Strategia dla Polski - część druga - cele

„Ja nie chcę wcale byś była wielka
Pyszna królewna od morza do morza
Ja nie chcę wcale by Cię nazywano
Perłą wszechświata i wybranką Boga

Chcę tylko domu w Twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Kiedy ktoś czasem głośniej zapyta
O sprawy które wszyscy znamy”

Leszek Wójtowicz – w kołysance z mojego dzieciństwa

Co było celem strategicznym dla Żydów uchodzących z Egiptu? Nie, nie Ziemia Obiecana. Tym celem było dobro całego narodu i każdego Żyda z osobna, przetrwanie, bezpieczeństwo, upragniona wolność. Podbój Kanaanu był tu jedynie środkiem.
W tym duchu zamierzam tutaj pisać o celu strategicznym. Będę opisywał Polskę taką, jaka powinna być, jaka jest w moich snach. Mój sen – jak każdy sen – w rzeczywistości zakorzeniony zbytnio nie będzie. I dobrze – bo to rzeczywistość należy przykrawać do snów, a nie sny do rzeczywistości. O tym, jak sen wcielić w życie, i czy w ogóle da się to zrobić, napiszę w części trzeciej.
Co jest wiec naszym wspólnym, strategicznym celem? Otóż wcale nie jest nim szczęście wszystkich Polaków. Bo jeśli ja i X kochamy się na zabój w pannie Y, i chociaż jedno z nas trojga nie jest wystarczająco nowoczesne, to już wiadomo, że wszyscy Polacy szczęśliwi nie będą. Wszyscy Polacy nie będą też szczęśliwi, jeśli chociaż dwaj z nich marzą o tym, by być najbardziej poczytnym polskim pisarzem. I tak ad infinitum. Szczęścia nikomu zapewnić nie można. Szczęście to marchewka na wędce, którą trzyma dosiadający nas los. Jedyny sposób na udana pogoń za powszechną szczęśliwością to zabrać ludziom marzenia, żeby nie mieli już za czym gonić.
Nie nęci mnie tez wizja powszechnego bogactwa. Taka wizja oznacza bowiem, że facet, który siądzie na ziemi i stwierdzi, że nie robi, albo dostanie kosztem innych, albo zostanie do roboty zapędzony siłą. Abstrahując już od tego, z bogactwem jest jak ze szczęściem – Bill Gates wyliczy znacznie więcej rzeczy, na które go nie stać, niż ktokolwiek z nas, a dziewiętnastowieczny socjalista to, co jego ideologiczni potomkowie nazywają dziś życiem w skrajnej nędzy, uznałby zapewne za realizację swoich utopii.
Podobnie jest z powszechnym bezpieczeństwem. Na samą myśl o tym, że mogłyby zaistnieć warunki, w których zamordowanie mnie przez sąsiada stałoby się niemożliwe, włos staje mi na głowie. Powszechne bezpieczeństwo – to powszechny totalitaryzm.
Co więc jest strategicznym celem? Wolność. Sprawiedliwość. A te dwie w połączeniu dają możliwości.
Uważam, że wolności powinno być jak najwięcej. Że każdy obywatel powinien mieć możliwość noszenia ze sobą do osiedlowego spożywczaka karabinu szturmowego. Żeby wolność tak daleko idąca, konieczna jest sprawiedliwość realna – sprawna, szybka i mająca na celu zmuszenie przestępcy zadośćuczynienia, ukaranie go i odstraszanie innych, a nie resocjalizację.
Moim celem jest Polska w której podjąć będę mógł dowolne działania oprócz mordowania, gwałcenia, okradania i niewolenia współobywateli bez mojej zgody – i w pełni poniosę konsekwencje każdego z tych działań. Polska, w której będę mógł zawrzeć dowolna, naprawdę dowolna umowę o pracę, łącznie ze zobowiązaniem do harowanie przez 169 godzin w tygodniu. Polska, w której to ja zdecyduję, czy cena jest za wysoka, ryba zbyt zepsuta a tajniki chemii organicznej warte poznania. Polska w której będę mógł zaćpać się na śmierć – i w której nikt nie zostanie zmuszony do ponoszenia kosztów mojego zaćpania. Polska, w której państwo ściąga długi jak mafia – a o ściąganiu równego dla każdego obywatela, ryczałtowego podatku decyduje sejm, wybierany w prawdziwie demokratycznych procedurach wyborczych. Polska, w której mogę odłożyć sobie pieniądze na starość – albo przegrać je w karty i na starość umrzeć z głodu. Polska, w której mogę wybrać dla siebie eutanazje, ale nie mogę wybrać dla kogoś aborcji. Polska, w której zdecyduję o czym będą uczyć się moje dzieci, ale nigdy o tym, czego uczyć się będą cudze. Polska, z której będę mógł w każdej chwili wyjechać, a jej obywatelstwa się zrzec. Polska, której konstytucja i zasady fundacyjne nie będą podlegać głosowaniu. Polska, której prawo będą znać i rozumieć wszyscy ludzie piśmienni i pełnosprawni umysłowo. Polska, w której uratować cenny moim zdaniem zabytek przed zniszczeniem będę mógł w każdej chwili – drogą kupna. Polska, w której za moje pieniądze nie będzie się organizować absolutnie niczego, co nie leży w interesie KAŻDEGO obywatela.
Słowem Polska, w której życiem, wolnością, godnością i własnością pełnoletniego Zetora będzie dysponował tylko i wyłącznie Zetor. Polska, w której Zetor będzie mógł to życie uczynić feerią supernowych szczęścia, wolność i godność zachować a własność pomnożyć. I w której Zetor będzie mógł, jednym podpisem na umowie w obecności świadków i w stanie pełnej świadomości czynu i jego konsekwencji – tego życia, wolności, godności i własności się zbyć. Chcę Polski, która dopilnuje, żeby bez tej umowy nikt nie pozbawił Zetora żadnej z tych rzeczy – i chcę tez Polski, która taką umowę, raz podpisaną, bezlitośnie wyegzekwuje, pozbawiając Zetora wszystkiego, czego w umowie się zrzekł.
Ponieważ wierzę w prawa naturalne, przynależne każdej istocie rozumnej, chciałbym także, aby Polska ta uznawała prawa nie tylko swoich obywateli, ale także wszystkich innych istot rozumnych – przynajmniej póki nie złamią one Jej prawa albo póki nie dojdzie do zagrożenia egzystencji Polski w opisanym tu kształcie.
Takiej Polski chcę.
A czy ma być to Polska pół, czy też całkiem demokratyczna, czy ma mieć armie, czy też specjalistów od wkładania kwiatów albo i czego innego w lufy czołgów, o tym już będzie w części środki.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Zetorze

