Witaj maj...

Obchody majowe. Niewielki tłumek wokół pomnika. Oficjele, kompania honorowa, orkiestra wojskowa, musztra paradna. Wszystko jak zawsze a jednak zawsze swoiste.

W stronę pomnika zmierzają ludzie żwirowanymi alejkami parku. Szczecin jest jedynym miastem, do którego śródmieścia wkracza las. Pomnik stoi właśnie u szczytu jego jęzora. Las dawniej sięgał do Urzędu Miejskiego ale został przez nienawidzących sielskość zieleni sekretarzy o paręset metrów odepchnięty. Teraz tam są żwirowane alejki i na razie dość soczysty trawnik. Wiosna przecież, zrudzieje dopiero pod koniec czerwca. Wszystko na przestrzeni wielu hektarów. Szczecin to rozległe miasto.

“Co tak zapierdalacie” musi wołać opuszczony przez bliskich mieszczanin. Idzie z kolegą, niosą reklamówkę z puszkami piwa i nie mogą nadążyć. Drepcą rozstawnym, kołyszącym się zabawnie krokiem byłych kryminalistów. Rodzina, dwie kobiety z dzieckiem w wózku i dwoma panami jest widocznie głucha. Bo nie reaguje, zmuszając tym nieszczęsnych tragarzy do wielokrotnego ponawiania okrzyku.

Na alejkę wjeżdża pośród ludzi samochód. Z warszawską rejestracją. Musi dołączyć do innego, stojącego już w głębi trawnika wozu transmisyjnego TVN. Osiąga cel po wielu wysilonych skrętach, hamowaniach, zatrzymywaniach. Wysiada z niego dwóch młodych pomocników reporterów. Nie będą przecież pieszo z parkingu zapierdalać, skoro mają samochód. Miejscy strażnicy nie reagują ani na za, ani na niezapierdalających. Drzew w końcu dawno nie ma a trawa i tak zrudzieje.

Przed pomnikiem ludzie się gromadzą zgodnie ze wskazaniami strażników miejskich. Krążą dwie grupy jezdnych i powóz z nobliwym panem w towarzystwie młodzieńca. Część jezdnych, obojga płci, w ułańskich uniformach, reszta w strojach osiemnastowiecznych. W powozie też. Nobliwy pan w peruce, młodzian w karmazynowym kontuszu i… skromnym dość kołpaczku. Mija dwunasta i nic. Wszyscy już poustawiani. Na granitowym podejściu do pomnika pojawia się biegnący, znany poseł szczeciński. Obły, białawy, przecięty wpół głęboko w obfity brzuch wciśniętym paskiem, z twarzą pokrytą brodawkami, połyskujący gęstym potem. Ciągnie gromadkę nieletnich dzieci. Z tyłu drepce na wysokich obcasach nienadążająca żona. Poseł góruje opływnością nad urzędowo zażywnymi pułkownikami i prałatami.

Teraz łomot werbli i zaczyna się. Wspaniale się prezentujący żołnierze, świetna muzyka marszowa, osiemnastowieczny orszak inscenizujący ogłoszenie Konstytucji. I seria znakomicie zagranych polonezów. Wspaniałe. Na koniec zaś bardzo dobry pokaz paradnej musztry. Świetnie inscenizowana żonglerka tambur majora, z żartobliwym telefonem i taneczną wstawką.

Nawet znudzony oczekiwaniem dwunastolatek, niecierpliwie kopiący trzymaną w reklamówce piłkę i zwyczajnie stwierdzający, wbrew bardzo oburzonej mamie, że jest jeszcze gorzej jak w zeszłym roku, teraz zamarł w zachwycie. I klaskał długo a szczerze.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Stary!

Ładne.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość