Starość czyli nic dla młodych

Komentarze Pana Griszqa do tekstu o winie Pana Yayco oraz jego odpowiedzi natchnęły mnie do rozważań niezbyt dla mnie (a pewnie i nie tylko dla mnie) przyjemnych. Rozważań o starości.

Czym jest owa starość i kiedy się zaczyna? Jakie są jej przywileje, jeśli w ogóle ten stan ducha, poziomu sił fizycznych i czego tam jeszcze, jakieś przywileje posiada lub posiadać powinien? A jakie obowiązki, bo przecież we współczesnym świecie każdy jakieś obowiązki posiadać powinien w walce o doczesne dobro, albo tylko egzystencję?

Jak się ma owa starość pojmowana przez naszą, polską, środkowoeuropejską kulturę do cywilizacji Zachodu (ponoć najlepszej i najbardziej postępowej z wymyślonych) do starości kultur Wschodu, podobno zacofanych i niedemokratycznych, choć z opisów Pana Griszqa – przynajmniej w tej kwestii – można by odnieść całkiem inne wrażenia?

Na Zachodzie, a i u nas coraz częściej, ludzi starych (czy tylko w podeszłym wieku i fizycznie nieudolnych, choć psychicznie być może jeszcze nie) wysyła się na dożywotnie zesłanie do Domów Spokojnej Starości czy Złotej Jesieni. (Nawiasem mówiąc nazwy tych przybytków brzmią dość sarkastycznie, jeśli nie złośliwie w pewnych przypadkach). Czy tak być powinno czy to tylko efekt pędzącej do przodu coraz bardziej cywilizacji, goniącej bez końca li tylko za doraźnym sukcesem i dobrami doczesnymi?

Tu drobna poprawka, ten inny stosunek do ludzi starych jest spotykany nie tylko na Wschodzie, ale i w Afryce oraz na innych kontynentach, głównie ponoć wśród plemion prymitywnych.

A co z doświadczeniem tych ludzi, ich wiedzą życiową? Czy ma być utracona, albo zastapiona jedynie wiedzą zawartą w komputerowych dyskach, pozbawioną całkowicie emocji i uczuć?

Czy znowu dzięki podwyższającej się stopie życiowej i wynikającym z niej emeryturom oraz oszczędnościom wystarczającym nie tylko na życie codzienne, ale nagle i na podróże (fenomen z ostatnich lat emerytów z dawnego DDR-u, o emerytach amerykańskich nie wspominając) nie powstanie przypadkiem całkiem odrębna, wystepująca jedynie w rozwiniętych społeczeństwach zachodnich klasa emeryckich próżniaków, ktorzy zamiast pomóc młodym, odbijają sobie lata ciężkiej pracy?

A jak powinnien i czy w ogóle powinien wyglądać udział tych ludzi w życiu kulturalnym, społecznym (Uniwersytety Trzeciego Wieku)? Czy przypadkiem ich wykluczenie na skutek różnych warunków nie powoduje swoistej niechęci do nich ze strony tych jeszcze młodych lub znajdujących się wieku dojrzałym? A ta niechęć z kolei nie wywołuje agresji ze strony ludzi starych wobec młodszych od nich? Agresji i strachu przed “wykluczeniem”?

Co powinniśmy przejąć od innych kultur (zakładając, że coś w ogóle przejąć powinniśmy), by ten okres życia uczynić spokojniejszym i bardziej efektywnym dla innych i dla siebie?

Ciekawy jestem, czy i kiedy zaczynacie się nad tym zastanawiać (panie i panowie w okresie kryzysu wieku dojrzałego). Czy ogarnia was tylko egzystencjalny lęk czy też próbujecie z tym fantem coś zrobić z pewnym wyprzedzeniem, jak to opisał w swej niepełnej jeszcze (mam nadzieję) relacji z podróży do Pamiru Pan Griszeq.

Takie pytania zadaję Wam ja, starzec Lorenzo (starzec wedle pojęć np. poety Asnyka). Bo sam się jeszcze nad nimi nie zastanawiałem (no, może trochę, podczas deszczowych wieczorów), ale pewnie niedługo będę musiał.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jak rozumiem?

Jest to nawiązanie do wymiany zdań u p.Yayco?

http://tekstowisko.com/yayco/56413.html


Dobrze Pan rozumie, Panie Igło,

tylko nie chciałem ładnego tekstu o winie i wakacjach psuć niezbyt sympatycznymi rozważaniami. A może one wcale nie będą (znaczy sie komentarze) wcale takie niesympatyczne?

