Madziu, płakałaś...

Madziu, płakałaś...
Pewnie bolał Cię brzuszek.
Albo dziąsełka. Tak, dziąsełka, ząbki Ci rosną. Dziąsełka potrafią boleć, swędzić, drażnić, denerwować...
Nic nie można zrobić tylko płakać, jęczeć, marudzić, wyć, zawodzić. Oślinić się przy tym tak przeraźliwie, że aż body zmieniać trzeba, lub śliniaczek założyć. Albo wykąpać dziecko o 16 po południu, choć to nie jego pora kąpieli.

Nie zdziwiłaś się, że ząbki już nie bolą.
Poczułaś ulgę.
Ale ze zdziwieniem obserwowałaś mamę: po co zawija Cię w ten różowy kocyk, przecież nie jest zimno.
Wychodzi z domu…
Mamo!?
Na spacer!?
Nie zostawiaj mnie tu, mamusiu…
Zimno jest chyba, choć ja nie czuję...
Ciężko dźwigać kamienie; dobrze, że mam kocyk.

To ja – nie ja.
To Madzia tam leży w ciemności pod kupą kamieni. Ale to nie ja…
Ja mam skrzydła!
Latam!!!
Mamo, ja latam!!!

Nie płacz mamusiu.
Poproszę Boga, aby Ci wybaczył.

Średnia ocena
(głosy: 6)

komentarze

O kurde, Dorciu!

Ale dołożyłaś do pieca…


Magia

ale to komplement jest, tak?
:)


Przy rozważaniu jednej z wielu wersji wydarzeń - tak.

Na razie z całą pewnością wiemy tylko, że narracja matki o napaści na nią i uprowadzeniu dziecka była konfabulacją. Wiemy, że Madzia nie żyje.
To zarazem i dużo i mało…


Magia

W momencie zapisywnia tych swoich myśli nie obchodziło mnie nic a nic: ani ta kobieta, która ją urodziła, ani dlaczego to zrobiła, ani kto jej pomagał.
Myślałam tylko o bezgranicznej miłości dziecka do matki.
Takiej, której nawet tragiczna śmierć/morderstwo nie jest w stanie zakończyć.
Ot co.


Zgoda, Dorciu.

Nie zamierzam w żaden sposób negować intencji, które przyświecały Ci przy pisaniu tego tekstu.


Nie, no, bez urazy,

rzecz jasna :)


Dorciu

O żadnej urazie nie może być mowy. Dla niektórych to może tak wyglądać, ale nie jest. Przynajmniej z mojej strony.


Dorciu

Zastanawiam się czy bezgraniczna miłość dziecka do matki nie jest takim samym mitem jak bezgraniczna miłość matki do dziecka .


Magia

okej okej :)


Gre

Przepraszam, ale gdzieś mi umknął Twój wpis. Już odpowiadam

Gretchen

Zastanawiam się czy bezgraniczna miłość dziecka do matki nie jest takim samym mitem jak bezgraniczna miłość matki do dziecka .

Nie jest.
Mam dwoje dzieci.

Daleko nam matkom z całym bagażem życiowych spraw do dzieciątek tych szczerych i prawdziwych w swoich zachowaniach, reakcjach, spojrzeniach…
Jest taki etap w życiu człowieka, dziecka, kiedy cały świat to mama. Okało ósmego miesiąca dopiero dziceko zaczyna sobie uświadamiać, że matka i dziecko to nie jest jedna istota.
Matka wie już to wcześniej.


Gretchen

Spróbuję, choć nie do mnie było adresowane Twoje zastanawianie się.

Nie jestem pewna czy słowo “miłość” jest tu adekwatne. Istnieje “teoria przywiązania” stworzona przez Johna Bowlby’ego. W myśl tej teorii, noworodki i niemowlęta, mając zaspokojone wszelkie potrzeby, czują się “centrum wszechświata”, czują się wszechmocne i wszechwiedzące. Postrzegają swoich rodziców jako niewyraźne postacie, będące przedłużeniem ich samych, czyli będące wszechświatem.
Jeśli rodzice zaspokajają wszelkie potrzeby (ciepło, pokarm, bliskość, dotyk, komfort bycia i życia) to wszechświat jawi się tym maleńkim istotom przyjaznym, czułym i kochającym. Bezpiecznym. Tak rodzi się “niemowlęcy narcyzm”, (inaczej mówiąc: zdrowe poczucie bezpiecznego przywiązania), który przechodząc kolejne fazy (o ile nie zakłócone) prowadzi do odrzucenia koncepcji bycia “centrum wszechświata” i przejścia w zdrowe poczucie własnej wartości.

Przepraszam, ale polska Wiki jest pod tym względem na żenująco niskim poziomie, dlatego linkuję angielskojęzyczną.

Patrząc z tego punktu widzenia, nie można mówić o miłości 6-cio miesięcznego niemowlęcia do matki.


Dorciu

To wiem, ale dzieci to nie tylko maluchy.
Dzieci, jak wiesz :), rosną. Natomiast rozumiem teraz, że miałaś na myśli te najmłodsze.

Jeśli rozszerzyć to zdanie o aspekt relacji (nie wieku), to jednak dla mnie to mit. Czy nawet dwa mity.


Ja smarowłam a Dorcia już napisała:

“Okało ósmego miesiąca dopiero dziceko zaczyna sobie uświadamiać, że matka i dziecko to nie jest jedna istota.”


Magio,

goofina

Patrząc z tego punktu widzenia, nie można mówić o miłości 6-cio miesięcznego niemowlęcia do matki.

Wyjdę na starego pryka, ale porozmawiamy jak będziesz miała dzieci.
Tymczasem dziękuję za naukowe przytoczenie faktów.
Czucie i wiara silniej mówi do mnie :)

A wytłumacz mi, tak naukowo: od kiedy zaczyna się miłość?


dorciu

dorciablee

porozmawiamy jak będziesz miała dzieci.

Fail. Takich rzeczy się nie mówi. Nikomu.


Gretchen,

Te najmłodsze właśnie.
Natomiast co do aspektu relacji s t a r s z y c h dzieci – pełna racja.
Mit na całej linii.
Ten pierwszy. Co do drugiej części Twojego pytania/przypuszczenia (?) – mit od początku. Nie ma czegoś takiego jak bezgraniczna miłość matki do dzieci.
Jasne, życie bym oddała bez wahania, ale nie raz mnie wkurwiają okropnie, chciałabym, żeby juą spali, wysyłam ich często na Madagaskar, nie przespałam ani jednej nocy od 14 miesięcy.
Ale uśniech mi wystarczy, błysk w oku i jestem jak parówa.
Choć dzieci kocham nad życie swoje – zwykłym człowiekiem jestem.
NIe wiem, jak inne matki – o sobie mówię wyłącznie.


Pino

Pino
dorciablee

porozmawiamy jak będziesz miała dzieci.

Fail. Takich rzeczy się nie mówi. Nikomu.

Właśnie dlatego trudno jest dyskutować przez klawiaturę, bo emocji nie widać, tonu głosu nie słychać...
Jeśli uraziłam Ciebie, Magio, Pino Lub kogokolwiek – przepraszam, nie miałam takichj intencji.
Chodziło mi raczej o kontekst: pogadamy, jak spróbujesz ślimaków.
Nie chodziło tu o wygłaszanie kazań typu: wiem bo mam a ty nie bo nie. NIe
Zawiniła bariera komputera.


Nie, nie "zawiniła bariera komputera".

Wygłosiłaś to, co wygłosiłaś. Być może bez wcześniejszego zastanowienia, bo ja (i teoria przywiązania) się z Tobą zgodziłam. Ale co tam. Furda nauka!
[edycja] I nie pochlebiaj sobie byciem “starym prykiem”. Niektórym, wraz z wiekiem, nie przybywa ani rozumu ani empatii.


Dorciu

O to mi właśnie chodziło w moim zastanawianiu.
I nie ukrywam, że historia dziewczynki, której poświęciłaś swój wpis, ma tu wiele do rzeczy.


Nie dawaj mi lekcji, proszę, bo nie masz takiego prawa.

Ja naprawdę nie robię jakiejś otoczki wokół cudu macierzyństwa.
Urodziłam te dzieci w bólach, kroili mnie, szyli i inne niefajne rzeczy – gdzie tu cud.
Piersią nie karmiłam, bo mnie to obrzydzało. Wstawałam/wstaję w nocy, wycieram dupy, wsadzam czopki, uczę poprawnie trzymać ołówek i bułkę z masłem.
Do tego jestem kurą domową i pracuję zawodowo. NIjak cudu dopatrzeć się w tym swoim zwyczajnym życiu nie mogę.
Pogadamy, jak będziesz miała dzieci – to o tym cudzie niby, bo coś mi się zdaje, że i Ty/Wy tego cudu nie dojrzycie. O to mi chodziło.
Nie chcesz zrozumieć – Twoja wola, ale nie masz patentu na mądrość.


Gretchen,

Bardzo proszę, nie sugeruj się powyższymi wpisami, jeśli chcesz zrozumieć po co to napisałam.


A tak w ogóle, to o co się szanownej Autorce rozchodzi?

O to krojenie, szycie czy też podcieranie?
Czy ja gdziekolwiek napisałam coś przeciwko?
Gdzie Rzym, gdzie Krym? – że zapytam retorycznie kończąc rozmowę, której nie było.


Tu Rzym, a ta Krym, że cały czas składam się przed Tobą próbując

wytłumaczyć Ci swój kierunek myślenia. A Ty jednym “NIE” przekreślasz wszystko i “kończysz rozmowę, której nie było”.
Była, Magio i trwa nadal.
Gdybyś “szanowną Autorkę” chciała zrozumieć, to dotarłoby zapewne do Ciebie to, co napisałam o micie cudu macierzyństwa i miłości matki do dziecka.
Ale Ty swoje.


No, to sobie podyskutowałyśmy.

To Magia pociąga za sznurki. Zapamiętać.
Alleluja!!!!


Wskaż mi jedno miejsce, w którym się z Tobą nie zgodziłam.

No pokaż takie! Nawet pisząc o teorii przywiązania i widząc póżniej Twój komentarz, podkreśliłam jego wagę, jako rozwinięcie kolejnych faz rozwoju wg tej teorii.
A Ty mi wyjeżdżasz z krojeniem, podcieraniem i posiadaniem, jako warunkami koniecznymi do wczucia się w zaistniałą sytuację?

Daruj, Mościa Pani – to jest żenada.


Dorciu

Ja rozumiem po co to napisałaś, tak sądzę.
Bardzo mnie ten tekst poruszył, bo i historia małej Magdy trwa przy mnie bardzo.


Gre,

To powiedz mi, proszę, dlaczego nie mogę wytłumaczyć tego Magii?


Mogę się wtrącić?

Nie rozumiecie się, mam wrażenie, ale…

Mam czasami wrażenie, że cały świat uznaje macierzyństwo za fakt tak oczywisty do zaistnienia w życiu kobiety, że kompletnie nie uwzględnia innego stanu rzeczy. Co najwyżej uznaje go za przejściowy. Stąd życzliwe i natarczywe zapytania rodziny kiedy będziecie mieli dziecko , stąd niepokój jeśli się nie pojawia w określonym czasie, stąd zdziwienie i coś co nazwałabym domniemaniem rodzicielstwa .
Takie zdanie jak będziesz miał/a dzieci, to… albo (wersja gorsza w moim odczuciu) nie masz dzieci więc… są wyrazem tego domniemania a wersja druga wyrazem burakowatości i skrajnego chamstwa.
Znam Cię na tyle, żeby wiedzieć, że Ty nie masz złych intencji never ever, ale zdanie padło. I może trafić bardzo.

Kiedy pojawią się emocje po jednej stronie, zaraz rodzą się i po drugiej. Od tego wszystkiego zaczyna się mijanka.

