Orlik i muzeum

Otworzyli tego orlika już jakiś miesiąc temu, ale dopiero teraz , przejeżdżając z chłopcami obok, zatrzymałem się, żeby go dokładnie obejrzeć. W miejscu starego błotnistego boiska-kartofliska jest teraz wygodny parking, dwie szatnie, sztuczna trawa do gry w nogę i asfaltowe boisko do siatki albo, jeśli ktoś ma ochotę, do kosza. Zaraz, zaraz… to nie asfalt, jakieś tworzywo. Elastyczne, ugina się pod butem. Zaskoczenie… – Może chcecie pograć w kosza? Dać piłkę? – to jeden z chłopaków biegających po trawie woła do nas. Podchodzę bliżej. – Nie, przyjechaliśmy tylko zobaczyć co to za cudo.- odpowiadam. – Jak chcecie to pójdę po piłkę do kosza, mam w szatni. Nawierzchnia jest z poliuretanu, żeby się kałuże nie tworzyły jak na asfalcie. A w ogóle jak chcecie to możecie przyjść codziennie między 16 a 20. W soboty od 10 do 14. Jestem trenerem środowiskowym i prowadzę zajęcia. Na furtce jest do mnie telefon, można się umówić i zapisać rezerwację na konkretny dzień i godzinę jak macie swoją grupę. Oczywiście bezpłatnie – takie są wymogi dotacji na budowę. – wyjaśnia.
Patrzę jak wraca do chłopców z podstawówki, którzy podjechali na boisko rowerami, w ten dżdżysty, grudniowy dzień, żeby w dresach i w czapkach polatać za piłką. Po równym, suchym boisku. I czuję, jak coś mnie chwyta za gardło. Dosłownie, jestem naprawdę poruszony. Mieszanina radości i żalu…

Nie śmiejcie się. To nie jest żaden „produkcyjniak” na zamówienie Sławka Nowaka albo Mirka Drzewieckiego.

Ja po prostu przypomniałem sobie, jak 20 lat temu też uganiałem się za piłką na przyszkolnym, asfaltowym boisku, gdzie dziury były takie, że nogę można było skręcić a bramki miały to do siebie, że jedna była większa od drugiej. Niewiele, 8 cm. Ale jednak. Przypomniałem sobie swój zapał, radość, brak poczucia czasu, gdy rodzice szukali nas 5 godzin po zakończeniu lekcji. I przypomniałem sobie, że wtedy już widziałem raz takiego orlika. Chyba na jakimś filmie. I tylko westchnąłem marząc o pobieganiu sobie po nim.

Teraz moi chłopcy traktują to, jak normę, że będą mogli grać w nogę w przyzwoitych warunkach a ja widzę w jak biednym i opóźnionym kraju żyję, że budowa prostych piłkarskich boisk dla dzieciaków urasta do rangi największego przedsięwzięcia rządzącej ekipy. Ale trudno, dobre i to. Trzeba się z tego cieszyć i korzystać. Choć mówią, że jedna jaskółka wiosny nie czyni…

***
Dziś Mikołajki i trzeba by zabrać dzieci do kina, albo do teatrzyku jakiegoś – myślę. Ale żona usłyszała w Trójce parę dni temu, że w naszym nowym przybytku, otwartym we wrześniu chyba, Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” (bez ściemy!) otwierają akurat dzisiaj Interaktywny Plac Zabaw. Taka ekspozycja dla dzieci, wstęp za darmochę więc tanio można poobcować z Kulturą. No i w końcu zobaczyć tą nową inwestycję miejską.

Pora otwarcia trochę jak na grudzień i dzieci późna, bo godz. 16, ale, myślę, dzięki temu tłoku nie będzie, obcować będzie łatwiej. Opóźniłem jeszcze nasz wyjazd i tak o 17 z minutami wjeżdżamy na podziemny parking (chyba pierwszy i jedyny w mieście!) i windą transportujemy się do foyer. A tu… tłum dzieciaków i rodziców na dużej otwartej przestrzeni ładnie zakomponowanego parteru Centrum. Szatnia, księgarnia, kawiarnia i recepcja oblegane.

Rozbieramy się i czym prędzej wchodzimy zawiniętymi schodami na piętro, gdzie ma być właściwe to Interaktywne Cóś. Rzeczywiście, w jednej sali jakaś instalacja z kolorowych wielkich sześcianów, gdzie można wejść i czołgać się od jednego do drugiego. Dzieci to lubią. Po 20 minutach idziemy dalej. Tu z kolei ciemno. Jakieś świetlne miecze i świecące kule. A na dodatek jeszcze detektory ruchu malują światłem na ścianie, jak się przesuwają te nasze miecze i kule. Tu sam się nieźle bawiłem. W kolejnej sali też trzeba dotykać albo wody, albo kory z drzewa, albo kamieni. I to wszystko się ożywia na ścianie obok, gdzie projektor wyświetla jakieś widoczki. Czary, jednym słowem.
Dalej jakiś film animowany. Dalej jakieś zdjęcia…

Wracamy na parter do księgarni. Tam pełno wydawnictw dla dzieci. I nasi już wyciągają jakieś książeczki dla siebie. Spotykamy znajomych, których nie widzieliśmy od lat, choć mieszkamy w tym samym mieście.
I nagle próbuję sobie przypomnieć, kiedy i gdzie mogłem wyjść z dziećmi o tej godzinie z domu. I spotkać tylu ludzi, też z dziećmi. I robić jakieś niecodzienne rzeczy… Nie licząc multipleksu i galerii handlowej, oczywiście. Nie przypominam sobie…

Chyba znów ogarnia mnie podobne uczucie, jak na tym boisku, wcześniej. Czyżby to było zdziwienie normalnością, że ktoś zbudował i zorganizował coś dla nas, mieszkańców miasta? I my możemy z tego korzystać, i się spotykać? Że możemy robić i oglądać rzeczy, których do tej pory nie robiliśmy? Nawet nie wiedzieliśmy, że są.

Rafi, obudź się! Przecież mieszkasz w Polsce!
Szczypię się, ale jednak sen trwa…

Orlik nie był jedną jaskółką. Idzie wiosna.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Optymizmu nam brakuje czasem

fajne,

napiszę tylko tyle , że nawet obrosłe legendami załawianie spraw w księgach wieczystych zamknąłem w tydzień

wiosna?

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Max

Trafiłeś w sedno!
Optymizmu nam brakuje.

A może mamy taką juz naturę, żeby wszystko upupić?

Pozdr


Brak właściwej samooceny

(nie należy mylić tego z bufonadą i arogancją)

sprawia że tak łatwo przejść z beznadzieją do porządku dziennego

no ale ja uważam że to od siebie trzeba zacząć

Jeżeli na starcie uważamy samych siebie, za nic nie znaczące trybiki w maszynie to ułatiwmy zniechęceniu i marazmowi robotę :)

pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor


Kulka wodna

optymisycznie powiem, że nie tylko w Toruniu jest Centrum, gdzie można pójść z dziecmi. Na ten przykład w Rzeszowie jest kilka takich center, ha.
Real, Tesco, a jedno mam nawet w mojej wiosce. Auchan się nazywa.

Poza tym mamy wielgachną dziurę w środku miasta. Miało powstać centrum rozrywkowe, ale w zarzadzie miasta nie ma nikogo tak obrotnego jak max i nie załatwili na czas porządku w księgach wieczystych. Inwestor się zwinął, a dziura została


+

mogę nie na temat?

mam takie pytanie, właściwie retoryczne:), jak ty to robisz, że każdy twój tekst jest dobry i lepszy od poprzedniego, niezależnie od którego zacząć czytać, czy od pierwszego czy od ost czy od środka :)

Naprawdę.

A i oczywiście jeszcze tylkopowiem rytualnie, że do dodania nic nie mam.

Pozdrówka i pisz częściej.


Grzesiu

nie kadź, oj nie kadź, bo mnie w zakłopotanie wprowadzasz a ja jestem wielkiej skromności człowiek i tak wielkiej pochwały nie zniesę ;)

Ale dzięki serdeczne za dobre słowo, co stanie się na pewno paliwem dla mego ego i zaowocuje zwielokrotnioną podażą na tekstowisku.

:):):)

Pozdrawiam spłoniony a jednocześnie wdzięczny


To żebyś nie płonił się:)

to cio powiem, że masz konkurencję na TXT wg mnie i to znakomitą, np. taką Gretchen.
A i jeszcze kilka innych osób piszacych wspaniale się znajdzie.

O i co teraz?
:)


Gretchen!

Byłbym szczęśliwy gdyby mi pozwoliła raz do roku wyczyścić swoje trzewiki! Albo chociaż rzemyk zawiązać u sandałków!
Gdzież mi do niej! Grzesiu! Bez żartów!

Może być Droga Gretchen zupełnie spokojna. Jam jej uniżony sługa a nie jakaś konkurencja. ;);)

Ale postawić mnie obok Gretchen? Większej przyjemności nie mogłeś mi sprawić.
A prosiłem – nie kadź...

:D

Pozdr


Subskrybuj zawartość