Się wkurzyłem

a nawet zasmuciłem. Byłem ci otóż świadkiem, jak wyrzucane są pieniądze. A ja nie mogłem wziąć udziału w tym grzybobraniu. Choć może być i tak, że owe pieniądze są używane do nakręcenia koniunktury. W pewnych jednak i dość zamkniętych kręgach.

Oto pod koniec ubiegłego tygodnia dotarło do mnie zaproszenie na konferencję dotyczącą problemów ochrony dóbr intelektualnych w obszarze innowacji, z konkretnym adresatem, mianowicie sektorem MŚP czyli małych i średnich przedsiębiorstw. Nazwę tego sektora proszę zapamiętać, gdyby ktoś chciał ewentualnie potem w ciszy ducha rozważać problem, który mnie wkurzył, a nawet zasmucił.

Konferencja wspomniana odbywała się (a nawet odbywa dalej) w murach jednej z najstarszych uczelni polskiej, no, niech będzie, że najstarszej. Wczoraj, oprócz referatów, przerw na kawę (połączonych z tzw. bussiness working – uwaga, to nowe pojęcie, a może stare, tylko do tej pory używane jedynie sporadycznie, no, ale moda ponad wszystko), był także i bankiet. Podejrzewam, że dopiero w jego trakcie bussines working miał najlepsze efekty.

Dzisiaj w programie, oprócz kolejnych referatów i kawy połączonej z bussines working, będzie także obiad. Czyli głodny i spragniony żaden z uczestników wspomnianej konferencji nie będzie. No i dobrze. A nawet bardzo dobrze w dobie coraz bardziej rozprzestrzeniającego się kryzysu.

Zaczęło się od serii powitań: organizator główny witał zebranych i referentów, a także władze uczelni oraz prowadzącego konferencję. Władze uczelni powtały wszystkich, poza sobą, wyrażając oczywiście zadowolenie, że biorą udział w tak świetnym zgromadzeniu. Podobnie zachował się prowadzący, wyjaśniając przy tym dobrodusznie swoją rolę, mianowicie pilnowanie, aby referenci zbytnio się nie rozgadywali, bo kawa stygnie.

Pierwszy referat w wykonaniu Szacownej Pani Profesor z Bardzo Ważnej Uczelni umiejscowionej w stolicy (choć była to zapewne nie jedyna uczelnia, jaką Pani Profesor reprezentowała). Tenorem referatu była oczywiście bardzo ważna rola innowacji w życiu człowieka, a szczególnie możliwość przełożenia tychże innowacji na życie powszednie. Dowodem na wzmiankowaną wagę była relacja Pani Profesor z wyjazdu studyjnego do USA, gdzie na Cap Canaveral była świadkiem startu jednego z promów kosmicznych(dowodem był odpowiedni slajd wyświetlony na wielkim ekranie).

Kolejnym referentem była Pani Prezes – niech będzie, że Urzędu Patentowego. Na wstępie Pani Prezes przeprosiła, że będzie mówiła z głowy, jako że nikt jej nie uprzedził, by przygotowała referat; miała brać udział jedynie w panelu i dyskutować z resztą panelistów. Oczywiście Pani Prezes podkreśliła, jak ważną rolę odgrywają patenty w życiu człowieka. No i oczywiście omówiła tę rolę ze szczególnym podkreśleniem wagi specjalistów od prawa i poszczególnych technologi etc.

Zaciekawił mnie bardzo jeden z fragmentów tej wypowiedzi, którego oczywiście nie zrozumiałem. Idzie mianowicie o to, że zgłoszone do Urzędu Patentowego wnioski najpierw “leżakują” w nim przez 18 miesięcy, zanim cokolwiek się z nimi stanie. Nie robi się z nimi literalnie nic. Dopiero po upływie tego czasu rozpoczyna się postępowanie badawcze. Oczywiście możliwe są wyjątki, np. złożenie wniosku o przyśpieszenie procedury, który może skutkować skróceniem okresu “leżakowania” nawet o 6 miesięcy. [Przyjmijmy, że zainwestowałem potężną kasę w badania, produkcję prototypu, stworzenie opracowania, a to wszystko sobie potem “leżakuje” niczym wino albo whisky przez 18 miesięcy bez procentów. Chociaż nie – whisky albo wino przynajmniej procentów nabierają, mać!].