Miłego popołudnia Panie Igło i dobrego samopoczucia życzę


re: Starość czyli nic dla młodych

To dobrze, boć p. Yayco, jako człowiek młody i niezrzędliwy chociaż sprytnie zaprzecza wcale nie zasługuje na marudzenie&zrzędzenie starców.

Co to na drabinie se hemoroidy dopasowują niczem ulęgałki na sianie.


Panie Lorenzo szanowny

Jako uczestnik tamtej dyskusji i człowiek jednocześnie w miare jeszcze niemyślący o konsekwencjach pędzących lat, wtrącę swoje trzy grosze.

Nie zauważyłem, by ludzie starsi byli traktowani w Pamirze jako “rezerwuar wiedzy wszelakiej y doswiadczenia”. Są po prostu członkami rodziny. Nie bardzo widziałem u nich szczególne zapędy do opiekowania się wnukami. Są to częstokroć osoby które z racji bardzo ciężkiego życia nie bardzo się nadają do jakiegokolwiek pomagania rodzinie. Spacerują sobie i rozmawiają lub siedzą i popijaja zieloną herbatę. To też pewnie jeden z aspektów swego rodzaju powolności, czy też niespieszności życia. Z naszych rozmów wynikalo, że przekroczenia 100 są w górach dość częste. I sa to rzeczywiście lata odpoczywania po trudach i zawieruchach życia.

To chyba jest kwestia pewnego szerszego zjawiska – rodzina i bliscy są po prostu najważniejsi dla tych ludzi. Dorośli opiekują się starszymi i zaszczepiają to młodym, choć pewnie także po to, by mieć pewność opieki na czas swojej starości. Są to jednak społeczności dość proste, z obciętą “piramidą Masłowa” i opisywane przypadki emerytów amerykańskich czy niemieckich nie mają tam miejsca.

Chyba też nie da się przenieść już tamtych stosunków społecznych na naszą rzeczywistość. Taka jest cena cywilizacyjnego postępu. Jesteśmy dalej od naszych dziadków, rodziców, dzieci, braci i sióstr. Jednocześnie mamy możliwości zapewnienia sobie sami godziwej jesieni życia, których tamci ludzie nie mają. Zawsze jest jakaś cena.

Zastanawiam się, czy zbyt często płaconą ceną nie jest zwyczajna samotność wśród ludzi… No ale to temat chyba na inny post…

Pozdrawiam Pana serdecznie, obiecując zdjęcia i jeszcze parę Pamirskich wspominek.


Panie Lorenzo,

jak przeczytałem: “Komentarze Pana Griszqa do tekstu o winie Pana Yayco”, to się zastanowiłem, czym zawiniłem tym razem?

A co do meritum, to zanim zniknę, oddalając się do pracy, to tylko spytam dla porządku: o co się mianowicie Szanownemu Panu rozchodzi?

Czy o starość społeczną?

Czy o starość biologiczną?

Czy o psychiczną (subiektywną)?

A może o zjawisko demograficzne?

I niech moim wkładem w dyskusję będzie twierdzenie, że o ile w dawnych czasach te trzy pierwsze wymiary były względnie sprzężone i ładnie przekładalne na demografię, o tyle w czasach współczesnych coraz bardziej się rozjeżdżają.

Ja, dla przykładu, jestem stary biologicznie, nie jestem stary społecznie i bywam stary psychicznie. Ostatnio byłem z piątku na niedzielę, a w niedzielę mi przeszło.

Pozdrawiam irytująco


A ja się pokajam

Jako starzec.
Otóż często wykluczam ze swojego otoczenia innych starców, ze względu na to, że pieprzą i nic se wytłomaczyć nie pozwalają.
Często są w moim wieku.
Albo Yaycowym.


Kiedy, Panie Griszqu,

to ja Panu wdzięczny jestem za to zaszczepienie, więc owa samotnośc to niekoniecznie jest na inny post. Mam wrażenie, że starość w ogóle jest kojarzona przede wszystkim z samotnością. I to nie tylko samotnością wynikającą z biologii czyli odchodzenia bliskich, ale i cywilizacją, ktora niemal pozbawia nas owych więzi międzyludzkich zwanych potocznie rodziną lub szerzej – społeczeństwem.

