Gaduł Szewca Skuby i Smoka Wawelskiego cz.2

- Panie Smoku, panie Smoooku! A wyjdźże Pan z jamy…! – wołał szewc Skuba.

- Dlaczego ja mam z jamy mojej wychodzić, skoro to ty w niej siedzisz, a ja przed nią – odparł Smok W.

- Niemożliwe! – zdziwił się Skuba.

- Możliwe, możliwe, w kraju naszym nadwiślańskim wszystko jest możliwe – uświadomił Skubę Smok.

- Znaczy się, że wszystko jest w normie – odetchnął z ulgą po chwili zastanowienia Skuba.

- Jak to w normie? – zdziwił się z kolei Smok W.

- No, bo jeśli onegdaj czereda zasłużonych od niepamiętnych czasów graczy w palanta, zebranych w mazowieckiej puszczy, postanowiła, że zmieniając wszystko nic nie zmieni, to znaczy, iż w ojczyźnie naszej sprawy biegną starym, dobrze utartym torem.

- A gdzie ten tor prowadzi? – zaciekawił się nagle Smok W.

- Ooo, to bardzo dobre pytanie – odparł Skuba.

- Ty mi tu nie filozofuj, tylko gadaj – naciskał Smok.

- Więc w tej kwestii zdania są podzielone – skrzywił się Skuba.

- Nie dość, że filozof, to jeszcze i polityk – skomentował Smok.

- Proszę mnie nie obrażać. Ja rozumiem Pańską niechęć do mnie z powodu tego barana, ale ona nie upoważnia do mieszania uczciwego rzemieślnika z błotem!

- Dobra, dobra, nie ma sie co tak od razu unosić. To była tylko taka parabola – wyjaśnił pojednawczo Smok. – A co z tym torem?

- Ma nas prowadzić ku świetlanej przeszłości.

- Na razie, jak mówią w grodzie, to prowadzi nas w objęcia kryzysu.

- Kryzysu? Jakiego kryzysu? Nie ma żadnego kryzysu – oburzył się Skuba.

- Zaraz, zaraz, to jak się nazywa ten król, co nami teraz rządzi? – zadumał się Smok. – Myślałem, że Kryzys I.

- Jeśli już, to raczej XIV. Ze względu na wspaniałość ogólną.

- A co z XIII? Jak skończył? – zapytał uprzejmie Smok W.

- Jego to wcale nie było. Ze względu na pechową numerację. W związku z tym przeskoczyliśmy całą epokę na wszelki przypadek. I wróciliśmy do punktu wyjścia – wyjaśnił szewc.

- Czyli cały wysiłek tej, co to z kopca skakała na nic? Bo przecież miało być lepiej – dalej nic nie rozumiał Smok.

- Lepiej to już było, kiedy to Kryzys XII z myszami się zadał dla poszerzania horyzontów i otwierania nowych perspektyw. No i poszerzyli horyzonty, a także otwarli nowe perspektywy. Tylko im zamiana gruntu nie wyszła – opowiadał dalej Skuba.

- Jakiego znowu gruntu? – Smok nadal był ciemny jak nie przymierzając tabaka w jamie.

- Pod nogami – wyjaśnił z nieziemską cierpliwością Skuba.

- Zostawmy tę kwestię – zniechęcił się nagle łuskowaty gad. – A co z tą świetlaną przyszłością?

- No więc ona ma nam tak zaświecić w oczy, że aż nas oślepi. A muzyka niebiańska nas przy tym ogłuszy tak, że już nic nie będziemy słyszeć.

- To co nas dalej poprowadzi, jak będziemy ślepi i głusi? – dociekał Smok.

- Jak to co? Tory – odparł Skuba zdziwiony takim brakiem smoczej domyślności.

- Tory? A może raczej koleiny? – zaczął wydziwiać Smok.

- A może… – zrezygnował Skuba. – Zaś pomocnym nam w tym zbożnym dziele będzie czakram, Siedmiu Krasnoludków, Królewna Śnieżka. No i koty.

- Hę? – zadziwił się już całkowicie rozmiękczony Smok.

