Kij w szprychy albo biednemu wiatr w oczy

Jako że już za cztery tygodnie kolejny Szczyt Klimatyczny, tym razem w Poznaniu, co należy uznać za wyjątkowe docenienie Polski, a tym samym za wielką okazję do obrony naszych interesów, postanowiłem znowu trochę przynudzić na tematy energetyczne. I nie tylko, bo i o ochronie środowiska naturalnego też coś będzie.

Idzie mi o to, by w ramach prac przygotowawczych i oficjalnych (i nieoficjalnych także) negocjacji do wspomnianego Kongresu, mieć świadomość co możemy zyskać i w jaki sposób. Bo co możemy stracić, to mniej więcej wiemy.

Efektem poprzedniego Szczytu – w Kioto – są bowiem m.in. problemy z ograniczeniem emisji CO2, problemy jakie z tego powodu będzie (i już ma) Polska.

Jednym z głównych sposobów ograniczenia emisji CO2 jest produkcja paliw z biomasy pochodzenia leśnego i rolniczego. Komisja Europejska opracowała projekt tzw. Pakietu Klimatyczno-Energetycznego, regulującego przyszłe działania UE i krajów członkowskich.

Przeciwdziałanie negatywnym skutkom zmian klimatu dla gospodarki i naszego poziomu życia może być realizowane dwojako. Po pierwsze, przez zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych (głównie dwutlenku węgla, metanu, podtlenku azotu), aby powstrzymać lub chociaż zahamować zmiany klimatu. Po drugie, przez dostosowanie się do skutków zmian klimatu, tak aby zminimalizować ich negatywny wpływ na gospodarkę i poziom życia.

Dla przypomnienia – Pakiet Klimatyczno-Energetyczny zakłada 20-proc. obniżenie zużycia energii, 20-proc. ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, 20-proc. udział energii odnawialnej w energii zużywanej, w tym 10-proc. udział biopaliw płynnych w paliwach transportowych.

Przez polityków projekt został oceniony jako ambitny, ale z kolei oprotestowały go społeczeństwa krajów UE, głównie spośrod “nowych” członków.

Kością niezgody społecznej jest produkcja bioetanolu ze zbóż oraz biodiesla z rzepaku, bo jak wynika z najnowszych badań, wcale nie są tak ekologiczne, jak dotąd sądzono, a dodatkowo ich produkcja spowodowała wzrost cen żywności w 2007 roku oraz zmniejszenie zapasów żywności, choć ostatnio pojawiły się wyniki badań negujących tę tezę.

W dodatku kroki już podjęte przez UE zmniejszyły nam limit emisji dwutlenku węgla z 284 mln ton do 205 mln ton. To cios dla polskiej energetyki opartej w 95 proc. na węglu, która po przekroczeniu limitów będzie musiała zapłacić opłatę zastępczą lub kupić uprawnienia do emisji. Po wprowadzeniu Pakietu Klimatycznego sytuacja polskiej energetyki jeszcze się pogorszy.



Jednocześnie UE, narzucając krajom członkowskim narodowe cele wskaźnikowe (NCW), nie zasugerowała, jak zbudować narodowy program wsparcia produkcji i przetwarzania biomasy, której wykorzystanie jest najbardziej efektywnym kosztowo środkiem osiągania tych celów. W rezultacie polska energetyka nie ma co liczyć na duże, stałe dostawy biomasy, przynajmniej ze źródeł krajowych.

Komisja Europejska widzi UE jako prymusa ograniczania emisji gazów cieplarnianych, w tym CO2. W związku z tym już nałożyła na polską gospodarkę ciasny gorset ograniczeń emisji, a planuje dodatkowo przyjąć twspomniany powyżej Pakiet Klimatyczno-Energetyczny. W obecnej postaci może on nas kosztować 30-50 mld zł rocznie, co spowoduje 60-proc. wzrost cen energii elektrycznej oraz wzrost cen surowców rolnych i żywności.

W Polsce, na przestrzeni ostatniego stulecia, temperatura wzrosła średnio o 1o C ze średniej rocznej 7,8 do 8,8o C. Zimy stały się łagodniejsze, w lecie jest upalniej i jeśli coś nas niepokoi, to występowanie ekstremalnych zjawisk pogodowych, które tu i ówdzie przynoszą wymierne straty i szkody.

Na przestrzeni tego stulecia temperatura w Polsce może wzrosnąć o 3o C, wzrosną też opady w zimie, a w lecie wzrosną straty wody na skutek parowania z gleb i otwartych zbiorników wodnych oraz transpiracji wody przez rośliny. Klimat w Polsce będzie zbliżony do występującego dziś na Węgrzech. Niby dobrze dla rozwoju rolnictwa oraz oszczędności energii, ale wszystko ma jednak swoją cenę.

Z powodu podwyższenia temperatury deficyt wody w Polsce wzrośnie o 10 % w scenariuszach optymistycznych i aż o 50 % w scenariuszach pesymistycznych. Polska już dziś ma ograniczone zasoby wody, więc deficyt ten wpłynie na wszystkie dziedziny życia. Najbardziej jednak na rolnictwo, które zużywa najwięcej wody. Przy scenariuszu optymistycznym straty plonów mogą wynosić średnio 5 proc., co wpłynie na wzrost cen żywności i produktów rolnych. Niewiele, powie ktoś, jeśli w Hiszpanii straty wynosić mają 30 proc. Jednakże cała gospodarka, a zwłaszcza rolnictwo, do spodziewanych zmian powinny się dostosowywać, a to będzie na pewno kosztować.

Tymczasem jakoś niemal wcale nie słychać ani nie widać (a przynajmniej ja tego nie zauważyłem) działań w kierunku zabezpieczenia odpowiednich zasobów wody w naszym kraju wobec tych wcale nieciekawych perspektyw.

Za to szalejemy (i nie zawsze z sensem, ale to znowu moja opinia), gdy idzie o tzw. “zieloną energię” pochodzącą ze źródeł odnawialnych.

Według szacunków Komisji Europejskiej osiągnięcie do 2020 r. tych celów ma kosztować 70 mld euro rocznie. Z punktu widzenia Unii, gdy ustalano te szacunki, lepiej jest ponosić ogromne nawet nakłady na inwestycje we własne zasoby energetyczne, niż te środki wydawać na coraz droższą ropę i gaz z krajów spoza Wspólnoty. Ponadto eurodeputowani podkreślili, że należy obniżyć koszty zielonej energii i pobudzić innowacyjność w sektorze energetycznym. To chciejstwo eurodeputowanych w przypadku Polski budzi moją wesołość.

Jak jednak widać po ruchach cen ropy naftowej w ostatnich tygodniach, spowodowanych lekkim “zwijaniem się” produkcji przemysłowej np. w Chinach i Indiach, te prognozy mogą się okazać nietrafne, chyba że eurodeputowanym ze “starych” krajów chodzi tylko i wyłącznie o interesy krajów, które reprezentują (o czym nieco dalej). Co wcale nie rokuje dobrze gospodarkom nowych krajów członkowskich. A także ich obywatelom. Bo okazać się łacno może, że paradoksalnie produkcja „zielonej energii” może wpłynąć na wzrost zanieczyszczenia środowiska!

Proszę sobie tylko wyobrazić problemy logistyczne związane ze zbiorami biomasy pochodzenia rolniczego (dowóz z pól do producenta peletów i brykietów, a potem dostawa do najbliższej stacji kolejowej – pamiętajmy, że mówimy o dodatkowych milionach ton. Jeśli dostawa koleją będzie niemożliwa lub nieopłacalna, w grę wchodzi tylko dostawa samochodami – będą to dziesiątki tysięcy dodatkowych kursów, o imporcie nie wspominając).

Inną kwestią będzie zanieczyszczenie atmosfery innymi dioksynami, a to z powodu zwiększonego zuźycia nawozów sztucznych w celu podniesienia wielkości plonów upraw roślin energetycznych, które w spalaniu będą uwalniane do atmosfery. Na dodatek zwiększenie produkcji nawozów wiązać sie będzie ze zwiększonym poborem energii. I tak w koło Macieju.

Kolejny przykład i problem zarazem to energia z wiatru. Jest to problem dla inwestorów, a może być niebawem i dla odbiorców.

Polska jest na 24 miejscu na świecie w rankingu producentów energii z wiatru zainstalowaną mocą ok. 280 MW. Najwięcej energii wiatrowej wytwarzają Niemcy (moc
ponad 22 GW), drugie miejsce zajmują Stany Zjednoczone (16 GW), a tuź za nimi jest
Hiszpania (15 GW). Udział energii wiatrowej w całościowym zapotrzebowaniu na energię
jest najwyższy w Danii i wynosi ok. 20%, w Hiszpanii 9%, a w Niemczech 7%. Nasz kraj
pokrywa energią wiatrową ok. 0,25% rocznego zapotrzebowania, a według rządowych
planów udział ten ma do 2010 r. wzrosnąć dziesięciokrotnie i wynieść 2,3% ogólnej produkcji energii.

Tu trochę szczegółów. Aby uruchomić elektrownię wiatrową, trzeba przejść długotrwały i skomplikowany proces zdobywania pozwolenń – całość moż̂e zająć pięć, a nawet i więcej lat.

Pierwszy etap to znalezienie odpowiedniej lokalizacji – od jej wyboru zależy w dużej mierze rentowność inwestycji. Ważna jest z jednej strony siła wiatru, a z drugiej możliwość́ podłączenia do sieci energetycznej.

Wybór lokalizacji to również kwestie związane z ochroną środowiska. Choć idzie o tzw. zieloną energię, to najwięcej protestów przeciw budowie wiatrowych farm zgłaszają właśnie ekolodzy. Przede wszystkim idzie im o ptaki, które giną, jeęli wiatraki zostaną wybudowane na trasie ich przelotów. Z kolei brak ptaków wywołuje plenienie się rozmaitych gryzoni niszczących zasiewy i plony (ale o tych ostatnich skutkach mówi się raczej półgębkiem, jeśli w ogóle).

Innym argumentem jest psucie pięknych krajobrazów przez wysokie słupy z ogromnymi ramionami. Wiele atrakcyjnych dla inwestorów lokalizacji to tereny objęte projektem Europejska Sieć Ekologiczna Natura 2000.

W Polsce wciąż nie ma zamkniętej listy obszarów objętych ochroną w ramach tego programu. Stawia to inwestorów w trudnej sytuacji. Często już po poniesieniu określonych nakładów związanych z przygotowaniem inwestycji przedsiębiorca dowiaduje się, że na terenie, na którym planuje budowę, został utworzony Obszar Szczególnej Ochrony Ptaków lub Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk. Ponadto obok oficjalnej listy obszarów objętych programem Natura 2000 istnieje przygotowana przez organizacje pozarządowe lista potencjalnych obszarów (tzw. shadow list), która została przekazana Komisji Europejskiej w formie skargi na niewystarczający poziom wdraż̂ania programu. Komisja przychyliła się do skargi i nakazała Polsce włączenie kolejnych obszarów do Natury 2000.

Jeśli farma wiatrowa powstaje na takim terenie, wymagana jest opinia ornitologa. Taka opinia może być wydana po co najmniej rocznych obserwacjach. Po uruchomieniu elektrowni są prowadzone obowiązkowe obserwacje jeszcze przez trzy lata. Jeśli okaże się, że zrealizowana inwestycja jednak ma zły wpływ na środowisko (pomijając złą wolę decydentów), może w krańcowym przypadku dojść do zamknięcia farmy wybudowanej za wiele milionów złotych i potężnych strat dla inwestora.

Na wydłużenie procesu przygotowywania raportów oraz wydawania zezwoleń ma wpływ
również brak doświadczenia, niekompetencja i obawy urzędników, związane z niejednoznacznym rozumieniem przepisów. Często również z obawy przed błędną decyzją pewne projekty odrzuca się z góry lub proponowane są działania kompensacyjne, które mają gorszy wpływ na środowisko niż sama inwestycja.

Najlepsze warunki do budowy farm wiatrowych występują na północy Polski, ale jednocześnie tam są też najsłabiej rozbudowane sieci przesyłowe. Inwestorzy będą mieli więc coraz większe problemy z uzyskaniem warunków przyłączeniowych.

Inną barierą są protesty mieszkańców. Juź teraz obserwuje się ich niechęć do budowy
kolejnych elektrowni ze względu na zaburzenia krajobrazu i odgłosy wydawane przez
pracujące turbiny. W miarę rozwoju energetyki wiatrowej będzie coraz mniej obszarów do
zagospodarowania, co z pewnością wpłynie na znaczny wzrost kosztów dzierżawy terenu.

Są też i inne argumenty przeciwko budowie farm wiatrowych: nieprzewidywalność dostaw, zanieczyszczanie środowiska i wysoka cena. Wiatr wieje ze zmienną siłą, a czasami występują dni bezwietrzne – stąd konieczność utrzymywania w systemie rezerwy kompensacyjnej. To zadanie przejmują konwencjonalne elektrownie (węglowe i gazowe), które pracują na zwolnionych obrotach, a przez to emitują więcej CO2, niż podczas pracy z optymalną mocą.

Energia ze źródeł odnawialnych jest dziś w Polsce jedną z najdroższych w Europie.
Na cenę składa się sam zakup energii oraz cena Certyfikatów Energii Odnawialnej (tzw.
zielone certyfikaty). Jeden taki certyfikat kosztuje obecnie ok. 240 zł za 1 MWh. Jeśli firmy energetyczne nie sprzedają obligatoryjnej ilości energii ze źródeł odnawialnych, płacą tzw. opłaty wyrównawcze (będące tak naprawdę karą, ale ponieważ kara nie wchodzi w koszty, więc nazwano ją “opłatą wyrównawczą”, która w sumie ma taki sam efekt dla odbiorcy końcowego czyli nas) za każdą brakującą MWh.

Tak więc ze wzrostem udziału energii ze źródeł odnawialnych, za którą trzeba zapłacić więcej niż za tradycyjnie wytworzoną, w ogólnym bilansie będzie rosła cena energii dla odbiorców końcowych. Sytuacja jest o tyle poważna, że według raportu Eurostatu opublikowanego w czerwcu tego roku, biorąc pod uwagę siłę nabywczą, Polacy płacą najwięcej za energię spośród wszystkich mieszkańców Unii. Z kolei cena produkcji energii w Polsce jest nadal niższa od tej wyprodukowanej w krajach “starej” Unii. Gdy – zgodnie z projektem – dojdzie do handlu certyfikatami na jednorodnych dla całej Unii aukcjach, nasze certyfikaty będą konkurencyjne cenowo dla Europy Zachodniej, ale w konsekwencji drogie dla końcowych użytkowników w Polsce.

Polska nie ma wyjścia – zgodnie z dyrektywami UE musi jak najszybciej zwiększyć produkcję energii ze źródeł odnawialnych. Mimo wszelkich trudności inwestorzy mają jednak zapewnione dobre warunki do realizacji swoich przedsięwzięć i w miarę pewny zysk, który gwarantują wytyczne Komisji Europejskiej oraz wdrożony w naszym kraju system zachęt finansowych w postaci zielonych certyfikatów i ulg fiskalnych.

Inaczej ta kwestia wygląda z punku widzenia odbiorców energii elektrycznej, dla których wraz z włączaniem kolejnych instalacji wykorzystujących „darmową” moc wiatru czy energii produkowanej z biomasy pochodzenia rolniczego będą rosły ceny tej energii. Ale, jak mówi stare polskie przysłowie, biednemu zawsze wiatr w oczy wieje.

Kończę więc to przynudzanie, ale krócej się naprawdę nie dało.

[W tekście wykorzystałem dane statystyczne opublikowane m.in. w “Gazecie Prawnej” oraz fragmenty opracowania p. Rafała Ślusarczyka zamieszczonego w październiku br w czasopiśmie “Pracodawca”.]

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

WSP Lorenzo

sam tutuł tutaj wystarcza za komentarz..
No cóż, muszę jakoś dotrzeć do W.Cejrowskiego i podpytać gdzie by tutaj w miarę tanio i spoikojnie resztę życia spędzić :)


Jest jeszcze, Panie Marku,

kilka słabo zaludnionych wysp na M. Śródziemnym (koło Sardynii), albo na M. Jońskim.

W ostateczności pozostają różnej wielkości wyspy na morzach południowych, kilka ma nawet lądowiska z czasów II wojny światowej.

Tylko trochę daleko.

Pozdrawiam serdecznie


re: Kij w szprychy albo biednemu wiatr w oczy

To proponowałbym wyspy górzyste, bo te płaskie zostaną zatopione,gdy się poziom morza podniesie… ;)


Panie Lorenzo

Ja bym tego tekstu przynudzaniem w żadnym razie nie nazwał. To jest rzetelnie napisany tekst na ważny temat, Panie Lorenzo.

Z przykrością zawiadamiam, że nie jestem zwolennikiem wiatraków innych, niż takie “starożytne”, do mielenia zboża na mąkę. Przyczyny mojego nielubienia tych nowożytnych wymienił Pan znakomicie.

Z jeszcze większą przykrością informuję, że nie jestem też zwolennikiem teorii globalnego ocipie ocieplenia. I chyba nie ja jeden, niestety.
Ostatnio to nawet NASA przestała lubić tę teorię, bo jakieś informacje podaje, że takie “ocieplanie”, to nie tylko naszej planecie ma miejsce. Ociepla się na Wenus, proszę Pana, a także na Marsie, i na Olbrzymach też się ociepla.
A o ile prawdziwe są doniesienia naukowe o braku cywilizacji industrialnej (oraz innej) na pozostałych planetach naszego Układu (słonecznego, żeby nie było), to raczej ocieplenie nie następuje za przyczyną przemysłowej produkcji CO2.

