Darmowy patent


 

Lubię tę atmosferę. Kiedy na przykład ryzykowne wejście w naporową warstwę wodonośną miało się dzisiaj dokonać. Zacięte twarze, pełne skupienia gesty, wyzywająca postawa. I napięcie wiszące w powietrzu. Wszyscy wiedzą, co i jak robimy. Wszyscy sobie zdają sprawę, że nie będzie łatwo. I wszyscy wiedzą, że nie ma odwrotu. Rzecz się musi udać. Wychodzimy.

Milczące raczej ostatnie przygotowania zakłóca kretyńskimi pytaniami projektant. On niewiele z tego rozumie. Jest geografem. Stworzył projekt roboty zwyczajnie odwalając schemat z poprzedniej. Wykonanej w tym miejscu jeszcze “za Nimca“. Brakuje inżynierów, geolodzy się więc zajmują wiertnictwem, projektowaniem zaś geografowie. Wiadomo, przy wierceniach trzeba mieć górnicze uprawnienia a tych się przecież magistrom od chmurek raczej nie daje.

Niewielka projektancka wiedza wymaga, aby za wszelką cenę zapobiec wprowadzaniu iłu do odwiertu. To bowiem, geografów zdaniem uniemożliwi późniejsze wydostanie z niego wody. A wiertnicy, za nic rzekomo mając efekty swojej pracy, będą dla ułatwienia sobie roboty do iłowania dążyli. I każdy geograf wie, że wiertnicy tylko metry na względzie mając nie dbają o wodę, czyli wynik niemierzalny już w postępie wiercenia.

Tyle, że się bez iłu tego zrobić nie da. Dlatego wprowadzono go już przed przyjazdem pana magistra. Obok odwiertu stoi tylko puste mieszadło. Budząc projektancki niepokój. Jest bowiem iłem zabarwione na jadowitą czerwień i jeszcze wilgotne.

Podczas pracy nie ma raczej warunków na wymianę uwag. Wszyscy są bowiem zajęci swoimi czynnościami. Projektant miota się tedy w niepewności. Obiektywnie przeszkadzając ale do tego jesteśmy nawykli. Wyraża przecież troskę.

Po kilku godzinach odwiert przebija warstwę wodonośną. Dzięki iłowi bez blokowania rur. Projektant otrzymuje woreczki z porządnie opisanymi próbkami. Zabieram go do samochodu, podjeżdżając też na jego kwaterę po projektanckie rzeczy osobiste. Jest usatysfakcjonowany. Z właściwym projektantom taktem opowiada, że gdyby nas nie przypilnował, to byśmy studnię zepsuli. Nie wysadzam go na szosę i nie przeczę. Nie zna się przecież na tym i i tak niczego nie pojmie.

A wczoraj, obserwując zawodników wychodzących na mecz przypomniałem sobie tę atmosferę. I ten sposób.

Może go jeszcze można wykorzystać?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Stary,

Każda branża ma swój ił...

Świetny tekst!


Merlot

Dzięki.

I ma swoich “projektantów”.


Subskrybuj zawartość