Maly palec czyli estetyka po krakowsku

Panom Yayco i Igle dedykowane (na innych też przyjdzie koniec, to jest chciałem powiedzieć kolej, jeśli idzie o dedykacje. Dedykacja daje prawo pierwszeństwa w naigrywaniu się z autora)

Zapewne wielu z Państwa widzialo damy w wieku pobalzakowskim pijące przedpoludniową herbatę ze swymi przyjaciółkami w kawiarni. Oczywiście krakowskiej, na przykład u Noworolskiego, u Redolfiego czy w Europejskiej. Dystynkcja w każdym calu, o elegancji nie wspominając. Czysty Kraków, a nawet jego esencja. Jak to w przypadku herbaty normalne.

Pewnym nader charakterystycznym gestem przy piciu herbaty po krakowsku jest picie jej z mocno odstawionym malym palcem u ręki trzymającej filiżankę. To jest już szczyt dystynkcji, o elegancji nie wspominając, sięgający wyżyn wychowania tak typowego dla arystokracji. I jest w tym trochę racji, tyle że nie calkiem tej, o którą chodziloby pijącej lub pijącemu. Bo tacy panowie też się zdarzają.

Ten arystokratyczny w swym wydźwięku i rodowodzie gest wywodzi się z bardzo wczesnego średniowiecza, oczywiście tego zachodnioeuropejskiego (IX-X w.), bo nas ta plaga upadku obyczajów (czyli średniowiecze) napadla trochę później.

Otóż jak wiadomo urządzenie pod nazwa lodówka zostalo wynalezione dużo później, aczkolwiek mądrzy ludzie w owym czasie posiedli wiedzę umożliwiającą im przechowywanie żywności, w tym mięsa, przez czas dłuższy, acz nie zawsze wystarczający. Czasami więc mięsko zaczynalo zalatywać dziwnym zapaszkiem.

By więc ów nieprzyjemny zapaszek zabić stosowano mocne przyprawy, jak na przykład szafran czy pieprz. Ze zrozumialych względów były one drogie, jako że sprowadzano je z daleka. Mięso też nie było zresztą codzienną potrawą przeciętnego średniowiecznego Europejczyka. Wracajmy jednak do przypraw, bo to one są clou naszej opowieści.

Ostre przyprawy mają do siebie to, że używane w dużym stężeniu (tym większym, im bardziej mięsko zalatywalo przykrym zapaszkiem) wywoluje dość niesympatyczny wysięk z nosa. W owym czasie chusteczki do nosa jeszcze nie były w powszechnym użyciu, a potrawy, glównie mięso, jadano przy pomocy palców i ewentualnie noża. By uniknąć kontaktu wszystkich palców z niesympatycznym wysiękiem z nosa w sposób nieformalny ustalono, że do jego ocierania służył będzie maly palec, który z racji swej funkcjonalności miał relatywnie malo do zrobienia w trakcie rozszarpywania sztuki mięsa.

I tak wszystko się więc pozornie zgadza: jako że glównie arystokracja czy bogate rycerstwo mialo wystarczająco dużo pieniędzy, by używać odpowiednich przypraw (nie używając chusteczek, których wtedy jeszcze nie było), tak i ten odgięty maly palce stal się jednym z jej znaków firmowych, przynajmniej jeśli idzie o konsumpcję. Gdzieś po drodze (znaczy w miarę upływu czasu) pierwotny sens tego gestu zaginąl, zapewne także dlatego, że zaczęto powszechniej używać widelców, a potem i chusteczek do nosa. Lud zaś, mieszczanie i nuworysze zapamiętali jednak, kto się tym gestem posługiwał i zacząl go stosować w ramach mody i chęci naśladowania, nie mając pojęcia, skąd się wziąl.

(Gdyby ktoś chcial koniecznie wiedzieć, skąd to wiem, to zeznaję, że oprócz obserwacji osobistych dotyczących zachowania dobrze wychowanej arystokracji krakowskiej oraz jej następców, korzystalem z wiedzy jednego z najwybitniejszych naukowców z dziedziny badań ludzkich obyczajów, twórcy estetyki, Bazona Broka, nawiasem mówiąc Niemca urodzonego w Slupsku i autora fundamentalnego dziela z tej dziedziny pn „Esthetik”.)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Lorenzo

a ja też tak trzymałam mały palec wywołując niezrozumiałe dla mnie wybuchy radości w moim domu. Mała byłam, ale uszko od kubka było jeszcze mniejsze i na mały palec w nim miejsca nie starczało.

Coby Pan na laurach nie spoczął:
A ponadto uważam, że winien Pan uruchomić na swoim blogu cykl z takimi historiami!


Szydera ?

Tak?
Ze mnie?
Uuuu, toś pan sobie nieźle nagrabił, panie LORENZO ( zauważ jak napisałem ).
Że niby ja sobie, dziś lewy, wskazujący poparzyłem dotkliwie?
A pan sobie myślisz, że ja jaki Jarecki jezdem, uważasz?
Któren to, nie dość , że nie był nigdy w Krakowie ( i nie wie gdzie to jest, na dodatek ), to dalej jak za Konin ( to takie miasto w poznańskiem jest, nędzne dość ) nie wyjeżdżał ?

To pan się grubo mylisz, co najmniej tak grubo jak ten odgięty, cienki, palec Krakauera.
Igła


Łojej

miałem właśnie zjeść cukierka typu kukułka. Ale że on jest z Krakowa (“na czystej wódeczce”), to na razie zjem sobie ciasto, co żona upiekła.

A swoją drogą, to mam nieprzeparte wrażenie, że wyrosłem w przekonaniu, że to z tym palcem to wyjątkowy przejaw złego smaku, coś jak łyżeczka w filiżance, z której się pije herbatę. Ciekawe.

Ale z drugiej strony tu (w środkowym biegu Wisły) ludzie piją herbatę w szklankach. Nie mogę się nadziwić...

A ponadto uważam, że winien Pan uruchomić na swoim blogu stały cykl z takimi historiami!


Jull

Przecież Lorenzo sam już zabytek klasy 0! :)
Też lubię

jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com


Igła

Przecież łżesz!
Byłem w Pleszewie i w Miastku!

jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com


@Jarecki

A w Sochocinie byłeś?
Nie?
A widzisz.
Igła


świetne

pamiętam jak koleżanka z Galicji Wschodniej nabijała się zawsze z tych paluszków, ja owe Panie to nazywam “pieski fransuskie” z akcentem na “s”
Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowny Panie Yayco

A czemu Pan się dziwi piciu herbaty w szklankach na terenach przyleglych do środkowego biegu Wisly? Przecież to dawny zabór rosyjski. Widzial Pan kiedyś Rosjanina pijacego herbatę w filiżance (nawet chyba arystokracja rosyjska wolala szklanki w srebrnych koszyczkach od filiżanek)?

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenco

Ja tyz wolę.
I wygodnij i pojemność wieksza.
No i co?
A umiesz pan kostkę cukru pod językiem schować i konfiturą wiśniową zakąsić jednocześnie Junan popijając & z damą ( na ten przykład Magią ) konwersując?
I gdzie pan wtedy ten paluszek możesz se wsadzić? ( za przeproszeniem ?)
Hę?
Igła


Szanowny Jacku

Poniekąd prawda jak wszyscy krakowanie plci męskiej w odpowiednim wieku czyli powyżej 150 lat. Jeszcze się nie sypię, ale energię eletryczną jzu w zasadzie oszczędzam, bo w ciemnościach świecę światlem wlasnym jak każde dobre próchno. Zlośliwe (ale i dobroduszne) próchno:))


Panie Lorenzo,

jak tak pomyślę sobie, tokiem przez Pana narzuconym, to się cieszę, że ze spodków nie piją. I jeszcze, że samowary nie są obowiązkowe.

Dziękuję Panu.

PS No i widzisz Pan tego Igłę? Dziecko stepu, kurde…


Panie Iglo

Ja mam Pana uczyć, co nalezy robić z paluszkiem w towarzystwie damy? Oj, Panie Igla… A myślalem, że z Pana juz duży chlopiec:)))


Igła

a znasz metodę na Jasia Fasolę?
wrzątek do gardełka (jakbyś miał płukać zęby, później torebka lub granulki, podrzucasz do góry kostkę i masz całość- nawet tego samowaru co Yayco wspomina nie trzeba
Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Lorenco

Ja tylko ostrzegam, żebyś go w komin samowara nie wkrecał.
To się teraz u nas nazywa palikoceniem.

Ale co wam tu warto o samowarach?
Jak by wam taki tulski dać, to byscie chcieli w nim chrustem nazbieranym na błoniach palić.
Igła


Ale czy Pan aby nie oszukujesz troszke?

Z tem, znaczy świeceniem?

Bo niktóre młodziaki (w wieku, dajmy na to, Jareckiego) dla uzyskania szacunku i poważania, rybe żrą, fosfór od tego nabywają i też świecą zieloną poświatą.
Ale na to oszukaństwo zwykle oksyfenizatyna pomaga.
Tyle, że testowanie jest trudne i rezykowne, bo taki werejny staruszek może od tego lekarstwa kojfnąć w krótkich abcugach, jak dawkę przekroczy.


Drogi Maxie

Ten patent to góralski wynalazek jest. Co prawda skuteczny przede wszystkim przy bólach zębów.

Oto gdy ząb boli do żródla nalezy się udać i czystej wody z niego do ust nabrać. Następnie mozno napalić pod kuchnią, aż się blacha zaczerwieni. Potem spodnie należy zdjąć i na plycie usiąść. Jak woda zacznie się w gebie gotować, to ból zęba przejdzie jak ręką odjąl.

A potem na tej wodzie to i herbatę góralską można zaparzyć, by się nic nie zmarnowalo.


Szanowny Panie Yayco

U nas to jednak naturalne jest to świecenie, bo my krakowscy staruszkowie – z racji oddalenia niewielkiego od gór – za górali bagiennych uznawani jesteśmy. Stąd żadne dodatkowe wspomaganie nam jest niepotrzebne, za to doskonale czujemy się we mglach wszelakich, dżdżach i wilgociach. Oraz w kontaktach ze smokami, szewcami i Wandami, co nie chcialy Niemca.

A Pan Igla będzie mi tu z tulskim samowarem wyjeżdżal!


Ja tam wolę swoje prócno w suchości trzymać,

a ze światła korzystając książki czytać, albo inne takie.


Kiedy ja mogę

i T-34 wytoczyć.
Bo jak my do powstań chodzilim to wy miętę żeście popijali.
I tak wam do Koniewa, to taki marszałek zaprzyjaźniony z Krakaerami był, zostało.
potem tylko, zegarków i koronek złotych wam brakowało do rocznego bilansu.
Igła


I tu masz rację, drogi Iglo

Bo nawet jak trzeba bylo jakiś zamach zrobić, to ludzie z Warszawy przyjechać musieli.

Ale to już takie miasto, w ktorym Pilsudzki za świadka na ślubie kościelnym niejakiego Feliksa Dzierżyńskiego u św. Mikolaja robil.

A legendę o hejnaliście ze Zwierza Mariackiego Amerykanin w USA wymyśla, i to tuż przed II wojną.


A kto powiedzial, Panie Yayco,

że próchno to tylko z reumatyzmem dobre jest na wszystko?


Pan sie troszkę z tym dekonstruktywizmem powstrzymuj,

Panie Lorenzo.

Każden jeden wie, że ten wasz tam, co skika po rynku to tak naprawdę się nazywa Lejkonik i że to jest na pamiątke utrzymania porządku i asenizacji miejskiej. Ale nie musisz Pan tak wszystkiego na raz rozwalać.

Napisz Pan kilka takich kawałków, ale dłuższych, żeby czytania na dłużej było.

A Pan, poza tem próchnem to i z pamięcią troszkie szwankujesz, bo względem zastosowań próchna w bagnie, we mgle, jamie od smoka i względem umoczonej patriotki, tam Pan sam zaznaczałeś. A przyznasz Pan, że każda z tych okoliczności reumatyczną konotacje posiada.


Tak jest

Choć mi do Grochowa dalej jak do Dębników to na myśl o patriotce, tej która pływać nie umiała, to mnie ziąb po krzyżu przelatuje.
Tak więcej być nie może, prosze pana.
Igła


Szanowny Panie Yayco

No przeciez coś mi jednak w końcu musi szwankować, a lepiej żeby to byla pamięć niż co innego. Chyba Pan sam wiesz, dlaczego; zycie nalezy sobie ulatwiać, a nie utrudniać.

A ten od skikania to on do wyciagania pieniędzy od turystów i prezydenta miasta jest. Jak Pan to asenizacja nazywasz, to proszę uprzejmie. Zreszta jak turyści wyjadą, to trochę pustawo w grodzie się robi, bo żaden szanujacy się Krakauer bez powodu po miescie się nie pęta.

Za dawnych czasów, gdy ciecie bramy domostw o 23. zamykali, a potem za otwarcie zlotówkę albo i dwa zlote placic sobie kazali, to porządni krakowianie majątki na taksówki wydawali, żeby przed zamknięciem zdążyć. Takie to ludzie oszczędne byli.

Co do Krakauerów zaś, to uświadomilem sobie, że za mego życia czyli od zalożenia Wszechnicy Jagiellońskiej to żaden jej rektor z Krakowa nie byl, o prezydentach miasta nie wspominając. Ot, ciekawostka taka.

Pozdrawiam serdecznie


To ja jeszcze jedno mam pytanie kontekstowe,

Panie Lorenzo. Bo spać idę, a bez tego nie usnę.

Czy u Was też taki cieć co bramę nocną porą otwiera, to boowiązkowo musiał być w gaciach (najlepiej z troczkami, ale niekoniecznie), czy to tylko nasz królewiacki obyczaj?


Drogi Panie Yayco

Lepiej, bo czasami mial tez miotlę. Tak na wszelki wypadek.

Dobranoc z Panem


Miotła, rzecz podstawowa,

bo broń szybka, a w ćwiczonych rękach straszna.
Choć siła bojowa łopaty do węgla, albo szufli śnieżnej też swoj szacunek odebrać musi.
Dobranoc.


Jak tu zasnąć

jak sobie dworują tak mocno z królewskiego grodu, a na zdrowie!
Prezes , Traktor, Redaktor


Kawałek cukru w zębach...

...to była “herbata w prikusku”. Kawałki cukru nie były kostkami, tylko odłupywano je z dużej i twardej “głowy” cukru. Kawałki leżały na talerzyku.

Czytałem we wspomnieniach generała Kirchmayera, internowanego w czasie I WŚ w Rosji, że wśród bogatych włościan za przejaw wysokiej kultury było odkładanie niedossanych kawałków cukru do wykorzystania przez innych chętnych! Włościanie to jednak nie była arystokracja…
:)

ps. nadzwyczajnie smakowita notka!!!


Subskrybuj zawartość