Wolność, jak dla mnie, to przede wszystkim stan umysłu, myśli – dopiero potem stan ciała.

A tego, żeby mój umysł czuł się wolny na szczęście nikt raczej mi nie może zabronić.

Chyba, że zaistnieją pewne okoliczności, o których się nie będę rozpisywał, bo mało prawdopodobne, żeby kiedyś zaistniały…

Dlatego ja się czuję wolny i najprawdopodobniej będę się czuł wolny dopóki nie zejdę. Bez względu na okoliczności.

—————————————————-
W ogóle mam wrażenie, że jakiś stan utopijny opisałeś, niemożliwy do zaistnienia. Znaczy bajka, tylko, że bez morału.

Ale po co tęsknić za czymś czego nigdy nie będzie, bo niemożliwe żeby było, to nierozumiem…

pozdrowienia


Zetor,

dobrze kombinujesz. Mówię o Twojej kołysance, bo po tekście – wybacz – się prześlizgnęłam od niechcenia tylko.

Ale może przeczytam uważnie potem, bo świetne fragmenty widzę: “Mój sen – jak każdy sen – w rzeczywistości zakorzeniony zbytnio nie będzie. I dobrze – bo to rzeczywistość należy przykrawać do snów, a nie sny do rzeczywistości.”

Czekam z zapałem na Część Trzecią, bo wtedy, jak sądzę, opinię się nam mogą rozjechać odrobinkę ;)

Ech, strategia dla Polski, też pomysły macie…

Aż mam ochotę zacytować Stuhra (bo ja męska szowinistka jestem, wbrew pozorom) i umknąć w przebraniu kobiecym.

Ale oszczędzę tego Tobie oraz Twoim gościom. Macie czas. Rozkminiajcie.

Yah bless you


@ Jacek Ka.

Owszem, wolność to przede wszystkim stan ducha. Można być niewolnikiem i pozostać wolnym. Gdyby było inaczej, świat byłby tragedią.

Ale nie można pozostać wolnym, będąc niewolnikiem, który nie dąży do wyzwolenia.

Podobnie jest z godnością. To, że jacyś faceci wdeptują mnie w błoto, nie odbiera mi godności. Ale to, ze nie bronię się, już tak.

Co do życia, zdrowia, własności – to nie są stany duchowe ale materialne, i w świecie materii muszą być bronione.

Ja bym chciał takiej Polski, w której ze swoją wolnością nie musiałbym uciekać w świat ducha.

Czy utopia – o tym w trzeciej części.

@ Pino – and You :)


Zetor,

cholera. Dobrze, że się jeszcze gdzieś błąkają dożek z referentem oraz sajonarą, bo z kogo ja bym się śmiała tutaj w porze nocnej…

A Ty chłopaku dowodu jeszcze nie masz. I nawet Twój mentor ciulowaty z flintą ostatnio jakby przejrzał (choć nie śledzę meandrów salonowych, możesz dać cynę co najwyżej, jak tam im się klaruje Wizja und Strategia). I wiersze piszesz niezłe.

Ja se ostatnio majstruję lokalnie taką Polskę, o jakiej marzysz. A wiesz, dlaczego?

Bo uciekłam w świat ducha. I tylko czasem się z niego wynurzam, z obłędem lekkim na obliczu.

Oczywiście, reakcji odbieram pełen zestaw. Tych wściekle nienawistnych też. Ale to jest właśnie smak życia, przed którym my, prawaki (że tak się podczepię) się nie cofamy nigdy, n’est–ce pas?

pozdro 600


Zetor

Polska, w której zdecyduję o czym będą uczyć się moje dzieci, ale nigdy o tym, czego uczyć się będą cudze.

W dużej mierze już masz taką Polskę. Polecam edukację domową.


Sorry, Zetorze,

ale w większości to utopijne pitolenie:(

Choćby frazy o rozumieniu prawa i konstytucvji, te napuszone zdania o prawie do broni, Eumenes kilka razy już opisywał choćby przykłady krajów afrykańskich, gdzie się bron powszechnie nosi.

Te gadki o prawie do umierania z głodu (ja bym tam np. gdy strace moje pieniadze nie ze swojej winy czy oszczędności, by istniała możliwośc pomocy mi, nie jałmużny ze strony bogatego, liberalnego i wielkodusznego zetora, który będzie to łaskaw zrobic, tylko ze strony państwa, które poprzez podatki wspieram)

i o tym, że każde dziecko ma być uczone tego co chce rodzic?
To niech wybierze edukację domową, bo w szkole obojętnie czy prywatnej czy publicznej to niemożliwe.
Zresztą np. jaką wiedzę np. mają przeciętni rodzice na temat nauczania ?
Żadną.

Wiesz, tobie się marzy wolność absolutna i kraj, w którym nie jesteś od nikogo zalezny.
A to jest nierealizowalne.
Bo byłeś, jestes i będziesz.
nawet w najbardziej i stuprocentowo liberalnym państwie.
A wolności absolutnej nie ma, o czym wiedzieli już bohaterowie de Sade’a

Polecam.

pzdr


@ Pino

To że nie mam dowodu … O co chodzi?