Po podkreśleniu po raz kolejny roli patentów i odpowiedniego urzędu Pani Prezes podziękowała, a następnie w ramach przeprosin otrzymała potężny bukiet od prezesa jednego z głównych organizatorów. Naturalnie Pani Prezes głośno wybaczyła Panu Prezesowi, choć, jej zdaniem, tak naprawdę to nie było powodu, bo przecież... etc.

Następnym mówcą była kolejna Pani Profesor, ale jej referatu nie wysłuchałem do końca, jako że w ciągu logicznym słów wypowiadanych przez Prelegentkę znajdowało się zbyt wiele szumów, zlepów, onomatepei i różnych innych dźwięków, bym mógł cokolwiek zrozumieć. Zresztę rozumieć cokolwiek przestałem już wcześniej widząc armię młodych ludzi z różnymi plakietkami w klapach, kręcących się z zaaferowaniem po korytarzach oraz przed miejscem spotkania. Pal diabli zresztą młodych ludzi, gorzej z tymi dojrzałymi, obwieszonymi tytułami naukowymi. Co oni tam właściwie robili, poza zarabianiem pieniędzy i robieniem dymu?

Jeden z organizatorów zdradził mi na schodach, gdy w popłochu, a także pośpiechu opuszczałem tę konferencję naukową, że na badania i wdrażanie innowacji firmy polskie dostały do tej pory od odpowiedniej Agencji rządowej całe 39 milionów złotych. Z kasy unijnej po części. W wymienionej kwocie zapewne mieściły się koszty i tej konferencji (a pewnie również i kilku innych). Oraz odpowiednich badań nad szczególną rolą innowacji w życiu człowieka i gospodarce.

Wspomniany organizator nie zdradził mi jednak – choć trzeba go usprawiedliwić: nie zdążył, bo uciekłem – jak sobie wyobraża proces tworzenia, wdrażania, a nie daj Boże i patentowania innowacji przez Małe i Średnie Przedsiębiorstwa, których po prostu w Polsce na takie rzeczy nie stać. Dużych zresztą też. A o naszych naukowcach wspominać nie chcę, bo pewnie robią te rzeczy za granicą.

I tu przypomniała mi się scena z jednej z ubiegłorocznych konferencji, gdzie dyskutowano o pomocy unijnej. Jak sobie przypominam, to w sektorze, gdzie mowa była o poważnej pomocy dla nauki, to warunkiem koniecznym była m.in. umowa między ośrodkiem naukowym a firmą w celu osiągnięcia efektów innowacyjnych. Były (i są nadal) na to przeznaczone potężne pieniądze idące w miliardy euro. Niestety, wśród beneficjentów nie było ani jednego zespołu z polskim udziałem.

My natomiast specjalizujemy się jak widać w rozpowszechnianiu innowacyjnych idei wśród członków wspomnianego sektora MŚP.

Odnoszę dziwne wrażenie, że spora grupa osób została specjalnie przysłana tu z przyszłości, aby mnie załatwić, wkurzając przy okazji. A z wynalazków – i to nieopatentowanych – najbardziej zaczyna podobać mi się koło, które może pozwolić mi szybciej spieprzać od tego bałaganu i pseudodziałań.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

To jest fantastyczny wynalazek, Panie Lorenzo,

te półtora roku. Trzy lata byłyby jeszcze lepsze oczywiście.

Jak rozumiem, nie chodzi o to, że przez ten czas sprawdza się się tzw. zdolność patentową złożonego wynalazku?

A czy wie Pan, jak wygląda ochrona takiego leżakującego patentu?

W rejestrowaniu znaków towarowych też istnieje okres leżakowania, ale złożony wniosek podlega warunkowej ochronie od dnia przybicia pieczątki “wpłynęło”.

