Dobrze już było

Od kilku dni na Txt (choć nie tylko, ale inni mało mnie interesują) rozgorzała znowu, wywołana różnymi wydarzeniami, dyskusja na temat fatalnego zachowywania się polityków, równie fatalnej roli mediów opisujących lub wręcz prowokujących kolejne afery w cyrku. Żeby było ciekawiej (a i bardziej zgodne z rzeczywistością) dzieje się tak nie tylko w Polsce – np. kampania wyborcza w USA dopiero nabiera rozpędu.

W naszej dyskusji padają głosy zdenerwowania lub nawet wyrażające bezradność wobec wobec takiego stanu rzeczy. Zapominamy przy tym, że kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset lat temu było podobnie. Tyle, że było to tak dawno, że niemal nieprawda. Poza tym nas przy tym nie było, a kto by wierzył bezgranicznie w słowo pisane.

Pan Jotesz zastanawia się na przykład, dlaczego możemy spokojnie rozmawiać o sztuce, muzyce czy wreszcie o naszych braciach mniejszych (http://tekstowisko.com/chamopole/56915.html#new).

Owszem możemy na te tematy rozmawiać spokojnie, jeśli chcemy, ale nie zapominajmy, że np. przy okazji paryskich Salonów Sztuki w dawnych czasach dochodziło do wielkich awantur, a przedstawiciele nowomodnych kierunków w malarstwie czy w rzeźbie byli przez przeciwników odsądzani od czci i przeklinani na wieki. Podobnie działo się w przypadku muzyki, i to nie tylko w epoce romantyzmu, ale i dużo, dużo wcześniej. Taki Mozart na przykład był również przez konkurencję tępiony, o innych kompozytorach nie wspominając.

Nasi milusińscy – mam na myśli psy i koty, bo ptaszki jakoś innym krzywdy widocznej nie czynią – też są niekiedy przyczyną niezłych awantur i pretensji ze strony sąsiadów.

Rzecz w tym, że powielając w dzisiejszej rzeczywistości pewne cechy przynależne naszemu gatunkowi, media (tak, to jest konkretny wynalazek odpowiedzialny za wyjątkową brutalizację naszego życia społecznego) ubarwiają je dodatkowo, nadając im niejednokrotnie cech wulgarnych, przejaskrawiając, nawet prowokując w wiadomym sobie celu pojawianie się nowych faktów i cech dawniej ponoć nie występujących.

A my, niczym owe lemingi (choć dawniej były popularne jako przykład owce), dajemy się wplątywać w niechciane przez nas sytuacje. Dzieje się tak dlatego między innymi, że społeczeństwo przeszło etap atomizacji – ginie gdzieś pewna tradycyjna forma współistnienia jaką była rodzina. W tej rodzinie, a poszerzając tę płaszczyznę – w społeczności lokalnej – istniały zawsze jakieś autorytety, ludzie których cechy indywidualne, pozycja w rodzinie czy we wspomnianej społeczności lokalnej, były wyznacznikami trendu, a oni sami także sędziami w sprawach spornych.

Ów rozpad, mimo istniejących formalnie nadal więzi rodzinnych czy społecznościowych, jest wspierany przez rozwój środków komunikacji społecznej: radio, telewizję, media drukowane, czy internet. Bo tak jest na rękę członkom ZZDEP-u, czyli również ludziom.

Choć w przypadku internetu sytuacja jest nieco inna. Powstają mniejsze lub większe platformy, gdzie osamotnieni i zagubieni we współczesnym świecie ludzie usiłują znależć nić porozumienia. Źeby było ciekawiej – za cenę zachowania anonimowości, a więc także i atomizacji. Bo tak łatwiej wyrazić swoje zdanie, nie narażając się na ewentualną krytykę ze strony innych.

Przy czym trudno przyznać najczęściej czy najgłośniej (lub najbardziej brutalnie) zabierającym głos na jakimś portalu miano autorytetów, szczególnie, że idzie o świat anonimowy i wirtualny na dodatek.

Przy okazji chciałbym nadmienić, iż nie jest, moim zdaniem, możliwe stworzenie platformy ocałkowicie obiektywnej i reprezentatywnej, czego przykładem jest choćby historia rozwoju Salonu24. Prędzej czy później platforma taka zostaje zdominowana przez grupę o podobnych poglądach, a inni będą tylko wyjątkami potwierdzającymi regułę.

Sytuację tę, jak wspomniałem, wykorzystują skrzętnie ludzie mediów i politycy; to właśnie dlatego zaliczyłem ich jakiś czas temu do tego samego ugrupowania czyli Związku Zawodowego Dziennikarzy i Polityków. Tym ludziom jest taka sytuacja bardzo na rękę, także i owa anonimowość w sieci.

Karmieni medialną papką, zgłuszani medialnym wrzaskiem, staliśmy się glebą jak i pożywieniem dla działań tych ludzi, przyznających sobie wyłączne prawo do reprezentacji gatunku ludzkiego w dziedzinie współżycia. Co gorsza, wykorzystując dostępne środki techniczne i administracyjne, a także prawne, członkowie ZZDEP-u zdominowali ogół zatomizowanego społeczeństwa do tego stopnia, że – by im się przeciwstawić – musielibyśmy przyjąć ich warunki gry, czyli założyć na przykład partię lub stowarzyszenie. Bo indywidualnie nie będziemy mieć żadnej szansy.

