z terrorem”, czy w kretyńskim oksymoronie “walka o pokój”.
Tam gdzie występuje “walka”, naturalnym jest rozpatrywanie efektów tejże w kategoriach “wygranej” lub “przegranej”, na co bardzo przytomnie zwróciła uwagę Pino. Ale to jeszcze nie wszystko.

Słowo “walka” niesie w sobie ładunek agresji i przemocy, co – jeśli walkę zestawiamy z chorobami – niejako automatycznie “wdrukowuje” w umysły potrzebę stosowania środków i metod wojennych, czyli agresywnych terapii, stępiając jednocześnie zainteresowanie ich skutkami ubocznymi. No, jeśli z czymś trzeba walczyć to cel (odniesienie zwycięstwa) uświęca środki. Hurrra! Do ataku! Bij, zabij! Na ten przykład – raka.

Zwykle bywa też tak, że w ferworze walki, przestajemy się interesować faktycznymi przyczynami, dla których walkę toczymy. Koncentrujemy się na zwalczaniu wroga, który jest ledwie symptomem, objawem pewnego długotrwałego procesu. Procesu, z którego obecności, przyczyn i przebiegu nie zdajemy sobie (lub nie chcemy zdawać) sprawy. Nie sporządzamy uprzednio bilansu potencjalnych zysków i strat. Liczy się sama walka. Walka z “objawionym” wrogiem – np. rakiem.
Ba! Tu nawet w idiotyczny sposób pojmowana profilaktyka, przypomina kosztowny wyścig zbrojeń, niosący więcej zagrożeń niż korzyści. No, ale trzeba się przecież przygotować do walki, żeby jej nie przegrać.

Kółko się zamyka. Chocholi taniec trwa.


Panie Jerzy!

Dziękuję za wyjaśnienie.
Jeśli jest to wrażenie a nie pretensja oddycham z ulgą. :)

Myśli Pan, że jestem zbyt surowa? Ja z kolei mam wrażenie, że zbyt pobłażliwa, czego najlepszym dowodem jest komentarz Poldka, umieszczony pod Pańskim.

Pozdrawiam


Poldku

Czy Ty masz kontakt z tym co piszesz? Czy raczej jedziesz po klawiaturze, bo podoba Ci się dźwięk wydawany przez klawisze?

Niekoniecznie musiałeś zrozumieć o czym napisałam, czy też o czym kilka osób tutaj rozmawia, niekoniecznie musisz mieć podstawową wiedzę dotyczącą choroby nowotworowej, która jest chorobą przewlekłą, ale w tym makabrycznym splocie Twoich zdań padło o jedno za dużo.

EOT


Pino

Dziękuję za pierwsze zdanie Twojego komentarza i dobre słowo o notce. :)
I za linkę, bo ona wiele mówi o tym, o czym tu rozmawiamy między innymi.

Co do walki z rakiem, komentarz Magii oddaje to, co sama myślę.


Dorciu

Ojtamojtam :)


Magio

Racja Twoja i Pino.
Najpierw jest walka potem jej wynik. Jak walka to z jakiegoś powodu, jakimiś metodami, rodzą się skojarzenia i wrzynają w mózg na stałe – napisałaś to.

Muszę powtórzyć, dla utrwalenia:

“Zwykle bywa też tak, że w ferworze walki, przestajemy się interesować faktycznymi przyczynami, dla których walkę toczymy. Koncentrujemy się na zwalczaniu wroga, który jest ledwie symptomem, objawem pewnego długotrwałego procesu. Procesu, z którego obecności, przyczyn i przebiegu nie zdajemy sobie (lub nie chcemy zdawać) sprawy.”

Dziękuję za ten komentarz.


Gretchen

Tu chyba nie chodzi o “rację”. Raczej o pewne spostrzeżenia, które znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości (choć nie wiem, czy Pino się z tym zgodzi).

Bardzo dziękuję, że przyjęłaś “do utrwalenia” ten fragment z mojego komentarza, który tylko pozornie można odnieść jedynie do “walki z rakiem”.
[Czasami i mnie uda się napisać coś, co nie nosi znamion bezdennej głupoty. :) ]


Zgadzam się

;)


Łup! - łupnął kamień spadając z mojego serca.

Dziękuję, Pino. :)


Dorciu.

dorciablee

Dlaczego mam wrażenie, że Twoje komentarze od jakiegoś czasu są dziwnie prowokujące, jakby przekorne.
Mam dziwne wrażenie, że jakąś grę tu prowadzisz.
Popraw mnie, jeśli się mylę, ale nie mogę oprzeć się temu wrażeniu.

PS: użyć 3 razy słowo “wrażenie” – bezcenne.

Dobrze kombinujesz, jesteś blisko rozszyfrowania “Kodu Poldka34”. :-))) Juz prawie się wydało, że jestem wydelegowanym przedstawicielem tajemniczej sekty na to forum. Piszę w określonym kodzie, niektórzy z forumowiczów go czytają, gdyż zostali wtajemniczeni w arkana naszej tajemniczości. Porozumiewamy się w ten sposób poza percepcją pozostałych forumowiczów.
Jednak będę musiał go zmienić gdyż nieopatrznie Dorcia zrobiła w nim wyłom. Całe szczęście, że to ujawniła zbyt szybko, więc wiele informacji nie zostanie rozszyfrowanych.

Muszę być bardziej czujny.

Pozdrawiam.

p.s.
Dorciu, mam ciut inny punkt widzenia. A tak naprawdę niewielka różnica z Gretchen. Inaczej rozłożone akcenty i ciut zbyt stereotypowe podejście do moich komentarzy. Odnoszę wrażenie, że traktuje się je nie jako osobiste moje opinie ale jako “podszyte” drugim dnem – czemu dałaś wyraz w poście do mnie.

Nawiązując do mojego wpisu o wolności i szacunku dla inności, właśnie czuję się tak, jakbym musiał udowadniać, że nie jestem wielbłądem przed tutejszym audytorium.

************************
Kopię tunel.. .


No!!!

Czyli co: zmieniasz styl, Poldku?!


Magio

Tak, bardziej o spostrzeżenia.

Ach, ten odruch, żeby spostrzeżenia podobne do własnych uznawać za rację! :)))


Młoda

I za to, między innymi Cię Kocham:)


Nephesh

A ja Ciebie.

:))


@All

dziś byłem na pogrzebie znajomego – kolejna ofiara nowotworu. Niezwykły człowiek, kompozytor, pedagog, organista. Szkoda, że tak szybko odszedł.. .

Fragment twórczości muzycznej:

http://www.norbertblacha.pl/index.php?q=11

************************
Drążę tunel.. .


Subskrybuj zawartość