- Czakram, bo my różne artefakty kochamy, szczególnie te z zamierzchłej przeszlości, które pomyślność nam wszelką gwarantować mają. Krasnoludki, jako że ktoś nas w końcu obudzić musi. A królewna i koty – bo miło jest po przebudzeniu w końcu jakąś ładną buzię zobaczyć i ciepłe futro pogłaskać.

- No to idę spać – oświadczył rezolutnie ucieszony Smok i poczłapał w stronę jamy.

A szewczyk Skuba udał się na wszelki przypadek za nim.

Zaś przed jamą zostały krasnoludki, żubry, bociany, wierzby, zbój Madej oraz stukający kopytkiem diabeł Rokita z cyrografem pod pachą.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Lorenzo,

widzę, żeś i klasyczny i na czasie dziś, znaczy ten smok i szewc, jego kompan.
Klasyczny, bo ten Kryzys to mi się ze skeczem TEY-a skojarzył jednym.
A na czasie, to z tymi torami, bo podobnoż do 2020 mamy mieć w Polsce (znaczy ja na prowincji nie), ale z W-wy do Poznani i Wrocławia oraz do Krakowa też polskie TGV, znaczy szybkobieżne pociągi, które i 300 na godz jechać będą.

Więc świetlane perspektywy i tory na s do nich zaprowadzą.


Ezop...

Krasicki, Kryłow, Lorenzo…


A jaka piękna katastrofa będzie, Grzesiu,

jak sie te pociągi, co to o nich piszesz, pędzące po tych torach z ta świetlaną przyszlościa zderzą.

Pozdrawiam porozumiewawczo


Zastanawiam sie, Panie Joteszu,

jak oni skończyli. Biskup w Berlinie, co może w przypadku moim, ale chyba już nie Smoka W. i Skuby, prawdą być. Kryłow – gdzies na rosyjskiej głębokiej prowincji – też prawdopodobne. Nie wiem, jak to było z Ezopem, ale jako niewolnik… choć im pono wcale tak źle nie było, jak to sie powszechnie twierdzi.

Pozdrawiam z oddaniem… w końcu te Pańskie koty:-)


Patrz Pan, Panie Lorenzo,

jaka nam, niechcąco, koincydencja wyszła.

Choć ja, przejściowo pewnie, mniejszą mam skłonność do alegorii.

Pozdrawiam zdruzgotany formą Pańską (autorską i literacką)


Lorenzo

tak, pogłaskać zawsze miło

po ciężkiej nocy:)

prezes,traktor,redaktor


I Jean de La Fontaine...

...do kompletu!
:)


Ja też, Panie Yayco,

bo nie wiem, jak to się skończy. Albo mnie powieszą, albo ukamienują. No mogę jeszcze za za epigona Stańczyka robić. Szczerze mówiąc, ten ostatni scenariusz najbardziej mi odpowiada, jako że jego koniec jest mi nieznany.

Ukłony zasyłam


Z tym głaskaniem, Maxie,

to różnie bywa. Bo może głskane na przykład ugryźć. Albo podrapać. Źle intencje odczytując. Lub – bo ma taką ochotę:-)

Pozdrowienia serdeczne


Kiedy indziej...

-Co tam przywlokłeś szewcze? Pokaż!

-Barana!

-Takiego jak wczoraj? Z solą i siarką? Chcesz durniu, żeby poziom wody w Wiśle jeszcze bardziej opadł?
Juz była u mnie delegacja kmiotków, żebym pofolgował ze żłopaniem, bo poziom w studniach strasznie niski! Przyprowadzili nawet dziewicę. Myślą, żem już oczadział do reszty, i nie poznam, że to Maryśka,z którą zeszłej niedzieli obalałem Bolsa. A potem nie mogłem z jaskini wygonić, bo hardy stawiała opór, i do chałupy ojcowej wracać nie chciała..

-Baran żywy przecie, Panie Smoku! Już bym się nie ośmielił. Woda furda, ale ten miazmat Pana Smoka poobiedni, chmurą strasznie smierdzącą okół pokrył..

-Co ty mnie Skuba tym trykiem szklisz? Przecież on z normami unijnymi niezgodny! Zobacz na rogi! Mierzyłeś rozstaw?

-Nie….

-No, pewnie! Ale co tam! Do końca roku okres przejściowy, to żywinę zostaw. Ale od stycznia pamiętaj, żeby pilnować miarki na rogach i ogonie.
A milościwie panujący Krak jak tam? Do czerwońca się przekonal?

-Eeee, to już nijak zmiarkować nie można! Rano mówi, że czerwoniec dla wszystkich krain dobry, a wieczorem to już nie. Nazajutrz to zaś gada, żeby później w szkatułach grosiwo pomieniać, bo on się ze złotówką w garści urodził, i straśny mo do niej sentyment. Liczy pewnie, ze jak będzie się ociągał, to i ze złotowką go pochowają.
Narodu umyślił pytać, czy czerwońca chce…

-Przecie już pytali przy okazji, czy my do Zbiegowiska chcemy?

-Ja to wiem Panie Smoku, Pan wie, a i chłopki, co im Zbiegowisko do klimatyzowanych furmanek dopłaca, też już wiedzą. Krak, albo nie wie, albo głupa rżnie!

-Może się ludziskom z trzódki Piernikowego Kapłana chce przypodobać? Dawno coś o dziadzie nie słyszalem… Dziwne to.

-Albo tak kręci, żeby było , że on co innego myśli niż Pan Burgrabia. Ten powiedział, kiedy termin mieniania grosiwa ma być, to Krak będzie gadał, że niby tak samo chce,ale na odwyrtkę. Ale udaje, że wcale nie.
Poza tym, to od czasu jak się poróżnili z Burgrabią o latający kobierzec, to poznał, że się takie fumienie nie opłaca, i postanowił , że on ludzkie i miłe panisko będzie.

-Wiesz ty co, Skuba? Nie stój jak durny przed jaskinią, tylko właź. Pogadamy jak Krakusy. Delegacja zostawiła antałek, sam chlał nie będę. Jakeś mnie chciał struć, toś jakby szwagier. Masz tu kielicha, mów mi Dino!

c.d.n.n.

tarantula


Tak myślałem, Panie Tarantulo,

że te gaduły Skuby Szewczyka ze Smokiem W. to obaj spisywać wspólnie powinniśmy. I niech tak będzie:-) W końcu, tośmy są jacy tacy, chłopcy Krakowiacy.

A słyszał Pan, Panie Sąsiedzie, że się naszemu Panu Prezydentowi nazwa prastara krainy naszej, Galicji, nie podoba? Nawet to głośno na Rynku Głównym wypowiedzieć dzisiaj raczył.

Czyżby miał zamiar ukochanego Cesarza Franciszka Józefa z pamięci naszej wdzięcznej wyrugować? Na to musiałby kilka miast nowych założyć, jak nie przymierzając Podgórze, które z Krakowem Wisła łączy. No i z kilkoma rabacjami rady dać sobie. Bo odpór na jego dzisiejsze słowa niewątpliwie ze wszystkich stron naszej krainy będzie.

Pozdrawiam zbulwersowany


Weście, temu prezydentowi,

kupcie jakąś działkę na Bukowinie i niech tam osiądzie.

Były sympatyczne precedensy.

Pozdrowienia


Nadmieniam uprzejmie, Panie Yayco,

że idzie o Prezydenta Wszystkich Polaków, Lecha Kaczyńskiego. Jeśli więc wyślemy go na Bukowinę albo Istrię, to i zgodę pozostałych obywateli mieć musimy. A przynajmniej powinniśmy.

Pan, jako człowiek zarówno do tradycji jak i moderny pozytywnie ustosunkowany i na zróżnicowanie np. między Warszawiakami a Warszawianami czuły, pewnie zrozumie, że nas te słowa zabolały.

Bo one jakby z kompleksu jakowegos wynikać mogły.

Pozdrawiam nadal zdegustowany


Drogi sąsiedzie!

Aaaa… to dlatego jego cwańszy braciszek obnosił się z Chorałem Ujejskiego!

Powiedziałbym , co ja w ogóle myślę o rzeczonym,(i bracie jego takoż) ale mi wrodzona modestia czynić tego nie zezwala!

Pozdrawiam zniesmaczony

tarantula


Ja to przemyślalem i sie wycofuję.

Już jeden co go tam wysłaliście (a ściślej Najjaśniejszy Pan to uczynił), tej biednej Bukowinie wystarczy.

Pozdrawiam


Jak Pan wie, Panie Yayco,

zazwyczaj wszelkie wysyłanie osób powiedzmy… niezbyt adekwatnych do naszych wyobrażeń, gdziekolwiek, na dodatek w wagonach, źle się kończy. Dla odbierających. Chociaż i dla wysyłających skutki wcale nie musza być pozytywne.

Problem jednak pozostaje. Być może rozwiąże go natura, po raz kolejny odcinając Hel od stałego lądu. I tak możemy się dorobić naszej własnej wyspy św. Heleny.

A swoja drogą to Kraków ma pecha do kolejnych prezydentów. No, może poza Paderewskim, który z dużym powodzeniem koncertował w hotelu Grand. Ale nie był wtedy jeszcze prezydentem.

Ukłony


Panie Lorenzo,

nie można mieć wszystkiego. Albon króle, albo prezydenci. Było się z Radą Regencyjną nie wychylać, nota bene.

A co do geografii, to Hel jest fajny. Żal by mi było.

Zresztą ja jestem cierpliwego usposobienia, oraz optymista.

Poprzedniego przeczekiwałem dwie kadencje, a teraz mam nadzieję na mniejszy wysiłek.

Pozdrawiam


Ach tak!

A ja się dziwiłam, co tylu złych stoi i kabaryn w okolicach Rynku jeździ.

A to Prezydent, we własnej, niewielkiej.

Człowiek nie ma telewizora, to i nic nie wie o świecie. Ale już sobie doczytuję w internecie, choć popijając wodę, zamiast piwa.

I cóż widzę: Wszystko jedno, czy w Krakowie, czy w Warszawie, czy w Międzyzdrojach, czy w Ustrzykach Górnych, czy w Sokółce, czy w końcu w Gołdapi Polska jest jedna i ta sama. Wolno mieć małe ojczyzny. (...) Ale nasza, jedna wielka ojczyzna, Polska, nigdy, nawet na sekundę nie może być przesłonięta przez te małe (...) Jesteśmy ludźmi jednego języka, jednej kultury, jednej przeszłości i jednej tożsamości. Dziś i oby na zawsze

Tak… jesteśmy wszyscy tacy sami. I te Międzyzdroje, szalenie a propos 1918 r.

A Panowie separatystycznie na pole wychodzą. I pamięć wstrętnego zaborcy pielęgnują. Jakże tak można.

pozdrawiam kongresowo


Łączę się więc, Panie Yayco,

z Panem w uprawianiu tej cierpliwości oraz optymiźmie. Tylko nie wiem czemu oczyma wyobraźni znowu zobaczyłem panarzeźnikowego królika zamurowanego w charakterze artefaktu na wzgórzu Wawel. A szczególnie jego siekacze.

Miłych rozważań życzę


Panie Lorenzo,

weźnij Pan czarno kure….

Przepraszam, coś mnie naszło.

Pozdrowienia


Pani Pino!

Pani w Krakowie? Tak na stałe, czy tylko chwilowo zaszczyciła Pani nasze niskie progi?

Zaś co do meritum, to ja niekonieczne chciałbym być jednej kultury i jednego języka z poniektórymi. Jeśli idzie o przeszlość i tożsamość – również. Bo gdy u nas jedna taka z kopca do Wisły w celach patriotycznych skakała, to na Żoliborzu (bodajże) wiewiórki sobie po dębach hasały.

Pozdrawiam zaciekawiony


Pani Pino,

czy Pani się nudzi, że Pani takim rzeczom czas poświęca?

Zadziwijące. Chyba znów zmienię zdanie o współczesnej młodzieży.

Pozdrawiam


Ja na razie, Panie Yayco,

to tylko deszcz sprowadzać umiem. Ale spróbować mogę, tylko prosze mnie potem odpowiedzialnością nie obciążać. Bo jak mi na przykład żyrafa wyjdzie? Albo tapir lub mrówkojad?

W zasadzie nie maiłbym nic przeciwko dżinowi w butelce. Albo bez butelki.

Pozdrawiam zbierając się do eksperymentów


Panie Lorenzo,

ja już trzeci rok tu siedzę. Na Mazowieckiej, żeby się całkiem nie odcinać :) A że 1 listopada w sobotę wypadł, to nie jadę do domu, tylko z babcią będę odwiedzać Podgórze i Rakowice.

Panie yayco, przecież Pan na zmiany jest otwarty, więc proszę śmiało, jakby co.

Pozdrawiam, udając się do pracy


Dżin to mi się kojarzy

z 1980 rokiem. Niejaki Gordon. Ale nie z Chartumu.

A żyrafę Pan śmiało dawaj i inne egzotyczne zwierzę. Nie wiem jak u Was, ale u nas kuchnia egzotyczna rozkwita.

Tylko, żeby Szanownemu Panu jeżozwierz nie wyszedł, bo można być stratnym fizycznie.

Pozdrowienia zdobne


Pani Pino,

jakbym ja tak często zmieniał zdanie, to by (przy mojej otwartości) taki cug powstał, że by można było mną elektrownię wiatrową dużej mocy napędzić.

Co zasadniczo ekologiczne, ale z drugiej strony nieporęczne towarzysko

Pozdrawiam zachowawczo


Całkiem ładna okolica, Pani Pino.

A czy Pani wie, że jeszcze 100 lat temu krakowianie (czyli ci, co w obrębie Plantacji mieszkali) w tamte strony na wakacje jeździli? Zaś podróż trwała niemal cały dzień.

Zawsze mnie to dziwiło. Mieszkałem bowiem kiedyś nieopodal i wieczorami późnymi wracałem do domu piechotą. Różnie trwały te powroty z okolic Rynku, ale nigdy dłużej niż dwie godziny:-)

Dopiero po przeczytaniu kilku wspomnień z tamtych lat uswiadomiłem sobie, że w tamte strony prowadziła tylko jedna bita droga, a i to w stronę dzisiejszej ulicy Friedleina. Reszta to były dróżki poprzecinane licznymi strumieniami i rzeczkami. Już sama nazwa ulicy Długiej o czymś świadczy.

Pozdrawiam Panią


Żyrafa na prezydenta?

Panie Yayco, do czego mnie Pan namawiasz?! To już się chyba rozejrzę po okolicy, czy Smok W. Jakiegoś jaja gdzieś nie podrzucił.

Pozdrawiam z lekka zszokowany


Smok?

Ja myślałem, że to samczyk. Ale kto za wami tam zdąży, w tym Krakowie…

U nas kiedyś kogut jako zniósł i z tego wylazł niejaki Bazyli, co wzrok miał taki, że osłabiał.

Jest on w moim fachu za wzorzec asertywnego podejścia do młodzieży brany.

Pozdrawiam się z Panem


Panie Lorenzo!

Smok jest samiec! To nie Smoczyca jakaś, co by z dziewicami swadźbienie sposobem Safony obmierzłej czynić! A fe! To normalny heteryk, ciut może bardziej od innych chutliwy.
Żadnego jaja podrzucać nie może. Chyba, że jaki zbuk zagarnięty ze strusiej fermy, jakich dziwacznie się wokół wawelskiego grodu namnożyło.

P.S. Bukowina w niczym nie zawiniła!

Pozdrawiam zaintrygowany!

tarantula


Jako że o tym Kryzysie i Ramzesie

skeczu mi się z tekstem kojarzącego nie znalazłem, to podrzucam coś innego, dziewica Pelagia w akcji:)

Tak jakoś mnie na TEY naszlo, nie wiedzieć czemu.
Chyba przez ten Kryzys z tekstu.

pzdr


Panowie Yayco i Tarantula

Czy ja gdzieś napisalem, że to jest jajo Smoka W.? Ja napisalem, że rozejrzę się, czy On jakiegos jaja nie podrzucil! Smok W. jako istota rozsadna, a wręcz mądra, nigdy nie robilby za dziwoląga, że się wręcz nietolerancyjnie wyraże – biseksualistę, choć w dawnych czasach, w ramach ewolucji, róźne rzeczy dziać się mogly.

Smok W., jako istota mądra i tym samym przewidująca, mógl – podrzucając jajo jakies okrutne – przewidywac nasze wspólczesne problemy. Co ja mówię, on je przewiduje nadal, czego najlepszym dowodem jego gaduly z Szewcem Skubą.

