Codziennik Gretchen: 2 lutego

dobre uczynki: są

złe uczynki: znowu nie poszłam na jogę

nastrój: był

napęd: jak wyżej poniekąd

motywacja: powinnam dać sobie spokój

***
Weszłam do łazienki i otworzyłam szafkę...

Kilka dni wcześniej kupiłam patyczki kosmetyczne, tym razem w pudełeczku okrągłym. One zawsze są ładnie ułożone przez fabrykę w jakiś zakrętasek, aż miło popatrzeć i nie ma znaczenia czy pudełko jest okrąglutkie, czy prostokątne.
Leżą ładnie niczym sukienka szyta na miarę. No, może bez przesady.
Fabryka je układa, żeby milej było człowiekowi, w tym mnie, sięgać i wydobywać patyczek z opakowania, po to układa je fabryka.
Od kilku lat, w rozmaitych okolicznościach, świeżo nabyte patyczki rozwalają się po podłodze rujnując własną, misterną konstrukcję.

Weszłam do łazienki i otworzyłam szafkę...

Pamiętałam o tych patyczkach, uważałam na nie. Sięgnęłam po coś... Wysypały się.
No by to wszystko…
Zbieram, jak zwykle oglądając się czy Ruda nie wpadnie w środek rozwlekając co pod łapę podejdzie. Ale ona już tylko patrzy, najwyraźniej biegać jej się nie chce, czemu trudno się dziwić. Mnie się też nie chce.

2 lutego. Dzień Świstaka.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

co wam dzisiaj wszystkim?

Znaczy enigmatycznie, krótko, oszczędnie:)

Eh, chyba muszę wrócić do pisania i wenę odzyskać, bo nie ma kto smęcić i nudzić na tym portalu na kilka tysięcy znaków i kilka stron.

W kwestii patyczków się nie wypowiem, bo nie mam z nimi doświadczeń żadnych.


Uff,

właź na skajpa!

Rozmawiamy z Nicponiem o tym, co wiesz, ale bez tego, co nie ma się przyśnić :P


Witaj Grzesiu

dawno Cię nie widziałam. Przemykasz pod murami jakoś ostatnio.

Wracaj, wracaj.

Pozdrowienia nocne, zimowe, ale ciepłe jak mięciutki sweterek. :)


Co uff?

Nigdzie nie idę, co najwyżej do skorupki.

Wiesz co Bażancie? Wycięłam najważniejsze z dnia świstaka.

Biedny świstak.


No chyba,

że w międzyczasie zdarzyło się coś potwornego?

Ja nie umiem tak czytać, a już na pewno nie w chwili, kiedy walczę z nieistniejącym obiektywnie uzależnieniem.


Hm,

fakt, mniej komentuję, ale czytam:)

Miałem ci napisać pod poprzednim tekstem, że mam tak samo z tym odkładaniem wszystkiego na ostatnią chwilę, ale stwierdziłem, że to oczywiste w sumie i jakos nic nie napisałem.

A teraz spadam już, bo niby jutro dzień wolny (wow, są takie dni jednak:)), to jednak trza wstac rano.

A co do rzadkiego bywania, to w ogóle na najbliższe pólłora tygodnia powinienem się stąd wylogować, bo są duże szanse, że się nie wyrobię z różnymi takimi:0

Choć z drugiej strony jako że już wiem, że się wyrobię (np. z przygotowaniem na ostatni zjazd na podyplomówce:)), to w sumie co to za różnica.

Więc mogę bez wyrzutów sumienia gadać gupoty w necie.


Nic potwornego

Co potwornego może się zdarzyć około pierwszej nocnej?


Grzesiu

Różne rzeczy wynikają z daty urodzin przecież.

Ja w piątek o świcie jadę do szkoły. Do Poznania dla odmiany.
Czy Ty sobie wyobrażasz, że zadali mi pracę domową? Do tego pisemną?
Czy ja nie jestem na to za duża?

Wyrzutom sumienia precz!

:)


Kurwa,

płuca mnie bolą. Doznały szoku tlenowego.

Grzesiu, przyślesz Westy? :)

A propos, Borsuk stwierdził kiedyś, że Pino po hebrajsku brzmi prawie jak perła, co za tym idzie, z Gretchen nazywamy się tak samo, tylko w różnych językach.

Ja już bredzę od detoksu nikotynowego…


Bażancie

Perła po hebrajsku to pnina czyli פנינה .

