Byłem w urzędzie

Ta notka jest na fali poprzedniej; taki ciąg dalszy, który zaskakująco szybko dopisało życie. Kto znudzony tematem meldunków i osobistych postękiwań Odysa, niech nie czyta.

Odebrałem PESEL najmłodszej córy.
Nie w tym urzędzie, gdzie rejestrowałem jej narodziny. Bo szpital był w innej dzielnicy. I nie w urzędzie mojej dzielnicy. To znaczy, w sumie w jednej z moich. Bo ja z Włoch jestem, choć mieszkam teraz chwilowo w Ursusie, ale meldunek mam u rodziców na Ochocie. Zresztą, ich dom jest na granicy ze Śródmieściem. Dawniej to byla Gmina Centrum, ale teraz gminą jest cała Warszawa, a wszystkie dawne gminy i dzielnice gminy Centrum są po prostu dzielnicami.
Czyli pojechałem do urzędu mojego miejsca zameldowania. Ale nie tam, gdzie się prawo jazdy, karty parkingowe (na miejsce przed domem rodziców) i dowody osobiste wyrabia. Z kartą parkingową to zresztą osobna historia. Pojechałem jednak nie tam, bo urząd mojej dzielnicy nie mieści się w jednym budynku, lecz rozsiany jest po całej zakorkowanej okolicy. Bliżej ludu.

Burmistrz dzielnicy sypnął moim (i państwa) groszem.
Moja pociecha dostała różowiótką od deski do deski Kronikę naszego dziecka. Taki niby album do wpisywania róznych informacji (np. data pierwszej kolki, drzewo genealogiczne itp.) i wklejania zdjęć rodzinnych. Prócz tego zmęczona urzędniczka wypisała małej “Dyplom uroczystego pasowania na obywatela Ochoty”. Jeszcze ładniejszy niż wspomniana książeczka.

Miło widzieć, na co idą podatki.

Jeszcze milej, że moja córa jest uroczyście pasowana na obywatelkę sąsiedniej dzielnicy.
Będzie pamiątka, jak znowu zmienią podział administracyjny miasta.

Trzy przecznice dalej, w kolejnym baraczku urzędu miejskiego (tak tak, różne wydziały gnieżdżą się w pawilonikach dawnych sklepów osiedlowych), dostałem formularz “od becikowego”. Urzędniczka poinstruowała mnie z góry, że trzeba wypełnić koniecznie dwie rubryczki. Na adres zameldowania i zamieszkania.

Gmina więc z góry zakłada, iż mogę być zameldowany nie tam gdzie mieszkam (czyli podejrzewa mnie o łamanie prawa). Nie jestem pewien, czy pisząc jak jest, nie składam sam na siebie donosu, ale to małe piwo. Bardziej interesuje mnie, po co to?

Otóż uściślenie miejsca zamieszkania służy temu, bym otrzymywał pomoc socjalną (becikowe jest właśnie wypłacane przez ten wydział) tam, gdzie faktycznie przebywam. Z budżetu gminy, w której faktycznie przebywam.

To, że do ratusza mojej dzielnicy mam jeszcze dalej niż do ratusza Ochoty, nawet do tych baraczków to drobiazg.

Ale przecież moje podatki trafiają do gminy, w której jestem zameldowany.

Pytam urzędniczkę o to, a ona mi odpowiada rozbrajająco, że to przecież jeden skarb państwa (nieprawda) i wszystko jedno. Jak wszystko jedno, to czemu tak się o te adresy (oba) dopytują? Zwłaszcza, że tysiaka mi na konto mają przelać (osobny paier muszę wypełnić w tym celu).

Czy to ktoś sprawdza? Te adresy. Gdzie ja mieszkam.
Urzędniczka mówi, że nikt.
Pytam więc, czy dla spokoju nie mogę wpisać jednego adresu, zameldowania.
To ona, że przecież poświadczę nieprawdę. Słusznie.
Ale przecież meldując państwu, że mieszkam nie tam gdzie mieszkam i tak już mam poświadczoną nieprawdę.