Przewidując, cichcem chce być może pomóc nam wydobyć się z tarapatów. Kto wie, może to jajo kwadratowe? Może to o tym jaju pisal w swej slynnej sztuce “Indyk” genialny Krakowianin (choć na emigracji) Slawomir Mrożek?

W każdym razie, sprawa jest rozwojowa, moi Panowie!

I w tym sensie Was pozdrawiam


Panie Lorenzo

Ja tylko w kwestii technicznej – a gdzie królik, hę?

Pominął Pan królika, bo w komentarzu to się nie liczy. Ot co!

pozdrawiam zawiedziony troszkę choć bez przesady


Panie Arturze Szanowny

Królik pojawil mi się przed oczyma w komentarzu o godz. 17.06 (albo 17.26 – już nie pamietam dokladnie). Poza tym, jeśli idzie o historie typu horror, to króliki zostaly sprowadzone do Australii ze względu na ich ówczesny brak, co jakos źle rzutowalo na tamtejsza równowagę przyrodniczą, albo jej brak. Potem tak się w tej Austrialii rozplenily, że zaczęly terroryzować caly kontynent.

Podobny eksperyment przeprowadzono u nas bodaj jesienią roku 2005. Z takim samym efektem. Życzysz Pan nam takiego samego losu co Australii? Taki z Pana milośnik horrorów?

Cala nadzieja w Smoku W.

Pozdrawiam upierając sie przy swoim, mając argument w cytowanym wyżej fragmencie przemówienia Królika Naczelnego, albo z galicyjska – Oberkrólika.


Panie Lorenzo

Królik pojawil mi się przed oczyma w komentarzu o godz. 17.06

W takim razie jest Pan usprawiedliwiony Panie Lorenzo. Ale na przyszłość bardzo Pana proszę aby Pan wplótł królika w narrację.

Co do Australii, to króliki rozpleniły się tam raz dletego, że mają do tego przyrodzoną skłonność, a dwa daltego, że nie miały żadnych naturalnych wrogów na całym kontynencie.

Żadnych przyzwoitych drapieżników.

Nieprzyzwoitych zresztą też.

Znaczy na lądzie. Bo w głębinach Panie Lorenzo to akurat na odwrót – same cholerne drapieżniki

Na lądzie zero.

Na lądzie to nawet leniwiec byłby drapieżnikiem.

Ten leniwiec to przyszedł mi na myśl jak sobie przypomniałem skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju parodiującego “Familiadę”. Tam prowadzący rzuca hasło, a przedstawiciele konkurujących ze sobą rodzin mają odpowiedzieć jak najszybciej.

No to pada hasło: “Coś drapieżnego!”

Panika. Jest: “leniwiec”

Prowadzący: “wszystko jest bardziej drapieżne niż leniwiec”.

pozdrawiam serdecznie już poważniejąc


Niniejszym deklaruję, Panie Arturze,

że od dzisiaj Szewczyk Skuba i Smok W. maja nowego kolegę – Królika Wawelskiego. Howgh!


Panie Lorenzo

Niniejszym deklaruje, że nie mogę się doczekać kolejnych docinków.

pozdrawiam z indiańska


Lorenzo

odważna deklaracja:)

i tak się o kobietę pobiją i na co nam tego?

prezes,traktor,redaktor


Nie wiem, czy zauważyleś Maxie,

ale dziwnym zbiegiem okoliczności kobiety raczej nie odgrywaly znaczącej roli w historii Krakowa, pomijając to, co sie dzialo na Wzgórzu Wawelskim. Stąd i szansa, że namotają coś w przypadku naszych trzech przyjaciól jest mala.

A biorąc pod uwagę slynny krakowski konserwatyzm, to nawet i zniewieściali mężczyźni nie mieli u nas wiekszych szans. Weź dla przykladu choćby JMR.

Uklony niskie


A Bona od

zieleniny co ją namiętnie jadam?

no wiem, że później ale…

prezes,traktor,redaktor


Nasi trzej bohaterowie, Maxie,

są ponadczasowi – to raz. A dwa – zastrzeglem, że to, co sie dzialo na Wzgórzu Waelskim, to już zupelnie inna bajka. Co oczywiście nie oznacza, że ploty stamtąd nie będa brane pod uwagę:-)

Dobrej nocy życzę


Subskrybuj zawartość