Powiedziałbym, trzymając się zasad logiki, że perła po hebrajsku brzmi prawie jak Pino, ale co ja tam wiem, prawda.

Można powiedzieć, że znaczymy w różnych językach podobnie, co nikogo nie powinno dziwić. :)

Perełki.

Z tego miejsca pozdrawiam Borsuka.


Przecież uprzedzałam, że bredzę!

To nie fair, swoich alkoholików też się tak czepiasz? :)

Argh…


Oczywiście!

Czepiam się bezlitośnie. Pewnie by potwierdzili. Dopytuję, precyzuję i jestem ogólnie nieznośna.


Nie szydź ze mnie,

to się naprawdę nie opłaca, niewielu jest takich, których nie zdołam zjeść na wolno :P Jak jestem wkurwiona, to działa jeszcze gorzej, bo muszę się czymś zająć, właśnie wykazuję Nicponiowi błędy wewnętrzne katolickiej doktryny moralnej w zakresie standardowym… A swoją drogą, ten kawałek jest zajebisty, jeśli pominąć irytujące mnie od lat słowo “bastylion”.

Czy mogę sobie wziąć na motto zdanie “Wiem, że już o tym pisałam ale nagłaśnianie własnego nieszczęścia ma wymiar terapeutyczny więc proszę o wyrozumiałość.”?


Nie szydzę

z Ciebie Bażancie, tylko grzecznie odpowiadam na pytania. :)
Zdanie na motto możesz wziąć. Smacznego.

Podzielam Twoją bażancią opinię o kawałku Abradaba, spodobał mi się do tego stopnia, że kupiłam płytę.


A mnie się nie podoba żaden kawałek

Wiedźma nie lubi skrzypiących kiepskimi głosikami wokalistów. Kakofonii rytmiczno – melodycznej też nie lubi. A rapu – nie znosi.

No, czymś się trzeba różnić. Na przykład od Bażantów. :)

W kwestii patyczków mam odmienne doświadczenia. Jeszcze nigdy nie udało mi się wyciepać zawartości pudełeczka z patyczkami. Znaczy – patyczków.
Chyba upraszam się o diagnozę. ;)

To pozdrowię Rudą oraz Jej Pańcię i zajmę się (w tych pięknych okolicznościach przyrody oraz niezapomnianych) miotłą.


Hi hi,

jak ja was lubię jednak…

Proszę tego nie diagnozować, to jest – jak mawia znajoma pani adwokat z Suwałk – w trzeciej kolejności odśnieżania.


Magio Droga

Nie musi, nie musi.
Wiedźma nie bażant w końcu. :)

Tobie te patyczki nie wylatają? Bardzo dziwne, bo w mojej obecności dostają jakiegoś zidiocenia.

Pozdrowienia Magio i nie odleć za daleko (na tej miotle znaczy).


PinOlu

Kto by pomyślał...

Hi hi.


Ja nie wiem,

wszyscy się ze mnie nalewają. Co za przekleństwo losu mego!

Inni to robią takie poważne wrażenie na otoczeniu, a mi się nie udaje.


Ja się nie nalewam bażancie

refleksja mnie naszła wieczorową porą, zupełnie jak brunet.

Osobiście w najmniejszym stopniu nie robię poważnego wrażenia na otoczeniu. Taka karma. :)


Brunet już poszedł spać,

wcześniej zażądał, że jak już go wystarczająco trzepną haszysz z wódką i zacznie mi składać niemoralne propozycje, to mam go wytrzaskać po gębie i z godnością uciec.

Na co rzecz jasna opowiedziałam utrzymany w konwencji rozmowy głupi dowcip.

A brunet się spłakał ze śmiechu. Wraz z żoną.


No tak...

To ja też pójdę spać, choć żaden tam ze mnie brunet.
Jutro czwartek i kolejne niepewne odwiedziny w szpitalu.

Muszę kupić bilet pociągowy na piątek, odrobić pracę domową (nie wiem kiedy), pójść na posterunek i różne inne po drodze.

Życie ogólnie jest trudne jak mawia Najlepsza Szefowa.

Dobrej nocy Bażancie.

:)


Ja nawet nie wiem,

co muszę zrobić, tego jest za dużo… Zakładam optymistycznie, że większość sama się okaże w praniu.

Miłego Poznania. Uważaj na Gosię. :)


Subskrybuj zawartość