Gdy już jestem na tyle zmęczony, że oczy i umysł odmawiają mi posłuszeństwa, a jest za późno na spotkania towarzyskie, natomiast telewizja publiczna między nie serwuje nic interesującego, zdarza mi się serfować po kanałach i podglądać stacje muzyczne – Vivę, MTV, VH11 i jeszcze kilka innych.
Sam należę do tego pokolenia, które wychowało się muzycznie m.in. na Pearl Jam, Soundgarden, Alice in Chains. Nirvaną raczej się nie zachwycałem – skutecznie zniechęcał mnie narcystyczno – infantylny cierpiętnik niejaki Kurt Cobein.
I cały ten niepodrabiany, surowy, niekłamany grunge – bo z czasem zaczęło pojawiać się sporo podróbek dyskontujących sukces grup z Seattle – był chyba ostatnim interesującym zjawiskiem jakie zdarzyło się w rocku. Od tamtej pory mam wrażenie przewijają się z prędkością światła zespoły jednego przeboju i jednego sezonu.
Jakiś czas temu zwróciłem uwagę na Sunrise Avenue z Finlandii – z początku na teledyski we wspomnianych wyżej stacjach muzycznych, ale to wygładzone, strawne telewizyjne brzmienie nie przekonało mnie. Zdanie zmieniłem, gdy usłyszałem kilka nagrań z koncertów i tak jakbym usłyszał inny zespół – o dużo cięższym i surowszym brzmieniu. Szkoda tylko, że – jak sądzę – za rok może dwa nic zespołu tego pewnie już nie usłyszymy i nie zobaczymy.
Formę cały czas trzyma Depeche Mode,ale to akurat firma sama w sobie, więc nic dziwnego. Metallica wróciła do ostrych, chropowatych brzmień z pierwszych płyt – szkoda, że tak rzadko jest grana.
Pojawiło się natomiast kilku płaczliwo – narcystycznych wokalistów w rodzaju Jamesa Blunta, którego bez poirytowania nie jestem w stanie wysłuchać, podobnie jak i jego naśladowców, których imion i nazwisk nie jestem w stanie nawet podać.
Honor wokalistek ratuje najbardziej kobieca z kobiecych Katie Melua – urocza i sympatyczna Gruzinka o delikatnej, łagodnej, ciepłej barwie głosu. Rozczarowała mnie natomiast Joss Stone – jej pierwsze dwie płyty (pierwszą nagrała jeszcze jako szesnastolatka o niewiarygodnie mocnej jak na białą wokalistkę barwie głosu) rzuciły mnie na kolana. Ostatnio jednak stara się na siłę upodobnić fizycznie do czarnych wokalistek – niedawno zdarzyło mi się ja widzieć w retransmitowanej uroczystości wręczenia bodajże Brit Awards – miała trwałą – blond loki z różowymi pasemkami, niemiłosiernie krótką spódniczkę, i krążyła neurotycznie po scenie prosząc o wsparcie duchowe Robbiego Williamsa, który miał być na odwyku.
Norah Jones wydaje się z kolei być nieco przereklamowana, i ta marketingowa metamorfoza z wrażliwego, subtelnego dziewczęcia w drapieżnego wampa wydaje się być zwykłym kiczem. Oby tylko nie podzieliła losu swego czasu nieźle zapowiadającej się wokalistki o pseudonimie Jewel, która grając ciepłe i romantyczne ballady łączące elementy rocka i country, z czasem postanowiła zostać wampem o zbyt mocnym makijażu, w teledyskach wyszła na ulice wielkich amerykańskich miast ubrana jak dziewczyna z getta, i słuch po niej zaginął.
Z młodych wokalistek ciekawie zapowiada się Rihanna – przede wszystkim barwą głosu i nowymi brzmieniami wniosła pewną świeżość do muzyki popularnej, i co ważne nie próbuje epatować swoją wrażliwą, wyciszoną dziewczęcością, by z czasem – gdy ten wizerunek konsumentom się znudzi, bo jak długo w końcu można być wrażliwą, ciepłą i miłą dziewczynką, konsument wymaga, szybko sie nudzi i potrzebuje zmian – przejść metamorfozę i stać się drapieżnym demonem seksu, ona nim jest od początku. I dobrze, bo całe to udawanie jest funta kłaków warte.
A w Polsce cóż, Wilki ostatnią dobrą płytę nagrały w 1992 roku (1991?), a później było już tylko gorzej i coraz gorzej – “tam jest ławka zdejmij bluzkę, wypalimy całą trawę, moja bejbi, bejbi”, “Baśka miały fajny biust”, a teraz “nie czynić dobra i nie przeszkadzać” (“Mistrz”). Komentarz nie jest konieczny.
Może, gdyby wokalista zespołu Feel nie próbował śpiewać jak Eddie Vedder z Pearl Jam – albo jak jeszcze celniej porównał go mój kolega – jak Scott Weiland z czasów, gdy był wokalistą Stone Temple Pilots, to byłoby to całkiem ciekawe zjawisko na polskiej scenie rockowo – popowej. A tak ta maniera wokalna i poza wokalisty nieco drażnią.
Jedynym sensownym muzycznie i osobowościowo polskim zespołem konsekwentnie pozostaje Myslovitz. W ich przypadku nie ma znaczenia czy jest to koncert, czy płyta – brzmią zawsze dobrze. To szczera i sercem pisana muzyka, która nie ulega modom (początkową fascynację britpopem można im jak najbardziej wybaczyć), która prezentuje sobą ciekawe zjawisko – jakby to paradoksalnie nie brzmiało – bo mimo odnalezienia swego brzmienie Myslovitz cały czas go poszukuje. Tak czy siak jest to dobre rockowe granie z mądrymi tekstami wykonywane przez sympatycznych, skromnych ludzi, bez najmniejszego nadęcia. Około 2 lub 3 lat temu zdarzyło mi się być w białostockiej filharmonii na akustycznym koncercie Myslovitz i stanowiło to dla mnie przeżycie niemal mistyczne, niczym koncert w czasie festiwalu muzyki cerkiewnej, które również sie odbywają w owej filharmonii.
Długo można byłoby omawiać poszczególne grupy polskie i zagraniczne, ale wątpię by miało to większy sens wziąwszy pod uwagę to, że grają bardzo podobnie, bez pomysłu, komercyjnie – pod stacje muzyczne, które przez rok, dwa je wyeksploatują i porzucą, a właściwie porzucą ich wydawcy, ale to i tak na jedno wychodzi. Nie ma też większych osobowości – mam wrażenie jakby wszystkie te pseudorokowe kapele pozakładali konformistyczni trzydziestoletni faceci o mentalności nastolatków, których bunt jest tak naprawdę czystym konformizmem. Kiedyś jeden z moich ulubionych poetów z Sanoka – Janusz Szuber w jednym z wywiadów powiedział, że w obecnych czasach, w których zdejmowanie spodni uchodzi za przejaw buntu, buntem autentycznym jest spodni zakładanie. I tak jest też z “buntem” owych współczesnych kapel.
komentarze
http://tekstowisko.com/maddog/51673/ostry-dyzur
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 15:51Hm, niby się zgadzam, ale nie do konca,
szczególnie, że Myslowitz to raczej dla mnie od lat nudni sa i nic się nie rozwijają, a w smęceniu mnie przenbijają....:)
grześ -- 12.01.2008 - 16:07Do tak ,,Miłość w czasach popkultury” był to cąłkiem dobry zespół, ale póxniejszych utworów juz nie trawię raczej…
A w polskiej muzyce jest xle, ale kilka zespołów czy wokalistów ciagle robi dobra robotę: Nosowska, Grabaż i SDtrachy na Lachy, Budzy ze swoimi zespołami różnymi itd.
Pozdrawiam.
Grzesiu
A wiesz, ze wg mnie przyznanie Grabazowi Paszportu Polityki w roku, w ktorym Sweet Noise wydalo TAKĄ płytę, to jednak świadczy o ignorancji redakcji?
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 16:11Grześ
Bo z Myslovitz to już tak jest, że albo się lubi bardzo albo w ogóle. Ja te smutki i nudziarstwa (niektórzy moi znajomi tak właśnie określają ich muzykę) uwielbiam ;-)
A właśnie za Nosowską, Grabarzem, Budzyńskim nie przepadam :-)
Pozdrawiam
wenhrin -- 12.01.2008 - 16:14No właśnie
przyznanie paszportu polityki Grabarzowi uważam jednak za przesadę, zwłaszcza uzasadnienie mówiące o umiejętnym wpleceniu w teksty walorów literackich.
wenhrin -- 12.01.2008 - 16:16Akurat,płyty z piosenkami kaczmarskiego
nie znam w całości, tylko z koncertu w Trójce i to co w radiu leci czasem. Dla mnie w poprzednim roku, to Raz Dwa Trzy za jeden utwór ,,Piosenka starych kochanków” zasłużył na wszelkie odznaczenia, utwór z płyty Młynarskiemu poświęcony, , no, a Sweet Noise płyty tez nie znam więc o deyczji ,,Polityki” się nie wypowiem.
grześ -- 12.01.2008 - 16:19Zresztą oni raczej tak ostrej muzyki nie nagradzali nigdy…
Pzdr
A jeszcze co do Myslowitz, to
ja lubiłem ich stare utwory, takie świeże, inne, inspirujące, a od pewnego czasu dla mnie się zamknęli w getcie smęcenia i nie wychodzą z niego.
grześ -- 12.01.2008 - 16:21Choć ja uwielbiam smęty, ale innego rodzaju, np. Siouxie, The Cure, Dead Can Dance, gotyk ( np. rodzimy nasz Closterkeller), piosenki Staszewskiego seniora.
I jeszcze kilka mroczno-smętnych zjawisk.
grzesiu
Mię nie chodzi o to, czy ostra, czy nieostra.
Chodzi o jej jakość.
O to, jak została wyprodukowana.
O to, że powstaje produkt, który może z powodzeniem konkurować na zagranicznych rynkach.
Dlatego “Paszport”, tak?
Postaram sie, o ile lenistwo mnie nie zabije, wrzuci do boxa, pare nowych utworów Sweet Noise.
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 16:22Grzesiu
No bo to jest specyficzne smęcenie, poza tym bez niego nie byliby już autentyczni, ale oni na wszystkich płytach smęcili mniej lub więcej, te pierwsze natomiast też lubię, choć są zanadto britpopowe.
Gotyk to już zupełnie co innego, zupełnie inne brzmienia.
wenhrin -- 12.01.2008 - 16:27Węgrzyn
A w ogóle dla mnie ostatnim bandem rockowym, który miał u stóp świat, byli Guns n Roses.
Niestety, Axl…
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 16:30Axl mnie okropnie drażnił, choć
gitarzystów mieli świetnych to im trzeba przyznać. Slash i basista G’n‘R grają teraz w rewelacyjnej kapeli – Velvet Revolver, w której śpiewa niegdysiejszy wokalista Stone Temple Pilots.
wenhrin -- 12.01.2008 - 16:34Wiem, wiem
Mam ich płytki.
W takim razie cos musze powiedziec: w linku, który sprezentowałem (mam nadzieje, ze zajrzales), jest klip samorobka, z utworem grupy Neurotic Outsiders, w ktorym graja ludzie z GnR, Sex Pistols i Duran Duran.
O Snakepit nie bede mowil, bo pewnie wiesz.
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 16:40tak, zajrzałem, ale
strasznie długo mi się ten klip buforował.
Snakepit? Nie, nie wiem.
wenhrin -- 12.01.2008 - 16:43Snakepit
To byl band Slasha. Nagrali zdaje sie trzy plyty.
Oprocz Slasha, z GnR grali tez perkusita Matt Sorum oraz Gilby Clarke.
Na basie gral Mike Inez.
Na wokalu Eric Dover. Fajne granie.
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 16:47Ciekawe jak to brzmi,
w wolnej chwili poszukam gdzieś w necie.
A Velvet Revolver to mistrzostwo!
wenhrin -- 12.01.2008 - 16:48Chcesz fajnej muzyki?
Z tego roku:
Davendra Benhart – Smokey Rolls Down Canion Thunder
Battles – Mirrored
Kings of Leon – nie pamiętam tytułu
White Stripes – 2 ostatnie są genialne
Robert Plant and Alison Krauss – Raising Sand
PJ Harvey – White Chalk
To tak z rękawa. W bardziej rockowych klimatach.
A w Polsce?
Muchy wydały fajny debiut – Terroromans
świetny Hey koncertowy
Unisexblues Nosowskiej
P.S. Snakepit rzeczywiście jest wporzo :)
Futrzak -- 12.01.2008 - 17:03Fu
Kings…- tam, gdzie jest “Molly`s Chamber”?
A wogole to warto Muse łyknąć- na początek proponuję składankę.
No i zestaw rewolucjonisty, czyli Rage Against The Machine:-D
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 17:06Zgoda, Autorze
Chociaż mnie pod koniec szkoły (matura ’92) nie przeszkadzał cierpiętniczo-narcystyczny infantylizm Cobaina (nie zwracałem uwagi). Natomiast tzw.ewolucja tzw. muzyki młodzieżowej (w tym okoliczności przywołane przez Poetę z Sanoka) przekonały mnie, że szkoda czasu na te papki-biedazupki, na te popłuczyny po prawdziwym dźwięku.
Dlatego Pana i wszystkich zachęcam do zanurzenia się w morzu klasyki (kameralistyki i symfoniki) oraz jazzu.
Pozdr.
—
Michał Tyrpa -- 12.01.2008 - 17:52Ceterum censeo: “Raport Witolda” lekturą obowiązkową. Nie tylko w szkole. I nie tylko w Polsce.
Sondaż: http://michaltyrpa.blogspot.com/
Michał Tyrpa
Klasyki i jazzu chętnie słucham, ale czasem udaje mi się też wyłapać coś interesującego w morzu popowej papki, choć to akurat rzecz niełatwa.
Pozdrawiam
wenhrin -- 12.01.2008 - 19:05Ja
zapuściłem sobie “Jerk” Neurotic i jest super wporzo:)
max -- 12.01.2008 - 19:27generalnie co do oceny Seattle mam takie same odczucia, był taki zespół w Polsce który pięknie nawiązywał Gdzie Cikwiaty…pamięta ktoś?
Prezes , Traktor, Redaktor
coś mi w głowie świta
i był jeszcze drugi, jego nazwa zaczynała się chyba na literę n. Ale to już nie było to.
wenhrin -- 12.01.2008 - 19:33o już mam
to była chyba Niewiara
wenhrin -- 12.01.2008 - 19:34wenhrin
śpiewali piesnke Błazen
max -- 12.01.2008 - 19:36Prezes , Traktor, Redaktor
surowe to ale warto
http://gdziecikwiaty.barzycki.pl/
max -- 12.01.2008 - 19:40szkoda, że nic już nie słychac z ich strony
Prezes , Traktor, Redaktor
Wszystko to ch...
Bo prawda jest taka, ze rocka juz nie ma w Polsce…
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 21:46maksie
Dzięki za linka, widziałem już, że na stronie są mp3, w wolnej chwili sobie ściągnę. Wciąż cierpię na deficyt wolnego czasu.
Pozdro
wenhrin -- 12.01.2008 - 23:16no, mozna powiedzieć, że nie ma,
poza Myslovitz rzecz jasna ;-)
wenhrin -- 12.01.2008 - 23:18no i Sweet Noise:-D
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 23:20ale tej ostatniej płyty nie słyszałem,
rzeczywiście jest taka dobra?
wenhrin -- 12.01.2008 - 23:50No to chodz do mnie...
...tam sa zdaje sie trzy utwory z nowej plyty.
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 12.01.2008 - 23:54> Mad
Muse polecam, ale na żywo. Po koncercie jaki odstawili na Openerze do dziś mam ciary i już mi się nie chce płyt słuchać. PO-TĘ-GA!
A, bardzo polecam ostatnią produkcję Ścianki – Secret Sister.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Secret_Sister
http://www.scianka.com/fotos1964.htm
Wydawnictwo limitowane, więc trza zrippować z netu. Niesamowity klimat i pomysł. Jeśli kumasz klimat polskich B/W filmów z lat 60-tych to spodoba Ci się.
pzdr
Futrzak -- 13.01.2008 - 13:22"Sam należę do tego pokolenia, które wychowało się muzycznie..."
... m.in. na Pearl Jam, Soundgarden, Alice in Chains”
To polecam jeszcze z poprzedniego roku Beyond Dinosaur Jr.
pzdr
Futrzak -- 13.01.2008 - 21:38fajnie poczytać
że nie było to moim widzimisię, że ten cały Kurt to była lipa, bo grungowe granie to mudhoney czy soundgarden.
Nie wierzę, żeby rock umarł. Zwyczajnie wyparty został z mainstreamu, a do nisz nie mam zbytnio dostepu.
sajonara -- 13.01.2008 - 23:49Ściankę słyszalem nie wiem jak ją klasyfikować, ale zrobiła na mnie mocne wrażenie. Glacy nie rozumiem. Niby ostro, niby kombinuje, ale zupełnie mnie nie rusza.
zapomniałem o Sciance,
to całkiem fajne granie.
wenhrin -- 14.01.2008 - 12:42