Wiara i nieufność

Wydawać by się mogło, iż po przełomie 89/90 i wejściu do UE nasze życie gospodarcze, szczególnie na styku z działaniami biurokacji i prawa, zacznie sie zmieniać. Przecież idziemy do przodu, staramy się ułatwiać sobie życie i zapominać o złych, bezsensownych przepisach czy wręcz przyzwyczajeniach.

Tymczasem nadal w nas pokutuje (tak, właśnie w nas!) bezwzględna wiara np. w pieczątki. Te powinny być najlepiej okragłe i duże, bo dodają powagi i wiarygodności jej posiadaczowi i dysponentowi. Jest to o tyle smieszne, że dzisiaj przecież nie trzeba zatwierdzać treści i formy pieczątek w odpowiednim urzędzie (mała zagadka: czy ktos pamięta w jakim?), a ich wykonanie moźna załatwić za rogiem w ciągu pięciu minut.

Kult pieczątki jest bezpośrednio powiązany z brakiem zaufania do obywatela. Obywatel bowiem – zgodnie z nieformalnym prawem zapisanym sympatycznym atramentem w Konstytucji (tak sądzą urzednicy wszelakiego autoramentu) – permanentnie chce i robi Państwu wbrew i działa na jego szkodę, a swoja korzyść. Korzyść osobista obywatela oczywiście nie jest równoznaczna z korzyścią Państwa, a jest nawet wręcz odwrotnie. Wszystko – wedle przekonania urzędników – co robi obywatel, stoi w oczywistej opozycji do zamiarów jego Państwa. Dlatego też Państwo z założenia nie wierzy obywatelowi. Dzieje się tak nie tylko w Polsce, ale także we wszystkich w zasadzie państwach na wschód i południe od Odry. Jak daleko dochodzi to zjawisko na południe – nie wiem, chyba Pan Mrożek mógłby coś na ten temat powiedzieć.

W dzisiejszym świecie szeroko pojętej gospodarki wielką role odgrywa czas. I nie idzie tu o czas dostarczenia potrzebnego towaru, ale towarzyszących mu dokumentów. I nie należy sądzić, że jak się wszyscy odpowiednio zepną, zgrają handlowo i logistycznie, to zamówiony towar będzie tam, gdzie należy i w odpowiednim czasie. Nie! W odpowiednim czasie musza być bowiem przede wszystkim dokumenty, które nastepnie, jak dobre wino czy whisky, muszą sobie poleżakować. Dzień, dwa, tydzień. A towar i wyłożone nań pieniądze też sobie leżakuje, bo pani z urzędu celnego wyskoczyła na zakupy, albo zabrakło taśmy w maszynie, albo deszcz pada itd.

Oto w czasach powszechnej informatyzacji dochodzi do następującej sytuacji: celnik polski nie zaakceptuje przesłanych elektronicznie zeskanowanych dokumentów celnych z innego państwa UE, podbitych wszelkimi wymaganymi dokumentami i nie zdejmie gwarancji, jakie sprzedający musiał udzielić/zapłacić. I celnik polski będzie czekał aż dokumenty te dotrą do niego w oryginałach, czyli w najlepszym razie po kilkunastu/kilkudziesieciu godzinach. Bo celnik polski (tu można w zasadzie wstawic dowolnego urzędnika z dowolnej instytucji państwowej) nie wierzy obywateli. Ba, gorzej jeszcze – on nie wierzy komputerowi także, bo obywatel i komputer zawarli diabelski pakt, by szkodzic Państwu. I na pewno będa chcieli cos zachachmęcić, czegoś nie zapłacić lub dokonac innej wrednej dla Państwa rzeczy. Bo urzędnik musi zobaczyć pieczątkę w oryginale. (Słowo pieczątka jest tu umowne). Bo w bardzo dużym stopniu urzędnicy (w tym celni) działają wedle przepisów ustaw uchwalonych jeszcze przed wejsciem Polski do UE! I nikt ich nie dostosował do przepisów unijnych, o zdrowym rozsądku nie mówiąc.

Na zachód od Odry człowiekowi się wierzy – np. tzw. zolldeklarant w firmie jest odpowiedzialny za swe czyny i urzędnik celny mu wierzy, wierzy jego odręcznemu podpisowi, wierzy też komputerowi, zeskanowanym dokumentom. On wierzy obywatelowi tamtejszemu na słowo. Jak go zrobią na szaro to tylko raz, ale słono za to zapłacą. Pamiętam jak byłem zdziwiony na początku lat 70., gdy zobaczyłem w Austrii, jak mój kolega zamawiał towar za setki tysięcy szylingów przez telefon, bez papierów, zaświadczeń i całego papierowego kramu. Towar przychodzil, w ślad za nim faktura i wszyscy byli zadowoleni.

Na moje pytanie, co będzie, jak kontrahent skrewi, padła odpowiedź, że będzie się chyba musiał wyprowadzić na Antypody, bo w Europie to on raczej już żadnego interesu nie zrobi. Jeszcze dziś mój kolega prezes (Niemiec) twierdzi, że liczy się tylko jego słowo, a papiery to mogą byc ewentualnie potem. Jego słowo jest bowiem gwarancja kupiecką, a to jest jedna z najlepszych gwarancji. W normalnym świecie. Tylko kiedy my do niego dotrzemy?

PS. W tym kontekście moje problemy z zalogowaniem się na forum są denerwujące i stresujące, ale przykładam chyba do nich większa wagę niż do problemów, o jakich piszę powyżej. Bo do tych powyżej jesteśmy przyzwyczajeni od pokoleń. Taka mamy mentalność. Po prostu wierzymy pieczątce, a nie człowiekowi. A może to tylko moje pokolenie jest tym zatrute? Tylko skąd się biorą ci młodzi urzędnicy o takim nastawieniu?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

-->Lorenzo

Panie Lorenzo, przede wszystkim witam. Miło spotkać się szczęśliwie w nowym miejscu. Po drugie, jestem w dosyć trudnej sytuacji, ponieważ jako referent zostałem przez Pana wciągnięty na czarną listę. Niemniej powiem swoje. Gwarancja kupiecka to podsatawowa rzecz. U nas kiedyś też tak było. Nie przymierzając - przypomnę Wokulskiego :-))). Wydaje mi się, że wszystko związane jest z zaburzeniem szacunku do prawa własności oraz zerwaniem ciągłości "burżuazyjnego" handlu. Słowem - komuna. Na poziomie ogólnym to jest jedyne tłumaczenie jakie mi przychodzi do głowy, bo Polska jest krajem europejskim, niczym nie różnimy się - jeżeli chodzi o podejście i sposób pracy - od Portugalczyków czy Belgów. To tyle. Ja dzisiaj prosto kombinuję. Komuna i ciągnący się za nią warkocz. Pozdrawiam,

Nic dodać

Pieczać.
Stary sposób podpisywania dokumentów, z czasów, kiedy władca był analfabetą. Na wschód od Rzeczypospolitej niepiśmienni władcy panowali bardzo długo. Władcy wszelkiej maści i wszelakiej potęgi. Jak się po rozbiorach zadomowili w naszych umysłach to i pozostali. Stąd nie tylko nasze umiłowanie do pieczątek ale i przekonanie, że podwładny musi sprawiać wrażenie lichego i głupkowatego aby przełożonego nie frustrować. Rzecz szczególnie miła ugrupowaniom autorytarnym lub takie ciągoty zdradzającym.

Witam Szanownego Pana i cieszę się, że znowu Cię spotykam.
Pozdrawiam serdecznie.


WSP Lorenco

Widzę, że na textowisko idą już poważne & surowe texty.
I takich nam trza.

Daj nam jeszcze trochę czasu na ogarnięcie się.
Dzięki.

Igła – Kozak wolny


re: -->Lorenzo

Wielce Szanowny Panie Nadreferencie i niemniej Szanowny Panie Stary

Ludzie inteligetni i sympatyczni zawsze znajdą miejsce i sposób, by sie spotkać i pogawędzić, a nawet (o zgrozo!) i posprzeczać. Zazdrośnicy niech mówią, że poklepujemy sie po plecach. No i dobrze, a co mamy robic ich zdaniem – kopać się moźe? Ten rodzaj porozumiewania sie i wymiany poglądów pozostawilby wlaśnie im.

Co do meritum, to oprócz wymienionych przez Panów elementów dodalbym także cywilizacyjne odkrycia Rzymu, twórczo potem rozwinięte przez k.u.k monarchię na obszarze Malopolski. Swoje dolożyl Stary Fritz, a resztę wspomniane przez Pana Starego specyficzne wplywy Wschodu w wersji rosyjskiej.

A nad tym wszystkim unosila sie aura instytucji religijnych (może poza kościolami protestanckimi, które i tak mialy niewielki wplyw na ogól spoleczeństwa polskiego.

Komuna znalazla więc znakomitą glebę dla swych “eksperymentów”, wykorzystując przy tym naturalną “konstrukcję mentalną” odpowiednich grup spolecznych. I mamy to co mamy. I tak latwo sie tego nie pozbędziemy. Zresztą nie ma co plakać – prosze spojrzeć np. na wspólczesnych Austriaków czy mieszkańców Bawarii.

Trzeba czasu, jak mawiają Chińczycy. A wiedzą co mówią, biorąc pod uwagę czas trwania ich cywilizacji.

Pozdrawiam obu Panów serdecznie


Szanowna Iglo

Wedle rozkazu, jak powiedziale jeden kaczor do drugiego:))

Pozdrowienia dla Szanownych Twórców hurtem


Dobre pytanie - skąd się biorą młodzi urzędnicy

z takim nastawieniem..

To, o czym Pan wspomina skłania mnie do wniosku, że powinniśmy nie tyle “się dostosowywać”, co rozpocząć odtruwanie.

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Michale

Znam kilku z tych mlodych. I oni są nawet chętni do tego odtruwania, tyle źe ich przelożeni bądź rządzący od tego odwodzą. Pokończyli Ujoty różne, potem KSAP-y, a oni mówią, że ich nie potrzebują, albo potrzebuja, tylko wiecie, panie kolego, to trzeba tak… No po prostu towarzysz Szmaciak w różnych zresztą kolorach. Generalnie o zabarwieniu zgnilo-zielonkawo-niebieskim, jak dobrze zakonserwowany truposz.
I taka kwadratura kola sie robi.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenco

Bij mnie.
Bom zapomniał o tym b.dobrym wpisie.

Masz rację. Pieczątka to taki konserwatywny przekaz czasowy, ciągniony z czasów niepiśmiennych.
Spadek po carach ( królach Polski, heheh, wszyscy udają, ze ich nie było ) ale i po CK Monarchii tyż.
Sam znasz te słodkie dla ucha petenta uderzenie w blat.
Sprawa załatwiona. Przybite.
Igła – Kozak wolny


Subskrybuj zawartość