Celnicy u bram

Protest celników to efekt niekompetencji rządu premiera Tuska. Taka oto genialną myśl, wznosząc ku niebu oczy, wygłasza Joachim Brudziński. Człowiek o uznanej kompetencji w wielu dziedzinach, twórca wzoru brzydoty – według niego to pudel.

Celnicy byli od peerelu opłacani jak lekarze. Zarówno jedni jak i drudzy powinni sobie, według peerelowskich jeszcze zasad konstruowania siatki płac, niedostatki kompensować łapówkami. Różnica między nimi polegała na tym, że do zawodu celnika wystarczały znacznie niższe kwalifikacje, w peerelu zgoła żadne. Teraz też chyba niewiele wyższe.

Niskie wynagrodzenia zaczęły celników trapić w miarę ograniczania możliwości osiągania apanaży od przekraczających granice przewoźników. Od momentu zaś, kiedy to został pokąsany żubr, musieli postawić sprawę na ostrzu noża. Albo podwyżki albo włoski strajk.

Smakosze żubrzej dupy jak zwykle ukryli najpierw głowy w piasek. Zanim zaś sięgnęli do swej zwykłej broni przeciwko protestującym – pomówień, insynuacji, dzielenia – utracili władzę. W ten sposób uniknęli problemu, który musi rozwiązać następny rząd.

Pamięć utraconej władzy boli. Nieszczęśni zaś kąsacze są dotknięci uwiądem zdrowego rozsądku i swoją klęskę przypisują nie własnym sposobom sprawowania władzy, dzieleniem społeczeństwa, insynuacjom jakim się dopuszczali ale socjotechnicznym zabiegom i wyborczym kłamstwom następców. Sami przecież też w ten sposób dwa lata wcześniej podnieśli swoje notowania. Stąd wypowiedź uporczywie szukającego w suficie natchnienia Joachima Brudzińskiego.

Protest celników jest z całą pewnością uzasadniony. Bezwzględnie trzeba zapewnić odpowiednie wynagrodzenie ludziom, którzy muszą mieć szczególnie silny charakter, być inteligentni i sprawni. Ta służba musi więc być zmodernizowana. Muszą z niej odejść ludzie ciemni, nieuczciwi, nieobyci. Pozostali zaś muszą być w stanie zorganizować sobie tak pracę aby granice nie były zbytnią przeszkodą dla przepływu ludzi i towarów. Za to muszą otrzymać stosowne wynagrodzenie.

Zarówno więc celnicy, lekarze jak i cała “sfera budżetowa” musi otrzymywać wynagrodzenia godne pracowników państwa. Dlatego nie może być przez państwo utrzymywana znaczna liczba ludzi do niczego mu niepotrzebnych z wyjątkiem konieczności ukrycia bezrobocia. Dlatego też należy doprowadzić do prywatyzacji tych gałęzi państwowej sfery, które się mogą utrzymać z własnych środków – górnictwo, koleje i ochrona zdrowia przede wszystkim. Równolegle należy ograniczyć liczbę przepisów, dławiących obecnie społeczeństwo. Pozwoli to na pozbycie się całej rzeszy niewykwalifikowanych “urzędników” i uwolni środki dla należytego opłacenia pozostałych.

W takiej też sytuacji protesty budżetówki są motorem postępu. Rząd albo przez nie padnie albo zmodernizuje państwo. Kosztem nieszczęsnych szoferów, Warszawiaków i nas wszystkich. Ale to przecież my dopuszczaliśmy do władzy postkomunistów, kąsających żubry oportunistów i innych sufitem natchnionych “intelektualistów“. Mamy czegośmy chcieli.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Stary

Miałem u Pana nie komentować, ale aż się prosi po przeczytaniu tej notki dodać”
“Kaczyński, oddaj guziki”
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość