Dur polityczny?

Szaleństwo sięga szczytów.

Pani rzecznik od dzieci orzekła, że do ciupy trafi młodzież za ciupcianie, bez względu na wiek. Zadzwonił do niej ktoś podający się za sługę zakonnego i ją za to w imieniu zakonnika napomniał. Ciupa według mnicha źle wpływa – oświadczył. Pani rzecznik, godność ministra z pisowskiego jeszcze nadania piastująca, natychmiast się pomysłu wyrzekła i obiecała go na antenie radyja odwołać. Termin nawet zaklepała. Tyle, że nie sługa a dziennikarz był dzwonił. I na łamach ogłosił. Natychmiast.

Prezydent wygłosił orędzie. Zaufany brata mu je oprawił i poszło w świat. Według pisowskich apologetów partyjnej nieomylności orędzie nie tylko było doskonałe ale i znakomicie oprawione i nareszcie należycie dotarło. Radość i poczucie satysfakcji zakłócali różni emisariusze układu. A to ośmieszani podczas głoszenia geje z Kanady a to znana gazeta i jej emanacje. Zrazu jako miazmaty liberalizmu to traktowano ale rychło się okazało, że reperkusje oprawy, także międzynarodowe, sięgają niebezpiecznych poziomów. Wtedy ogłoszono, że zaufany brata nadużył zaufania. Prezydencki minister, odpowiedzialny za prezydencki wizerunek się odżegnał i… wzorem Traktatu Lizbońskiego sukces ogłoszono porażką. Rychło patrzeć a znowu sukcesem się okaże.

A Traktat Lizboński stał się tymczasem przedmiotem troski już obu spierających się stron. Przedtem tylko liberałowie o upadłym wizerunku nie ratyfikującej go Polski wołali. Teraz się jednak okazało, że jest znowu sukcesem i jego ratyfikacji chcą wszyscy. Tylko nie mogą. Bo tak się w szaleństwie zamotali, że się nie da. Nie idzie. Znowu mrożkowy Stacho Pęczak się kłania. W odrzwiach chałupy, z której do powstania wyjść nie może kosę w poprzek trzymając.

Tymczasem kompletnie ogłupiali cmokierzy pisowscy dają sygnały stada baranów porażonego piorunem. Ci którzy myślą, że wiedzą co mówią powiadają, że chodzi o umocnienie traktatu. Ci, którzy mówią co wiedzą jawnie się cieszą z rychłego uwalenia Traktatu i późniejszego Unii. Ci zaś, którzy wierzą w to co im w pisie mówią – najniższa kondycja intelektualna – wykrzykują, że o umocnienie chodzi i na dowód przytaczają bzdury o niecnej gazecie, Żydach, cyklistach i masonach czy temu podobne.

W tym wszystkim brylują pisowscy członkowie Ordynackiej i tacy tam prawdziwi prawicowcy. Herr Donald, pasek Angeli i inne odkrywcze pomysły wdrażając powiększają zamieszanie.

No cóż. Nie nasz cyrk i nie nasze małpy. Bawi się zdecydowana mniejszość. Ale za to z jakim przytupem.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Słuchaj Stary

Tak naprawdę to ta cała afera z przemówieniem prezydenta jest dęta.
Sprowadza się do personalnego konfliktu wśród osób z orszaku.

Czy prezydent ma prawo być zaniepokojonym działaniem Niemiec?
Ma.
Rura bałtycka, sojusz z Rosją, sprawa pomnika dla wypędzonych i związana z tym kampania medialna, blokowanie wejścia Ukrainy do NATO czy to mało?
No i starzejący się Bartoszewski, który stosuje technikę, ze jak on nie zna Steinbachowej to znaczy, że jej nie ma.
Kto tu robi sobie gierki a kto gra naprawdę?
Igła


Igła

Jeżeli się przyjmie, że jesteśmy obecnie w roku 1933, to rację mają ci, którzy się Niemców boją. Ale nie jesteśmy.

Niemcy mają prawo sobie swoje rury budować gdzie chcą. Płacą za to sami i, mając wyższe koszta, sami będą mieli mniej konkurencyjna gospodarkę.
Ich analiza opłacalności budowy pod Bałtykiem wynika z braku zaufania do rur przecinających państwa nieprzewidywalne: Białoruś, Ukrainę a także Polskę, która udaje, że jest rok 1933 i do tego czasem dostosowuje swoją politykę zagraniczną.

Jeżeli pani Steinbach chce sobie wybudować cokolwiek, gdziekolwiek i nie naszymi pieniędzmi za to płaci, to może to sobie robić do woli. Jeżeli zacznie tam przytaczać dowody, z których wynika, żeśmy Niemcom cos winni, niech to robi. Wzbudzi śmiech. Z faktu, że dotąd Niemcy nic nie zwojowali wynika, że obawy w tym względzie są płone.

Jeżeli tylko jesteśmy pewni siebie, także propagandowo nic nam nie grozi. Ale jeżeli sami mamy nieczyste sumienie, musimy próbować je zakrzykiwać. To zawsze wygląda głupio i nigdy sie nie udaje. Z faktu zaś, że stale straszenie Niemcami znajduje u nas oddźwięk wynika, że radyjo ma znaczny posłuch. Ale i przodkowie dzisiejszych radyjnych słuchaczy zdaje się nie bardzo są w porządku skoro ich potomkowie bronią jedwabniaków i innych uczestników pogromów z gorliwością, która nasuwa podejrzenie, że ich rodzice także w sprawie niemieckich cywilów czystego sumienia po sobie potomnym nie pozostawili. Ale mnie to zupełnie nic nie obchodzi. Mimo, że mój ojciec do Niemców strzelał. Także bezpośrednio. Z Visa. Tyle tylko, że Niemcy wtedy też nie byli bezbronni. Tym się moja od innej tradycji różni.

Dlatego się Niemców nie boję. Sam zresztą też nieźle strzelam.


Szanowny Panie Stary

Cały problem w tym, że podobnie jak swego czasu Gomółka, tak i pp. Kaczyńscy uczynili z elementów polityki zagranicznej w zasadzie podstawę swojej polityki wewnętrznej. Bo przecież trudno uznać ich propozycje (a właściwie ich brak) w kwestiach gospodarczych, zdrowotnych czy wojskowych za rozsądne i uzasadnione kierunki działanie na płaszczyźnie polityki wewnętrznej.

Takie podejście, serwowane w sposób nader reklamiarski (by nie rzec hucpiarski), zafałszowuje rzeczywiste problemy, z jakimi Polska ma i mieć bedzie niebawem do czynienia na płaszczyźnie międzynarodowej. Szkoda, że w swej masie społeczeństwo dało się tak zmanipulować.

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo

I to jest właśnie sedno sprawy.
Miało się poparcie tych, których się skutecznie postraszy i zjednoczy wokół siebie. Szczęśliwie w Polsce to już nie bardzo działa.

Pozdrawiam serdecznie.


Subskrybuj zawartość