Z zycia wziete czyli gdzie Pan jest?

Mialem psa. Sympatycznego labradora o imieniu Hugo.
Na dwa miesiace zostawila mi Go, z powodu wyjazdu do Europy znajoma ze szkoly hebrajskiego.
Poczatkowo nic nie zapowiadalo kataklizmu. Corka byla wniebowzieta, i mielismy powod do odbywania codziennych rodzinnych spacerkow po okolicy.

Po trzech tygodniach zauwazylem , ze piesek sie drapie. Kupilem szampon przeciwpchlowy, wykapalem i ufnie patrzylem w przyszlosc.
Pies weselej zaczal merdac ogonem i z wdziecznoscia patrzyl mi w oczy.
Po tygodniu znowu to samo. A nawet gorzej.
Pchly rozprzestrzenily sie w ogrodzie i domu, w miejscach, gdzie Hugo lubil drzemac. Czepialy sie wszystkich i wszystkiego. Bylo goraco i sucho, wiec rozmnazaly sie w zatrwazajacym tempie, a corka na dokladke dostawala jakiegos uczulenia i zaczelismy co dwa dni bywac u lekarzy.

Po dwoch tygodniach mialem dosyc. Poprosilem o pomoc Elze.
W koncu wie co i jak z tymi insektami. Zajmuje sie zawodowo zwierzakami.

Mam czlowieka, ktory zalatwi sprawe raz a dobrze – powiedziala, a ja uzbroilem sie w antypchla cierpliwosc. Do ogrodu juz nie wychodzilem. Rodzinka patrzyla na mnie coraz mniej przychylniej.

Zamowilam czlowieka na jutro. Bedzie o dwunastej. Ja rowniez przyjade – powiedziala Elza.
Okolo dwunastej nastepnego dnia pojawila sie Elza i kontrolnie zatelefonowala do czlowieka od dezynsekcji.

– Jestem w drodze. Ulica Arlozoroff 18? Bede za 10 minut.
– Tak. Arlozoroff 18. Czekamy.

Po godzinie zaniepokojeni dzwonimy ponownie.
– Gdzie Pan do jasnej cholery jest?!!! Ludzie i pchly czekaja, wszystko przygotowane!
– Jak to gdzie jestem? Jestem na ulicy Arlozoroff.
– Zaraz zaraz. My tez jestesmy na ulicy Arlozoroff.Jedzie Pan od ulicy Geula?
– Jaka Geula?!!! Jestem niedaleko Dizengoff!!!
Elza spojrzala na mnie dzikim wzrokiem i wziela gleboki oddech.
Ulica Dizengoff to najslyniejsza ulica Tel Awiwu.
– Czy Pan jest w Hajfie? – spytala z nadzieja, choc wiedziala, ze to nie moze juz byc prawda.
– Jakiej Hajfie?!!!- Jestem w Tel Awiwie!!!
Spojrzelismy z Elza na siebie z ogniem w oczach i parsknelismy smiechem.

Na nastepny dzien sprawe zalatwil czlowiek z Hajfy.
Hugo niebawem wrocil w dobrej kondycji do swojej wlascicielki, a my odzyskalismy nasz ogrod.
Zycie wrocilo do normy.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Borsuku

mam nadzieje że Twoja sierść nie tknięta pozostała:)))

prezes,traktor,redaktor


Ephraim Kishon nisko się kłania, Panie Borsuku,

on takie satyryczne historyjki pisywał. Do dzisiaj sądziłem, iż to licentia poetica, a tu okazuje się, że to normalka u was. Piękne macie życie:-))

Pozdrawiam serdecznie


Znaczy wesele

z tymi pchłami było?
A one gojów też tną?
;)


Borsuku

Ale żem się uśmiał :))

Cudna historia.


Normalka...

Ja mieszkam na Morelowskiego. Marian był przedwojennym historykiem sztuki zasłużonym dla Polski sprowadzeniem arrasów i skarbca na Wawel z Kanady, do której zostały wywiezione, by je uchronić przed hitlerowcami.

Co rusz dostaję listy adresowane na Borelowskiego! Dopiero teraz zerknąłem do Wikipedii, by odkryć, że Marcin był pułkownikiem w Powstaniu Styczniowym, w którym poległ.

Taksówkarzom też należy podkreślać, że nie na Be, tylko na Em…

Na szczęście u mnie to wszystko w jednym mieście. Choć Izrael nie taki duży.
:)


Miałem podobnie.

Cel – ul. Wojska Polskiego w Mysłowicach.
Mysłowice są sklejone z Sosnowcem.

Zostałem skierowany na właściwą ulicę, ino w innym mieście. A że niedaleko jedna od drugiej (kwadrans spacerkiem), to i śmiechu było co niemiara…


Mecyje, myślał by kto,

wsiadłem sobie kiedyś do taksówki na Grochowie i zaordynowałem na Uniwersytet.

- Jak jechać? – spytał kierujący pojazdem.

- Jak pan uważa – odparłem i zacząlem czytać gazetę (to było w czasach, kiedy jeszcze czytywałem gazety).

Kiedy przestałem czytać byłem na Ochocie. Na ulicy Uniwersyteckiej.

Mówiłem różne brzydkie słowa.

Zdarza się

Pozdrawiam serdecznie Panie Borsuku

PS Mnie też Kishon przyszedł na myśl, jak to czytałem. W szczególności historia o zamszowych butach.


Hi hi,

moja przyjaciółka dostała kiedyś list adresowany na jej ulicę i numer, tyle że w Błoniu.

Było to pełne tęsknoty wołanie młodej dziewczyny do chłopaka poznanego na koloniach, który odszedł w siną dal.

pozdrawiam wrednie


:)

super historia…

- panie? tędy to prosto?
- prosto, prosto.


Dobre,

pzdr


muszę powiedzieć Borsuku, że

równie fajnie piszesz jak fotografujesz. pozdrawiam Hajfę! :)


All

Max – Niestety. Ucierpialo rowniez moje futro.

Lorenzo – Klaniam sie rownie nisko, co Kishon.

Igla – Pchla nie wybiera. Goj, Zyd – jej wsiorawno.

Gretchen – czyzby nieoczekiwana zmiana plci? ;-) Forma – usmial – brzmi zaskakujaco.

Yayco – Mam nadzieje, ze to nie byl moj Ojciec. Mogl to zrobic z przyzwyczajenia.
Rezydowal na postoju na Uniwersyteckiej.;-)

Docencie – dzieki.

Jotesz. Oszust 1, Pino – pozdrowienia


Panie Borsuku,

dzielę z Panem tę nadzieję, bo używałem wyrazów.

Pozdrowienia szczere


Panie Borsuku!

W Krakowie w tramwaju linii 3 w okolicach dworca w Płaszowie podszedł do mnie mężczyzna i pyta: czy do ulicy Krasickiego to dobrze jadę?
A ja spokojnie odpowiadam, że zależy którego Krasickiego, bo do Ignacego to jak najbardziej, a do Janka to wprost przeciwnie.
Czy ulica Janka Krasickiego jeszcze istnieje nie wiem, ale to było w latach 80. i wtedy istniała.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość