Nie zasługujemy na praworządność

Praworządność jest tym, o czym najzacieklejsi blogerzy piszą trzy razy dziennie. I najchętniej o jej brak oskarżają a) ekipę rządzącą, b) przeciwnika politycznego, c) ekipę rządzącą i przeciwnika politycznego.

Mieszkam na dość sporym osiedlu. Jako patentowany leń poruszam się samochodem. Każdego dnia mam do pokonania uliczkę, wzdłuż której stoją sklepowe budki. Uliczka na tym odcinku ma zakaz parkowania – nic dziwnego, wąsko jest, a na dodatek sporo ludzi przemieszcza się nią w drodze do lub ze sklepu.

No i teraz normalka – nie ma dnia, nie ma godziny, by nie była – mimo zakazu – obstawiona samochodami. Parkują na czymś, co na upartego można nazwać chodnikiem, ale i tak przejechać wzdłuż tego szpaleru to wielka sztuka. A to obawa, że się “porysujemy”, a to ryzyko, że jakiś przechodzień wejdzie pod koła (bo chodniczek zajęty).

Druga normalka, to ślepota straży miejskiej i policji. Ścigną babinkę handlującą 100 metrów dalej rzodkiewką, wjadą na osiedle i szerokim łukiem ominą uliczkę. A przecież kasy by tam nazbierali co niemiara – w każdej chwili co najmniej 15-20 mandatów do wlepienia.

No i teraz powiedzcie – kto jest winien? Tusk? Kaczyński? Agent Bolek?

Nie – to my, my sami. Plujemy się na brak praworządności, a każdego dnia mamy ją gdzieś. Zwykłe i banalne sytuacje zebrane do kupy tworzą gigantyczną górę zaniechań. A przecież póki my sami nie nauczymy się, że nie wolno parkować w miejscu zabronionym, nie wolno wynosić z pracy spinacza, rzucać głupiego papierka na trawnik czy wyprowadzając psa zadbać, by nie napaskudził na chodnik – to czego oczekujemy? Cudu? Co? Ekipa rządząca nam oczyści chodnik? Politycy nas nauczą znaków drogowych?

Chcemy praworządności, ale tak naprawdę chcemy jej od innych – od siebie samych już jej nie wymagamy. To dla nas zbyt wielki dyskomfort, by jadąc do sklepiku na osiedlu zaparkować nieco dalej – no co? Mamy nasze szlachetne nogi męczyć 100-metrowym spacerem?! Przecież jesteśmy ponad to…

Sprawę straży i policji pomijam – i tak ludzie tu gadają, że w łapę od kupców biorą, by nie przeganiać im klienteli. Ale jeśli chcemy naprawdę być społeczeństwem obywatelskim, to z całym dobrodziejstwem inwentarza – czyli wymagać od innych, ale głównie od siebie.

A to ta uliczka. Jak na złość jest w miarę spokój. Ale po południu będzie jak zwykle – jak na giełdzie samochodowej.

uliczka.jpg

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

a bo uderzac w wysokie tony,

i o praworzadnosci (znaczy sie jej braku) grzmiec, to tak gornolotnie jest, a ze samochod zaparkowany tam, gdzie niby nie mozna – no przeciez tylko na 5 min, gora godzine, przeciez sie spieszy i po co niby 2 ulice dalej stawac. A do przejscia dla pieszych isc 20 metrow, po co? skoro tutaj akurat pasuje przejsc; po co po chodniku, jak mozna trawnik sciac na skroty; a papierek do kosza wrzucic, ogryzek albo peta zamiast na ulice …
moze jak zrozumiemy, ze od tego sie zaczyna, to i politycy nam sie bardziej praworzadni zaczna trafiac …


MacSieniel

pani z rzodkiewką to doskonały przykład, czasem absurd wkrada się dalej

http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,5315227,Przemysl__Wyrok_w_sprawi...

pozdrawiam

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


ślepota

to dość powszechna cecha, ale czasem powodowana pragmatyzmem, bo jeśli szanse na wyegzekwowanie są nikłe, bądź zrozumienie dla absurdu prawa to ja bym taką ślepotę usprawiedliwił. Jednak gdy ślepota jest taka, że nie widzą pani Hani, ale dowalą pani Stasi to faktycznie nóż sie otwiera w kieszeni.

max ja jestem cięty na pieskie sranie więc pana Edwarda mam w głębokim poważaniu, a to, że domaga się dowodu rzeczowego wydaje mi się być śmieszne. W ten sposób moznaby zakwestionować połowę spraw. Policja nie ma dowodu, że jechałem bez pasów, albo bez świateł to niech się całują. Nie ma dowodu, ze ja podpaliłem pole, bo co z tego, ze stoję z zapalniczka i bańką po benzynie.


sajonara

ja też jestem cięty, no ale skoro była opinia weterynarza że to niemożliwe to???

także wiesz, samo nie zniknęło lub go w ogóle nie było:)

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


max

Ok ja rozumiem, ze przypadek jest szczególny, bo wygląda na to, że strażnicy zobaczyli kupę i potem złapali pierwszego z brzegu dziadka z psem.
Ja tak w ogóle mam uprzedzenia do psów na smyczy i sądzę, że tu straż miejska niewiele może. Albo niech płacą (psi miłośnicy) na jakąś słuzbe komunalną co bedzie robiła porządek z psimi odchodami albo sam nie wiem jak problem rozwiązać

Chyba zły adres do żali na właścicieli czworonogów, bo autor sam ma jajnika:)


właśnie

ale ten właściciel sprząta,

na pewno:)

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Mac

hmm – moze masz i racje, jednak sprawa jak dla mnie jest duuzo bardziej skomplikowana… Jest zbyt wiele roznych elementow, ktore skladaja sie na, ze jest u nas tak jak jest tu i teraz.

A rozwiazania, jakby to sie mialo zmienic jakoś chyba nie widac…

pozdrowienia


@ Jacek Ka.

Oczywiście, że jest więcej elementów. Ja dałem przykład przeżyty w 10 minut. Ale po kolejnych 10 minutach bym dał 3 inne przykłady.
Zacznijmy od siebie. Bez tego ani rusz!


Subskrybuj zawartość