Niestety powyższe spostrzeżenia nie dotarły jeszcze do “ocipia” (przepraszam) “ocieplonych na rozumie”. No, mówi się “trudno” i żyje się dalej.

Cała nadzieja w tym, że nasz rząd będzie reprezentował polskie interesy oraz, że nie spierniczy kontaktów w tej materii z grupą państw, która będzie miała podobne problemy do naszych jeśli te pomysły przejdą w postaci pierwotnej.

Jeszcze tak sobie myślę, że to spotkanie na szczycie może się na blablaniu skończyć. W obecnej sytuacji ekonomicznej (a w mojej ocenie, to jest dopiero faza wstępna kryzysu) przeforsowanie tych pomysłów równałoby się założeniu sobie sznurka na szyję. Są ochotnicy?

Pozdrawiam serdecznie.


Bodaj po upadku ZSRR, Panie Kaziku,

pewne kręgi w USA zastanawiały się, w jaki sposób nakręcać dalej koniunkturę, jako że straszak z Sojuzem się gdzie rozmył, a Izba Reprezentantów i Senat tacy znowu chętni do wydawania kasy wbrew pozorów nie są.

Pojawiły sie trzy koncepcje: eksploracja kosmosu, ochrona środowiska i cus trzeciego, ale zapomniałem co to było.

Jak widać opcja ochronna w celu rozwijania biznesu swoje ugrywa. Zreszta najbliższy przykład z dzisiaj: http://www.spiegel.de/wissenschaft/natur/0,1518,590029,00.html. IEA czyli Międzynarodowa Agencja Energii wieszczy same nieszczęścia, nie widząc tego, co się aktualnie na rynkach dzieje.

Oczywiście jacyś idioci moga dojść do wniosku, żeby wrócić do starych sposobów nakręcania koniunktury z czasów zimnej wojny, więc wtedy odrobina ocieplenia nie zawadzi.

A Poznań ma szansę stać się miejscem, gdzie może do głosu dojdzie choć nieco zdrowego rozsądku. Oczywiście nie idzie mi o to, by wylewać dziecko z kąpielą, ale coś tam ugrać będzie można.

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wizytę

PS. Przepraszam za nachalność:-)


Panie Lorenzo

Po niemiecku to ja tylko sylabizuję. Sprytnie sobie wyłuskałem z podanego przez Pana tekstu parę słów i przerobiwszy je na inny język zagraniczny znalazłem sobie “oficjalne” streszczenie przemowy pana Tanaki.

Tak na szybko, to powiem Pan, że Tanaka coś kręci. Ogłosił światu, że “era taniej ropy” jest “kaput”. A ja się zastanawiam, czy pan Tanaka zauważył, że przez parę ostatnich lat ropa biła rekordy cenowe i świat je jakoś wytrzymywał finansowo. Teraz na pysk poleciała i jeśli nawet kiedyś powróci do poziomu cenowego z lata tego roku, to co się takiego katastroficznego stanie?

I te wieszczenia temperaturowe w powiązaniu z CO2! Albo wyliczenia zużycia surowców. No kurcze, trochę mi to przypomina “bajki z mchu i paproci”, które opowiadane były w równie katastroficznym tonie na pewnej konferencji demograficznej jakieś ćwierć wieku temu… :)

Jasne, że trzeba rozwijać nowe technologie, mniej energochłonne i bardziej przyjazne środowisku. Jasne, że trzeba rozwijać nowe technologie energetyczne ale robienie tego “na wariata”, bez liczenia się z kosztami dla gospodarki i w oparciu o jakieś mało trzymające się kupy wieszczenia jest trochę bez sensu.

Chyba, żeby pan Tanaka wiedział coś czego my jeszcze nie wiemy. Może miał spotkanie na szczycie z facetami z OPEC?
Hmm… na wszelki wypadek rozejrzę się na “fjuczersach na ropę”. :)

Czemuś ta propaganda cieplarniana niewątpliwie ma służyć. Na pewno nie zapobieżeniu zmianom klimatycznym, bo te się dokonają nawet gdybyśmy, od jutra poczynając, nie wypuścili do atmosfery nawet kilograma CO2.

Pozdrawiam energetycznie z domieszką zdrowego rozsądku.

p.s. Za co Pan mnie przeprasza? Nic nie rozumiem.


Kontrakty na ropę, Panie Kaziku,

chwilowo się byly zamrozily. Zero nowych rokowań dotyczących przyszlego roku, bo nie wiadomo, jak sie będa ksztaltowaly ceny. Prowadzone negocjacje stanęly w miejscu. Od czasu do czasu jakiś spot i tyle. Podobnie z mazutem, z ktorego, jak ktoś ma odpowiednie urządzenia, to i sporo diesla da sie zrobić – jak dobre, to i z 90%, tylko trochę to kosztowna zabawa.

Teraz ruch, moim zdaniem, nalezy do Chin: czy zaczna kupować, ile i kiedy, a także z jakim przeznaczeniem (dla przemyslu, dla motoryzacji itd.), co będzie sygnalem dotyczącym stanu gospodarki, a wlasciwie jej kierunku. Podobnie zachowuja się Hindusi.

Na razie nie ma mądrych.

Tak więc pan Tanaka jest sprzed dobrych kilkunastu tygodni, jeśli idzie o sytuację na rynku ropy. A resztę juz wyglaszano …dziesiąt razy.

Pozdrawiam zdroworozsądkowo

PS. Bo Pana przymuszalem do czytania:-)


Aaaa, to już wiem!

Panie Lorenzo, to było a’propos komentarza u pana Igły? Teraz dopiero go przeczytałem, więc wcale mnie Pan nie przymuszał do lektury.

Sam, nie chwaląc się, przylazłem do Pana w gości. :)

A w temacie kontraktów na ropę faktycznie cisza. Na Nymexie coraz niżej (już po $55.81). Może dlatego, że Chiny ogłosiły, że miały sporo mniejszy import w październiku i na poprawę chwilowo się nie zanosi. To potwierdza Pańską opinię.
Zresztą, jak sprawdziłem, roczny forecast na oil-price.net daje max $64 za baryłkę.

Tym gorzej dla opinii pana Tanaki.

Pozdrawiam.


Zaraz tam przymuszanie

To może mobing i giewałt?

A ja se czytam jak można zmanipulować polską giełdę jednym zleceniem.
Mimo że obroty są już w mld zł?

No ale ile można takim zleceniem ustawić kontraktów?
I ilu leszczy wyciąć?
Nadzór giełdowy się przyjrzy ?
Razem z KNF-em.
A to się dopiero roześmiałem.
Toć nic innego nie robi jak się tylko przygląda i to wtedy nawet jak mu kto palcem pokaże.


Panie Lorenzo,

skoro zeszło na sprawy zawodowe, to i ja pozwolę sobie na słów kilka, choć tu wypowiadają się fachowcy, a ja w rzeczonej materii robię na papierach hucpiarza i speca od dobrego wrażenia.

Otóż mnie, Panie Lorenzo, tknął inny akapit Pańskiego wielowątkowego tekstu, ten wody dotyczący. Bo wszyscy mówią: emisja, emisja, a ja Polskę wzdłuż i wszerz w sprawach zawodowych zjechałem, jednak emisji żadnej ujrzeć mi się nie udało. Ja wiem, gamoń jestem, ona niewidzialna… Ale za to widziałem ostatnio, przy pisaniu kolejnej strategii dla takiego tworka pieniądzossącego, co się nazywa Lokalna Grupa Działania – rów melioracyjny. To znaczy, mi się zdawało, że to jest rów, bo był prosty, niezbyt szeroki, niespecjalnie wodą (niezbyt czystą chyba) wypełniony, zaś woda owa posuwała się naprzód dość leniwie. Wyjaśniono mi wszakże, że to nie rów żaden, tylko Wężówka (a może Wążówka, nie pamiętam…), rzeka, i że przed wojną na niej to paaanie, dwanaście młynów było.

To ja tylko tyle. Można się pocieszać, że bobry się plenią w sposób niepohamowany…


Tak sobie myślę, Panie Czczajniku,

że zbyt dużo wiary pokładamy w specjalizacjach, a zapominamy o kompleksowości. Jak Pan napisał (ja też) wszystkie siły zostały skierowane na front walki z emisją CO2, a zapomniano o innych skutkach ewentualnego ocieplenia (przeciwko któremu, jako człowiek starzejący się, nie mam nic).

Każdy specjalista wygłasza swoje racje (po części pewnie i słuszne), ale nikt, a już najmniej albo wcale nasi prawodawcy, nie próbuje stworzyć kompleksowego obrazu sytuacji, by potem rozpocząć działanie na wszystkich odcinkach frontu, by osiągnąć zamierzone cele, tzn. zminimalizować potencjalne negatywne skutki efektu cieplarnianego.

No i potem ma Pan taką Wężówkę, co to jeszcze lat …dziesiąt temu barki po niej pływały, albo młyny zboże męłły.

Pozdrawiam serdecznie o poranku


Panie Lorenzo, no właśnie.

Ta kompleksowość.

Czytając i słuchając o ociepleniu globalnym, cały czas mam wrażenie, że mam do czynienia z trzema ślepcami opisującymi słonia.

Bo jedni: ograniczać.

Drudzy: przeciwdziałać skutkom.

A trzeci, że pod zamkiem w Rynie jest amfiteatr na wzgórku, na którym ok. 1380 była winnica i podobno całkiem nieźle się w tej pruskiej głuszy wino udawało. I że w ogóle fajnie jest.

Kiedyś – przepraszam, ze kotlet odgrzewany serwuję – przy okazji Rospudy wdałem się w rozmowę z kumplem, naówczas ważnym podlaskim funkcyjnym, na temat sensowności obwodnicy. I wyniosłem z tej rozmowy jedno przeświadczenie: że liczy się perspektywa najbliższych lat kilku (no bo to rzeczywiście średnia przyjemność w niektórych porach dnia przedostać się z Lipowca na Rynek) i doraźne rozwiązywanie problemów, które sami sobie wcześniej zafundowaliśmy (decyzja o poprowadzeniu via Baltica przez Białystok wbrew temu, co było na początku lat 90tych powiedziane w Strategii Zielonych Płuc).

I pomyślałem sobie, że to jednak szczęście w niektórych przypadkach, że komuna była mniej wydolna. Bo w drugiej połowie lat 70tych pomysł zmeliorowania Bagien Biebrzańskich skończył sie finansową klapą, z całego wielkiego planu mamy tylko więzienie o złagodzonym reżimie w byłym PGR Grądy-Woniecko.


Jak już sobie, Panie Czczajniku,

tak poważnie marudzimy (w czym jesteśmy wyjątkowi na TxT), to przyczynę braku owej kompleksowości upatruję w: – braku instytucji pracujących nad zagadnieniami długofalowymi – podporządkowaniu owych długofalowych zagadnień interesom politycznym, czyli nader doraźnym – w związku z powyźszym braku owych długofalowych zagadnień, bo po roku rządzenia każda partia (czy koalicja, jeśli się utrzyma), zaczyna kolejną kampanię wyborczą i nie pilnuje wspomnianych zagadnień.

Więc jak tu mówić o kompleksowości? Chyba żeby kadencje przedłużyć do lat np. 6. Ale wtedy opozycję i jej zwolenników szlag by trafił z braku perspektyw, co znowu zahacza o kwestie zagadnień długofalowych.

Podrawiam i miłego popołudnia życzę


Panie Lorenzo,

westchnę sobie złośliwie, z zamierzoną naiwnością: a NSRO, strategie różne sektorowe, programy operacyjne? Toż one ponadkadencyjne!

Pozdrawiam z lekka sardonicznie, ale z niekłamana sympatią.


Taaa... Panie Czczajniku.

co rzekłszy, zadumałem się z lekka. I w tym stanie pobędę chyba przez chwilę dłuższą, odwzajemniając pozdrowienia wcale nie kurtuazyjnie


Ja, Panie Lorenzo, spokojny dzisiaj nie jestem

I dlatego przeczytałem Pański tekst dopiero teraz, w nadziei, że jakieś ukojenie skołatanych nerwów znajdę.

A tu nic. Zły jestem, jak czytam, bo to prawda, co Pan pisze. A już co do wiatraczków, ech, tu mógłbym coś powiedzieć... Ale nie powiem, bo słów używać nie chcę.

Pozdrawiam dziękując za tekst, bo nie rozrywce on miał służyć. Oj nie.


Czy ja też mogę trochę pomarudzić?

Ja w sprawie tej “kompleksowości” a właściwie jej braku.
Panowie znakomicie pomarudziliście już o przyczynach takich bardziej politycznych, skoncentrowanych na doraźnych celach. Takich: “Aby do następnych wyborów”.

Ja się przypnę do przyczyn naukowych w kontekście tego… ocieplenia i wariackich zmian, które próbuje się wprowadzić w oparciu o te przyczyny. Naukawe bardzo.

Długo trwało zanim się przemogłem i zacząłem krytycznie patrzeć na alarmy, wezwania i tym podobne bajania. Tak sobie myślę, że momentem przełomowym był artykuł w jakimś naukowym periodyku, którego autor zarzucił mędrcom cieplarnianym “ptolemejskie ujęcie” zmian klimatycznych.
Znaczy się, wg zwolenników ludzkiej przyczynkowości zmian klimatu, Ziemia jest pępkiem Wszechświata i nic spoza Ziemi nie oddziałowuje na ziemski klimat. I już. Po czym następowały szeregi liczb, współczynników, stałych i zmiennych, które w podsumowaniu wskazywały jednoznacznie, że Kopernik się nigdy nie urodził.
No baaa! :)

(Ale to było parę lat temu. Czasopismo poszło do recyklingu a archiwalny serwis internetowy jest płatny. Dość słono. W związku z tym mogę się tylko sklerozą zasłonić nie mogąc źródła odtworzyć.)

Na początku ubiegłego roku zapodałem sobie RSS na wiadomości dotyczące naszej gwiazdy z kilkunastu ośrodków naukowych. (Nie, nie Słońca Peru:) No i wygląda na to, że nasze Słonko się na nas obraziło i poszło do “galaktycznej kosmetyczki” żeby twarz sobie z plam oczyścić. Plam, na widocznej stronie, jest jak na lekarstwo.
W tym samym czasie pojawiają się sukcesywnie informacje o obniżaniu się średnich temperatur w naszym ziemskim grajdole.
Ale mainstreamowa część naukowców dalej twierdzi, że aktywność Słońca nie ma żadnego wpływu na zmiany ziemskiego klimatu. (Tylko dlaczego paneliści NASA przedstawiając przewidywania dotyczące 24 cyklu słonecznego – obecnego – odnoszą się też do ziemskiego klimatu by potem zanegować to, co wcześniej powiedzieli?)
Itd., itp.

Gadam, gadam i nie wiadomo do czego zmierzam.
A zmierzam do tego, że “kompleksowość” jest zbędna. “Kompleksowości” należy unikać. “Kompleksowość” może być niebezpieczna. Opinię publiczną należy chronić przed “kompleksowym ujęciem”.
Na pewno opinię publiczną?

Pozdrawiam Panów kompleksowo.


Szanowny Panie Kaziku

Jakiś dzisiaj jestem taki niekumaty i nie wiem, jak potraktować poniższy fragment Pańskiego komentarza

A zmierzam do tego, że “kompleksowość” jest zbędna. “Kompleksowości” należy unikać. “Kompleksowość” może być niebezpieczna. Opinię publiczną należy chronić przed “kompleksowym ujęciem”.
Na pewno opinię publiczną?

Ironiczne to było czy na poważnie? Dla wyjaśnienia – jeśli idzie o kompleksowość, to chodziło mi o rozważenie wszelkich aspektów zagadnienia (co wymaga jednak trochę rzeczowych ekspertyz) przed podjęciem bardzo kosztownych decyzji, ktorych pozytywne efekty mogą być dla społeczeństwa dość iluzoryczne, za wyjątkiem pewnych kręgów gospodarczych (mających również niezłe wpływy polityczne).

Pozdrawiam niekumacie :-)


Panie Lorenzo

A to ja się nie dałem wcześniej poznać jako zgryźliwy tetryk?
Niedopatrzenie, kurcze. :)

Panie Lorenzo, Pan ma absolutną rację. Tak właśnie powinna wyglądać kompleksowa analiza każdego przedsięwzięcia. Ale nie jest.
Przynajmniej w wersji, którą przedstawia się tzw. “opinii publicznej”.
Dlaczego? To ja już nie wiem. Mogę sobie tylko pospekulować, na przykład w oparciu o “ptolemejski model” opracowywania scenariuszy zmian klimatycznych.

I niech Pan nie mówi, że Pan jest niekumaty.

Pozdrawiam w ujęciu plebejskim.
(w sensie: dezinformacyjnym)


Jeśli precyzję, Panie Kaziku,

uznać za zgryźliwość, to zgoda, jest Pan zgryźliwy. Ale granicy wiekowej, od której mężczyzna staje sie tetrykiem, to Pan jeszcze nie przekroczyl. Chyba.

Dobrego samopoczucia życzę nieprzerwanie


(Brak tytułu)


Subskrybuj zawartość