Kłopoty z odpowiedzią, czyli byle do przodu?

Zachęcony dzisiejszym tekstem Pana Mireksa (http://tekstowisko.com/mireks/56017.html)postanowiłem poszerzyć nieco, a właściwie uszczegółowić w pewnej kwestii katalog jego pytań. Tekst poniższy, a właściwie jego zarys, ukazał się kilkanaście miesięcy temu w Salonie. Trochę się od tego czasu zmieniło, ale nadal nie znalazłem odpowiedzi na podstawowe pytanie.

A oto ono – czy ktoś jest mi w stanie powiedzieć, jaka jest Polska Racja Stanu? Czy istnieje ona od zawsze (np. obrona przed inwazją Germanów lub tych ze Wschodu w chwilach, kiedy to jesteśmy w odwrocie, z naszej zresztą historycznej winy), czy też zmienia się wraz ze zmianą ekipy rządzącej? Jaka jest relacja między Polską Racja Stanu a założeniami aktualnej polityki zagranicznej, którą powinien w odpowiednim expose przedstawić miniter spraw zagranicznych (proszę mi tylko nie opowiadać, że zrobił to aktualny czy poprzedni premier lub też ministrowie spraw zagranicznych, bo jakoś tego sobie nie przypominam, poza kilkoma banalnymi stwierdzeniami, jakie zawarli w swych przemówieniach w Sejmie).

Mam niejasne wrażenie, iż brak dokładnie sprecyzowanej PRS wywołuje u obywateli (w tym PT Blogerów) przedziwne reakcje, np. w rodzaju, iż Niemcy powinni wobec nas (a tak dla przy okazji – dlaczego tylko wobec nas?) mieć więcej pokory w swej polityce zagranicznej.

W polityce zagranicznej wszystkie co bardziej sprawne państwa kierują się sprytem, przekupstwem, cwaniactwem i jeden Bog wie jeszcze czym, byle tylko osiągnąć swój cel. Najczęściej dokonuje się to na drodze osiagania zgniłego kompromisu (bo inaczej się nie da, w przeciwnym razie dochodzi do wojny). Wymaganie od kogoś pokory, bo przed 50 czy 75 laty wywołał zbrodniczą wojnę (a czy sa wojny nie będące zbrodniami wobec szarego obywatela?), choćy najstraszliwszą, już się dziś w tym złym, pozbawionym uczuć świecie nie liczy. Jakoś nie pamiętam, aby USA tłumaczyły się przed Meksykiem lub Filipinami czy Hiszpanią. O Rosji nie wspominając. Notabene Rosjanie też nam ciągle wypominają wyprawę na Moskwę, która z kolei w naszych oczach nie wygląda na zbyt eksterminacyjną (spalenie Moskwy itp.). A ostatnio mówią coś o dziejowej sprawiedliwości, jaka miała miejsce w Katyniu.

Więc bardzo proszę, by ktoś łaskawie zdefiniował mi naszą Polską Rację Stanu, a także przedstawił sposoby jej realizacji, co będzie ewidentnym dowodem na przykład na to, że jej założenia nie są wzięte z Księżyca.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Lorenzo

Ja oczywiscie nie potrafie odpowiedzieć na Pana pytanie, ale tak myśląc poboczami, uważam że ta nasza polska racja stanu jest (podobnie jak cała polityka) dość dynamiczna.

Wałęsa aby nas na salony Zachodu wprowadzić i z NATO związać, nie wahał się bratać i wódę pić z Jelcynem (jak plotka głosi).
Kwaśniewski jechał wspierać Ukrainę w trakcie pomaranczowej rewolucji (co było moim zdaniem jak najbardziej zgodne z PRS) będąc w bardzo zażyłych stosunkach z betonowym Kuczmą (a jednak nikt go o stronniczość nie oskarżał).
Okrągły Stół to także zgniły kompromis był, ale jak najbardziej w imię PRS.
Wejście do Unii bylo w imię PRS, pomimo gadek o rychłej utracie niepodległości przez co poniektórych.
Traktat Lisboński (choć tu juz pewnie różne zdania są) także jest w imię dalekosieżnie pojmowanej PRS (Polska silna silną Europą).
Tarcza, jako wzmacnianie naszego sojusznika, jest oczywiście w imię PRS.
Wspieranie alternatywnych kanałów energetycznych to także PRS.

można by tak długo…

PRS jest dynamiczna, bo dynamiczny jest Świat. No ale ja pewnie znowu nie na temat. ;-)

Pozdrawiam Pana serdecznie.


Szanowny Panie Lorenzo,

Pan jest trochę jak ten gość z Syrakuz, któren, o wiele chciał pozbyć się rozmaitych petentów, co zamawiali u niego sprytne maszynki do wszystkiego, powiedział im podobno: Δος μοι πα στω και ταν γαν κινήσω.

Czy powiedział, czy nie powiedział, sprawa, dla nas tu z Panem, obojętna. Tak czy inaczej dotknął on, a Pan też Wielkiego Mitu.

Stałego elementu. Latarni morskiej. Odwiecznego marzenia człowieka leniwego, żeby było wiadomo co i jak z góry, bo wtedy myśleć samemu nie trzeba.

Wyobrażenia, że są w życiu społecznym sprawy niezmienne, są – jak zgodnie sądzą N i Pan Y – fałszywe.

Nic takiego nie ma , panie Lorenzo i obawiam się, że Pan o tym dobrze wie, tylko publiczność podpuszcza, jak wymieniony wyżej Syrakuzańczyk, który nie rozumiał, że rzymska racja stanu lepsza jest od syrakuzańskiej.

Jakby zapytać N, to on by powiedział, że polska racja stanu jest. Ta sama i ciągle inna. Tak jak kultura, postrzegana w swym trwaniu jako tradycja, tak i jej poszczególne elementy (w tym ten, o który Pan pyta), trwają w ustawicznej zmianie.

Wielokauzalność świata powoduje, że polska racja stanu modyfikuje się i dostosowuje. Jej kryzys, uważa N, polega na powtarzających się systematycznie okresach skostnienia, kiedy nie jest w stanie odpowiadać na nowe wyzwania.

Weźmy sobie drobny przykład: zagrożenia. Przyznać łatwo, że istotnym elementem polskiej racji stanu winna być zdolność do odpowiadania na zagrożenia. Jeżeli zatem jakieś zagrożenie trwa (na przykład rosyjskie), to zdolność przeciwstawiania się onemu, należy wciąż do owej racji. Jeśli natomiast zagrożenie znika, to i racja go nie potrzebuje, bo niby po jaką cholerę? Zagrożenie szwedzkie moderowało (w sensie – kształtowało) polską rację stanu w wieku XVII, a nawet nieco dłużej. A dziś nie moderuje.

Oczywiście odrębną kwestią jest zdolność do wykrywania, opisywania i definiowania zagrożeń. Jakby kto go pytał, to N by powiedział, że słyszy opinie, ale nie widzi syntezy.

I tyle N ma na ten temat do powiedzenia. Na odchodnym dodaje, że to co powiedział dotyczy każdej racji stanu: norweskiej , portugalskiej i kameruńskiej też. I że każda zagrożona jest fatalnym wapnieniem. Tyle tylko, że tamte, jemu osobiście, powiewają.

Pan Y uważa, że N marudzi. Jego zdaniem, racja stanu to wykręt. Działania polityczne, jego zdaniem rzadko przypominają grę w szachy. Już prędzej w krótkiego, albo , za przeproszeniem Pańskim, w dupniaka. A w Polsce, to jeszcze w gapę...

Racja stanu jest nie problemem tkanki narodowej, a kolokwialnym i propagandowym elementem autodefinicji. Przede wszystkim polityków. Definicji ostrej, dzięki której nosicielem racji stanu może być tylko ten, kto ma identyczne poglądy do tego, kto akurat o racji mówi. Reszta to zaprzańcy są.

W zabawny sposób wpływa to na niektórych blogerów. Ale o tym Pan Y pisał nie będzie, bo jeszcze chwilę poczeka, choć martwią go brudy, które jak zawsze mają skłonność do wypływania na wierzch.

Przeprasza też Pana Szanownego, że nie udzielił żadnej sensownej odpowiedzi.

I pozdrawia z należną natarczywością


A skądże, Panie Griszqu,

bardzo na temat. Mam świadomość tego, że podstawowym założeniem PRS jest niepodległe państwo. Taka jest racja stanu chyba wszystkich państw na świecie. Ale jak tę niepodległość utrzymać, jak wzmocnić elementy pozwalające na jej utrzymanie, tego już nie wiem. Przynajmniej nie wynika to z wypowiedzi naszych polityków. I z ich konsekwentnych działań. N razie to ich rzuca od ściany do ściany. Raz TL jest dobry, raz zły, i to w ustach tych samych ludzi.

To już nie jest zmiana dynamiczna, tylko bezsilne odruchy.

Spieramy się głównie o sposoby czy strategię pozwalającą na realizację celu, czyli utrzymania niepodległości. Tylko: niepodległość państwowa jest realizowana zarówno w wymiarze gospodarczym (o ile nie głównie w tym wymiarze), jak i politycznym. To są elementy, ktore trzeba traktować łącznie. Kwestie militarne są ich pochodną.

Do PRS potrzebna jest strategia, która oczywiście zmienia się w miarę rozwoju sytuacji. Ale jakieś założenia mieć należy.

Pozdrawiam serdecznie


Pan, Panie Yayco,

to od razu musisz zdradzać moje zamierzenia niecne. A może tu o edukację idzie? Co zresztą poniekąd w odpowiedzi Panu Griszqowi zamieściłem. Bo jakoś w debacie (?) publicznej to mało słychać nie tylko OSW, ale i PISM. A o firmach typu CESifo czy Foreign Affairs już mało kto słyszał. O cytowaniu nie wspominając.

Ale skoro mamy takich polityków, to nie dziwota, że i konsumenci prawd objawionych propagowanych przez media rozliczne zachowują się podobnie. Czego sporo przykładów i w naszym klubie mieliśmy.

Odnoszę wrażenie, że wspomniany przez Pana_mit_ , za przyczyną m.in. ludzi nauki oraz piaru politycznego, o członkach ZZDEP-u nie wspominając, stał się czymś rzeczywistym dla wielu. I przyczyną nieporozumień. Oraz w konsekwencji emocji ekstremalnych.

Pozdrawiam pogodnie


.

.


Problem w tym, Pani Magio Szanowna,

że nie idzie mi o tych Niektórych, lecz o pozostałych, co to ich bodaj Pan Yayco wiedzącymi nazwał. I czy nie wypadałoby, by Niektórzy raz na czas jakiś drobne resumee albo cuś w tym rodzaju zamieszczali?

Co do Pani akcji bibliotecznej, to jako człowiek doświadczony w nieszczęściu, jeśli idzie o zmywanie się książek z domowej biblioteki, życzę sukcesów.

