O kulturze (nie dla wrażliwych)

Pety, pudełka po papierosach, butelki całe, butelki potłuczone, puszki, papiery, opakowania po czipsach,patyczki do czyszczenia uszu, szmaty, części ubrań, foliowe reklamówki, zaschnięte wymiociny, kapsle, korki i Bóg wie co jeszcze. Wbrew pozorom nie jest to opis śmietniska. Trafiłem dziś z kolegą na dawny cmentarz ewangelicki w Białymstoku, a właściwie to, co po nim pozostało.

Pamiętam jeszcze ów cmentarz, kiedy był zupełnie dziko porośnięty drzewami, trawami, krzewami; z bujnej zieleni wyrastało ni stąd ni zowąd strzeliste mauzoleum żołnierzy niemieckich z czasów pierwszej wojny światowej – aby do niego dotrzeć trzeba było przedrzeć się przez prawdziwą dżunglę krzewów i drzew, raj dla dziecięcej wyobraźni. Już wówczas miejscowe lumpy zorganizowały tu sobie miejsce spotkań, wiadomo ładna czerwona cegiełka, dach nad głową, w deszcz i niepogodę wypić i wyszczać się można. Smród od tego miejsca zawsze bił okropny. Później gdzieś w połowie lat dziewięćdziesiątych władze miasta postanowiły zachować to, co się jeszcze z cmentarza uchowało i utworzyły lapidarium. Co wartościowsze nagrobki, które nie zostały rozkradzione przez okolicznych kamieniarzy wkomponowano w mur okalający być może jedną Pdziesiątą powierzchni dawnego cmentarza. Na pozostałej części jeszcze za komuny pobudowano bloki, przedszkole z piaskownicami, urządzono urokliwy skwerek dający w upalne lata przyjemny chłód, a mniej więcej w miejscu, gdzie niegdyś stała brama wejściowa zbudowano bar – starzy białostocczanie pamiętający dawny, cmentarz jeszcze z czasów przedwojennych nazwali ów bar – “Barem pod trupkiem”. Jeszcze do niedawna na podwórkach u okolicznych kamieniarzy można było dostrzec co wartościowsze płyty nagrobkowe z wygrawerowanymi na nich niemieckimi napisami w gotyku, przydały się do robienia nowych nagrobków na nieodległych cmentarzach katolickim i prawosławnym, a marmur zawsze był w cenie.

Nie tak dawno w skwerku na wydeptanym boisku zapadła się ziemia odsłaniając częściowo kryptę z widoczną w niej trumną. Dziurę zasypano.

Tuż po utworzeniu lapidarium ustawiono wzdłuż wytyczonych alejek wysypanych kamykami stylowe lampy, miejsce nabrało szczególnego uroku także wieczorami. Anioł z urwaną głową, ułamanymi rękami i kroczący tak, jakby chciał się wyrwać z więżącego go muru w blasku słońca i w świetle lamp wciąż nie przestawał zwracać na siebie uwagi. Dziś jednak przyblakł, jeszcze mocniej wyszarzał. Takiego brudu, takiego syfu, jak ten, który widzieliśmy dziś nie pamiętam, nigdy takiego nie było. Zaglądam na cmentarz kilka razy w roku.

Można się pocieszać, że lumpy, że pijaczkowie, że gówniarze z gimnazjum, ale wokół są bloki, jest sklep, nawet dwa, jest przedszkole. Dlaczego nie zagląda tu policja? Gdzie się podziewa Straż Miejska? Dlaczego nikt z mieszkańców okolicznych bloków widząc pijących, wymiotujących i oddających mocz na groby barbarzyńców nie podniesie słuchawki i nie wystuka numeru 997, co z posiadaczami komórek, którzy przechodzą codziennie przez skwer?

Podobno stosunek do cmentarzy mówi wiele o kulturze społeczeństwa czy – jak ktoś woli – narodu.

Niemcy trafili do Białegostoku w pierwszej połowie XIX wieku jako fabrykanci, później wysoko wykwalifikowana kadra fabryk włókienniczych, a z czasem zaczęli tu docierać także zwykli robotnicy potrzebni gwałtownie rozwijającemu się przemysłowi włókienniczemu. Do dziś wielu mieszkańców miasta nosi niemiecko brzmiące nazwiska.

Zdjęć nie robiłem, bo po co?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ano smutne...,

nie da się kogoś (miasta/jakichś fundacji) zainteresować tym?
Chociaż pewnie musi się mentalność zmienić, znaczy ludzie muszą chcieć dbać o to co mają wokól siebie, szczególnie, że to nie dość że zabytek, to i miejsceszczególne, bo cmentarz.

Pozdrówka


grześ

W tym rzecz, wydawałoby się, że miasto zrobiło dużo – tworząc lapidarium ocaliło zachowane nagrobki; mur otaczający to, co pozostało z cmentarza był także estetyczny, podobnie alejki, lampy. Teraz to już rola policji i Straży Miejskiej, by dopilnowały tego, aby nie pito tam alkoholu, ale ich ktoś musi o tym informować.

Pozdrowienia


wenhrinie

nie wiem, jak jest w Białymstoku, ale straż też nie zawsze reaguje na wezwania, a i ludzie chyba nie mają zwyczaju wzywać straży/policji jak coś wyjątkowego (czyt. niezwykłego, niespotykanego) się nie dzieje. Za to może mieć obowiązek patrolowania jakiegoś miejsca nie wzywani.
Koło siebie mam parczek, jakiś czas temu strażnicy spisujący tam pijących piwo (chyba nie robią tego nazbyt regularnie, sądząc po stanie ławek i generalnym bałaganie) poradzili mi wieczorem się tam nie zapuszczać, bo oni to tam nosa po zmierzchu na wszelki wypadek nie wściubiają.

pozdrawiam


jull

Zdarzyło mi się kiedyś wzywać policję na cmentarz żydowski, gdy został zbezczeszczony swastykami i gwiazdami Dawida, ale policjant, który odebrał telefon poinformował mnie, że otrzymali już wcześniej kilka zgłoszeń. No ale to, co innego, jestem ciekaw czy ludzie wydzwanialiby na policję widząc na cmentarzu “tylko” pijaczków.

Co zaś do Straży Miejskiej, to chyba ze strachliwością jej funkcjonariuszy jest wszędzie tak samo, aż dziw bierze, że się tak otwarcie przyznali do tego niewściubiania nosa.

Nie rozumiem natomiast, co się stało z owym cmentarzem, bywam tam kilka razy w roku, a pewnie nawet częściej i w takim stanie, jak dziś nie widziałem go nigdy.

Pozdrawiam


Dużo na wszystkiem brakuje,

nie jesteśmy, generalnie rzecz biorac narodem kulturalnym. Otacza nas wszechobecne chamstwo, na ktore sie godziny i w tworzeniu ktorego współuczestnieczymy. Przez bierność, ale również bardzo aktywnie. Widać to na każdym kroku, nie tylko na starych, często zapomnianych cmentarzach, ale wszędzie. W parkach, na podwórkach, wzdłuż ulic, na parkingach, gdzie nagminnie wyrzuca się pety z popielniczek samochodowych,na chodnikach, gdzie leżą śmieci i na które z wielkim zaangażowaniem, wydając przy tym odgłos wywołujący u srednio wrażliwego człowieka odruch wymiotny, spluwają ludzie w różnym wieku i płci obojga,wprost pod nogi przechodniów, w lasach. Pod własnymi nogami i na własnym podwórku jeszcze staramy sie zachować jakieś pozory, przerzucając najchetniej za płot sąsiada śmieci, które sami wyprodukowaliśmy. Słuzby porzadkowe, niewatpliwie, generalnie nie przejmują się takimi obrazkami. Ale niewiele zrobią, jeśli sami nie zrozumiemy, jaką wystawiamy sobie wizytówkę.


Jolka

To wszystko prawda.

Co do śmieci. Zdarza mi się ostatnio często jeździć na wycieczki rowerowe po okolicznych lasach, z wyjątkiem puszczy – bo ta jest za duża, by ją całą zaśmiecić – wszystkie lasy mniejsze niż puszcza, zagajniki zostały zamienione w regularne wysypiska śmieci.


Zarza znajdzie się jakiś

patriota, który ci napisze, że Niemcy są elementem obcym, tak samo jak żydzi.
Ten sam obywatel będzie jednocześnie gardłował o wschodniej dziczy i wybranym Narodzie Polskim kiedy zobaczy zrujnowane polskie cmentarze na wschodzie a potem pojedzie w Beskid i zrobi kupę na środku zrujnowanej i porzuconej cerkwi.
Igła


Igła

Z podobnymi obywatelami miewałem do czynienia.


wenhrin

nie jest z tym dobrze,

kiedyś cmentarze żydowskie, czy cerkwie słuzyły miejscowej ludności za “pijalnie i imprezownie”

i niestety jak piszesz za wiele się nie zmieniło w tym wrednym obrazie

Prezes , Traktor, Redaktor


maksie

Ale tutaj nastąpiło dziwne przesunięcie, tuż po utworzeniu lapidarium na cmentarzu ewangelickim w bodaj 1994 r. zdarzało się, że jacyś panowie popijali tanie wina, ale teraz jest to regularne śmietnisko.

Natomiast cmentarz żydowski – jest najwyraźniej od jakiegoś czasu patrolowany. Sądzę, że to za sprawą coraz częściej przyjeżdżających grup z Izraela, co jakiś czas zdarza się też, że przyjeżdżają tu grupy armii izraelskiej, by porządkować to, co jeszcze z cmentarza pozostało (na sporej jego części powstało jeszcze w PRLu osiedle domów jednorodzinnych). Cmentarza ewangelickiego nie odwiedzają z kolei wycieczki z Niemiec, właściwie poza pasjonatami lokalnej historii, nikt go nie odwiedza. A na cmentarzu żydowskim było kiedyś podobnie – gdy trafiłem tam po raz pierwszy około 10 lat temu, natknęliśmy się na grupę okolicznych mieszkańców, którzy przy bratniej mogile ofiar pogromu z 1906 r. rozłożyli sobie kocyk, a na kocyku stały butelki z wódką, napoje, jakieś jedzenie, ot takie miejsce do piknikowania suto zakrapianego. Ohel natomiast służył jako WC.


Subskrybuj zawartość