W zasadzie nie ma między nami różnicy poglądów w tej kwestii. By jednak uściślić, idzie mi o to, by nauczyć czytać, i to w możliwie pełnym tego słowa znaczeniu (niekoniecznie tylko składania liter). Co może stanowić podstawę (acz nie musi – to kwestia indywidualna) do dalszej poprawy sytuacji. To właśnie miałem na myśli, pisząc o pozycji wyjściowej.
Zaś co do anegdoty przez mnie przytoczonej, to sprawdziłem sobie potem, jak wyglądają lekcje umuzykalnienia w szkołach austriackich, by porównać to z naszym śpiewem (bodaj tak to się za moich czasów nazywało – dzisiaj to chyba wychowanie muzyczne albo cuś takiego). I okazało się, że u nich wychowanie muzyczne uprawia się w ramach nauki kultury i języka ojczystego (i raczej dokładnie tak to się u nich nazywało). Pewnie z tego powodu jest jakaś różnica metodologiczna w podejściu do tematu, co się potem odzwierciedla w życiu codziennym. Czy to są metody administracyjne – nie wiem.
Szanowny Panie Yayco
W zasadzie nie ma między nami różnicy poglądów w tej kwestii. By jednak uściślić, idzie mi o to, by nauczyć czytać, i to w możliwie pełnym tego słowa znaczeniu (niekoniecznie tylko składania liter). Co może stanowić podstawę (acz nie musi – to kwestia indywidualna) do dalszej poprawy sytuacji. To właśnie miałem na myśli, pisząc o pozycji wyjściowej.
Zaś co do anegdoty przez mnie przytoczonej, to sprawdziłem sobie potem, jak wyglądają lekcje umuzykalnienia w szkołach austriackich, by porównać to z naszym śpiewem (bodaj tak to się za moich czasów nazywało – dzisiaj to chyba wychowanie muzyczne albo cuś takiego). I okazało się, że u nich wychowanie muzyczne uprawia się w ramach nauki kultury i języka ojczystego (i raczej dokładnie tak to się u nich nazywało). Pewnie z tego powodu jest jakaś różnica metodologiczna w podejściu do tematu, co się potem odzwierciedla w życiu codziennym. Czy to są metody administracyjne – nie wiem.
Pozdrawiam niewiedząco
Lorenzo -- 11.04.2008 - 12:06