Paradoksalnie niektórzy z tych polityków, rozpoznając taki stan rzeczy, dochodzili i dochodzą nadal do wniosku, że aby nas uszczęśliwić i wyzwolić z tego trującego chaosu, muszą nas połączyć w jedną grupę (najlepiej o wartościach konserwatywnych, bo tak się to lepiej sprzedaje), wyznającą jedynie słuszne idee. Których realizacja ma nas oczywiście sprowadzić z powrotem do dawnych dobrych czasów, kiedy to autorytet był autorytetem, rodzina podstawową komórką społeczną, dzieci dobrze wychowane i słuchające rodziców. A wszystkim wiodło się dobrze. Za wyjątkiem tych, którym wiodło się źle.

Wszystko więc już było, jak mawiał Ben Akiba. I powtarza się, tyle że w przyspieszonym tempie, przy użyciu najnowszych środków technicznych i administracyjnych. I nie oszukujmy się oraz nie podbijajmy sobie bębenka naszą wyjątkowością – tak się dzieje na całym świecie. Wszędzie istnieje szara i czarna strefa. Wszędzie też, w taki czy inny sposób, członkowie ZZDEP-u starają się rozciagać swą władzę na pozostałych członków społeczeństw. No, może za wyjątkiem zagubionych gdzieś w głębi tropikalnej dżungli plemion kultywujących swoje tradycje od lat kilkuset. Ale ich członkowie zapewne też narzekają na nowomodną młodzież, złych przywódców, upadające obyczaje itd.

I nic na to nie poradzimy, bo taki jest charakter człowieka, który na dodatek ma teraz jeszcze do pomocy kilka najnowszych gadżetów technicznych oraz wynalazków z dziedziny psychologii tłumu, PR czy reklamy.

Właściwie mógłbym zakończyć ten tekst cytując jego tytuł, mianowicie, że dobrze już było. Tyle, że to nie do końca prawda. Wtedy, kiedy naszym zdaniem było dobrze, inni też na ówczesną sytuację narzekali, ale nas przy tym nie było.

Jedyne, co można zrobić w tej sytuacji (czyli w oczekiwaniu na spodziewany Koniec Świata), to zachować zdrowy rozsądek. Kto lubi muzykę, literaturę, malarstwo etc. niech je dalej lubi i stara się, jeśli chce, wymieniać poglądy na ich temat w sposób maksymalnie nieuciążliwy i zjadliwy dla pozostałych uczestników dyskusji. O członkach ZZDEP-u nie dyskutujmy, politykę (jeśli nas to bawi) realizujmy w naszym najbliższym otoczeniu, bo to się jeszcze da zrobić i jakiś wpływ na to otoczenie mieć możemy.

Możemy też być mili dla swych najbliższych i sympatyczni dla pozostałych, to znaczy dla tych, których lubimy. Tych, którzy są nam niesympatyczni możemy ignorować i nie wdawać się w z nimi w słowne utarczki, bo one tylko kosztują nerwy i dobre samopoczucie, a z własnymi i cudzymi antypatiami (także irracjonalnymi) się nie wygra. Poza tym zawsze można wyjść. Nawet z hukiem. Możemy też przestać także narzekać na wszystko i na wszystkich. Chyba, że chcemy poćwiczyć na wypadek wystąpienia sytuacji ekstremalnych.

Członków ZZDEP-u też możemy ignorować, sami do nas przyjdą na chwilę przed wyborami. Wtedy będziemy mieli naszą satysfakcję. Ale pewnie na krótko. Zamiast gazet możemy czytać książki, tyle ich napisano (nawet tych mądrych i ciekawych), że właściwie nie da się ich przeczytać. Wszystkiego też nie wysłuchamy. Ale wysiłek podjąć można. Zaś w chwilach zwątpienia zawsze można się zalogować na TxT. I ponarzekać na członków ZZDEP-u (choć nie tylko), ale raczej w celach terapetycznych.

I poczekajmy, a nuż człowiek, jako gatunek, zmądrzeje i będzie się zachowywał en masse bardziej racjonalnie. Tyle, że byłoby to trochę nudne, choć może i zdrowsze. Co też może nie być najlepszym wyjściem, bo jak wiadomo, najsmaczniejsze są głównie rzeczy, których nam lekarze zakazują.

A Lejzorek Rojsztwaniec mawiał, że jak zwalniają to dobrze, bo to znaczy, że kiedyś znowu będą przyjmować.

*ZZDEP – Związek Zawodowy Dziennikarzy i Polityków

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Lorenzo

Mi niestety brak takiej “gietkosci” piora, dlatego dziekuje ze napisal Pan to takze w moim imieniu. Moge?
Ze swojej strony dodalem, mysle ze troche podobny w duchu, komentarz na blogu Jotesza.

Pozdrawiam.


Milo mi, Panie Rollingpolu,

że mamy podobne podejście do tematu.

A co do “giętkości” to tylko kwestia ćwiczenia:-))

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo

nudny będę, tylko wirtualnie prawice Twoją ścisnę na znak uszanowania za tekst

pozdrawiam :)

prezes,traktor,redaktor


A ściskaj sobie, drogi Maxie,

na zdrowie. I dla poprawy samopoczucia:-)

Pozdrowienia wieczorne


ale żeby nie było za różowo

to prztykne że nie zostawiasz za wiele miejsca na dyskusję.

W Karkowie wszyscy tak macie? Znaczy Tarantulę tez mam na myśli :)

prezes,traktor,redaktor


Iiiii tam,

jesień ładna, Zaduszki się zbliżają, a Pan, Panie Lorenzo tylko o tym ZZDEPIE...

A swoją drogą, by Pan zajrzał w jakiejś spokojniejsze miejsce, porozmawiał...

Pozdrowienia


A jakie spokojniejsze miejsce, Panie Yayco,

masz Pan na myśli? Smętarz?

Uklony


Dokładnie tak,

Panie Lorenzo. Jak Pan zgadł?

Pozdrowienia z alei niezasłużonych załączam


Przez najbliższy tydzień, Panie Yayco,

tam też będzie rejwach, bo to przecież Haloween za pasem. Potem nasi milusińscy znowu wezmą przyklad z zoombies i będzie jak zwykle. Czyli odgrzewanie kotletów.

Tak, w sumie najspokojniej jest na TxT. I w miarę przewidywalnie. Czlowiek sobie będzie nadal pielegnowal swoje sympatie i antypatie. Tu kamyczek, tam kwiatuszek. Grześ wlączy muzykę, Docent się doloży, i jakoś się to będzie turlać do zbliżającej sie rocznicy.

Uklony dla Pana dolączam


Panie Lorenzo,

ja mówię o cmentarzu na TXT.

No już wyraźniej nie mogę, cholera.

Pozdrowienia


Panie Lorenzo

No potwierdzam zdanie Maxa – za wiele miejsca na dyskusje to Pan rzeczywiście nie zostawił. ;-)

Ponieważ nie mam wątpliwości co do mozliwości zmiany zachowań ludzi en masse na bardziej racjonalne, wewnętrzna emigracja i zamykanie się w gronie bliskich może nam zamknąć oczy na to, co się faktycznie wokoło dzieje. A to może być dla nas groźne.

Pan sobie może ignorować ZZDEP – ale oni nie będa ignorować Pana. Także w tym najbliższym sąsiedztwie, bowiem powiazanie świata lokalnej polityki i lokalnej prasy jest chyba jeszcze bardziej patologiczne niz na szczytach i salonach. Zasadniczo – zdrowy rozsądek w moim rozumieniu, to dbanie by ten nasz azyl w którym sobie o sztuce i takich tam rozmawiamy, nie stawał się azylem coraz bardziej ciasnym.

I szczerze mówiąc – nie bardzo wiem, jak to robić. Co w ogóle robić. Aczkolwiek patrzę z niepokojem na dominację ZZDEPu nad większością społeczeństwa…


Piękny wpis.

A miejsce na dyskusję można łatwo zrobić.
To tak, jak w zatłoczonym autobusie.
Jak za ciasno, to trzeba podszczypać sąsiadów ;)

Może zademonstruję... (wybacz Griszeq-u)

powiazanie świata lokalnej polityki i lokalnej prasy jest chyba jeszcze bardziej patologiczne niz na szczytach i salonach

Czyżby?
Ja ostatnio z pewnym niedowierzaniem obserwuję wręcz klarowanie się sytuacji na poziomie władz lokalnych (w mojej okolicy)
Pękają układziki, kruszą się koteryjki, o których myślałem, że są nie do ruszenia.
Może wcale nie jest tak, że Dobrze już było

np. Czy ktoś gdzieś ostatnio widział zatłoczony autobus.

Pozdrawiam serdecznie


Radecki

dobrze prawisz, oby tylko nikt w tym autobusie nie puścił bąka (sorki za wprowadzenie klimatu) bo wiesz, :)

prezes,traktor,redaktor


Radecki

Podszczypujac sąsiadów w autobusie możesz zamiast spodziewanego luzu spotkać się z wieloma niespodziankami. ;-)

Co do mediów lokalnych – całkowite uzaleznienie od finansowania z kasy samorządów i utrata “niezależności i obiektywnośći” to koronny argument tych, którzy sprzeciwiają się przekazania ośrodków telewizji lokalnej w finansowanie na poziomie lokalnym (teraz jak wiem, albo mi sie zdaje, jest to finansowanie z Warszawy).

Na samym TXT było opisanych parę afer medialno-politycznych na skalę lokalną.
I zakres związania tych środowisk oraz pewnej jawności tych koterii (jawne koterie – to mi się udało), był raczej nieporównywalny do tych na wysokich szczeblach władzy i mediów.

Acz dobrze słyszeć, że gdzieś się poprawia.


Subskrybuj zawartość