Pozdrawiam znad tej samej rzeki…


Hm,

“. Idzie mianowicie o to, że zgłoszone do Urzędu Patentowego wnioski najpierw “leżakują” w nim przez 18 miesięcy, zanim cokolwiek się z nimi stanie. Nie robi się z nimi literalnie nic. Dopiero po upływie tego czasu rozpoczyna się postępowanie badawcze. “

No to widać, że innowacyjność nam w Polsce nie grozi, w tym czasie jak sobie u nas wynalazki leżakują, pewnie za granicą wymyślą coś lepszego i ciekawszego.
pzdr


Panie Merlocie Szanowny

Nie zwróciłbym uwagi na ten fragment wypowiedzi Pani Prezes, gdyby nie owe słowa: “nic się z nim nie dzieje. On – znaczy sie ten wniosek – po prostu leżakuje”. Tak więc pewnie i żadnej ochrony nie ma.

A Pan mnie z dna tej rzeki/bajora może pozdrawia?

abwarten und Tee trinken


W tym może być pewna logika, Grzesiu,

Oto bowiem zamiast urzędnikom głowy zawracać poważna firma wdroży sobie zagraniczny patent i zapłaci za licencję. Prostsze to i efektywniejsze, jeśli idzie o czas.

A jak ktoś się uprze (i ma odpowiednią kasę na badania, albo znajdzie posażnego fundatora zagranicznego) to zgłosi taki wniosek za granicą i zdecydowanie więcej zarobi. Bo ileż można zarobić w Polsce na innowacjach? To nie ten rynek.

Więc po co dupę zawracać naszym urzędnikom, skoro kasa na propagandę i tak zostanie wydana. Widzisz zresztą małą, a nawet średnią firmę którą na taki proces stać? A potem trzeba to jeszcze sprzedać, a tu właścicielami starszych rozwiązań są potentaci, którzy zrobią wzystko, by sie wynalazcy nie udało.

A dopiero potem szybciutko za tanie pieniądze kupią innowacyjne rozwiązanie i schowają je do szuflady. Oczywiście uprzednio je opatentowując dla siebie.

Pozdrawiam Cię serdecznie

abwarten und Tee trinken


Pięknie

psia jego…, pięknie.
kiedyś trzeba było dopuścic do wynalazku odpowiednią osobę, a dziś wpierw trzeba się nachapać...
Kradną czy nie?


Wynalazek wynalazkiem, Panie Marku,

mnie idzie bardziej o coś innego. Narzekamy na poziom mediów i ich przedstawicieli. Mogłoby się wydawać, że nauka polska (czy też naukowcy) jest w jakimś stopni wolna od tej zarazy. A tu tymczasem guzik. Tną aż miło.

A z drugiej strony pranie pieniędzy jest karalne. Z etycznego (przynjamniej takie mam zdanie) takie działania, jakich byłem dzisiaj świadkiem, są co najmniej wątpliwe. Zamiast zajmować się rzeczami pożytecznymi dla ogółu (w takim czy innym ujęciu) kontynuuje się naszą bylejakość ubierając ją w zgrabne słówka i idee.

Oczywiście wymówka zawsze się znajdzie, czyli brak nakładów na naukę, brak przełożeń na przemysł i producentów. No to wykorzystuje się te wymówki, by dalej ćwiczyć hucpę. Zamiast stworzyć system i odpowiednio go sfinansować. A najgorsze, że wspomniani naukowcy biorą w tym ochoczo udział. Zresztą dlaczego nie mieliby tego robić, przecież pecunia non olet . A życ z czegoś trzeba. I tak się to turla.

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Boże!

Gdybym miała tytuł profesora, wstydziłabym się wziąc udział w takiej propagandzie, czy to ja jestem nienormalna, że oczekuję od pewnego poziomu ludzi podstawowej przyzwoitości? A ta reszta “naukowców”? A młodych sie od wykształciuchów wyzywa w naszym kraju, a tu widać jakich nauczycieli mają...ech.


Obawiam się, Pani Anno,

że jest gorzej niż nam sie wydaje. Status naukowca czy też pracownika nauki jest w Polsce dobrze jeszcze postrzegany przez pozostałą część społeczeństwa. Boję się, że jest to jednak kwestia tradycji jedynie.

A niedoinwestowany i niezreformowany system doprowadził do tego, że tak naprawde jest to wielki balon wypelniony niezbyt miło pachnącym gazem, by się eufemistycznie wyrazić.

Legendy o znaczeniu i wielkości polskich uniwersytetów należy odłożyć do lamusa. Wystarczy porównać możliwości finansowe z byle uniwersytetem stanowym w USA lub brytyjskim, liczbę cytowań w prasie naukowej (bo to tak naprawde świadczy o znaczeniu danego naukowca), i tak dalej. Bo już udział w rozlicznych konferencjach na świecie wcale o takim znaczeniu nie świadczy.

Wzajemna zazdrość, blokowanie cudzych doktorantów, lenistwo (!) profesorów po otrzymaniu tego tytułu, nieumiejętność pracy w zespołach, zajmowanie się bzdurnymi projektami popychanymi przez kolegów w myśl zasady “dziś ja tobie, jutro ty mnie”, dowolność w nadawaniu tytułów profesorskich przez kolejnych prezydentów (też wina systemu), członkostwo w PAN-ie i PAN jako taki. Ta lista może się ciagnąć w nieskończoność.

I wspomniana już bylejakość.

Temat – rzeka.

Ale sam tego wątku ciągnąć nie będę:-)

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


grajdół

Kuzyn mój w latach 70-tych chciał dorobić. Wybitny absolwent Wydziału Mechanicznego PK, był, co rzadkie u teoretyka także uzdolnionym rzemieślnikiem. Wyjechał do ówczesnego RFN, gdzie najął sie do warsztatu samochodowego w charakterze robola specjalisty. Kazali mu naprawić skrzynie biegów Mercedesa. Jedną drobną rzecz trzeba było przy okazji wyciągnąć z wnetrza mechanizmu, i nie było jak. To kuzyn z różnych szpejów warsztatowych wykonał zmyślny przyrząd służący do wyciągnięcia dziadostwa. Dzień nad konstrukcją spędził i jak już narzędzie wykonał, to słyszał chóry anielskie mechaniczne nad głową, i światowy rozgłos w marzeniach.
Poszedł z triumfem do kantorka i szefowi wynalazek okazał. Ten oczy wywalił jak żaba rozjechana przez walec, i długo tak pozostawał. Z objawów kuzyn poznał, że pryncypał jest wstrząśniety, i już szykował sie puszyć i pławić w chwale. Kręcąc głową bezustannie( co kuzyna trwogą zaczęło napawać, że szefowi ona odleci) ten podszedł do szafy z narzędziami i wyciągnął funkiel nówkę przyrząd w plastikowej przeźroczystej wytłoczce, służący do tegoż właśnie celu. Tyle, że jakiś taki ładniejszy i preczyjniej wykonany. I spytał kuzyna o powód, dla którego ten dzień zmarnotrawił, zamiast po narzędzie się zgłosić od razu, co to się z nim każdy uczeń pierwszej klasy ichniej zawodówki zapoznaje na wstępie nauki?

Wiele naszych wynalazków szumnie opiewanych w mediach tak się ma właśnie do kultury technicznej krajów technologicznie mocniejszych. A inne podzielają los opisanych w gorzkim felietonie powyżej. Słyszymy szumną zapowiedź, a potem zaraz zastrzeżenie, że do wdrożenia trzeba szmalu, ktorego nie ma. Za to, że jest zainteresowanie zachodnich koncernów. Ciekaw jestem, jaki jest finansowy wymiar tego zainteresowania, i późniejszy los? Odpowiedź mam we wpisie.
Który jest laniem octu na moje ksenofobiczne rany.
Grajdół.

P.S. Mój syn, który jest doktorantem na owej najstarszej uczelni polskiej , w pełni mi potwierdził ową mizerię naukowego światka. Intelektualną i moralną. Chociaż w owym mroku świecą się tu i ówdzie mdłe światełka wyjątków.

Wielka instytucja finansowa w Ameryce, z pierwszej transzy pomocowej urządziła na Karaibach wielką trzytygodniową konferencję z atrakcjami dla menadżerów, przy której ta z UJ-otu wygląda na skromniutką. Organizatorzy tłumaczyli to tym, że kojąc nerwy dyrektorskie nadwątlone wstrząsem ekonomicznym, przyczyniają się do zwalczenia w przyszłości wszelkich trudności. Bo sprawny i zadowolony zarządca, to pół sukcesu.
Holendrzy nie są gorsi. Mój szwagier też ładował akumulator w Amsterdamie, gdzie ING z tych samych pobudek, co amerykańscy bracia po szmalu, doładowywało swoich terenowych dyrektorów oddziałów w Europie. Z zastrzyku rządowego pomocowego rzecz jasna.

Trochę to wszystko bez sensu, co piszę, ale tyżem wkurzony.

Pozdrawiam wieczorową porą.

tarantula


O wszystko móglbym się Panie Sąsiedzie

podejrzewać, ale o ten ocet na Pańskie rany? A w życiu, Panie Tarantulo. I to wszystko przez te cholerne innowacje.

I powiedz Pan, czy nie lepiej drzewiej bywalo? Smoki, barany, dziewice… i wszystko jasne.

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Tarantulo

wszystko jest z sensem jak najbardziej i ani trochę nie widzę w tym wpisie bezsensu

Pozdrawiam


A i wynalazki mieli niezgorsze, Panowie Szanowni

Weźmy na przykład takiego konia oszczędnościowego.
Nie dość, że miał tylko dwie nogi do hasania, to jeszcze gawiedzi rozrywkę bez opłat i abonamentu zapewniał...


A jak trzeba bylo, Panie Merlocie,

to i w leb mógl dać gumową bulawą.

I tak mnie wlaśnie naszlo: kto im da w leb gumową bulawą? Za te 18 miesięcy “leżakowania” na przyklad? Za prywatę na uczelniach? Za brak kasy na naukę i badania? Za dawanie zlego przykladu? No kto?

abwarten und Tee trinken


Drogi Lorenzo

chyba, a raczej na pewno nikt

ale dobrze mieć nadzieję


No to uspokoil mnie Pan, Panie Marku.

Bo jakoś tak od rana jak ten jelonek się czulem, co to ze lwem rozmawial na temat urody i dzielności.

Uklony wieczorne

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo

Dopiero dzisiaj, bo wczoraj się Pan wkurzył, to ja nie chciałam z takim czymś tu wyjeżdżać... Bo mnie ten Pański tekst rozśmieszył.

Nie zawartość, co to to nie gdzieżby. Merytoryczna strona jest ponura, jak najbardziej ponura innowacja.

Proszę mi wybaczyć ten uśmiech kiedy Pan był wkurzony, ale liczę na przejściowość tego stanu i wyrozumiałość względem mojej osoby.

Pyszny tekst.

Pozdrawiam Pana jak zawsze, tylko bardziej.


Pani Gretchen

ja jestem sangwinik, więc mi zazwyczaj wkurzenie po 5 minutach przechodzi. Co nie oznacza, że miałbym się z tego, co napisalem, wycofywać. Co to, to nie. Ale to problem wart szerszego omówienia, ale widać niewielu to wkurza.

A co do śmieszenia, to róźnych technik ekspresji człowiek używa (ktoś mógłby je nazwać nawet manipulacją), by sobie ulżyć:-)

Podwieczorkowe ukłony zasyłam

abwarten und Tee trinken


Ależ oczywiście

Panie Lorenzo, że nie ma się Pan co wycofywać. Przeciwnie nawet.

Tylko, jak Pan to pięknie ujął, formy ekspresji dobrał Pan takie, że mnie Pan rozśmieszył.

Osobiście bardzo jestem za leżakowaniem, to mi się zmieniło od czasów przedszkola, ale ja to przecież żadna tam znowu innowacja. Choć nie wykluczam, że wynalazek.

To jednak jest piękne Panie Lorenzo – 18 miesięcy… I tak nic… Spokój wynalazku in spe niczym nie mącony.

Ech…

Pozdrawiam obierając mandarynki (w zastępstwie?)


Mr Lorenzo

podwieczorkowo pozdrawia a Madame Gretchen obiera mandarynki..
jak nic na pewno na winko jakie przednie co to leżakowania nie potrzebuje in spe, ani innego
O mandarynkach coś wspominałem w innym miejscu :)

Pozdrawiam, odstawiając na dziś kawę
Jak nic oktawą mi wybrzmiało, a nerki jakies dziwne takie czy cóś...


Panie Marku

mandarynki to się u mnie nie utrzymają do produkcji czegokolwiek.
Pochłaniam i już.

:)


I dobrze, że Panią rozśmieszylem, Pani Gretchen,

bo taki mialem podsępny zamiar:-) Przez formę do efektywności, krótko pisząc.

Ja też bardzo lubię leżakowanie, a przypadku trunków to rzecz konieczna nawet. Co do innowacji czyli wynalazków to za malo jestem wiedzący, by autorytarnie coś twierdzić. Ale tak na nosa…

Natomiast ożywienie przedstawicieli świata naukowego nie mialo nić wspólnego z leżakowaniem, z grzybobraniem natomiast bardziej. Ten caly bulgot, bleblanie bylo wręcz rozczulające.

Miewam od czasu do czasu kontakt z konferencji na tematy innowacyjne za granicą (oczywiście w skromnym zakresie mych zainteresowań). A tam – w mordę misia – tylko fakty, cyfry, rozwiązania, przepisy, badania. No cyrk po prostu. Czy oni naprawdę sądzą, że życie zawodowe sklada się wylącznie z pracy opartej na twardych konkretach? Chorzy czy co?

A życie jest przecież takie piękne, szczególnie na koszt cudzy. No i zdecydowanie za krótkie.

Wygląda na to, że nasze wczorajsze wpisy (Pani oczywiście poważniejszy zdecydowanie) jakoś ze soba korespondują, jeśli idzie o kondycję tzw. świata nauki w naszym uroczym kraju, nicht wahr?

No to po mandarynce, choć podobno po 16-tej z owoców to nalezy jedynie grejpfruty zasysać. Ale jak wiadomo (tu sie powtórzę) wszystko co dobre, jest przez lekarzy zakazane i niezdrowe.

Uklony ostrożne (bo móglbym się nie podnieść, a to wielka szkoda by byla; poza tym glupio wobec damy)

abwarten und Tee trinken


Bo cóż tu robić w tak uroczo rozpoczęty wieczór, Panie Marku?

Tu mandarynka, tam leżakowanie, ówdzie jakiś naukowiec zblądzi. Nic tylko usmiechać się milo po francusku. Bo to najbardziej wytworny do tego celu język przecież. Po angielsku natomiast nalezy znikać.

A co do Pańskich przykrych dolegliwości sugeruję magnezu trochę zażyć przed dni kilka. Winno się poprawić.

Potem znowu może Pan pić kawę dzbanami. I nie spać po nocach.

Choć kto wie, może lepiej zasnąć na dlużej i obudzić się w nowym, wspanialym świecie ?

I w tym sensie, Panie Marku, zdrowia Panu zyczę

abwarten und Tee trinken


Właśnie, właśnie

położyć się i …
akurat sączę Caprio (plus) z różowych grejpfrutów i mam zamiar wziąć prysznic i pod kołdrę czmycham.
Co mi tam – niech się dzieje.
I ja poleżakuję, a nóż jakiś szalony pomysł wpadnie mi do głowy, albo co się przyśni ciekawego…
A jak się już obudzę to tutaj zajrzę, jeśli nie to mówi się trudno. Nic wielkiego się nie stanie. Nikt nawet nie zauważy…

Pozdrawiam wieczornie


Eee tam, Panie Marku,

zaraz nie zauważy. Pierwszy będzie WSP Admin, bo mu się klikalność liczy. Zaraz potem pojawią sie jakieś zwasnione strony szukające sprzymierzeńców…

Zaś co do leżakowania: skoro zbliżamy się (jedni bardziej, inni mniej) do wieku wtórnego zdziecinnienia to i pewne bonusy się należą.

Milego zatem leżakowania, tylko prosze nie zapominać o przewracaniu sie na drugi bok od czasu do czasu. Ponoc od tego procenty szlachetnieją

abwarten und Tee trinken


Jak najbardziej dobrze Panie Lorenzo

To bardzo miła odmiana dla mnie.

Napomknę, że znowu się Panu udało dzięki brakowi jednej literki Pański zamiar okazał się posępny zamiast podstępny. Cudności – zamiar podsępny :)

Z tamtego doświadczenia (tego, o którym napisałam) wyszłam bez psychicznego szwanku dzięki rzuceniu się w wir szkoleń organizowanych profesjonalnie. Jakież było moje zaskoczenie, że jednak można!

Zabawne jest to, że za te kolejne płaciłam sama i nie żałuję.

Byłam kilka miesięcy temu w Poznaniu na takim dwudniowym forum o tematyce Autorytet bez przemocy . Przyjechał profesor z Izraela. To było coś na takim poziomie, że siedziałam z buzią niegrzecznie rozdziawioną.

Mam takich przykładów więcej.

I to jest dobra wiadomość, która jest bezcenna w oceanie nie tak już dobrych.

Niestety (to o owocach będzie) po 16 to ja jestem na początku dnia pracy i jakbym miała już tak wszystkiego sobie odmówić to ja bym się zapłakała.

Pozdrawiam Pana uśmiechając się


Zauważylem ten feler z literką, Panie Gretchen,

nawet się przez chwilę krotką zastanawialem, czy go nie poprawić. Ale potem zdecydowalem się go pozostawić, bo wiedzialem, że Panią rozbawi. Ale czegóż się nie robi dla tzw. gaudi ( co w narzeczu Indian alpejskich znaczy “radość”, “zabawę”, a niekiedy nawet “dla hecy”, choć “hetzen” to już calkiem coś innego, acz czasami i na TxT spotykanego).

Co do kwestii merytorycznych to wiem, że można. Dlatego się wkurzylem. Bo jakbym nie wiedzial, to bym sie nie wkurzal. Jak się więc okazuje, wiedza wcale nie daje szczęścia, niekiedy wręcz odwrotnie.

I rposze sobie niczego nie odmawiać, szczególnie zas pracy, jako że jest ona solą zycia naszego powszedniego.

Smacznych mandarynek i innych owoców pracy życzę Pani serdecznie

abwarten und Tee trinken


Teraz mi się przypomniało Panie Lorenzo

Że ja kilka lat temu widziałam zjawisko zgoła przeciwne: uczestnicy profesjonalnego szkolenia, zorganizowanego przez warszawski Instytut Psychiatrii i Neurologii, a prowadzonego przez ludzi z Uniwersytetu na Florydzie, byli naprawdę wkurzeni.

Wkurzało ich to, że za nic w świecie te heretyckie treści nie mogły się pomieścić w ich terapeutycznych głowach, po brzegi wypełnionych jedną obowiązującą ideologią.

Siedziałam sobie na krzesełku i w żaden sposób nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

Beton Panie Lorenzo nie ma łatwo, oj nie.

I tą optymistyczną myślą dzielę się z Panem pozdrawiając

P.S Co znaczy hetzen ?


Nasz beton, Pani Gretchen,

to jeszcze nie taki beton, jaki widywalem tu i ówdzie. Zdarzal sie taki zbrojony, że bez sensu byla jakakolwiek dyskusja. Oni po prostu wiedzieli lepiej, bo tak bylo napisane. I nie bylo uduś. Rzecz dotyczyla np. sytuacji w Chinach, a dzialo się to ze 30 lat temu. Ale w końcu to ich broszka byla. Tak to po prostu bywa z betonem, choć nie wiem, czy dokladnie w tym celu zostal wymyślony.

No i te stereotypy, jako immanentna cecha betonu. I to we wszystkie oraz ze wszystkich stron. Do wyboru, do koloru. Uff…

Czasami zastanawiam się, czy jeśli zdarzaja się na tym świecie rzeczy, o których nie śnilo się filozofom, to czy przypadkiem nie należaloby ich polożyć spać.

A hetzen znaczy mniej więcej tyle, co nagonka. W różnych tego slowa znaczeniach.

Milego wieczoru

abwarten und Tee trinken


Lorenzo

dobrze że komentuję po czasie, znaczy czytałem wcześniej,

kto by podejrzewał że każdy premier tak łatwo mógłby szarpnąć cuglami a nie łgać w expose

tylko kto miałby mu o tym powiedzieć?
pozdrowienia
zasyłam

prezes,traktor,redaktor


Subskrybuj zawartość