Władza zakłada z góry, że ją oszukuję, więc podsuwa mi papier, na którym mam napisać prócz informacji urzędowo – kłamliwych, te prawdziwe. Bez żadnej weryfikacji. Tym razem władza wierzy, że już nie oszukam. Po co?

Po to, by przerzucić moje koszty na inną gminę, choć to tu pobiera ode mnie podatki.
Innego uzasadnienia nie widzę.

Zresztą, i tak nie załatwiłem sprawy.
Miałem odpisy aktu małżeństwa i urodzenia, nowonadany PESEL.
Nie miałem dowodu żony.
Z jej adresem zameldowania.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Nieźle walczysz

przyglądam się z rosnącym zaciekawieniem

prezes,traktor,redaktor


Maksie

Hmm.
Czy to taka znów walka.
Co ja wywalczyć mogę.
Ale co sobie ponarzekam, to moje. ;)

Pozdrawiam


Szczerze mówiąc

to się pogubiłem w tym o czym piszesz, ale chyba to nie dziwne?

Pozdrówka i sił do starć z biurokracją, choć może lepiej braku takich starć i okazji do nich?


Grzesiu

Nie dziwne. Ja też.


a nie mówiłem

że meldunek im potrzebny aby wiedzieli kto ma ci becikowe zapłacić.

W Rzeszowie są sprytniejsi. Opowieść kumpla z Przybyszówki. (taka wioska pod Rzeszowem). Był zameldowany w Rzeszowie u teściów choc juz mieszkali w swoim domu (drewniana chałupina po prababci). Prezydent miasta ustanowił swoje becikowe dla tych podprogowych. Jemu w kasie się zgadzało, więc wystąpili do prezydenta o becikowe. Jednak urzędniczka zapowiedziała, że przyjdzie sprawdzić warunki w mieszkaniu. Na szczęście udało mu sie wycyganić mniej więcej kiedy przyjedzie ta kontrola. W przeddzień zwiózł łóżeczko, bety i takie tam do 32 metrowego mieszkania teściów. żona z małą przyjechała. Jakieś prania porozwieszali. teściu klął, bo do roboty nie miał jak wyjść jak sie tymi gratami w chałupie porozwalali. A potem czekali 5 godzin aż przyjdzie pani urzędnik. Ponoć kino na kółkach.
Śmiechu było sporo, ale już po. W trakcie troche nerwowo, ale 1000,- pkln piechota nie chodzi.
żeby było śmieszniej jakiś miesiąc później Przybyszówkę włączyli do miasta.


Taa

No więc mnie wiele osób namawia na taką mistyfikację w celu pozyskania mieszkania komunalnego.

Jakoś się nie dałem namówić.

Także dlatego, że według mnie władza nie jest od budowania mieszkań. Ale tego typu argument jest już nikogo nie przekonuje…

Pozdrawiam.


; )

A ja mieszakam nigdzie co nawet mam poświadczone urzędowo. Czasami oglądają mój dowód podejrzliwie i uważnie. Ale nie przeszkadza to urzędnikowi bankowemu by kusić mnie kredytem. Pomówiony diabłem pomyślałem że tak to jest pomysł. Ale pierw wyrobie sobie paszport cha cha cha.

Nie wiem czy te “włochy to ogród” jakieś mokradła obecnie.


Ernestto

To ciekawe, nie wiedziałem że w Polsce da się legalnie funkcjonować bez adresu zameldowania… Choć z drugiej strony, i ja nielegalnie funkcjonuję...

Miasto – ogród to taka koncepcja urbanistyczna sprzed wieku.
Włochy faktycznie założono na gruntach podmokłych i gliniastych, ale do dziś zachowały niemal perfekcyjnie swój układ przestrzenny i przy niewielkim nakładzie sił i środków włodarzy można by przekształcić je w naprawdę piękne miejsce. Żoliborz mógłby się schować.


Subskrybuj zawartość