Unikam takiego wcinania się w cudze spory, ale jakoś nie mogłam tym razem.


Gre,

a propos twojego ostatniego komentarza, to pewien link, już linkowałem u siebie, ale koresponduje z tym, co napisałaś


Magio, jesteś niesprawiedliwa dla mnie.

Nie uważam, że to żenada, Magio. Mówiąc o moich uczuciach nie masz prawa oceniać tak mocno.
Miejsca w którym się nie zgadzamy to te, w których ja powiedziałam “Pogadamy jak będziesz miała dzieci” bez tonacji ironii z barierą komputera, a Ty nie chcesz tego przyjąć. Cały czas tłumaczę Ci, że próbuję wyjaśnić jako matka dwójki dzieci, że bezgraniczna miłość matki do dzieci to mit (Gretchen o tym wspomniała) Dlatego “wyjeżdżam Ci z krojeniem, podcieraniem i czopami – bo to rzeczywistość jest a nie cud. Według mnie. W tym kontekście“Pogadamy, jak będziesz miała własne dzieci” – znaczy, że też pewnie (według mnie) nie będziesz widziała w tym cudu. Tak sądzę. I czuję się prykiem w tej szarzyźnie życia nie-cudownego. A nie dlatego, że jestem mądrzejsza, bo “mam”.
Doceniam Twój komentarz i próbę wyjaśnienia naukowo pewnych kwestii. Ty szukasz, ja bazuję na własnym sercu. To jest OK.
Ale zapytałam Cię też nieco przewrotnie, kiedy zaczyna się miłość z naukowego punktu widzenia.
Bo ja wierzę w teorię bezgranicznej miłości dziecka do matki.
Teoria którą przytoczyłaś i praktyka, którą czuję potwierdzają się.

NIe nazywaj mnie szanowną autorką, mości Panią itepe, bo odbieram to tak, jakbyś z wyższością do mnie mówiła. Tego nie chcemy, myślę, i TY i ja.

Posiadanie” nie jest warunkiem zrozumienia.
“Posiadanie” jest jednym z warunków obalenia teorii o cudzie macierzyństwa.


Gretchen,

Gretchen

Znam Cię na tyle, żeby wiedzieć, że Ty nie masz złych intencji never ever, ale zdanie padło. I może trafić bardzo.

Chryste!!!
Ale ja już siedem razy tłumaczyłam w jakim kontekście chciałam użyć. I przepraszałam za to też. Może nawet na zaś w świetle moich wyjaśnień.I niech wierzy kto chce i odwrotnie: dla mnie komputer TO JEST BARIERA, którą nie zawsze udaje mi się pokonać.


choć do Gre,

to cześć grześ!!!

____________________________________________________

Bardzo proszę:

Choć do Gre – może przeniesiesz się na inny blog (z błędem co prawda) / kontra: chociaż zwracasz się do Gre

To cześć, Grześ – wypadaj więc stąd / kontra: cześć, Grzesiu ( z sympatią)

Rozumiecie teraz o co chodzi z tą barierą?????


Grześ,

Przepraszam, że posłużyłam się Tobą w w/w komencie, ale mam wrażenie że w suahili mówię czasami.
A może mówię.


Dorciu,

ja się zgadzam z tobą, że komunikacja per Internet/sms/telefon jest ułomna.
Pisałem o tym dawno temu na TXT i dalej tak uważam.

Nie znaczy to, że w realu komunikacja międzyludzka jest superłatwa (dla mnie nie), ale w necie nieraz bywa trudniej z różnych względów.

Spadam, bo nie mam do powiedzenia nic na temat.

pzdr


Ale dzięki

za głos w sprawie.
Choć mam dziwne wrażenie, że masz i to dużo :P


Gre, chciałabym porozmawiać o tekście, jeśli można

Gretchen

Ja rozumiem po co to napisałaś, tak sądzę.
Bardzo mnie ten tekst poruszył,

Mogłabyś troszkę to rozwinąć? Ciekawa jestem Twojego zdania.

PS: dzięki za; never ever


Magio,

Wszystko jest na miejscu. minutki się zgadzają.
NIczego nie wycinałam. Przeoczyłaś. I zaatakowałaś.


Dorciu

Oczywiście, że mogę i rozwinę. Nie w tej chwili, bo mam gości i z doskoku nie chcę.

:)


Ok, przyjemnego "goszczenia"

:)


Cynizm nie na miejscu, tym tragediom

powinna towarzyszyć cisza, za zamkniętymi wyciszonymi drzwiami sądu.Śmierci towarzyszy zawsze cisza, ona jest najbardziej wymowna.


Anno

AnnaP

powinna towarzyszyć cisza, za zamkniętymi wyciszonymi drzwiami sądu..

Taaa… Najlepiej, żeby nikt o tymnie wiedział, co?

Widzisz, Anno, mam niewiele starszego syna.
Odkąd dowiedziałam się o Madzi, o niczym innym nie myślę. A często myślę w kontekście mojego Malucha.
Ty moje myśli nazwałaś cynicznymi.
Ja w rewanżu Twoje stanowisko nazwę obojętnością.
Zbyt łatwo nam przychodzi ocenianie, nieprawdaż?


Dorciu,

a tyle razy Cię prosiłem; przestań w końcu się tłumaczyć.:)

Kto ma zrozumieć, ten rozumie, a kto nie chce, ten się czepia, choćby posiadania….

Jakbyś wytykała komuś nieposiadanie – jakiś jego niedostatek czy brak.
A przecież wiadomo, że chodzi o posiadanie doświadczenia. Znacząco zmieniającego optykę.

Wiem, coś na ten temat, bo kiedy sam zostałem tatą, to podobno zmieniłem się tak, że nawet krewni i bliscy znajomi byli zaskoczeni…:)

Pozdrawiam serdecznie


Yasso

scroll

Kto ma zrozumieć, ten rozumie, a kto nie chce, ten się czepia, choćby posiadania….

Jakbyś wytykała komuś nieposiadanie – jakiś jego niedostatek czy brak.
A przecież wiadomo, że chodzi o posiadanie doświadczenia. Znacząco zmieniającego optykę.

Doprawdy, dziwię się sobie: że ja się w Tobie jeszcze nie zakochałam!!!

A tak serio: strasznie mocno potrzebowałam zrozumienia, bo już trochę jak ufoludek się zaczynałąm czuć.
Dzięki serdeczne.
Za całokształt :)


Pani Dorciu!

Rozumiem Pani emocje, choć nie rozumiem tak gwałtownych ataków na tych, co mają inne emocje.

1. Pani ma prawo przeżywać śmierć dziecka nawet nie swojego.
2. Pani Magia ma prawo Pani nie rozumieć. (Nie jest Pani jedyna.)
3. Pani Anna ma prawo zupełnie inaczej przeżywać tę sytuację.
4. Pani G. ma prawo Panią rozumieć, podobnie jak panowie wypowiadający się w komentarzach.
5. Nie wydaje mi się, by Pani sposób reagowania na uwagi pani Magii czy pani Anny był uprawniony. Wydaje mi się, że domaga się Pani absolutnej i bezwarunkowej akceptacji Pani sposobu przeżywania zaistniałej sytuacji. A ludzie są różni i mają prawo różnie reagować. Cisza też jest sposobem reakcji. Czasem bardzo głośnym…
6. Uderzyło mnie… (wyślę to wiadomością prywatną).

Pozdrawiam


Nieco żenujące

Tragedia znana od lat. Babon zabił dziecko i próbował to ukryć. Takich spraw/sprawek/ są w Polszcze setki.

Sentymentalnym bredniom śmierć!

Ludzie są, słodka autorko, naprawdę groźni/ źli. Gorsi niż możesz sobie to wyobrazić!

Wspólny blog I & J


Yassa ma rację

(proszę docenić, bo rzadko to mówię) i tyle, co tu więcej roztrząsać.

Jacku, hm, “ludzie są źli”, to po co ten 1% u ciebie na blogu?

Jak są źli, to gówno ich obchodzi jakieś obce chore dziecko…

Przeczysz sam sobie:)

A ludzie są rózni, najczęściej i większość jednak dobra, to jakaś, kurde, polska specjalność jest, widzenie wszędzie zła, wrogości itd

A media to lubią nakręcać i potęgować tę atmosferę grozy.


Panie Jerzy

Już w tamtym wcieleniu TXT powiedziałam Panu wyraźnie, że nie mam najmniejszej ochoty na jakikolwiek kontakt z Panem.
Co jest jednoznaczne z: Proszę u mnie nie komentować. A już absolutnie na priva, który służy mi wyłącznie do kontaktów z przyjaciółmi.
Proszę sobie odszukać stosowne zapisy.
Mnie nie chce się już tego powtarzać, a jeśli trzeba, to proszę: utrzymuję swoją (a właściwie Pańską, bo to Panu się nie podobało co piszę onegdaj) decyzję.
Żegnam.


Jacku,

właściwie widzę, że Grześ już Ci odpowiedział, gdy wystukiwałam komentarz do Pana Jerzego.
Chciałam nawiązać do Twojej prośby o wsparcie dla córki Przyjaciela.
Ludzie są źli?
I Ty, i my????
Słodki komentatorze…


Grześ,

Dzięki po stokroć!
Potrzebuję trzeźwego głosu jak cholera!


Rozwijam więc Dorciu

Chociaż coraz ciężej tu coś rozwinąć, w tym oceanie warstwowego absurdu.

Mnie historia małej Magdy bardzo poruszyła, jak wielu ludzi wokół. Jest w niej coś dodatkowo przerażającego. Już nie tylko to, że taki maluch radosny nie żyje, ale też spektakl jaki urządziła wokół tego jej własna mama. Mieć świadomość, że to dziecko nie żyje i robić taki cyrk, to mi się w głowie nie mieści.
Kim trzeba być?

Napisałaś to z perspektywy dziecka i to mną wstrząsnęło chyba najbardziej.
Zdradzona ufność...

Przewija się w tym też Twoja osobista opowieść o macierzyństwie i walce o chłopców. Pozwalam sobie o tym wspomnieć, bo sama o tym pisałaś.

Wszystko to razem stanowi jakiś taki kłębek emocji…


Bażant

Jest możliwość, że po prostu nie była i nie jest przy zdrowych zmysłach.


Bażant

Nie bardzo. Psychiatrzy ją już badali.
W każdym razie nie na tyle, żeby nie wiedzieć co robi.


Bażancie Mój

Przepraszam, ale to mi się nie składa, mimo opinii.

Jeśli chodzi np. o Breivika, to wierzę, że był poczytalny, w tym przypadku nie.


Gretchen,

Gretchen

Napisałaś to z perspektywy dziecka i to mną wstrząsnęło chyba najbardziej.
Zdradzona ufność...

Przewija się w tym też Twoja osobista opowieść o macierzyństwie i walce o chłopców. Pozwalam sobie o tym wspomnieć, bo sama o tym pisałaś.

I takie były moje zamiary.
Ja nie myślałam o tej kobiecie, która Magdę urodziła.
Często myślę patrząc na Malucha, cóż się w tej główce dzieje, coż myśli, składa.
A kiedy patrzę w te oczka bezgranicznie oddane mi, ufne, takie czyste to wiem, że to jest miłość.
Najpiękniejsza z najpiękniejszych jaką tylko można sobie wyobrazić.

Jestem stronnicza, tak, bo o życie swoich dzieci walczyłam jak szalona. I jeszcze walczę o godność Starszaka.
A dziś Ktoś kazał mi iść do psychologa.


Dobrze, rozumiem

Mam jednak inne zdanie.

Przeraża mnie jak misternie to było zaplanowane. Jak konsekwentnie prowadzone.


Pino, to ni tak do końca.

Bycie matką to harówa, to mordęga fizyczna, psychiczna i jakaśtam jeszcze.
Pino, aby stracić cierpliwość to moment jest. Jeśli jest się jeszcze przy tym niedojrzałym człowiekiem i członkiem Odnowy W Duchu Świętym, to się wszystko zrobi, żeby się ludzie nie dowiedzieli, bo “co powiedzą”.

Z perspektywy swojego macierzyństwa: nie wierzę, że jej to dziecko spadło. NIe wierzę, że sama działała.
Ale nie osądzam jej.
NIe mam żadnych uczuć względem tej dziewczyny.


Gre,

Gretchen

Przeraża mnie jak misternie to było zaplanowane. Jak konsekwentnie prowadzone.

Dlatego uważam, że jedyną chorobą tych ludzi jest niedojrzałość.
Dla nich najważniejsze chyba było: co ludzie powiedzą. Dlatego woleli pokazać się w roli ofiary a nie kata.


dorciu

Ale to, co napisałaś (pierwsza część) właśnie pasuje do tego, o czym myślę.

Misternie? Ni cholery nie misternie…


Pino,

nie zrozumiałam Cię.
Rozwiń, proszę.


OK

Całkowicie zgadzam się z tym:

Pino, aby stracić cierpliwość to moment jest. Jeśli jest się jeszcze przy tym niedojrzałym człowiekiem i członkiem Odnowy W Duchu Świętym, to się wszystko zrobi, żeby się ludzie nie dowiedzieli, bo “co powiedzą”.

Właśnie taką wersję wydarzeń obstawiam. I jednocześnie uważam, że to świadczy o niebyciu przy zdrowych.


Acha,

Chcesz wiedzieć co ja myślę?
Myślę, że była zmęczona. Od pół roku nie przespała ani jednej nocy. Na łasce teściów, bez wsparcia rodziny, a i mąż przestał być księciem. No i nigdzie tego cudu macierzyństwa nie widziała. Dziecko jęczało bo ząbkowało, albo miało kolkę, a wtedy to się drze na okrągło. Miała dość. Albo małą udusiła albo rąbnęła o ścianę. I natychmiast oprzytomniała. I pożałowała. I się przestraszyła. Dlatego weszła w rolę ofiary. I nawet pewnie sama w to uwierzyła.
Świadoma i żdrowa jak byk. Od początku do końca.

Chcesz wiedzieć więcej?
Taką właśnie wersję przedstawiłąm Hasbendowi, kiedy tylko dowiedziałam się o sprawie.
Z czasem zaczęłam się wycofywać, bo nie mogłam pojąć, że można coś takiego zrobić.
W znaczeniu, że zabrnąć tak daleko.


Dorciu,

tak w związku z tematem polecam komentarze Mariana Zmyślonego pod tą notką

pzdr


dziwna sytuacja

Bo zgadzam się ze wszystkim, co piszesz, oprócz tego:

Świadoma i żdrowa jak byk. Od początku do końca.


Pino, ciekawe :)

Zdrowa.
Ale Przeraźliwie przestraszona.
Żeby było jasne – to nie usprawiedliwiam jej, ani nie żal mi jej.
NIe mam dla niej żadnych uczuć.
I oczywiście nie staram się Cię przekonać do swojej racji.


Grześ,

przeczytałam.
Ale szkoda mi, że się wycofał tak szybko.


No i potem co?

Bo z kimś się umówiła na upozorowane porwanie, że ją trzepnię w głowę i wyjmie z wózka zwłoki dziewczynki?
Ile czasu, do tego momentu, dziecko nie żyło?
Czy to było zaplanowane inaczej?

Tu łkania do telewidzów i porywacza, a tu chowanie zwłok pod gruzem?

Piszę w formie pytań, bo za chwilę mnie coś rozerwie.


Gre,

Ona to wszystko dużo wcześniej zrobiła.
Zrobiła, wyniosła, zakopała, dopiero potem wyszła na spacer (!) o 18 na mróz z wózkiem.
I cała ta reszta. Tak myślę właśnie.


Subskrybuj zawartość