A zaczęło się to, gdy Ford wprowadził patent zwany stołówkami zakładowymi. Rodziny nie spotykały sie już podczas wspolnych posiłków, tylko podjadały, kiedy kto miał czas i gdzie mógł. No i skończyły się rozmowy rodzinne, wymiany poglądów, przekazywanie doświadczeń na bieżąco.

Teraz doświadczenia wymienia się zazwyczaj w czasie kryzysu, a poglądy… lepiej przestanę na ten temat, bo zrobi się niebezpiecznie i odejdę od tematu.

I tak dzieci dorastają, dojrzali starzeją się obok siebie, ale ten proces chyba nie przebiega wspólnie. Nie w rodzinie. Ale każdy obok. I tak powstaje chyba wrażenie odrzucenia lub bycia niepotrzebnym, może nie tyle w sensie zawodowym, ale rodzinnym lub społecznym raczej. Pojawia się fenomen (w sensie zjawiska) samotnego tłumu.

Stąd łatwość, z jaka ten tłum może się poddawać manipulacjom na przykład. Co ciekawe, manipulantem może być ktoś, kto wyrazi zainteresowanie losem owych samotnych, co ze społecznego, czyli ludzkiego, punktu widzenia należy oceniać chyba pozytywnie. Oczywiście owo zainteresowanie, a nie manipulację.

Naturalnie postęp cywilizacyjny jest nie do zatrzymania, ale jak tu nie stracić przy tym procesie owych więzi? I przekazywania oraz respektowania sygnałów przesyłanych przez obie strony: tych, którzy już weszli w smugę cienia i tych, którym jeszcze do niej sporo lub tylko troche brakuje.

Jasne, że nie będę już grał w piłkę nożną, ale mogę przecież byc członkiem rodziny kibiców. Nie będę się już znał doskonale na zawiłościach komputera, tych czy innych systemów, ale mogę być członkiem Konfederacji i brać udział w dyskusjach w necie odbywających sie przy pomocy owych komputerów czy systemów. Nie pójdę już do szkoły i nie będę zdawał matury, ale znam życie czyli procedury, procesy i to moje doświadczenie mogę przekazać. I tak dalej, i tak dalej.

Ja sobie radę dac powinienem, bo taką mam konstrukcję psychiczną, ale co z tymi, którzy takiej nie mają? A może przecież przyjść chwila, gdy ja też zostanę z tyłu i co wtedy?


Drogi Sąsiedzie!

A toś mnię zażył znienacka i boleśnie!
Bo takie myśli, jak mogę, precz odganiam!
Staram sie nie zważać na uplyw lat, i w duchu wciąz balansuję tak około czterdziestki, może wcześniej. Pewnie, że refleksja nadejść w końcu musi, ale samo odczuwanie jest bardzo osobiste i nijak się to szufladkować nie da. Bo kryterium widocznym gołym okiem nieuzbrojonym, są tylko lata. Ale i to nie zawsze. Żyjemy coraz dłużej, a proces starzenia tez można jakoś odwlec. To kwestia predyspozycji, genów, czy włożonej pracy. Bądź lenistwa.
Najważniejsze, żeby być młodym, pięknym i bogatym!
Najpierw dosłownie, a póżniej nieco inaczej, bo przecież slowa te mają wiele znaczeń.
A wystarczy być wiecznie młodym duchem, pięknym w środku, a ostatecznie pięknie się od innych różnić. A bogatym w wiedzę i doświadczenie. Pomimo tego elektronicznego chłamu, przebyte doświadczenie zawsze ma swoją cenę i komuś przydać się może.

Kiedyś, jeszcze w w 80-tych latach XX wieku(!) spotkałem w Bukowinie przemiłego starszego pana. Staliśmy w kolejce do wyciągu, i usłyszałem od niego, że już nie ma siły na ostrą jazdę, i ogranicza się do pięciu, sześciu zjazdów dziennie. Wymieniliśmy sporo uwag, zeszlo na narciarstwo i infrastrukturę, i wtedy usłyszałem,że mój rozmówca, jako młody geodeta brał udział w budowie kolei na Gubalówkę. Na moje widoczne pewnie osłupienie zareagował z sympatycznym uśmiechem “ Tak, wie pan, ja już skończylem 80 lat!”
Otóż, dla mnie dzisiaj, pięć zjazdów na Glodówce, to jest już wyczyn.

Pozdrawiam promiennie!

tarantula


Nic

Panie Lorenzo.
Nic.
No i widok za oknem.


Panie Lorenzo

Syn mojej Szefowej kiedy był dzieckiem wymyślił, że świat powienien być urządzony odwrotnie.

Że najpierw każdy powinien być na emeryturze, a potem jak już wszystko co miał do zrobienia w życiu ciekawego i ekscytującego, kiedy oddając się wszelkim radosnym aktywnościom zestarzeje się...

Wtedy jest dobry czas, by zająć się pracą.

Dość ciekawa teoria.

Poważnie mówiąc jednak, to ja sobie tak patrzę na tych starszych ludzi i myślę, że świat nie ma dla nich szczególnie interesujących propozycji. Świat pod tą szerokością geogrficzną w szczególności…

I dlatego bardzo mnie cieszą Uniwersytety Trzeciego Wieku oraz wszelkie propozycje kierowane do ludzi starszych. Z szacunku dla nich. Z dbałości o to, żeby ten etap życia niósł też ciekawe, o ile nie ekscytujące doświadczenia.

Bo to jest takie przesłanie, które daje energię do działania. Na miarę możliwości i sił.

Najgorsze co może być, to przeświadczenie ludzi starszych, że są niepotrzebni. Że nikt ich już ani słuchać, ani oglądać nie chce.

Że najlepiej jakby w osobnych wioskach żyli. I tam odchodzili, nie zawracając nikomu głowy.

Zdarza mi się pracować z osobami, którym minęło osiemdziesiąt wiosen już i widzę ile jeszcze mają w sobie energii. Jak niewiele potrzeba, żeby tę energię uruchomić. I jakie to wzruszające patrzeć jak ta energia wiele w nich zmienia.

Pozdrawiam Pana bardzo serdecznie


Pani Gretchen,

ponieważ Gospodarz nie chce mi odpowiedzieć, to się wyżyję na Pani.

Po pierwsze, to syn Pani szefowej bardzo literacki miał pomysł.

Alejo Carpentier napisał opowiadanie, w którym opowiedział taką historię. Zaczynało się od śmierci a kończyło na narodzinach. Mniej więcej.

Bodaj w zbiorku Wojna czasu się ono ukazało, ale nie chce mi się szukać. Powrót do ziarna, czy coś takiego. No ale skąd Pani to ma wiedzieć, jak ta ksążka wyszła gdzieś pod koniec pierwszej połowy lat siedemdziesiątych?

Po drugie, to z przykrością muszę zauważyć, że zgadzam się ze wszystkim co później Pani napisała.

I dodam,że moim zdaniem, fundamentalne znaczenie ma tu bariera ekonomiczna. Świadomościowa jest wtórna. Gdyby ona pękła (ta ekonomiczna), to aktywni ludzie w starszym wieku wreszcie by pokazali gówniarzom.

Pozdrawiam serdecznie, zastanawiając się, gdzie ja mogę mieć tego Carpentiera…


Jak napisalem, Panie Tarantulo,

o siebie sie mniej boję. Gdy dzisiaj wchodzę do “Jaszczurów” (a wchodzę czasami, za 10 dni też będę, bo bedziemy obchodzili 30-lecie Chóru Wujów), to czuje sie tak, jak czterdziesci lat temu. W ogole nie przychodzi mi do glowy, że ci co tam teraz siedzą moga byc moimi wnukami. To chyba dowód na moja kompletną niefrasobliwość, nieprawdaż?

Jedna z najpiękniejszych (tak, najpiękniejszych wlasnie) scen, jaka byla moim udzialem miala miejsce na początku lat 70-tych, w Kopenhadze. Odwiedzilismy wieczorną porą ze znajomą mala piwiarnię. I w niej, przy jednym ze stolów, siedzialo dwoje starszych ludzi, chyba nieźle po 70-ce. Ubrani w grube dziergane swetry siedzieli przy piwie trzymając się za ręce i usmiechając sie do siebie. Oni byli po prostu piękni w tym swoim byciu we dwoje w tm wieku. Tak chcialbym się zestarzeć: tylko trochę fizycznie (ha,ha) i wcale psychicznie.

Bo w tym ich wykonaniu owa starość byla przede wszystkim spokojem. Pelnym szczęscia. I nie bylo w nich miejsca na samotność, choć czuc bylo zadumę. Może nad przeszlością, może nad przyszlością, jaka im zostala.

Pozdrawiam wieczornie


To ciekawe, Pani Gretchen,

jakbym już gdzieś slyszal o tej koncepcji syna Pani szefowej. Przypomina mi ona nieco pewien system organizacji dnia pracy, kiedy to ustawianie zadań zaczynamy od końca, czyli ostatniego zadania, jakie z pewnością musimy dzisiaj wykonać. I wtedy po chwili wiemy już, o której musimy wstać, a o której spać pójdziemy. Na dodatek zadowoleni, że wszystko, co sobie zaplanowaliśmy, udalo sie zrobić.

Ja do końca nie wiem, czy to świat ma mieć propozycje dla ludzi starszych i starych (pomijam tych schorowanych). Świat powinien ich tylko akceptować, a oni – przynajmniej ich większość – sami sobie dadzą rady, czy to uprawiając ogródki, grając w brydża lub udzielając sie w sieci. Bo w niej moga się czuc przydatni czy potrzebni. Weźmy chocby przyklad z naszej Konfraterni, gdzie jest kilka osób w dość zaawansowanym wieku (np. Pan Wiki), biorących udzial w dyskusjach czy wywolujących tematy.

Net to zupelnie nowa możliwość. Uniwersytet Trzeciego Wieku powstal, kiedy jeszcze Sieci nie bylo i zdawal mi się być jakby trochę takim przymusowym trybutem dla starszych, żeby poczuli, iż ktos się nimi nieco przejmuje. Czy tak bylo naprawdę – nie wiem.

Sądzę, że przyszli emeryci będą nadrabiali stracone na prace lata wycieczkami, tak jak to się dzieje we wschodnich Niemczech. Ale czy w domu (nie idzie mi o mieszkanie, a o wspólnotę), w rodzinie, będą sie czuli przydatni? Nie wiem. Przeczuwam, że bardziej w sieci.

Zas co do tej energii, która uruchomiona tak wiele w nich zmienia, to chcialbym, aby ta energia zmieniala także cokolwiek w ich otoczeniu, wśród mlodszych od nich.

Pozdrawiam serdecznie i wieczornie, nareszcie bezdeszczowo


Gdzieś mi Pan, Panie Yayco, po prostu umknąl

w malym zamieszaniu w tzw. miejscu pracy. A potem inne obowiązki mnie dopadly. Proszę więc wybaczyć.

Odpowiem (?) Panu tak: ja nie wiem, Panie Yayco, do której kategorii mam sie czasami zaliczyć, bo tylko za siebie mogę w takich tekstach odpowiadać.

Często czuje się zmęczony, często sie wściekam na mlodszych ode mnie (acz tylko wewnetrznie, znaczy sie wściekam), bo coś jest nie tak, jak sobie wyobrażalem. Ze zdumieniem uświadamiam sobie, że jedna z Córek ma już 21 lat, a druga zaraz bedzie miala 18. A ja przecież co dopiero…

No i rano ten facet w lustrze. Ale czasami to nawet sie sobie podobam, jak na starzejącego się narcyza przystalo.

Z przerwami na lizanie ran chce mi sie też cos spolecznie napocząć: a to cos zrobić dla mojego miasteczka w górach, gdzie mam dom i czuje sie dlatego zobowiązany. A to znowu… zreszta Pan wie, o co biega. Choć czasami tylko lazi.

Z moim subiektywnym starzeniem się dam sobie radę, dumam jedynie nad naszym (w sensie cywilizacji europejskiej) systemem spolecznym, ktory jakby wyrzuca większość ludzi w smudze cienia trochę poza nawias tego radosnego szumu spolecznego panującego wśród ludzi od nich mlodszych.

Jak napisalem do Pani Gretchen – pewna szanse daje net, albo da dopiero tymj, ktorzy się posuną w latach w przyszlości. Bo wtedy – a przynajmniej taka mam nadzieję – ta anonimowa samotność, z jaka mamy do czynienia dzisiaj, będzie może troche mniej anonimowa?

Pozdrawiam przepraszająco


Zapewne na trzeciej pólce od dolu, Panie Yayco,

w drugim rzędzie, bo to przecież juz tak dawno bylo, że najstarsi górale tego nie pamietają :-))

A co do reszty staralem się wedle umiejętności odnieść w bezpośrednim do Pana komentarzu. Przynajmniej na razie.

Pozdrawiam bezdeszczowo


Panie Yayco

Po pierwszym zdaniu Pana listu wzięłam głębooooki oddech… duuuuży rozbieg…

i…. na nic mi się nie przydało.

Może to i lepiej. Zobaczymy co będzie dalej.

Myślałam o tej ekonmicznej barierze…

I zgadzam się z Panem, ale niech się Pan nie cieszy, bo poniekąd jedynie się zgadzam.

Zgadzam się, że cudowne zniknięcie bariery ekonomicznej wiele by zmieniło. Ten brak dałby starszym ludziom wolność. Wolność wyboru.

Mało to odkrywcza myśl i nie odnosi się tylko do starszych przecież.

Tylko, że z drugiej dla odmiany strony wciąż chyba relatywnie niewiele osób korzysta z tego co jest dostępne nieodpłatnie. I tu właśnie jest ta bariera psychologiczna, z przeproszeniem.

Na szczęście są ludzie, którzy nie mając wpływu na to pierwsze, starają się oddziaływać na to drugie.

Często są to młodzi ludzie.

Pozdrawiam Pana zaniepokojona Pańską zgodliwością...


Panie Lorenzo

Miałam na myśli te propozycje, z których mogliby skorzystać ci mniej kreatywni :)

Albo też takie propozycje, które byłby kierowane do tej właśnie grupy. Chciałoby się powiedzieć targetowej, ale to brzydko brzmi.

Pojawienie się takich propozycji może stanowić impuls do czegoś, na przykład do zdecydowania się na wyjazd w jakieś miejsce, uczestnictwo w jakichkolwiek działaniach.

Myślałam też o tym, że pojawienie się tego typu propozycji dostosowanych do potrzeb osób starszych mogłoby być swoistą zachętą.

Bez wątpienia ma Pan słuszność, że wielu starszych ludzi wie czego chce, co lubi, czemu chce czas poświęcić.

Pisze Pan o akceptacji… Ja może mam jakieś skrzywienie, ale dla mnie to jest sprawa poza moim nurtem refleksji, jako całkowicie oczywista.

Sieć wszechświatowa to wspaniałe narzędzie dla samotnych ludzi, także starszych, więc muszę się z Panem zgodzić, co do jej użyteczności.

Tylko ja sobie tak czasem myślę o mojej mamie, która nie jest staruszką choć wrzeszczy o tej starości wkółko. I ona, ta moja mama, całkiem niegłupia kobieta oraz śprytna, nie chciała już nawet zmierzyć się z telefonem komórkowym. Zazdrości mi sieci , ale nie chce spróbować. Ot.

I jeszcze jedno Panie Lorenzo, odnośnie tytułu Pańskiego tekstu.

Starość to nie jest nic dla młodych.

To jedynie kwestia czasu.

Pozdrawiam Pana wypatrując…


Panie Lorenzo,

mam nieco inne niż Pańskie spostrzeżenia.

Problemem jestem żywotnie zainteresowany. Z akcentem na żywotnie. I powiem tak: gdyby Pan odnosił swoje uwagi do Polski, to pewnie bym się zgodził. Z niewielkimi zastrzeżeniami. Ale w odniesieniu do kultury Europejskiej?

Nie wydaje mi się.

Plaże są pełne emerytów. I emerytek niestety też. Pisałem o tym u siebie, więc nie będę wracał do tej kwestii.

W każdym muzeum żwawe stada staruszków zabiegają nam drogę. I myślą o nas to samo, co my o nich. Że powłóczymy nogami.

W restauracji Arkadia na Wiatracznym rondzie imprezy taneczne są organizowane. Mnie już wpuszczą, ale Pan Igła musiałby jednak poczekać, bo to nie dla młodzieży.

to się zmienia na naszych oczach. Tak szybko, że tego nie dostrzegamy.

Bariery są dwie. Finansowa i świadomościowa.

Ta pierwsza jest gorsza, ale moim zdaniem, pęknie pierwsza. Już pęka. Moja mama jeździ na wycieczki. Po Polsce, bo na takie ją stać. Ją i jej koleżanki, bo sama przecież nie pojedzie.

Więcej razy była w Krakowie niż ja. Ja wiem, że to akurat nietrudno, ale mimo wszystko.

A o barierze świadomościowej Pan sam napisał. Ona odchodzi. My już jej nie czujemy: mimo widoku w lustrze chodzimy na koncerty, do klubów. Śmiejemy się gówniarzerii w nos.

Nie czujemy się starzy, bo nie ma na to presji.

Kilka lat temu spotkałem profesora H., cudownego człowieka, który znajdował się w stanie silnego wzburzenia.

Kiedy spytałem, co się stało, powiedział mi mniej więcej tak:

- Wie Pan, Panie Y., przyszedł do mnie jakiś stary dziad i wpierał mi przez godzinę, że był moim studentem.

Profesor H już nie żyje. Kiedy z nim rozmawiałem, prawie nie widział. Ale myślę, że pod pewnymi względami był młody do końca.

Jak Pan dołoży do tego technologię, o której Pan sam wzmiankuje, to w zasadzie problem trzeba nazwać inaczej.

To nie jest problem starości, tylko problem zdrowia.

Sardeczności załączam, winem meksyckim do Pana pijąc.


Pani Gretchen,

jakie “cudowne”? W ekonomii nie ma nic “cudownego”, proszę Pani.

Ta bariera znika, bo starsi ludzie mają czas. A czas to pieniądz.

Opłaca się zorganizować wycieczkę z mały pieniądz i mieć działkę od gości co sprzedają pamiątki u jej celu. Starszy człowiek bardzo jest za pamiątkami.

To nie są duże pieniądze, proszę Pani. Ale mamy coraz więcej starszych ludzi i to się opłaca. No dobrze: zaczyna się opłacać.

A przy okazji przełamuję się bariery.

Natomiast z nieodpłatnością to ma Pani rację.

Jest coś paskudnego i smutnego w tym, że ludzie nie wiedzą, jak wiele mogą uzyskać za darmo. W sferze kultury zwłąszcza, ale nie tylko. Paskudny jest brak informacji. Smutny jest brak zainteresowania.

I zgodzę się, że to młodzi ludzie otwierają wiele drzwi.

Przyglądam sie ostatnio trochę polskiemu wolontariatowi i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem.

Pozdrawiam, mając nadzieję na pogłębienie Pani niepokoju


Skąd Pan zna moją biblotekę, Panie Lorenzo?

Lorenzo

w drugim rzędzie, bo to przecież juz tak dawno bylo, że najstarsi górale tego nie pamietają :-))

A żebyś Pan wiedział, że w drugim rzędzie, cholera. Opowiadanie nazywa się Powrót do ziarnka. Tytuł książki zgadłem. Wydał to Czytelnik, w 1974 roku.

Niezły rocznik, nota bene...

Pozdrowienia


Panie Yayco

A skąd ja się mam znać na ekonomii?

Jak ja bym Panu powiedziała na ile procent oszacowałam polską inflacje w czasach zdawania egzaminu z tego przedmiotu, to tekstowisko rozpadłoby się ze śmiechu.

Ci co wiedzą, do dzisiaj zbiorowo się śmieją choć doceniają walor profetyczny. Mam wątpliwości czy szczerze, czy to kolejna odsłona szydzenia…

Co do reszty to niestety nie mogę polemizować, bo z pewnym przerażeniem stwierdzam, że się z Panem zgadzam.

Pozdrawiam Pana przewidując koniec świata…


Panie Yayco

pisza o kulturze europejskiej, mialem na myśli ten system wartości, do którego się tak chetnie przyznajemy, a przynajmniej przyznają się nasi politycy. Bo jest jeszcze przecież zasób tradycji i przywyczajeń typowy dla Polski czy naszego regionu.

I dochodzę do wniosku, że myśląc o starości, mam przed oczyma tych ludzi, którzy do wspólczesnej technologii juz sie z różnych powodów nie przyzwyczają, już jej nie zaasymilują. I to oni są odrzucani, ze względów finansowych również. Nie mam pojęcia, jak jest na wsi; ciekawe byloby slowo ze strony psychologów wsi, jesli istnieje taka specjalizacja.

I zanim biologia zalatwi ten problem, tylko taki maly robaczek się gdzieś glęboko zagnieździl i kruczy: jesli tak szybko będzie następowal rozwój technologiczny, a tym samy byc może i spoleczny, to czy za lat …dzieścia lub …dzieści nie przekroczymy kolejnej granicy, to znaczy ci mlodsi ja przekroczą, ja zaś i moi rówieśnicy już niekoniecznie. A dystans pozostanie.

Pozdrawiam w zadumie


Pani Gretchen,

jak ja zdawałem ekonomię, to inflacja była za granicą. To w tej kwestii.

Biorąc pod uwagę wspomniany profetyzm, zaczynam się z wolna niepokoić.

I w tym zaniepokojeniu – pozdrawiam


Panie Lorenzo,

no niby faktycznie.

Ale z drugiej strony, dla wielu z nich, świat jest wyjątkowo wręcz wygodny. I nie chodzi o żadne luksusy, bynajmniej. Raczej o to,że kiedy oni patrzyli na swoich starszych to widzieli znacznie gorszą starość.

Jest w tym jakiś paradoks poznawczy, ale wskutek wina o delikatnej nucie rabarbaru, nie mogę sęi skupić na tyle, żeby go dookreślić.

A to co Pan pisze o wsi, to trochę inny problem. Jakby zwierciadlane oblicze postępu – wykluczenie społeczne.

Niewątpliwie starzy ludzie są szczególnie (można by rzec , że tradycyjnie) narażeni na wykluczenie.

Niewątpliwie znaczna część polskiej wsi, z przyczyn makro i mikroekonomicznych, też jest szczególnie narażona na wykluczenie społeczne.

Więc co można powiedzieć o starych ludziach na wsi?

Że maą pecha?

To nie żart. To gorycz,

Ale wie Pan, albo szklanka jest w połowie pełna, albo…

Pozdrawiam

PS Jak piszę o wykluczeniu, to mam na myśli strukturalne i trwałe zablokowanie dostępu do rożnych zasobów społecznych. Ekonomicznych, kulturowych etc.


Ja bym, Panie Yayco,

by Panu tę nutkę rabarbaru odrobinką goryczki zaprawić, do listy zawartej w Panskim Peesie dodal też zablokowanie dostepu do czysto duchowym zjawisk typu empatia, wspólczucie i takie tam. Stąd zrozumiala rola Kościola na wsi, choć nie wiem, czy aż tak znacząca i przez zainteresowanych (czyli mlodszych) zrozumiana.

Ale podobno bez odrobiny goryczki smak nie ma takiej pelni, jaką mieć powinien.

I w tym nastroju Pana pozdrawiam


Jak to często bywa,

ma Pan rację.

Ale empatia i współczucie to w ogólności deficytowy towar, prawda?

Jak zaczynamy się domagać empatii dal starszych, to zaraz się pojawia pytanie, a czemu nie dla młodszych?

Z resztą, mam wrażenie, że na wsi łatwiej jest o empatię czasem, niż w wielkim mieście. Może się mylę. Nie bywam na wsi.

O empatię łatwiej (jeśli nie błądzę), o instytucjonalne wsparcie trudniej.

Ale będę się upierał: kiedy oni byli w naszym wieku stabilnej młodości (wedle określenia Andrzeja Poniedzielskiego), to musieli się bardziej bać, patrząc na starość, która już na nich czekała.

Albo wcale się nie bali, tylko godzili na to.

Niezgoda jet podstawą postępu, Panie Lorenzo

Pozdrawiam buntowniczo


Ja tylko tak na chwilę

bo starsi i mądrzejsi gadają:)

Znaczy powiem pewnie banał, ale można być wiekowo ,,starszym” czy nawet ,,starym” i czuc sie młodo.
I odwrotnie.
W sumie nieraz ze znajomymi się wydodziliśmy, jak to jest, że nam się nic nie chce, że się narzeka na coś, a ludzie starsi np. ode mnie o 30 lat czy nawet o 40 sa pełni zapału do czegoś, aktywni.

Nie mówić już np. o osobach w wieku lat 80 czy więcej, którzy np. intelektualnie są sprawni niesamowicie (choćby Maria Janion, Bartoszewski, Barbara Skarga i wielu innych)

A Grześ jęczy, że mu się nic nie chce, zwlec z łóżka przed 8 to dla niego wyczyn nie lada, a tata w wieku już po 60 wstaje przed 5 i idzie do pracy:)

A ja na 9 nie mogę zdążyc obecnie.

Kurde, to co będzie za te 40 lat?

Chyba mi zostaje młodo umrzeć.
E nie, na to już w sumie za późno, bo młody to już byłem.

Hm, miało być krótko.

pzdr


Eee tam, zaraz bys sie chcial uwolnić, Grzesiu,

Wynika z tego, ze musisz jeszcze kilka lat poczekac, by Ci się zaczęlo chcieć:-)

Wyobrax sobie to wstawanie o 6-ej rano. Co za radość żyć!

Milego wieczoru

PS. A tak w sumie to chyba efektywność się liczy, nieprawdaż?


Subskrybuj zawartość