To nie jest mój mentor ja sie nazywam Desmoulins tn facet to Robespierre – tyl że w przeciwieństwei do Robespierra nie jest ciulą. Nie nazywaj go tak – on Cię nawet nie zna i wkurzasz tylko mnie. Facetowi jedzie sie ostrzej albo w japę i przebacza, bo gniew ma ujście. Złość na kobietę trzeba chować w sercu – i to potem wychodzi, a po co?

Ja tez podróżuje po swiecie ducha. Znacznie bardziej mi sie w nim podoba. Ale uciekać nie chcę. Szczególnie że materia oferuje wiele unikalnych doznań.

Z prawactwem jest jak z żydostwem – “kto tu jest Żydem, to ja decyduję”. Tylko trzeba wyłonić Goeringa, a on niewyłoniony.

Sajonara – czy jeśli moje dziecko uczy sie w szkole sześć godzin, to będzie mieć siły na kolejne sześć w domu? Czy ja znajdę czas? A uczyć i być uczonym naprawde jest znacznie trudniej …


Zetorze,

chyba nie zrozumiałeś Sajonary, jemu chodzi o moiżliwość edukacji domowej i nieuczęszczanie do szkoły.
Jest to w Polsce możliwe.Poza tym jak sobie wyobrażasz, że się każdy uczy tego, czego chcą jego rodzice?
Jak ustalić program dla klasy?

Poza tym jak sobie wyobrażasz, że mi np. program czego uczę na kulturze Niemiec wymyślasz ty? (choć u mnie inna sprawa, bo ja dorosłych uczę)

Nauczanie ma być czymś, co jest najlepsze w danej chwili dla ucznia i nauczyciela.
Ja np. nie mam pojęcia o fizyce/matematyce i nie żadłbym od nauczyciela mojego dziecka, by on tak uczył czy inaczej, bo się na tym zwyczajnie nie znam.
gdybym miał uzasadfbnione obawy, że ucz źle, to bym wnioskował o jego zmiane lub przeniósł dziecko do innej klasy/szkoły.
Ale nie się dowalał do programu i zgrywał eksperta.

Oczywiście inna sprawa cała otoczka światopoglądowa, ale są szkoły np. katolickie, prowadzone przez zakony itd, gdzie prawkai se swoje dzieci wysyłają.
Niech doprowadzą do tego, by płacili niższe podatki i niech wysyłają dzieciaki do prywatnych szkół, gdzie np. się o ewolucji nie uczy itd.
Ich sprawa.

Ja tam większe zaufanie w sprawach nauczania mam do kogoś kto np. jest metodykiem czy ma wyskształcenie uniersyteckie niż do recept Zetora&spółki:)


@ Grześ

Sam sobie odpowiedziałeś. Rodzice posyłają dzieci do prywatnych szkół. Jak nie podoba im sie żaden program, zakładają na spółkę własną i zatrudniają takich nauczycieli, jakich chcą.

Ja nie pisałem, że dziecko mają uczyc rodzice, tylko że ma się uczyc tego, czego rodzice chcą, żeby sie uczyło.

Co do noszenia broni w krajach afrykańskich – Ty pitolisz, Grzesiu, i to żałośnie głupio.

Umierajacy z głodu noszą broń? Czy milicje warlordów? Jest silniejsza od każdej milicji z osobna jednostka centralna, powszechnie uznawana i posiłkowana przez ludnośc?

Afrykańskie noszenie broni z europejskim noszeniem broni ma tyle wspólnego, ile Masajowie z Polakami a demokracja eyropejska z sudańską.

Jak nazwiesz kogoś, kto wyśmieje idee demokratyczne, bo demokracja nie sprawdza sie w Sudanie? Idiotą.

Jak nazwiesz kogoś, kto wyśmiewa idee wolnościowe, bo nie sprawdziły sie w Sudanie? Postawisz mu plusika.

To sie nazywa dwójmyślenie.


Tak w ogóle, to pozdro:)

Żeby nie było że na ostre idziemy


Zetorze,

ja się będę upierał, że i w prywatnych szkołach i na korkach dzieci nie uczą się wcale tego, co chcą rodzice, uczą się tego, co chce i potrafi nauczyć nauczyciel.
I tyle.
I tego, co potrafi/chce nauczyć się samo dziecko.

Mam wrażenie, że sorki, ale jestem tu bardziej kompetentny niż ty, i w teorii i w praktyce.
Choćby jako gość, który od kilku lat (za kasę) a od trochę więcej i gratis uczy niemieckiego.

I rodzic jedyne co może zrobić, to może mi zasugerować.

jak sobie wyobrażasz, że ja jako korepetytor pytam rodziców jak mam uczyć?
I czy np. realizować ten temat lub to zagadnienie gramatyczne?
Bo może wegdług jednego rodzica nie ma potrzeby uczyć czasui Futur I, bo się go praktycznie nie używa?
Albo po co uczyć pisania listów, jak i tak dzieciaki pisza maile?
Ale jak uczeń nie zda matury, to będzie na mnie?

Rodzice uczniów, jeśli im się nie podoba, mogą zrezygnować z moich usług:)
Ale nie ustalają mi programu zajęć na korkach, tak jak słuchacze w szkole (dorośli) nie ustalają mi zakresu tematów, jakie realizuję.
Zresztą im się nie chce, nawet ja ja im proponuję, by podrzucili jakieś tematy.

pzdr


Grzesiu, nie rób ze mnie idioty

I przy okazji z rodziców.

Wiesz dobrze, że kompetencje rodziców kończą sie na zdecydowaniu, czy ich dzieci mają się uczyc niemieckiego czy nie. Ewentualnie czy ma to byc jezyk Goethego czy berlińskiej ulicy czy Schwyzertutsch.

Ja niczego innego nie żądam niż możliwości rezygnacji z Twoich usług.

A Ty o tym dobrze wiesz (i po co wtedy ta gadka) albo masz mnie za idiotę – zapytam “dlaczego?”.


Zetorze, jeszcze jedno,

bo coś mi ten twój liberalizm i podejście liberalne szwankuje.

Idziesz do szewca, nie mówisz mu jak ma robić buty ani jakich składników użyć, tylko zdajesz się na jego wiedzę i kompetencję i płacisz mu za usługę.

idziesz do lekarza, nie mówisz mu, a prosże pana, właściwie to prosże mi tego lekarstwa nie przepisywac, bo to nie ma sensu, i tak nie pomoże, poza tym może tam są składniki, których produkcja jest niezgodna z moimi przekonaniami.
Nie, zdajesz sie na jego wiedzę i mu płacisz.
I liczysz że robi, to co najlepsze.
jak jest badziewny, pójdziesz do innego next time.

dziwnym trafem, ta zasada nie ma obowiązywać wobec nauczycieli?

ja wiem, że w Polsce sami geniusze i pewnie żulik z ulicy tylko dlatego że ma dziecko w wieku szkolnym ma lepsze wg prawaków kwalifikacje i wieksza wiedzę i wie jak kształcić to dziecko jesli chodzi o nauczanie języków niż ja, ale mimo wszystko.

Ale jednak zawiera się jakąś umowę i zdaje się na kogoś wiedzę i kompetencje, zawsze w kazdej branży.

A jeszcze jedno, takie info dla liberałów, co np. myślą, że jak zaczną uczyć się języka prywatnie czy w szkole językowej i widza postępy lub ich rodzice, większe niż wcześniej, gdy uczyli się tylko w publicznej.

Wcale nie chodzi o to że publiczna jest badziewna a prywatna świetna.
Po prostu, prosta zależność, jeżeli w szkole ma się tylko 2 godz, w żadnym rodzaju szkół języka się nauczyć nie można, dołożenie 4 godzin w językowej (nawet na niższym poziomie niż w publicznej) powoduje przekroczenie masy krytycznej i że się więcej uczymy niż zapominamy.
Typ szkoły nie ma tu nic do rzeczy, taka uwaga na marginesie.

Ale w sumie po co piszą, i tak wiadomo, że wyniki sa lepsze, bo szkoła jest prywatna:), he, he.


No Zetorze, no sorki,

“Wiesz dobrze, że kompetencje rodziców kończą sie na zdecydowaniu, czy ich dzieci mają się uczyc niemieckiego czy nie”

Ale tu masz od dawna możliwość wyboru, jakiego języka się uczyć, w publicznych też.
Choć fakt, czasem ograniczony i to błąd.
Ale to wynika czasem z okoliczności zupełnie innych niż ideologia, a tak prozaicznych jak choćby zgrupowanie osób na porównywalnym poziomie językowym i takie tam.

P.S.No ja akurat uczę w szkole, która sobie ludzie wybierają sami z własnej woli lub prywatnie, więc nie ciemiężę w żaden sposób dzieci kapitalistów i liberałów:)

A że się w gadce rozmijamy?
Nie, nie mam cię za idiotę, bardziej siebie już.
Zresztą nigdy nie ceniłem swoich talentów komentatorskich i polemicznych.

Więc znikam.

pzdr


@ Grześ

Z ta szkołą to nie jest tak wyborowo.

W mojej z szerokim wyborem nie ma problemu. Nie ma tureckiego czy chińskiego wprawdzie, ale na wolnym rynku tym bardziej by nie było – za mały popyt.

Ale np. obowiązkowy angielski – jego poziom!

Ja mam świetną w porównaniu do innych grupę i złotą nauczycielkę. Jest spore pole do usprawnień. Ale i to nie pomoże. Tego przedmiotu, jak większosci przedmiotów, naucza sie pod kątem matury. Nie pod katem nauki jezyka, tylko wypełnienia testu z następstwa czasów. Sorry, ale z angielskim to ma tyle wspólnego co małomiasteczkowe aikido z walką.

Dlatego mnie odtręcza cokolwiek, co jest obowiązkowe. A coś w szkole publicznej zawsze takie bedzie.


Zetorze,

tu masz rację, ale to wina systemu.
Dobry nauczyciel nie jest go w stanie zmienić, uczy tak, by pogodzić wymagania głupie z egzaminów (bo one głupie jednak są np. z polskiego) i by coś przekazać.

Słyszałem ostatnio anegdotę, że nauczyciel mówi uczniom chyba w gimnazjum, zpaomnijcie o wszystkim co wam mówiłem apropos pisania dobrych tekstów, teraz uczymy się do egzaminu gimnazjalnego:)

Egzaminy z języków jeszcze jakoś sprawdzają sprawnośc językowei acz oczywiście ucząc na sztywnych tekstach i wydumanych przykładach (bo takie są na maturze de facto) do języka można raczej zniechęcić.

pzdr


Naturalnie

I wiesz co mi jeszcze nie pasi – oni uczą angielskiego, takiego a la radio the Economist. W Anglii i tak nie wezmą Cię za swojego, chocbyś ten akcent zdołał chwycic, bo tam co shire to inny hobbicki.

A w Stanach, w których podobno są tylko cztery akcenty (abstrahujac od regionalizmów), każdy bedzie Cie miał za ped .. Anglika.

Chociaż to trochę wydumane zagrożenie, bo kto Cię w publicznej szkole nauczy gadac z akcentem ;)


Zetorze,

tu akurat bym się nie czepiał, zawsze się uczy języka standardowego tzw literackiego(w przypadku niemieckiego Hochdeutsch), trudno żeby uczyć dialektów czy żargonów.
I to nieważne czy w publicznej czy w prywatnej:)
jak będziesz w USA i będzie ci to potrzebne, to mając podstawy inglisza nauczysz się szybko ichniego.

A co do gadania z akcentem, szkoła tu nie ma nic do rzeczy, ja np. chodziłem prywatnie podczas studiów do Empiku na zajęcia o o wiele lepiej prowadzone miałem na studiach publicznych.

Acz akcentu się w żadnej nie nauczysz, chyba że kilka lat będziesz mieszkać w kraju, którego języka się uczysz.

Zresztą de facto, jak się uczysz języka w więku późniejszym niż 10,11 lat, to raczej wymowy jak _native _ miec nie będziesz nigdy.


Subskrybuj zawartość