Pogody ducha życzę


Pozwolą Panstwo

Że z zainteresowaniem bedę się przyglądał, dyskusji która (mam nadzieję) się rozwinie. To jeden z tych tematów, który mnie ciekawi, ale na ktory nie mam za bardzo nic mądrego do powiedzenia.


Moja próba

Polską racją stanu jest jej trwałe bezpieczeństwo fizyczne. Aby doszło do takiej sytuacji, położenie geograficzne między Rosjanami i Niemcami musi przestać być odwiecznym (tj. od trzech wieków) polskim przekleństwem, tylko stanem neutralnym, a przy pomyślnych wiatrach nawet atutem.

Żeby to osiągnąć, Polska musi zmierzać ku staniu się trwałym i nieoderwalnym członkiem świata Zachodu w trzech dziedzinach:

1) politycznej;

2) gospodarczej;

3) kulturowej.

Trzeba też przy tym pamiętać, że celem nie jest, a przynajmniej nie powinno być, członkostwo w tej, czy innej organizacji. Stanie się członkiem UE i NATO nie było żadnym celem (chyba każdy, zwłaszcza po ostatniej wojnie w Gruzji i wypowiedziach Niemców, czuje, że z tym naszym bezpieczeństwem jest tak sobie). Jedynie dostaniem do ręki narzędzia, które ma nam umożliwić osiągnięcie celu, który podałem w pierwszym zdaniu.

Jak to osiągnąć?

1. W kwestii politycznej nasza aktywność powinna się przejawiać na następujących obszarach:

a) w ramach NATO w tym zwłaszcza w kontaktach ze Stanami Zjednoczonymi;

b) w kwestii integracji w ramach Unii Europejskiej, tak w zakresie symbolicznym, jak w realnej sprawności tej organizacji.

Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone i NATO, nie mam zastrzeżeń. Cieszę się, że Polska podpisała umowę o Tarczy; przy wszystkich wątpliwościach co do słuszności operacji NATO w Afganistanie, to dobrze, że skoro taka akcja już się odbywa, Polska bierze w niej aktywny udział.

Gdy mowa o UE, niestety zaczynają się schody. Jesteśmy w UE 4 lata i jak dotąd zaznaczamy się tylko nie temu, albo nie tamtemu. Żeby nie było, jestem przeciwnikiem Traktatu Lizbońskiego w jego obecnym kształcie, tu nie o to chodzi, choć nie widzę też żadnego niebezpieczeństwa. Po prostu w tym Traktacie nie ma prawie niczego, co poprawiłoby efektywność działania UE, wręcz przeciwnie. Chodzi o następujące rzeczy:

a) Polska powinna stawać na głowie, by w Warszawie i w innych polskich miastach miała swoje siedziby jak największa ilość unijnych instytucji (Wrocław ostatnio przegrał z Budapesztem); nawet jeśli większość z nich to pic na wodę i marnowanie podatniczej krwawicy, w naszym przypadku warto.

b) Polska powinna unikać działań dezintegrujących, na jakie mogą sobie pozwolić i pozwalają Francja (tzw. Unia Śródziemnomorska), albo Niemcy (rura na dnie Bałtyku). Tworzenie różnych “programów wschodnich”, “planów dla Wschodu”, czy jak to się tam nazywa, które ma poparcie Litwy i Szwecji a nikogo z dużych krajów Zachodu, nie leży w polskim interesie. W ogóle szalenie ryzykowne jest stawianie na międzynarodowe programy polityczne, w których Polska jest największym i decydującym ogniwem, bo tworzy się koalicję słabych.

c) Polska powinna unikać wchodzenia w indywidualne sojusze z konkretnymi dużymi krajami UE, gdy kwestia jest nie po drodze z innym dużym krajem, zwłasza też należącym do UE. Polska nic nie załatwi w kwestii międzynarodowej z Wielką Brytanią, jeśli będzie to sprzeczne z interesem Niemiec, nic nie załatwii z Niemcami, jeśli będzie to nie po drodze z interesem Paryża itd. Bo oni się w pewnym momencie dogadają, jak zawsze, a Polska zostanie na lodzie. Też jak zawsze.

d) W związku z powyższym Polska powinna się uczepiać takich tworów, gdzie tych regionalnych mocarzy jest więcej niż jeden. Doskonałym przykładem jest Trójkąt Weimarski. W Polsce zapomniany, a przez Lecha Kaczyńskiego prawie ignorowany. Tymczasem takie spotkania to najlepsza okazja do osiągnięcia czegoś na czym nam może zależeć. Bo oto mamy przy stole Paryż i Berlin jednocześnie. A nie jak w Lizbonie, że Kaczyński coś z Sarkozym ustalił, a potem poczuł się oszukany, bo po pięciu minutach do Sarkozego podeszła Merkel i natychmiast ustaliła co innego.

2. Gospodarka. Nie ma innej rady. Polska, w swoim czasie chora gospodarka nawet na warunki RWPG, przez dwadzieścia lat kapitalizmu nie zdołała podwoić swojego PKB na osobę po uwzględnieniu inflacji. Mało kto zdaje sobie sprawę, że gdyby nasz nominalny PKB/capita był jak w Hiszpanii, Polska miałaby w 2007 roku gospodarkę równą rosyjskiej. Nie może być tak, że w ciągu 20 lat wartość zagranicznych inwestycji w Polsce w przeliczeniu na mieszkańca była prawie trzy razy niższa niż na Węgrzech i prawie cztery razy niższa niż w Czechach, że w rankingu Banku Światowego za okres kwiecień 2006 – czerwiec 2007 Polska zajęła 74 miejsce w świecie (przedostatnie w UE za Grecją) jeśli chodzi o łatwość prowadzenia biznesu. Rząd Tuska nie robi w tej sprawie literalnie nic, więc pewnie znowu się obsuniemy. Wbrew mitowi narodowemu realny socjalizm bynajmniej nie spłynął po Polsce jak woda po kaczce. Z tym trzeba zerwać i przestać liberalizm uważać za obelgę. Musimy tworzyć warunki, by jak najwięcej przedsiębiorstw i instytucji finansowych chciało tu przenosić swoje zakłady, siedziby, lokaty kapitału. Nie ma innej rady, jak liberalizm. A wtedy, przy naszym potencjale ludnościowym, Polska stanie się atrakcyjnym partnerem, o którego przychylnośc warto zabiegać.

3. Kultura. Jedną z cech łączących Polaków i Rosjan jest podejrzliwość, zamieniająca się czasem i w wrogość, względem Zachodu i jego kultury. Co oni nam tu przyniosą? Kosmopolici, pederaści, ateiści… Chcą nas wynarodowić. To się wszędzie słyszy… Nie chodzi o papugowanie, lecz o rzetelną znajomość i kontakt z myśleniem zachodnim. Czy jest szkodliwy? Jak dotąd Zachód ZAWSZE wychodził na swoim pojmowaniu rzeczywistości lepiej niż Polska. To powinno dawać do myślenia. Wiele lat temu Kasia Sobczyk śpiewała o mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobię radę dam, jesteś to jesteś, a jak cię nie ma to też niewielki kram, jeśli chcesz wiedzieć same zmartwienia tylko przez ciebie mam, o mnie zapomnij, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam, jak sobie radę dasz niewdzięczniku, kiedy zostaniesz sam. A my przecież widzimy moralną zgniliznę Europy, która lada moment ma zginąć. I ostrzegamy. I odcinamy się. Tylko ostatecznie zawsze jest tak, że Rosja gwarantuje spokój w Warszawie, a Francuzi mają się świetnie. Dziwię się, że nikt nam jeszcze nie powiedział tego, co swojemu chłopcu Kasia Sobczyk. Przy całej tej obecnej emigracji młodego pokolenia cieszę się, że oto milion, czy dwa miliony ludzi ma szansę poznać stosunki społeczne cywilizowanego świata i może jak wrócą, jeśli wrócą, coś zaszczepią. Jeśli będzie do czego wracać, ale to zależy od punktu drugiego.

Pozdrawiam

P.S. Griszqu, piszesz że PRS jest dynamiczna, bo dynamiczny jest Świat. No ale ja pewnie znowu nie na temat. ;-). To źle. Dojrzałe narody mają swoje cele niezmienne przez stulecia, bez względu na ustroje, czy chwilowe granice.


Panie Lorenzo,

Chętnie się z Panem w ogólności zgodzę, choć w jednym szczególe wcale. Ten szczegół, to byt, który pan określił, jako ludzi nauki. Moim zdaniem taki byt zbiorowy nie istnieje.

Ale to drobiazg.

Co do reszty zgoda. Człowiek, który pianę toczy niezdolny jest do myślenia. A niemyślący są łatwiejsi w kierowaniu.

Ja od dawna powtarzam, że spierać trzeba się o drobiazgi. Bo wszelki mit musi być oparty na drobiazgach.

Ekonomicznych, ustrojowych, prawnych.

Zanim zacznie się pisać konstytucję, warto zastanowić się, co w niej ma być.

Cały ten mętny, choć na szczęście krótki, wywód prowadzi do wniosku, że rację stanu buduje się codziennym sporem o drobne rzeczy.

Tyle tylko, że najpierw trzeba zrozumieć, że sporów nie prowadzi się z pianą na ustach. Ani z zamkniętymi oczami.

A już na pewno sporów się nie prowadzi, jeśli się odmawia innym prawa do odrębnego punktu widzenia. Bo wtedy spór jest zbędny. Wystarczy wybić opozycję.

Pozdrawiam rzetelnie


innymi słowy Panie Yayco

trzeba nam tworzyć społerczeństwo dialogu, osób które sa w stanie wiecej słuchać niz mówić :)

oczywiście brzmi to górnolotnie ale nie potrafiłem spłycić tej myśli

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


TNM

odnosze się do PS
To zależy, jak horyzontalnie traktujesz PRS. Można go określić fundamentalnie – jako zachowanie niepodległości i tu oczywisice nie ma dynamiki, tylko constans. Natomiast PRS w korelacji z dynamicznymi zmianami polityki i sojuszy ulega identycznym modyfikacjom, inaczej czeka ją “skostnienie” o jakim pisze Pan Y.

Na przykład – nie bacząc na pomruki Niemiec czy Francji, powinniśmy budować tarcze z Amerykanami. Ale w momencie pojawienia się realnego projektu europejskiego programu antyrakietowego, w trybie natychmiastowym powinniśmy do niego przystapić politycznie, gospodarczo i militarnie. To właśnie miałem na myśli.


Chyba nie, Panie Maxie,

to nie chodzi o to, żeby przede wszystkim słuchać.

Wystarczy słuchać w ogóle i odpowiadać. Bronić swego wobec argumentów, a nie pomimo argumentów.

Przedstawiać własne zdanie, ale nie twierdzić, że każdy kto ma inne to jest zdrajcą. Albo idiotą.

Zdrajcy i idioci się zdarzają (idioci – częściej), ale nie tak się ich wykrywa.

N, na ten przykład uważa, że zagrożenie rosyjskie w skali globalnej maleje, ale z punktu widzenia Polski rośnie. Dlatego wesprze każde działanie, zwiększające bezpieczeństwo polski od wschodniej strony.

I uważa, że jest to kwestia fundamentalna, znacznie ważniejsza niż ekonomiczne zagrożenia, idące czasem z zachodniej strony.

Z tej racji sądzi, że można, dla racji stanu, poświęcić parę rzeczy na zachodzie, dla wzmocnienia od wschodu.

I tyle.

Natomiast N chętnie posłucha uzasadnionego argumentami wywodu, że się myli. Ale wywodu, nie zaś inwektyw ad personam.

Nie jest dla niego , w kontekście racji stanu, istotne czy ktoś czyta taką gazetę, czy inną, abo radio sobie nastawia jakieś. Ani nawet na kogo głosował w ostatnich wyborach.

O to też się można spierać. Można się nawet spierać kulturalnie, w co powątpiewać można, czytając ostatnio TXT, ale z racją stanu nie ma to nic wspólnego. Poglądy zaś w rożnych sprawach, zahaczających o podmiot zbiorowy – mają.

Pozdrawiam fundamentalnie, choć nie fundamentalistycznie


Panie Yayco

przede wszystkim słuchać precyzuje,

oczywiście samym słuchaniem spraw się nie załatwi, nie przepchnie do przodu

w związku z tym zgoda

co do tego kto i z kim ma rozmawiać to nie mam żadnych pomysłów co można więcej napisać,

generalnie uważam tylko że czasem trzeba dać mniej kulturalnym interlokutorom się wygadać (żeby nie napisać mniej elegancko)

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

zapewne ma Pan rację, ale mam wrażenie, że ostatnio (wiąże to z agresją rosyjska w Gruzji, ale pewności nie mam, bo mnie tu wtedy nie było) nastąpiło zjawisko, znane z gotowania rosołu na mięsie.

Na powierzchnię wypłynęło skoagulowane białko, pomieszane z brudami…

Wie Pan, ja byłbym bardziej łagodny w ocenach gdybym nie musiał tych samych mądrości czytać kilkanaście razy dziennie. Żeby chociaż były po polsku napisane…

W szkołach dla zawodowych patriotów powinno się przykładać większą wagę do ojczystego języka, moim zdaniem.

No, chyba, że to zagraniczne szkoły są...

Pozdrawiam


Szanowny TNM

Dziękuję za obszerna wypowiedź. Odniosę się (co nie oznacza, że się będe czepiał) późnym popołudniem lub wieczorem, bo teraz – niestety – tylko wskakuję na txt od czasu do czasu.

Pozdrawiam serdecznie i dobrego samopoczucia życzę


@TNM

Szacunek – bardzo dobry wpis.

Mi osobiście pozostaje wciąż liczyć, że PO jednak wykaże jakąś inicjatywę na jesieni, bo jak nie, to będę szczerze zawiedziony. Oznaczałoby to, że na długie lata mamy zamrożony chory układ władzy, gdzie dżumę leczy się cholerą i odwrotnie – przed czym Boże uchowaj.

Z pozostałymi kwestiami się zgadzam – z zastrzeżeniem, że Polska powinna nauczyć się jakoś wykorzystywać nieuchronne przeciwności choćby częściowo we własnym interesie. Jeśli spłonął las, to nie płaczmy za długo, tylko zarabiajmy na popiele. Jesli rurociąg pólnocny musi powstać ( a wszystko na to wskazuje), to postarajmy się mieć z tego kłopotu jakiś zysk – chociażby podwyższone limity CO2 dla naszej gospodarki.

Niestety – polską rację stanu charakteryzuje z jednej strony wielkie niedookreślenie i niepewność, ale z drugiej – wielka sztywność i przywiązanie do symboli. To fatalnie – bo skoro jesteśmy słabi, to chociaż powinniśmy być gibcy. A tak – cóż – jesteśmy rozmemłani i nie wiadomo o co nam naprawdę chodzi. Cała para idzie w gwizdek.


.

.


.

.


Szanowny Panie Yayco

Nie za bardzo mam się o co z Panem spierać. To straszne:-))

Choć o ten byt ludzi nauki, to jednak jestem zdania, że on istnieje i bardzo jest świadomy swego istnienia. Przynajmniej w kwestii relacji wewnątrzbytowych, i to na różnych płaszczyznach, poczynając od zdobywania/przyznawania stopni naukowych (szczególnie tych wyższych), przyznawania grantów, ich konsumpcji etc. Naprawdę mogę (niestety) coś na ten temat powiedzieć.

I obawiam się, że moja opinia na temat tego bytu nie będzie najlepsza. Chyba, że doprecyzujemy – ja myślę o ludziach, którzy mają (jeszcze) das Sagen w kwestiach edukacji na poziomie szkół wyższych. Co jest przyczyną tego, że system jest jaki jest, a nie być powinien.

Pomijam kwestię badań, bo z niewiadomych albo wiadomych przyczyn leży ona cokolwiek na łopatkach na naszym kraju. Zresztą przy takich nakładach to żadna siurpryza.

Dziwi mnie tylko brak chęci do wsparcia ze strony przemysłu prywatnego. Pewnie jeszcze nie ma on takich pieniędzy. Ani świadomości, co moźe wynikać z dobrych patentów.

A propos patentów: ostatnie zdanie Pańskiego komentarza jest wyjątkowej urody (wiem, że jestem cynikiem, ale to Pan napisał te słowa). Zaś metoda, jaką Pan streścił nader udanie, jest łatwiejsza od cierpliwości w dyskursie, więc pewnie dlatego jest częściej wybierana.

I jeszcze jedno – na bazie tych codziennych sporów o szczegóły ucierają się koncepcje, a potem strategie na lata. I znowu: dlaczego nie ma u nas tej świadomości, no i chęci? Karma taka czy cuś?

Życzę dobrego samopoczucia


A wiesz Maxie,

że jest to doskonała metoda, której efekty najszybciej ujrzysz w relacjach rodzinnych?

Pozdrawiam Cię


Szanowny Panie Zbigniewie

Niestety – polską rację stanu charakteryzuje z jednej strony wielkie niedookreślenie i niepewność, ale z drugiej – wielka sztywność i przywiązanie do symboli. To fatalnie – bo skoro jesteśmy słabi, to chociaż powinniśmy być gibcy. A tak – cóż – jesteśmy rozmemłani i nie wiadomo o co nam naprawdę chodzi. Cała para idzie w gwizdek.

Nader trafne. Do owych symboli dodałbym jeszcze mity, ale pewnie jest to jedno i to samo w Pańskim ujęciu.

Nie wiedzieć czemu, gdy czytałem Pańskie słowa, przypomniała mi się strategi uźywana w judo: by wykorzystywać siłe ataku przeciwnika do pokonania go. Na bazie tej strategi (między innymi) powstało zresztą judo i inne dalekowschodnie sztuki walki.

Ale tego trzeba się uczyć latami. I przede wszystkim chcieć się uczyć.

Pozdrawiam dobrego samopoczucia życząc


Panie Lorenzo,

przyznam, że nie narzekam. Bardzo mi się jakoś ostatnio samopoczucie poprawilo, być może od śródziemnomorskiego powietrza. Tak, czy inaczej, złośliwy bardziej jestem, prawem reakcji.

N mówi, że prostym argumentem, na rzecz obrony jego, wyartykułowanego wyżej, stanowiska w kwestii ludzi nauki, jest to, że on ma inne zdanie.

A też trochę na ten temat wie. Ale nie powie.

Może zresztą tak być, że w różnych dziedzinach nauki jest różnie. Przy czym proszę zauważyć, że nie ocen Pańskich różnica dotyczy, a jedynie samego określenia ludzie nauki, których N jakoś nie może zobaczyć. Znaczy: wszystkich wraz.

Na tym poprzestańmy.

I żeby się trochę poczubić, to powiem, że nie wiem gdzie więcej znajdzie cynik pożywki. U mnie, czy w Panskim komentarzu do Maxa. Ale może dlatego tak to widzę, że ja ostatnio bardzo prorodzinnie jestem nastawiony…

Problem z dyskusją, propagandą, polityką i (niech Panu będzie) nauką polega między innymi i na tym, że po latach ograniczeń, wszystkie starające się o zamanifestowanie swojej obecności podmioty (co nie znaczy, że ludzie) są nastawione egoistycznie.

Nawet jak już ktoś, zbiegiem okoliczności, albo staraniem i pracą, do swojego zdania dojdzie, to nie bardzo ma ochotę je z cudzym konfrontować. Myślę, że to dla lęku. Boją się, że może się okazać, iż czegoś nie dopatrzyli. I na głupków wyjdą.

I tak, otoczeni samymi mądrymi, w głupocie wspólnej siedzimy po uszy.

Pozdrawiam dualnie, bo optymistycznie w wymiarze mikrostrukturalnym i pesymistycznie w skali makro


Pani Magio

A pamięta Pani z jaką łatwością Tony Blair rozerwał tak mozolnie budowaną przez Polskę koalicję w kwestii budżetu na lata 2007-13?

Zbudowanie koalicji kruchej to łatwe, ale duże kraje mają małym do zaoferowania o wiele więcej niż Polska, więc jest bardzo prawdopodobne, że w następnych przypadkach polski przedchorągiewny znowu nagle zorientuje się, że został sam. Tyle jeśli chodzi o doraźne sojusze.

Co do sprzeciwów: a czy naszym interesem jest sprzeciw i blokowanie? To już prędzej interes dużych, silnych i bogatych.

Pozdrawiam


.

.


Szanowny Panie Yayco

Z tymi życzeniami dobrego samopoczucia to jakos mi się również po urlopie (krótkim bo krótkim, ale zawszeć) pojawiło. I wewnętrznie czuję, że są to dobre życzenia.

Co do ludzi nauki to jak zwykle w gorączce życia powszedniego zabrakło precyzji. U mnie.

By doprecyzować: miałem na myśli pracowników naukowych wyższych uczelni państwowych (i to ponoć wiodących, wedle rankingów; co ciekawe, żadna z nich nie była techniczna), z którymi miałem do czynienia w trakcie realizowania pewnego dość dużego projektu wydawniczego.

Przyznam, że gdy się wgryzłem w ten system zależności (by nie nazwać go inaczej) to byłem i jestem nadal dość zdruzgotany, jeśli idzie o perspektywy rozwoju nauki w Polsce. Oczywiście, jeśli uznamy tę dość sporą grupę ( kilkaset osób) za reprezentatywną. Mam nadzieję, że jest Pan usatysfakcjonowany tym uściśleniem. Bo rzeczywiście, nawet kilkuset nie stanowi całości. Zaś co do reprezentatywności grupy badanej to Pan wie, a ja rozumiem. To w kwestii statystyki uznawanej za jedną z form kłamstwa.

Zaś co do wspomnianego przez Pana lęku, że można wyjść na głupka, bo się czegoś nie dopełniło lub o czymś zapomniało. Podejrzewam, że to kwestia stosunku ludzi do siebie. Jeśli polega on jedynie na dezawuowaniu osiągnięć czy dokonań innych i permanentnej agresji związanej z formą tej dezawuacji, to trudno się dziwić.

Ale takie dalsze siedzenie w głupocie wspólnej i lęk przed otwarciem ust wygląda mi na wylewaniu dziecka z kąpielą. Czy nie lepiej prowadzić dyskusję, stosując zasady krytyki pozytywnej? Ale pewnie to marzenia z gatunku, że lepiej być mądrym, zdrowym i bogatym niż ... etc. Choć dobre doświadczenia ze skali mikro zawsze moźna zastosować w skali makro. Bo o to przecież w badaniach chodzi, nieprawdaż?

I co to ja jeszcze chciałem? Aha, cynik zawsze znajdzie jakąś pożywkę, by się utwierdzać w swym stanowisku.

Życzę dalszego dobrego samopoczucia. By starczyło go do następnego urlopu.


It's the economy, stupid

Zamiast marzyć o zbieżności własnych interesów z interesami “dużych silnych i bogatych” lepiej zostać “dużym silnym i bogatym”. – Jak na warunki europejskie jesteśmy krajem raczej dużym. – Siłę może nam dać kulturowa bliskość z większością naszych sąsiadów.Jeśli będziemy prowadzić rozsądną politykę wzbogaconą zrozumieniem tej częsci Europy,jako nasi sojusznicy ,będą częścią naszej siły. – Brakuje tylko bogactwa.
To pozwala w prosty sposób określić PRS – osiągnąć poziom gospodarczy Hiszpanii – tylko tyle i aż tyle potrzeba aby móc działać zgodnie z własnymi interesami a nie tylko wpisywać się w interesy wielkich.


.

.


@KrzysP

Wie Pan,

Tu nie o to chodzi, żeby wpisywać się w interesy wielkich i rezygnować z własnych celów politycznych, ale o zdanie sobie sprawy z tego, że nawet państwo o ciężarze gatunkowym Hiszpanii nie może sobie będąc w naszej sytuacji geopolitycznej pozwalać na prowadzenie polityki całkowicie prostopadłej wobec interesów lokalnych mocarstw, ponieważ państwa te i powiązane z nimi firmy dysponują potężnymi środkami nacisku, których siły po prostu lepiej nie próbować, o ile zagrożone nie jest naprawdę dobro najwyższe.

Płynięcie pod prąd nie wyprowadzi nas w inne, bezpieczniejsze miejsce kontynentu. Polska skazana jest na płynięcie z prądem. Dlatego jeszcze raz powtarzam – zamiast np. protestować przeciwko bałtyckiej rurze i nic z tego nie mieć (a rura i tak powstanie – zakład!) lepiej było się pod nią podłączyć.

A – co do tej kulturowej bliskości z większością naszych sąsiadów, to wydaje mi się, że wykazuje Pan przesadny optymizm. Nasze obroty handlowe, to przede wszystkim Niemcy i jeszcze długo nic się tutaj nie zmieni.


Szanowny Sąsiedzie!

Jest to problem który zaprząta moje myśli od bardzo dawna!
Mam niejasne wrażenie,że ostatnim czlowiekiem który definiował jakoś polską rację stanu był śp. Jan Sobieski.
Później już, o polskim bycie raczej, niż racji stanu decydowano gdzie indziej. Długi okres niewoli wykształcił w Polakach warunkowy odruch antypaństwowy, który utrzymuje się do dzisiaj. Swoista schizofrenia każe traktować Polakowi państwo jako twór obcy i nieprzyjazny, i jednocześnie zajmować wobec niego postawę roszczeniową, z przekonaniem, że posiada worek, ale dzielić się nie chce.
Stąd wzięła się polityka przetrwania, która jest kontynuacją zaściankowego myślenia czasów saskich. Aby do przodu.
| nie ma czegoś takiego jak polska racja stanu. Instynktowna niechęć wobec sąsiadów to nie jest fundament do dalekosięznego planowania polityki zewnętrznej. A o tym chyba mówimy. Bezpieczeńsatwo kraju. Militarne, energetyczne i choć to brzmi kuriozalnie: kulturowe. Aby to zapewnić, trzeba zdefiniowć zagrożenia, ocenić zasób posiadanych środków i budowac sojusze w oparciu o staranną analizę możliwości. A rozmawiać językiem dyplomacji.
Nic takiego nie dostrzegam. Jeżeli czasem udaje się coś zrobić, to raczej dla innych, ze szkodą dla nas samych. W myśl idei “Za wolność Waszą i naszą” W takiej kolejności. Jeżeli to są działania nieprzemyślane, to na częśźć drugą często nie srtarcza czasu i możliwości.
W innych krajach tę kolejność odwracają.

Theodore Roosevelt (ur. 27 października 1858 w Nowym Jorku, zm. 6 stycznia 1919 w Oyster Bay), znany był ze swoich bon motów, dobrze oddających jego widzenie polityki. Trzeba przyznać, że jego rozwinięcie słynnego „Kija i marchewki” Monroe’a, jest doskonałym przedstawieniem sposobu porozumiewania się w dyplomacji :
„W polityce (…) należy przemawiać łagodnie, trzymając za plecami tęgi kij. Jeżeli mamy w garści lichą gałązkę, starajmy się na rozmówcy wywrzeć wrażenie, że w istocie trzymamy tam coś innego. Arogancja i agresywny brak grzeczności to broń pyszałków i głupców”
Czy nie można tego celnego spostrzeżenia zastosować dla oceny naszych poczynań dyplomatycznych?
Jak przemawiał w Tbilisi Ojciec Narodu, i co miał za plecami?
A przecież jest to z założenia pierwszy i najważniejszy dyplomata w każdej ojczyźnie.

Pozdrawiam serdecznie

tarantula


Szanowny Panie Tarantulo

Pewnie ma Pan rację z tą mentalna spuścizną czasu niewoli. I tak się tylko zastanawiam, w jakich okolicznościach zmienialo się haslo “Za wolność waszą i naszą” na “Za wolność naszą i waszą” i odwrotnie. A jest, jak Pan zapewne przyzna, różnica dość zasadnicza. Szczególnie, gdy idzie o pilnowanie interesu wlasnego narodu i państwa.

W wersji oryginalnej, ponoć lelewelowskiej, wolność Polski byla na pierwszym miejscu. W kolejnych cytowaniach bywa już różnie. Ogólnie rzecz biorąc, tak od końca wieku XVIII dość hojnie szafowano polską krwią w obronie interesu innych. Moźe i dlatego jakoś nam nie idzie pilnowania interesu wlasnego kraju.

Oprócz prezydenta Th. Roosevelta również i Winston Churchill dość wyrażnie określil, jakie są interesy Korony Brytyjskiej.

Jako że nasze polożenie jest takie, a nie inne, przy realizacji strategii naszej PRS pownniśmy, a wlaściwie nasi politycy powinni wykazywać się cechami, które – szczerze mówiąc – nie muszą mieć wiele wspólnego z romantyzmem, szlachetnością etc.

Wręcz przeciwnie – powinniśmy być szczwani w interesach niczym Fenicjanie, placić rachunki cudzymi pieniędzmi, być zachlanni niczym Rosjanie, gruboskórni niczym Brytyjczycy i odważni niczym Polacy. I zawsze chcieć dwa razy więcej niż jest możliwe do uzyskania. Może wtedy uda nam się zrealizować nasza strategię. O rozwoju gospodarki nie wspominam.

A jak nam się uda, a nawet w trakcie realizacji, powinniśmy – nie, musimy – się chwalić, jacy to jesteśmy doskonali, szczerzyć zęby w uśmiechu i nie narzekać. I nie traktować wspólobywateli jak wrogów. Tych nam nie zabraknie gdzie indziej.

I gdy idzie o dobro wlasnego kraju nie gadać glupot o honorze podczas robienia interesów z innymi, szczególnie, gdy oni na tym zarabiają. Bo honorowym jest wlasnie pilnowanie interesu wlasnego kraju.

Ale mogę się mylić.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo

No to ja sie podpisuje pod Pańskim ostatnim komentarzem, najwyżej będziemy się teraz mylili we dwóch.

Pozdrawiam.


Nie jest źle, Panie Griszqu

teraz musimy tylko poczekać, aż nas będzie ponad 50%. Wtedy to tamci będą tkwili w błędzie:-)

Ukłony


Panie lorenzo

Ja zaryzykuje takie twierdzenie – ta opisywana przez Pana strategia, to jest strategia na czas pokoju. Gdy zdolności dyplomatyczne i analityczne w zakresie przewidywania skutków są kluczowe dla efektywnego uprawiania polityki na rzecz wlasnego kraju. Z nieznanym mi przyczyn, nie cieszy się ona szczególną estymą wśród naszych rodaków.

Gdy biją tarabany, nadchodzi czas “Bóg, Honor, Ojczyzna”. Albo w bardziej przaśnej wersji – “szabele w dłoń i wpieriod”...


Ależ te przyczyny, Panie Griszqu, sa znane.

Przecież przez ostatnie ponad dwieście lat to u nas na szczytach list przebojów znajdowała się właśnie muzyka tarabanów. No i praliśmy się ze wszystki z mniejszym lub większym sensem, mając ten sam cel przed oczyma.

Zapomnieliśmy tylko o tym, co zrobić z ta odzyskaną Ojczyzną, jak ukształtować państwo. Przecież już Kaden-Bandrowski napisał “Generała Barcza”, opiewając radość z odzyskanego śmietnika. A było to też ładnych parę lat temu, za całkiem innego reżimu.

Więc skąd ma się wziąć ta estyma, skoro z mlekiem matki wysysaliśmy głównie umiejętności półzawodowej walki. No i przy okazji praliśmy się między sobą.

Jak raz cud się zdarzył i udało się nam w miarę wspólnym wysiłkiem znowu odzyskać śmietnik (nikogo nie chce obrazić, ale taki chyba był stan naszego państwa), to patrz Pan, nie minęło kilka lat i historia zaczyna się powtarzać. Pardon, historia zaczyna być pisana na nowo, całkiem wedle zasad znanych u jednego z naszych wschodnich sąsiadów.

Choć może to też strategia, tylko chciałbym poznać autora/ów. Tych stojących lub siędzących w piątym rzędzie i mało lub całkiem niewidocznych.

Pozdrawiam miło


Subskrybuj zawartość