mam wrażenie niejasne, że nawet jeśli i ewentualnie mam rację, to pan Czajnik też ją ma.
Są tematy, które nawet jak są troszkę zbyt obszernie (jak na blogową optykę) ujęte, to i tak rodzą niedosyt. To dobrze. Z niedosytu coś może powstać.
Z przesytu niby też, ale nie będę wchodził w szczegóły, wyjaśniając, dlaczego wolę niedosyt.
Ot choćby problem rewolucji i ewolucji.
Popularność idei ewolucyjnych w drugiej połowie XIX wieku mocno potem podupadła. Brak dowodów, mówiąc szczerze.
Współczesne koncepcje rozwoju społecznego, jeśli nie pomijają tego wątku w ogóle, często stanowią pewną syntezę obydwu punktów widzenia.
Ot, na przykład Harold Berman (nie rodzina) traktuje rewolucje jako burzliwą formę przyśpieszania rozwoju społecznego, zwłaszcza w okresach stagnacji.
Albo znowu taki Thomas Kuhn, który mówi w istocie rzeczy o mikrorewolucjach, które z daleka są tak drobne, że wręcz niewidoczne i dają złudzenie ewolucji.
Więc z tą ewolucją i rewolucją bym nie przesadzał.
Pomijam nawet wątpliwości co do tego, co jest postępem, co zastojem a co regresem. No.
Może warto mówić po prostu o zmianach, analizować i siłę, kierunek i funkcje?
Nie bardzo mi się to podoba, bo wolę nieco bardziej chaotyczne teorie konfliktowe.
Ale widzę w tym więcej sensu, niż w metafizycznym sporze o pojęcia.
Szanowna Pani Pino,
mam wrażenie niejasne, że nawet jeśli i ewentualnie mam rację, to pan Czajnik też ją ma.
Są tematy, które nawet jak są troszkę zbyt obszernie (jak na blogową optykę) ujęte, to i tak rodzą niedosyt. To dobrze. Z niedosytu coś może powstać.
Z przesytu niby też, ale nie będę wchodził w szczegóły, wyjaśniając, dlaczego wolę niedosyt.
Ot choćby problem rewolucji i ewolucji.
Popularność idei ewolucyjnych w drugiej połowie XIX wieku mocno potem podupadła. Brak dowodów, mówiąc szczerze.
Współczesne koncepcje rozwoju społecznego, jeśli nie pomijają tego wątku w ogóle, często stanowią pewną syntezę obydwu punktów widzenia.
Ot, na przykład Harold Berman (nie rodzina) traktuje rewolucje jako burzliwą formę przyśpieszania rozwoju społecznego, zwłaszcza w okresach stagnacji.
Albo znowu taki Thomas Kuhn, który mówi w istocie rzeczy o mikrorewolucjach, które z daleka są tak drobne, że wręcz niewidoczne i dają złudzenie ewolucji.
Więc z tą ewolucją i rewolucją bym nie przesadzał.
Pomijam nawet wątpliwości co do tego, co jest postępem, co zastojem a co regresem. No.
Może warto mówić po prostu o zmianach, analizować i siłę, kierunek i funkcje?
Nie bardzo mi się to podoba, bo wolę nieco bardziej chaotyczne teorie konfliktowe.
Ale widzę w tym więcej sensu, niż w metafizycznym sporze o pojęcia.
Pozdrawiam realistycznie
yayco -- 05.11.2008 - 12:55